Weszliśmy do pierwszego
sklepu jubilerskiego, znajdującego się na naszej liście poszukiwań. Duże
pomieszczenie, wyposażone w mnóstwo szklanych gablot z wystawioną biżuterią.
Może jakiegoś znawcę wcale by to nie zaskoczyło, ale ja zbierałam szczękę z
podłogi, po zobaczeniu części asortymentu. Każda gablota była oświetlona i
drogie kamienie, powysadzane w złotych, czy srebrnych pierścionkach i
zawieszkach, błyszczały zachęcająco, krzycząc nieme „Wybierz mnie!”.
Owszem... każde było piękne i wyjątkowe na swój sposób i z tym mogłam się w stu
procentach zgodzić, ale nie po to tu przyszłam i popatrzyłam na Louisa, który
stał obok mnie. Zauważyłam, że początkowe podniecenie chłopaka kupnem
pierścionka zaręczynowego, zmieniło się na zwyczajne przerażenie, gdy zobaczył
możliwości wyboru. Zaczął panikować, bo stwierdził, że musi to być wyjątkowe,
piękne, ale i skromne za razem. Tak naprawdę sam chyba nie wiedział, czego
chciał, bo gdy ekspedientka, ubrana w firmowy uniform spytała go czym
konkretnie jest zainteresowany, ten zaczął się jąkać i nie wiedział co
powiedzieć.
- Dobra Lou – odezwałam się widząc męczarnie chłopaka. –
Najpierw zastanów się może, nad czymś ogólnym. Chcesz, żeby to było złoto, czy
srebro? Co El woli? – spytałam spokojnie.
- Umm... czy ja wiem? – powiedział gorączkowo.
- Nie denerwuj się. Po prostu przypomnij sobie, jakie
pierścionki nosi, wtedy to nam zawęży poszukiwania z miliona pierścionków, do
zaledwie pół miliona – przewróciłam oczami myśląc o tym, ile spędzimy tu czasu.
„To będzie ciężki dzień...”
- C-chyba srebrne – powiedział po chwilowym zastanowieniu.
Poszukałam wzrokiem Harry’ego, ale on stał gdzieś na drugim końcu sklepu i
oglądał asortyment znajdujący się w dużych szklanych gablotach. „Bardzo
pomocny...”
- Dobrze. W takim razie pooglądajmy te ze srebra –
uśmiechnęłam się pocieszająco, widząc jego lekkie zdenerwowanie i zaczęłam się
zastanawiać, czy on w ogóle przeżyje te oświadczyny. Zresztą... w ogóle
uważałam to za coś wspaniałego. Louis i Eleanor wydawali się być dla siebie
stworzeni. Oboje mieli poczucie humoru, byli mili i zabawni. Widać było jak
bardzo się kochali. Fajnie patrzyło się na nich, jako parę. Myślę, że ostatni
wypadek Louisa i to, ile podobno El spędzała u niego czasu, tylko ich
wzmocniło.
To jak ogromny wybór pierścionków znajdował się przed nami,
było niesamowite. Od małych z cyrkonią, po te najdroższe, a za razem
największe, z prawdziwym diamentem. Kosztowały majątek i szczerze
powiedziawszy, ja bałabym się coś takiego nosić, bojąc się o własne życie, lub
wyrzuty sumienia, gdybym przypadkowo to zgubiła... Zaczęłam przeglądać dalej i
sama dostałam jakiegoś oczopląsu, od wszystkich kolorów kamieni, świecidełek i
innych biżuterii znajdujących się w tym sklepie. Jedynym plusem, było to, że
były poszeregowane kolorystycznie i ze względu na kamienie i przykładowo
turkusy, czy rubiny, nie mieszały się z brylantami. Wszystko było pogrupowane i
podpisane.
- W czym mogę pomóc? Zdecydowali się państwo już na coś
konkretnego? – spytała ekspedientka, która wcześniej pokazywała coś Harry’emu.
