środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 17

Obudziłam się cała spocona z krzykiem. Oddychając ciężko, po prostu pozwoliłam łzom spłynąć po policzkach. Usiadłam na łóżku i przyciągając nogi do klatki piersiowej, siedziałam tak, próbując się uspokoić.
Zazwyczaj kiedy to się działo, był przy mnie Dany... Zawsze kiedy słyszał, moje krzyki, nerwowe mówienie czegoś niezrozumiałego przez sen, był przy mnie i zawsze wiedział o co chodzi. Siedział, pomagając mi, lub po prostu był. Nie musiał nic mówić... wystarczyło, że był razem ze mną i miałam przeczucie, że wszystko jest z nim w porządku.
Te sny były takie realne... Tak jakby to był odrębny świat, w którym czuję ten przeszywający ból, połamanych kości, poobijanego i porozcinanego ciała... Tak, jakby ten prawdziwy koszmar, odgrywał się na nowo, i na nowo... bez końca.
Patrząc na zegarek, zorientowałam się, że jest czwarta nad ranem. Położyłam się i próbowałam zasnąć, ale za nic nie mogłam. Wspomnienia rozbudziły mój mózg, który rozmyślał wtedy nad tym, co by było gdyby, i przywoływał jeszcze więcej wspomnień, z którymi wiązał się psychiczny ból.
*
Szkoła... tak. Chyba skłamałbym mówiąc, że czekałem na ten dzień... Nie żeby coś, ale takie wolne dni, które w całości mogłem spędzać z Nathalie, były o wiele lepsze niż wstawanie wcześnie rano i pójście do szkoły. No ale cóż... mus, to mus. Jedynym pozytywem było to, że ostatnią lekcje-język francuski- mieliśmy razem.
Spakowałem książki do plecaka i szybko porwałem jakieś jabłko z miski. Pożegnałem się z Janette i wybiegłem z domu. Przez ten długi weekend, czułem się totalnie wyrzucony z rytmu i prawie dzisiaj zaspałem. Wsiadłem do samochodu i czym prędzej pojechałem do szkoły.
Pierwsza lekcja była katorgą. Przez to, że nie do końca się wyspałem, zrozumienie matematyki i trudnych zadań, które nauczycielka nam wykładała, graniczyło z cudem. Kolejne lekcje poszły nieco lepiej, ale nadal czekałem na wybawienie w postaci francuskiego, żeby zobaczyć się z Nathalie.
Moja klasa składała się w połowie z ludzi, do których raczej nic nie miałem i w połowie z tych, którzy byli naprawdę irytujący... Chyba w każdej klasie, musi znaleźć się jakiś kozioł ofiarny, ktoś, kto najlepiej się uczy, jacyś żartownisie i blond laleczki, które próbują za każdym razem zwrócić na siebie uwagę. Tak... w mojej klasie też była taka jedna i nie wiem czemu, ostatnimi czasami, albo mi się zdawało, albo próbowała się do mnie przystawić. Nie był to pierwszy raz, kiedy usiadła na jakiejś lekcji obok mnie, choć ostatnio myślałem, że to jednorazowa sprawa.
- Hej – jej piskliwy głosik uderzył w moje bębenki, prawie je rozwalając. Posłałem jej wymuszony uśmiech i szepnąłem ciche ‘cześć’. Dziewczyna usiadła obok mnie i rzuciła swoją czarną torbę, na nasz stół. Wyciągnęła kolorowe zeszyty i podręcznik do języka angielskiego i zaczęła je równo układać na stoliku. Obciągnęła bluzkę w dół, eksponując swój pokaźny dekolt.
„Serio?” jęknąłem w myślach i kiedy do klasy wpadł Liam. Miałem ochotę go zamordować za to, że tym razem się spóźnił. Posłałem mu mordercze spojrzenie ukradkiem pokazując na panienkę siedzącą obok mnie, na co on tylko posłał mi przepraszające spojrzenie i usiadł w ławce przed nami.