Chłopak nadal przechadzał się wzdłuż gablot oglądając z zaciekawieniem
asortyment.
- Potrzebujemy jakiegoś wyjątkowego pierścionka ze srebra,
na zaręczyny, dla tego pana – wskazałam na Louisa, a on się nieśmiało
uśmiechnął.
- Czy są jeszcze jakieś wymagania, czy na razie pan się nie
zdecydował i szuka tego odpowiedniego? – spytała ciepłym głosem, jakby
rozumiejąc jego zestresowanie.
- Jeszcze nie wiem – mruknął Lou, wpatrując się w gablotę
wbudowaną w ladę.
- W takim wypadku, pokaże panu wszystkie, to może coś
wpadnie panu w oko – zaproponowała. Wysunęła wystawę ze szklanej gabloty i
wyłożyła na ladę. Louis przyglądał się pierścionkom, przygryzając wargę.
- Co powiesz na ten? –
spytałam i wyciągnęłam jeden z pierścionków z ładnie oszlifowanym kamieniem
czarnej nocy. Włożyłam go na palec i zaprezentowałam. Pasował idealnie. Jedyną
wadą było to, że nie przepadałam za noszeniem dużych pierścionków na palcu, a
ten nie dość, że był dość spory, do tego kamień trochę ważył...
- Odpada – mruknął Louis, oglądając inne pierścionki
powkładane do specjalnej, czarnej gąbki. Ekspedientka w tym czasie wyciągnęła
biżuterie z jeszcze kilku interesujących nas gablotek i nie pozostało nam nic
innego, jak szukanie tego jedynego i wyjątkowego pierścionka.
- Jak wam idzie? – usłyszałam dobrze znany mi głos za sobą i
odwróciłam się spotykając zaciekawione spojrzenie Harry’ego.
- Fantastycznie – zironizował Louis, mrucząc pod nosem. – A
co ty taki szczęśliwy? Znalazłeś coś interesującego? – zapytał z nadzieją w
głosie.
- Um... raczej nie. Było kilka ładnych, ale raczej nie w
guście El – uśmiechnął się smutno.
- No to szukamy dalej – westchnęłam i podeszłam do
ekspedientki, żeby spytać, czy mają jeszcze jakieś opcje. Kobieta ze smutkiem
stwierdziła, że pokazała nam już wszystkie pierścionki, które były ze srebra i
jeśli nas nie interesują te złote, to nie może nam pomóc. Podziękowaliśmy jej i
wyszliśmy do następnego, z listy sklepów jubilerskich w okolicy.
*
Po pięciu sklepach i dwóch godzinach później,
myślałem, że wykituję od oglądania pierścionków i biżuterii. Znałem już chyba
wszystkie kamienie, jakie znajdowały się najczęściej w takich pierścionkach na
pamięć, i zupełnie nie dziwiłem się
Louisowi, który już totalnie odchodził od zmysłów. Zrezygnowana mina przyjaciela
mówiła sama za siebie i zastanawiałem się, czy kiedykolwiek uda mu się znaleźć
ten jedyny i odpowiedni pierścionek. Zresztą i tak byłem zdziwiony widząc, jak
bardzo niezdecydowany jest, widząc milion różnych ozdób. Zwykle nie przejmował
się takimi rzeczami i brał cokolwiek, byle było i byle by tylko wyjść ze
sklepu. Nigdy nie przepadał za długim łażeniem po galeriach handlowych, nie
mówiąc o robieniu zakupów z El, która chodząc po sklepach i wybierając ubrania
i dodatki, była w swoim żywiole. Czasami zastanawiałem się, czemu nie została
stylistką tylko poszła na medycynę...
- Lou, wybacz że to powiem i wiem doskonale, że chcesz, żeby
to była niespodzianka, ale może po prostu oświadczysz się i poprosisz El, żeby
sama wybrała sobie pierścionek. Wiesz... niektóre pary tak robią – westchnąłem
zrezygnowany. Byliśmy chyba w ostatnim sklepie jubilerskim w okolicy, a Louis
nadal nie znalazł tego, czego szukał.