Postanowiłem ignorować Ashley, która ciągle chichotała pod nosem, sam nie wiem z czego i wyciągnąłem komórkę. Napisałem sms’a do Nathalie, której o dziwo nie spotkałem na korytarzu, przechodząc z sali do sali i schowałem komórkę za piórnik, żeby nauczyciel, który już rozkładał swoje pomoce naukowe na biurku, nie zauważył jej.
W pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka i cała klasa wstała, żeby przywitać się z nauczycielem. Gdy usiedliśmy otwarłem zeszyt i wziąłem długopis, żeby zapisać temat.
- Um, Harry, mógłbyś powiedzieć mi, jaki jest temat? – blondynka spytała przesłodzonym głosem, a ja popatrzyłem na nią, jak na jakąś szurniętą wariatkę.
- Taa... jasne, tylko tak właściwie, to ten sam temat masz na tablicy – mruknąłem, przyglądając się jej i ściągając brwi w zamyśleniu. Dziewczyna tylko zachichotała, czerwieniąc się i zapisała temat w zeszycie, swoim długopisem z różowym pluszem, na górze. Czy ona próbowała zwrócić na siebie moją uwagę? Szczerze powiedziawszy, to nieźle jej to wychodziło...
Wziąłem potajemnie do ręki, świecącą się komórkę i przeczytałem odpowiedź Nathalie.
„U mnie w porządku... A jak Tobie leci dzień? Xx” 
Uśmiechnąłem się i popatrzyłem kątem oka, na przyglądającą mi się „potajemnie” blondynkę.
„U mnie też, pomijając mały szczegół, że siedzę z dziewczyną, która molestuje mnie wzrokiem.”
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź dziewczyny, która sprawiła, że rozciągnąłem usta w leniwym uśmiechu.
„Uh... mam się czuć zazdrosna? ;)”
Popatrzyłem szybko, czy nauczyciel się mi nie przygląda i gdy zauważyłem, że mówi coś do połowy klasy, która go słucha i zapisuje coś na tablicy, wklepałem w dotykowy ekran odpowiedź.
„Hmm... szczerze powiedziawszy, to od molestowania wzrokiem się zaczyna... potem jest część z rozbieraniem wzrokiem... więc myślę, że powinnaś ;p”
„Oj... niech ja tylko ją dorwę w moje ręce... Nikt nie będzie cię ani molestował, ani rozbierał wzrokiem... nie pozwolę na to! :) (tylko ja mogę to potajemnie robić!)” – zachichotałem pod nosem, widząc kolejną odpowiedź mojej dziewczyny.
„Chyba już za późno... Nie mogę się doczekać francuskiego! (naprawdę to robisz? :D)”
„Ja też... a teraz wracaj do nauki, bo może się to źle dla nas skończyć! Porzucam Cię mój ukochany, dla jakże fascynującego życia płazów i tego mega seksownego profesora-Żaby ;) (a co Ty myślałeś... oczywiście, że tak... tylko ja nie zaczynam od molestowania wzrokiem... ja od razu przechodzę do rozbierania ;)) x”  - mało brakowało, a przy tej odpowiedzi wybuchnął bym śmiechem. Zobaczyłem tylko jak nauczyciel przygląda mi się z zaciekawieniem i musiałem porzucić wyobrażenie profesora, o którym pisała dziewczyna. Mając przed oczami średniego wzrostu faceta, z ulizanymi czarnymi włosami, kwadratową twarzą, przez którą zyskał przydomek „żaba”, prostokątnymi okularkami i pogniecionym sweterku w romby, ciężko było się nie śmiać.
„Hahaha... czuję się zdradzony! Żegnaj! (muszę to kiedyś zobaczyć! :D) x”
Uśmiechnąłem się pod nosem i powoli, żeby nauczyciel nie zauważył, schowałem komórkę do kieszeni. Wróciłem do słuchania jego nudnego wykładu i po chwili zacząłem zapisywać notatki. Kiedy pisałem, wprost czułem palący wzrok Ashley na sobie... serio, jeszcze chwila, i coś jej zrobię! Niech mi ktoś przyniesie patelnie, żebym mógł walnąć ją w głowę i zamknąć jej przeszywające, zanadto pomalowane oczy, na jakieś pół godziny...
*
Ze względu na to, że nadszedł czas na francuski, udałem się do szkolnych szafek, żeby wyjąć z nich potrzebne podręczniki i schować resztę niepotrzebnych. Zamknąłem niebieską szafkę i zobaczyłem, jak obok mnie staje Liam.
- Hej stary – przywitałem się z nim, naszą męską sztamą i uśmiechnąłem.
- Cześć Harry... serio, przepraszam cię za to, że tak się dziś spóźniłem – zmarszczył twarz, robiąc przepraszającą minę.
- Nic się nie stało – poklepałem go po ramieniu i popatrzyłem na drobną brunetkę, która stała przy swojej szafce.
- Ashley bardzo dała ci popalić? – spytał.
- Hmm... ostatnio jest jej wszędzie pełno. Zaczynam naprawdę zastanawiać się, czego ona ode mnie chce... – mruknąłem.
- Współczuję. Będziesz dziś na próbie?
- Jasne. – Uśmiechnąłem się i zawiesiłem plecak na ramieniu. – Sorry Li, ale muszę lecieć. Do zobaczenia na próbie! – pożegnałem się szybko i podbiegłem do stojącej tyłem Nathalie, która właśnie wyciągała swoje podręczniki z granatowej szafki.
Objąłem ją od tyłu i nachyliłem się szepcząc „cześć skarbie” na co dziewczyna podskoczyła w miejscu.
- Harry... – powiedziała na wydechu - Aż tak lubisz mnie straszyć? Chcesz mnie przyprawić o zawał w tak młodym wieku? – spytała żartobliwie, ale po jej reakcji widziałem, że faktycznie udało mi się ją wystraszyć.
- Przepraszam – mruknąłem i cmoknąłem te piękne malinowe wargi, które tak uwielbiałem. Odsunąłem się od dziewczyny i przyjrzałem się jej twarzy. Wyglądała trochę inaczej... wory pod oczami, ewidentnie wskazywały na nieprzespaną noc, lub długi płacz... „A może jedno i drugie...”
- Co się stało? – spytałem bez ogródek nie ściągając rąk z jej talii. Dziewczyna nieco się zmieszała, ale popatrzyła na mnie pytająco.
- Ale o co ci chodzi? Przecież nic się nie stało... – powiedziała cicho.
- Nathalie, mnie nie oszukasz... A już nawet gdyby, to możesz mówić co chcesz, ale te wory pod oczami mówią same za siebie... Czemu płakałaś? Ktoś ci coś zrobił? – spytałem zmartwiony i po moim kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz, na myśl o tym, że ktoś mógłby jej coś zrobić. „Dany...” odezwała się moja podświadomość sprawiając, że jeszcze gorzej się poczułem.
- Nie płakałam... – mruknęła, ale kiedy zobaczyła moje niedowierzające spojrzenie, przewróciła oczami i dodała – No dobra... może trochę... Ale w sumie, to nie mogłam spać i tyle... zwyczajna bezsenność – spróbowała się uśmiechnąć, żeby zakończyć ten temat i pójść do klasy, ale zatrzymałem ją i spojrzałem na nią władczo.
- Skoro to tylko bezsenność, to czemu płakałaś? – uniosłem brwi, próbując wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji.
- Harry... nigdy nie płakałeś, kiedy śnił ci się koszmar? – spojrzała pytająco. – No właśnie. Więc nie baw się w detektywa, tylko chodźmy już do klasy – nachyliła się, żeby cmoknąć mnie w policzek i wplotła palce swojej dłoni w moje. Pociągnęła mnie do sali i nie pozostało mi nic innego, jak udać się za nią.