Nathalie stała wtulona w mój bok, wyczerpana poszukiwaniami, a Lou
oglądał ostatnie z propozycji sprzedawczyni.
- Nie... Muszę to znaleźć! – powiedział lekko oburzony. – To
ma być wyjątkowe i jeśli nie uda mi się dzisiaj, to znajdę to jutro, albo za
tydzień. Nieważne... – westchnął wyjątkowo wyczerpanym głosem. – Chodźmy coś
zjeść, bo padam z głodu i ze zmęczenia. Koniec poszukiwań na dziś.
Przytaknąłem i dziękując kobiecie, wyszliśmy ze sklepu.
Złapałem Nathalie za dłoń i wplotłem swoje palce w jej. Dziewczyna posłała mi
swój piękny uśmiech a ja pocałowałem ją w policzek. Zmierzaliśmy w ciszy przed
siebie gdy nagle brunetka zatrzymała się obracając za siebie. Podążyłem za jej
wzrokiem i dopiero teraz zauważyłem, że Louis wcale nie idzie za nami.
Zatrzymał się przy gablocie przed sklepem, który przed chwilą zwiedzaliśmy i
wpatrywał w coś uważnie.
- Chyba w końcu znalazł to, czego szukał... – cichy chichot
Nathalie dobiegł do moich uszu i uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy przyjaciel
zawrócił i wszedł z powrotem do sklepu.
- Miejmy nadzieję, bo wszystko przed oczami mi błyszczy od
tych świecidełek... – mruknąłem i wykorzystując chwilę pociągnąłem drobną
dziewczynę za sobą. Usiadłem na pobliskiej ławce, posadziłem ją sobie na
kolanach i wtuliłem się w jej plecy.
Zacząłem się śmiać, kiedy kilka minut później ze
sklepu wyleciał uśmiechnięty od ucha do ucha Louis. Był to naprawdę komiczny
wygląd, ale gdzieś w głębi duszy odetchnąłem z ulgą, bo wiedziałem, jak bardzo
jest szczęśliwy z tego powodu, że ma oświadczyć się Eleanor, a on jak nikt inny
razem z nią, zasługiwali na szczęście.
*
Gdy
Louis po zjedzeniu z nami lunchu powiedział, że musi jechać jeszcze coś
załatwić i podziękował za pomoc i wsparcie w szukaniu pierścionka
zaręczynowego, pożegnaliśmy się z nim i rozeszliśmy w różne strony.
Postanowiliśmy z Harrym przejść się, zamiast jechać środkami komunikacji miejskiej
do domu. Chodzenie po sklepach było naprawdę wyczerpujące, ale chcieliśmy
spędzić jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu, korzystając z słońca, które
wyjątkowo zagościło dziś w Londynie, odbijając się od białego puchu i odrobinę
go roztapiając.
-
Lepiej opowiedz jak ci się żyje z wujkami?
-
W porządku. Ich dom, jeśli tak to można w ogóle nazwać, jest ogromny i bardzo
luksusowy. Szczerze powiedziawszy, to czuję się tam trochę dziwnie... jakbym
była na wakacjach w bardzo drogim hotelu. Zapisuję się do tamtejszej szkoły od
następnego semestru, ponieważ ciocia stwierdziła, że nie będzie mnie zapisywać
na tydzień przed przerwą świąteczną, a w tym czasie będę szukać pracy.
Właściwie, możliwe, że uda się jakąś załatwić po znajomości – uśmiechnęłam się
do niego smutno.
-
Czemu jesteś smutna? Przecież nie jest najgorzej... – westchnął stając i
lustrując mnie przenikliwym wzrokiem.