*
- Panie Styles, proszę nam przedstawić ćwiczenie, które mieliście przed chwilą zrobić, i opisać krótko wybraną przez siebie osobę. – Głos nauczyciela przedarł się przez szepty uczniów, skutecznie ich uciszając. Harry podniósł głowę i spojrzał na nauczyciela, jakby upewniając się, że to właśnie jego poprosił. Chłopak odchrząknął i zerkając do zeszytu zaczął:
- Ma petit ami s’appelle Nathalie. Elle a dix-sept ans. Victoria est sa deuxiéme prénom. Londres est sa lieu naissance. Elle a une frére. Sa passion est le musique.  Nathalie a une belle voix – gdy usłyszałam ostatnie słowo, i poczułam, że zarumieniłam się lekko. Harry kontynuował: - Sa couleur préféré c'est le bleu. Elle aime le film et la musique. Nathalie est trés gentille.*  chłopak skończył, a nauczyciel pochwalił go za bezbłędną wypowiedź. Harry usiadł i posłał mi swój piękny uśmiech, po którym miękły mi kolana. „Dobrze, że teraz siedziałam...” Mogłam wprost się założyć, że cała płonę, i nawet lodowata woda by tego nie zmieniła.
Po lekcji francuskiego na całe szczęście nie było nic... No może poza próbą, ale na szczęście, do niej było jeszcze jakieś półtorej godziny. Harry więc postanowił, że nie możemy iść na próbę o pustym żołądku, i tym oto sposobem zabrał mnie na szybki lunch do naleśnikarni.
Miejsce znajdujące się na obrzeżach, do którego jak się weszło, to nie chciało się wychodzić. Przytulne pomieszczenie, urządzone skromnie, przypominające nie jakąś restauracyjkę, ale raczej dom. Człowiek przebywając tam, czuł się wyjątkowo rozluźniony i spędził miło czas, w ciepłej, przyjaznej atmosferze, panującej w środku.
Ściany pomalowane były na beżowo, poza jedną – błękitną. Na każdej z nich wisiało przynajmniej kilka obrazów, czy innych ozdób, co sprawiało, że wnętrze nie wydawało się takie puste... Brązowe zasłony, podwieszone były po bokach okna, a duży kominek, stojący przy jednej z beżowych ścian, dodawał temu miejscu swoistego ducha.
Usiedliśmy z Harrym przy jednym ze stolików pod oknem i powiesiliśmy swoje płaszcze na wieszaku przy kominku, żeby trochę się ogrzały, przed wyjściem na zewnątrz.
- Więc jakie pyszności sobie pani życzy? – spytał brunet, kiedy przeglądałam kartę wypełnioną wszystkimi możliwymi rodzajami naleśników. Od zwykłych, z serem i z dżemem, na słodko, do jakiś na słono, lub ostro. Cóż... zdecydowanie było w czym wybierać!
- Chyba wezmę z nutellą i truskawkami. – Posłałam chłopakowi delikatny uśmiech i odłożyłam kartę.
- Oh... Ty naprawdę jesteś wybranką mojego serca – chłopak wyszczerzył swoje białe ząbki. – Myślałem dokładnie o tym samym! – Zabrał dwie karty ze stolika i poszedł zamówić nasze dwie porcje naleśników z nutellą i owocami.
Nie wiem, co mnie popchnęło do tego, żeby napisać tego sms’a, nie wiem, czemu to zrobiłam, i chodź wiedziałam, że to będzie nie fair w stosunku do Harry’ego, zrobiłam to. Pod nieobecność chłopaka wyciągnęłam komórkę i szybko napisałam krótką wiadomość. Chwilę wahałam się kiedy miałam nacisnąć przycisk „wyślij”, ale w końcu zdecydowałam się i przejechałam palcem, po danym klawiszu. W tym samym czasie przyszedł brunet, więc szybko schowałam komórkę i popatrzyłam na uśmiechniętego chłopaka, siadającego naprzeciwko mnie.
- Ta miła pani przyniesie nam je, kiedy będą gotowe – powiedział pokazując głową na starszą panią, stojącą za ladą, najprawdopodobniej właścicielkę. Kobieta uśmiechała się przyjaźnie, co momentalnie wywołało moją sympatię do jej osoby.
- Jak czuję ten piękny zapach, to robię się podwójnie głodna – zaśmiałam się pod nosem. Zapach roznoszący się w pomieszczeniu, był piękny... Od samego początku, jak tu weszliśmy, czuć było mieszankę zapachu naleśników, cynamonu, owoców, czekolady i innych słodkości. Kilka stolików od nas, siedziała jedna para, i poza tym, to lokal świecił pustkami... To było w nim dobre. Było tu spokojnie i względnie cicho.
- Jakie masz plany na weekend? – Harry wyrwał mnie z zamyślenia i popatrzyłam na niego nieprzytomnym wzrokiem. Zaczynałam przetwarzać w głowie jego słowa i zastanawiać się nad nimi. I właśnie wtedy, moją głowę zajęła ta jedna, konkretna i niechciana myśl. „Kolejne kłamstwo?”
- Um... jak na razie żadne – posłałam nieco wymuszony uśmiech, ale na szczęście Harry tego nie zauważył. – W piątek muszę jechać do szpitala na zdjęcie szwów.
- Chcesz, żebym był tam z tobą? – chłopak spytał lustrując moją twarz. Nie odpowiedziałam mu. Pokiwałam tylko twierdząco głową i w tym samym momencie do naszego mahoniowego stoliczka, podeszła miła starsza pani, z dwoma talerzami pełnymi samych pyszności. Tak... jak je się coś takiego, można naprawdę szybko zapomnieć o problemach...
*
Na próbie było zaskakująco dobrze. Praktycznie wszyscy mieli już opanowane swoje role i jedyne co zostało, to jeszcze jedna próba jutro i ta generalna, zaplanowana na 2 godziny przez występem, pojutrze.
- Dobra robota. Dziękuję wszystkim i poproszę jeszcze odtwórców głównych ról, Harry’ego i Nathalie. Reszcie dziękuję. – Pani Montgomery skończyła i wszyscy zaczęli bić brawo. W końcu wszystko było dopięte na ostatni guzik... prawie.
Podeszliśmy z Harrym do nauczycielki, która zajęła się za składanie porozrzucanych na stole kartek z poszczególnymi tekstami. Pomogliśmy jej wszystko posprzątać, a ona podziękowała nam z wdzięcznością i zwróciła się do nas.
- Mam do was pytanie. Jako odtwórcy głównych ról, czeka was pocałunek pośrodku występu, podczas jednego ze spotkań bohaterów, a potem na domniemanym łożu śmierci Julii. Nie będzie z tym większego problemu? – pani Montgomery spojrzała na nas spod prostokątnych okularów i zmierzyła nas wzrokiem, pytająco. Popatrzyłam na Harry’ego, ale on tylko się uśmiechnął i przytaknął. Tak... ta kobieta chyba nie wie, że jesteśmy razem... „A skąd do diabła, miałaby to wiedzieć?!” odezwała się moja podświadomość i miałam ochotę pacnąć się w czoło.
- W takim razie super... Wolę się oczywiście upewnić, bo niektórzy nie potrafią pogodzić pracy teatralnej z uczuciami, czasem pozytywnymi, a czasem wręcz przeciwnymi, żywionymi do danej osoby – puściła nam oczko, a my zaśmialiśmy się oboje. – Dobrze... w takim wypadku, jesteście wolni – nauczycielka uśmiechnęła się przyjaźnie. – Do zobaczenia jutro dzieciaki!
- Do widzenia, pani profesor – odpowiedzieliśmy prawie na raz i znów zaśmialiśmy się. Wzięliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się do wyjścia.
Pogoda jak na porę roku, była nawet niezła. Co prawda zimny wiatr dawał nieco w kość a ogołocone z liście drzewa, zwiastowały zimę, ale jak na razie było w miarę znośnie.
Zapięłam beżowy płaszcz i naciągnęłam na głowę czapkę. Poprawiłam włosy i stanęłam w miejscu nie będąc pewna, jak to rozegrać. Harry zatrzymał się kilka kroków przede mną, zauważywszy, że nie idę i posłał mi pytające spojrzenie.
- Nie idziesz? – spytał zdziwionym głosem.