-
Po prostu smutno mi, jak pomyślę, że jutro wieczorem będę musiała wyjechać i
zostawić cię na kolejny tydzień... To nie jest fair – powiedziałam cicho i
poczułam ciepłą dłoń, gładzącą mój zmarznięty policzek.
-
Nikt nie powiedział, że życie jest fair, kochanie... Musimy żyć tak jak jest i
brać to, co nam daje – uśmiechnął się i pocałował czule moje czoło. – Kocham
cię najmocniej na świecie, wiesz? – wziął mnie w objęcia, a ja przytuliłam się
do niego mocno, jakby był moją ostatnią deską ratunku. – Zawsze o tym pamiętaj,
dobrze? – szepnął, a ja na potwierdzenie pokiwałam głową.
-
Zawsze. – Wypowiedziałam te słowa bez zawahania i z wielką pewnością siebie. Bo
tak naprawdę, to była jedyna rzecz, jakiej byłam pewna w moim życiu.
*
Oglądaliśmy
z Harrym jakiś tani horror i tylko modliłam się w myślach, żeby już się
skończył. Sama nie wiem, czemu dałam w ogóle mu się na to nabrać, bo wydawało
się, że chłopak miał niezłą zabawę, widząc jak rzeczy na ekranie, działają na
moje reakcje, które na zmianę wyglądały tak, że albo chowałam się za nim,
byleby przestać patrzeć na jakieś krwawe sceny, albo piszczałam, kiedy coś
wyleciało zza rogu, napadając na głównych bohaterów. Ja tu odchodziłam od
zmysłów, a ten z wielkim uśmiechem oglądał horror i wydawał się być nieźle
zadowolony z tego powodu.
Gdy
po jakiś kilkunastu scenach, przy których już po prostu zamykałam oczy, bo nie
chciałam patrzyć, jak nagle nóż dziwnymi siłami obraca się sam w powietrzu i
wycina jednemu z uczniów przeklętej szkoły oczy, lub jak duchy torturują kogoś,
wycinając na żywca z niego organy, po czym zostawiają go, aby się wykrwawił na
miejscu, na moje szczęście film się skończył. Przeklinałam w duchu moją
głupotę, że zgodziłam się oglądać horror, kiedy zaraz miałam pojechać do domu
wujków, żeby sama w nim spać, nasłuchując każdego skrzypnięcia, czy stukania w
okno.
-
Nigdy więcej nie oglądam horrorów! – powiedziałam, gdy chłopak zajął się
wyciąganiem płyty z odtwarzacza DVD.
-
Oj tam, przesadzasz... było fajnie – wyszczerzył się, a ja zgromiłam go
wzrokiem.
-
Ta! Wprost fantastycznie, nie mówiąc o tym, że zaraz będę musiała jechać do
pustego domu i sama w nim spać. Nie... przepraszam. Ja w ogóle nie zasnę! –
krzyknęłam i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, obejmując je rękami. –
A to wszystko twoja wina! – mruknęłam na odchodne i przeczesałam dłonią włosy,
które opadły mi na twarz.
-
Kto powiedział, że będziesz musiała wracać do pustego domu wujków? Przecież
możesz spać tu. – Chłopak uśmiechnął się i usiadł obok, obejmując mnie
ramieniem.
-
Harry... nie będę robić Janette kłopotu. Nie ma takiej opcji! – powiedziałam od
razu, na co chłopak posłał mi rozbawione spojrzenie.
-
Naprawdę myślisz, że to dla niej będzie problem? Mogę cię zapewnić, że nie.
-
Ale...
-
Nie ma żadnego ale – przerwał mi. – Nie pozwolę ci jechać o tej porze samej do
domu! Możesz spać ze mną, a jak nie chcesz, to odstąpię ci moje łóżko i
prześpię się na kanapie. I nawet nie próbuj dyskutować – zagroził i wstał,
udając się do kuchni i biorąc przy tym ze sobą miskę z popcornu, który
wcześniej zjedliśmy. Wstałam z kanapy i poszłam za nim. Oparłam się o wyspę
kuchenną, obserwując jego umięśnioną sylwetkę od tyłu, podczas gdy on mył
naczynia.