- Um... nie. Wiesz co? Muszę jeszcze coś załatwić, a przy okazji się przejdę... dobrze mi to zrobi. – Posłałam mu kolejny nieco sztuczny uśmiech tego dnia. „Kłamiesz bez mrugnięcia okiem...” odezwała się moja jakże pocieszająca podświadomość.
- Jesteś pewna? Przecież mogę cię podwieźć... nie ma najmniejsze... – nie dałam mu dokończyć, tylko wcięłam się trochę w zdanie.
- Nie, Harry. Naprawdę. Muszę już lecieć, zobaczymy się jutro w szkole. – Podeszłam do niego i pocałowałam go na pożegnanie, po czym odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie. Odwróciłam się jeszcze raz, uśmiechając do niego i widząc jak jeszcze chwilę stoi na parkingu zdezorientowany. W końcu on też się odwrócił, wsiadł do auta i pojechał.




Udało mi się wczoraj nabazgrolić ten rozdział...w końcu xD
Mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu wam się podoba ;)

*Harry w wypowiedzi po francusku, kiedy nauczyciel prosi go o krótkie opisanie wybranej przez niego osoby, mówi mniej więcej tak: Moja dziewczyna ma na imię Nathalie. Ma 17 lat. Victoria, to jej drugie imię. Londyn jest jej miejscem urodzenia. Ma jednego brata. Jej pasą jest muzyka. Nathalie ma piękny głos. Jej ulubionym kolorem jest niebieski. Uwielbia filmy i muzykę. Nathalie jest bardzo ładna.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 16

Spanie samemu nie było już tak przyjemne. Czując czyjeś ciało, które dodatkowo cię ogrzewa, daje ci jakieś tam poczucie bezpieczeństwa, czy to po prostu, że jest, jest zupełnie inną bajką niż spanie samemu. Rozsunąłem rolety w pokoju, żeby wpadło do niego trochę promieni słonecznych. Dzisiejszy dzień wcale ich nie poskąpił, wręcz przeciwnie. Na zewnątrz panowała cudowna pogoda. Niebieskie niebo było przykryte dosłownie kilkoma chmurkami, a cały Londyn oświetlany był przez słońce.
Zszedłem na dół i zastałem tam Janette wcinającą naleśniki z czekoladą, bitą śmietaną i owocami. „Nie jest dobrze...” Poradzenie sobie Janette z najczęściej miłosnymi problemami, to było zajadanie się albo takimi naleśnikami z dużą ilością dodatków, albo jedzenie dużej ilości lodów waniliowych. W innym wypadku raczej tego nie jadła...
- Co jest? – spytałem się nawet nie witając i widząc jej przybitą minę. Ta podniosła gwałtownie głowę i złapała się za klatkę piersiową.
- Jezu, Harry... wystraszyłeś mnie! – krzyknęła wystraszona. – A tak w ogóle, to mógłbyś nie latać po domu w samych bokserkach – skrzywiła się lustrując mnie wzrokiem.
- Dobra, nie zmieniaj tematu. Połowę mojego życia łażę po domu w bokserkach i dotychczas nie zwracałaś na niego uwagi. Lepiej mów, co się stało... – mruknąłem siadając i kradnąc jej kawałek pomarańczy z talerza.
- Ej, to moje – powiedziała oburzona i zasłoniła dłońmi talerz.
- Więc...? – ponagliłem.
- Ugh... pamiętasz mojego szefa, z którym byłam kiedyś na randce – zaznaczyła ostatnie słowo w powietrzu palcami. Zacząłem udawać, że się zastanawiam, drapiąc się po brodzie i wznosząc oczy.
- Hmm... niech pomyślę... tyle tych randek było, że nie wiem, czy dam sobie radę przypomnieć... – poczułem mocne kopnięcie w piszczel pod stołem i lekko zwinąłem się z bólu. – Ałć! Potem ty będziesz musiała latać ze mną po szpitalach ze złamaną nogą – zaśmiałem się widząc jej poirytowaną minę. – Dobra, oczywiście, że pamiętam. Więc, co z nim?
- Z tobą gorzej, jak z dzieckiem – przewróciła oczami.
- Ale mnie kochasz, bo jeszcze mnie nie wyrzuciłaś z domu – wyszczerzyłem zęby.
- To się jeszcze okaże – mruknęła pod nosem tak, jakbym miał tego nie usłyszeć i nabrała na widelec owoca i kawałek naleśnika. – A więc mój ‘kochany’ szef, zaproponował mi drugą randkę... – prychnęła pod nosem, patrząc w talerz.
- Więc w czym problem? – ciągnąłem ją za język, bo rozmowna, to ona dziś nie była...
- Boże... jest młody, przystojny, dobrze ustawiony i tak dalej, ale jest dupkiem... nie mówiąc już jak się zachowuje na tych randkach, to widać, że zależy mu tylko na jednonocnej przygodzie – zaciskając mocno zęby, wbiła widelec w naleśnika. – Powiedz mi... czy ja muszę mieć aż takiego pecha do facetów?
Współczułem jej, ale było jedno co mnie dziwiło. Janette naprawdę była ładna, mądra i zabawna... pewnie gdyby nie to, że w pewien sposób łączyły nas więzy krwi, a ona była o sześć lat starsza, to zarywałbym do niej tak, że by się za mną kurzyło. Ale miała jakiegoś niewytłumaczalnego pecha do chłopaków i po swojej ostatniej zranionej miłości, z nikim się nie umawiała... aż do teraz, kiedy umówiła się z kompletnym dupkiem, który za razem był jej szefem i znów była przybita. Nienawidziłem oglądać jej w takim stanie.
- Dobra, koniec tematu – zarządziła. – A tak w ogóle, to twoja mama dzwoniła – Jane uśmiechnęła się do mnie delikatnie, i wróciła do zajadania naleśników.
- Mówiła coś konkretnego? – spytałem, wstając i przygotowując sobie herbatę.
- Umm... nie. W sumie, to tylko tyle, że za dwa tygodnie przyjeżdża z Robinem nas odwiedzić i zobaczyć, jak twoje szkolne wyniki...
- Ups...
- No... ja na twoim miejscu popoprawiałabym, jeśli masz coś do poprawiania, Harry – wystawiła język, a ja prychnąłem.
- Ja? Do poprawiania? Błagam cię... moje oceny są... PRAWIE perfekcyjne – wyszczerzyłem się do niej, a ona odkładając pusty talerz po śniadaniu, poczochrała mnie po włosach. Zrobiłem naburmuszoną minę i zmarszczyłem nos. – Co wy wszyscy macie z tymi moimi włosami?!
- No bo ty jesteś takie słodkie Hazziątko – mruknęła sepleniąc i złapała mnie za policzki, jak to robią babcie, małym, przerażonym dzieciom. – No i masz fajne loczki! – poczochrała mnie po raz drugi na co tylko przewróciłem oczami, i poprawiłem rozwaloną fryzurę.
- Serio, Janette... powinnaś się leczyć – pokiwałem z niedowierzaniem głową.
- Błagam cię Harry... na to nie ma już lekarstwa – wyszczerzyła się i wyszła z kuchni.

Nathalie pojawiła się u mnie przed szesnastą. Chciała przyjść wcześniej, ale musiała pozałatwiać pewne sprawy z ciotką i udało się jej przyjechać dopiero teraz. Janette ze względu na to, że również wychodziła, na jakiś babski wieczór z koleżanką, postanowiła mi pomóc i tak naprawdę, nie zostało do zrobienia prawie nic.
Siedzieliśmy na kanapie, rozmawiając. Nathalie oparła głowę o moje ramię i bawiła się palcami mojej prawej dłoni.
- Co będzie, po powrocie do szkoły? – spytała cicho, nadal skupiając się na naszych rękach.