-
Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś uparty jak osioł? – spytałam unosząc brew.
-
Janette ciągle mi to powtarza – zaśmiał się pod nosem. – Ale to chyba rodzinne,
bo ona też potrafi być uparta – odwrócił się, wycierając mokre ręce w ręcznik
kuchenny i podszedł do mnie. – To czego
życzy sobie teraz moja księżniczka? Oglądamy coś jeszcze, czy może wolisz
pachnącą i gorącą kąpiel?
-
Zdecydowanie to drugie – uśmiechnęłam się i chłopak chwycił mnie za rękę,
prowadząc na górę do swojego pokoju.
-
W takim razie rozpakuj sobie rzeczy, a ja idę przygotować kąpiel – mrugnął do
mnie i udał się do łazienki, znajdującej się naprzeciwko sypialni.
Wyciągnęłam
z dużej torby krótkie spodenki od pidżamy i zaczęłam szukać koszulki. Gdy wyciągnęłam
niebieską bokserkę, wpadłam na pewien pomysł. – Harry! – krzyknęłam tak, aby
chłopak znajdujący się w łazience mnie usłyszał. – Mogę pożyczyć sobie jakąś
twoją koszulkę?
-
Jasne – usłyszałam jego głos, zagłuszony odgłosem nalewającej się do wanny
wody. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do dużej mahoniowej szafy,
znajdującej się w kącie pokoju. Otwarłam jej drzwi i zaczęłam szperać w stosie
równo poukładanych podkoszulków chłopaka. Wyciągnęłam jedną z czarnych, z, jak
się potem okazało, jakimś śmiesznym motywem na przedzie i wziąwszy szczoteczkę
do zębów, ręcznik i pidżamę ruszyłam do łazienki.
Gdy
weszłam do pomieszczenia, do moich nozdrzy doszedł słodki zapach olejku
migdałowego i miodu. Harry zostawił mnie samą i zamknął za sobą drzwi, a ja
ściągnęłam z siebie ubrania i weszłam do prawie wrzącej, ale niezwykle
przyjemnej wody. Wszystkie moje mięśnie momentalnie się odprężyły a ja
westchnęłam z przyjemności. Tego właśnie mi było trzeba!
*
Widziałam
na nowo ich twarze pełne ran i krwi, przygniecione kończyny i blade twarze.
Krzyczałam, ale nikt nie słyszał. Zresztą moje wołania i tak były zduszone
przez to, że przygniecione żebra uciskały płuca i nie mogłam prawie zupełnie
nabrać powietrza. Mój własny koszmar dziejący się na nowo i na nowo. „To
wszystko twoja wina...” znienawidzony głos, odbijał się echem w mojej
głowie, a ja rozpadałam się na coraz mniejsze cząsteczki widząc co się dzieje i
nie mogąc nic zrobić. Znienawidziłam siebie za swoją słabość i za to, że w
ogóle ich o to poprosiłam. Mogli tu nie przyjeżdżać! Widziałam ludzi w czarnych
kombinezonach, starających się zlikwidować płomienie. Zaraz po tym, gdy udało
się im względnie opanować sytuację, podbiegli ci w czerwonych. Jeden z nich
podbiegł do mnie i zaczął coś mówić, ale go nie słuchałam. W mojej głowie nadal
szeleściły niechciane słowa, a ja starałam się skupić na tym, co mówią tamci
klęczący przy moich rodzicach.
-
Brak jakichkolwiek oznak. Nie żyją – powiedział jeden z nich, upewniając się
jeszcze raz.
-
Bierzcie dziewczynę i chłopaka do szpitala. Trzeba natychmiastowo operować!
Mężczyzna
próbował mnie podnieść, ale zaczęłam się szarpać. – Nie, nie, nie! – krzyczałam
niemo. – To nie może być prawda. Zostawcie mnie! – wydusiłam z siebie, szarpiąc
się z całych sił, choć tak naprawdę miałam ich niewiele i ratownik bez trudu
wstrzyknął mi jakiś środek uspokajający, po którym zdążyłam jeszcze kilka razy
krzyknąć i odpadłam w bardzo krótkim czasie.
-
Nie... – jęknęłam przeraźliwie zalewając się łzami i reszta była totalną
czernią, która pochłonęła mnie natychmiastowo i bez problemu.
Poczułam
ciepło na policzku i cichy głos w oddali. Znałam ten głos. Nagle otwarłam oczy
i zachłysnęłam się powietrzem, widząc zarysy pomieszczenia, w którym się
znajdowałam. Ciepło z mojego policzka nie znikło i miarowo przemieszczało się
po nim.
-
Shh... już wszystko dobrze. Jestem tu z tobą, skarbie – usłyszałam cichy głos
należący do Harry’ego i domyśliłam się, że to właśnie jego ręka gładzi mnie
delikatnie po policzku, ścierając przy okazji łzy, które skapywały z oczu. – Już wszystko dobrze. – Powtórzył, jakby
upewniając się, że odróżniam rzeczywistość, w której się znajduję, od koszmaru,
po czym wziął mnie w opiekuńcze objęcia, pozwalając wypłakać się i otrząsnąć ze
złego snu.
-
Mogłem nie puszczać ci tego głupiego horroru... – westchnął przepraszająco,
kiedy zdążyłam trochę ochłonąć i się uspokoić.
-
N-nie... to nie przez ten horror... – szepnęłam cicho. – Mam tak często. To nie
twoja wina. – Próbowałam go usprawiedliwić, bo to faktycznie nie była jego
wina. To był taki mój własny koszmar, który śnił mi się często na nowo i na
nowo i co najgorsze, był tak realny i prawdziwy, że za każdym razem wywoływał
płacz i budzenie się z krzykiem w środku nocy. Nigdy nie wiedziałam, kiedy znów
zaatakuje i będę musiała przeżywać go na nowo...
-
Co ci się śniło? Chcesz o tym porozmawiać? – spytał chłopak, gładząc delikatnie
moją głowę, nadal trzymając mnie w objęciach.
Przełknęłam
głośno ślinę. Jeszcze nigdy nie powiedziałam o tym nikomu... Jedyną osobą,
która wiedziała, był mój brat. Zresztą... on również to przeżył i jego także
dręczyły koszmary nocne. Jako jedyny w pełni mnie rozumiał... Bałam się o tym
mówić, ale Harry zasługiwał na prawdę. Długo nie uda mi się ukrywać przed nim
wszystkiego i wcześniej, czy później, będzie musiał się o tym wszystkim
dowiedzieć... Jedynym ważnym pytaniem jest to, czy ja jestem na to gotowa?
-
Przepraszam, Harry. Nie potrafię... – wyszeptałam, a chłopak mocniej przytulił
mnie do siebie i ucałował troskliwie w czubek głowy.
- Nic nie szkodzi. Powiesz, kiedy będziesz gotowa – szepnął troskliwym
głosem. - Chodźmy spać, dobrze? – uśmiechnął się pocieszająco i gdy kiwnęłam
głową, zgasił lampkę i ułożył się na łóżku tak, że łatwo wtuliłam się w jego
ciepłe ciało i tym razem zasnęłam nieco szybciej. A wszystko przez jego
bliskość, która działała na mnie wyjątkowo kojąco i jego ramiona, szczelnie
mnie obejmujące, w których miałam swoją własną, bezpieczną przystań...
Przepraszam za wszystkie błędy. Poprawiałam rozdział, ale kiepsko mi to poszło, bo jestem totalnie wykończona po tym dniu. Mam nadzieję, że nie są aż tak rażące.
Dziękuję wszystkim cierpliwym i do następnego! xx.