- Nie wiem... wiem tylko tyle, że będę cholernie za tobą tęsknił przez te wszystkie, okropnie się ciągnące minuty wszystkich zajęć... no może poza francuskim – uśmiechnąłem się, i objąłem ją ramieniem, przyciągający tym samym bliżej siebie, i składając pocałunek w jej ślicznie pachnących włosach. Ona mruknęła tylko i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
- Wiesz co... gdyby nie to, że będziemy mieć zaraz gości i mam tego świadomość, to chyba zasnęłabym tu na twoim ramieniu – przymknęła oczy i jakby na potwierdzenie swoich słów ziewnęła.
- Będę wiedział na następny raz, żeby do CV wpisać sobie, że jestem świetną poduszką – zaśmiałem się a dziewczyna dźgnęła mnie palcem w żebra, na co podskoczyłem. – Ej! Za co tym razem? Co wy wszyscy się na mnie dzisiaj uwzięliście? – jęknąłem zaskoczony.
- Nie będziesz sobie tego wpisywał w CV, bo wtedy twoja pracodawczyni będzie chciała cię wypróbować, a ja nie lubię się dzielić – dziewczyna zerknęła na mnie rozbawionym wzrokiem i uśmiechnęła się cwanie. Przewróciłem ją, tak, że leżała teraz pode mną na kanapie i nachyliłem się nad nią skradając jej całusa.
- Wierz mi kotku, jestem cały twój... Żadna inna kobieta nie wchodzi w grę, kiedy ty masz moje serce... – uśmiechnąłem się gładząc ją delikatnie po policzku i widząc jak się delikatnie speszyła i zarumieniła, chwyciłem jej podbródek i wpiłem się namiętnie w lekko rozchylone, malinowe wargi. Po kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz. Uwielbiałem badać za każdym razem na nowo, smak jej miękkich ust. Można było powiedzieć, że ten pocałunek trwał całą wieczność. Oderwałem się od niej dopiero wtedy, kiedy płuca zaczynały powoli domagać się świeżej porcji tlenu. Popatrzyłem na jej intensywne błękitne tęczówki, w których pojawiła się ta charakterystyczna ‘iskra’ w oku.
- Kocham cię, Nathalie... – mruknąłem prosto w jej usta i jeszcze raz krótko ją pocałowałem, co przerwało głośne chrząknięcie. Momentalnie poderwałem się i zobaczyłem Louisa stojącego zaraz obok kanapy. Szczerze powiedziawszy, był bardzo rozbawiony. Cóż... mogło to wyglądać dziwnie... Leżałem na Nathalie...
- Hej dzieciaki – powiedział ledwo powstrzymując wybuch śmiechu. Wstałem powoli z kanapy i podałem rękę dziewczynie, która przypominała teraz dorodnego pomidora. „Popatrz... Louis sprawił, że bardziej się zaczerwieniła, niż po twoim wyznaniu...” moje drugie ja dodało swoje trzy grosze. Nathalie stanęła obok mnie i przygryzła wargę z zakłopotania.
- Cześć Lou – mruknąłem mierząc go spojrzeniem. – Poznaj, to jest moja dziewczyna, Nathalie. – Louis uśmiechnął się do niej i przywitał się z całą czerwoną brunetką.
- Bardzo miło mi cię poznać, Harry wiele mi o tobie opowiadał – puścił mi oczko. – Chyba nie skłamałbym, gdybym powiedział, że cały czas – zaśmiał się, na co dziewczyna patrząc na mnie, spuściła zawstydzona głowę. Zmierzyłem Louisa morderczym spojrzeniem i chwilę później usłyszałem głos Eleonor.
- Cześć wszystkim... co tu tak cicho, jak na jakiejś stypie? – spytała mierząc nas wszystkich spojrzeniem.
- Nic... przerwaliśmy naszym gołąbkom grę wstępną... – Lou popatrzył na El, nadal rozbawiony, powstrzymując się przed śmiechem.
- Po pierwsze, wcale nie, a po drugie, już się tak nie śmiej w duchu, bo zaraz przewrócisz się z tym gipsem – stanąłem w naszej obronie, na co Louis parsknął śmiechem.
- Ja i mój gips mamy się dobrze, jak na razie wydaje się być stabilny – powiedział dobitnie, a ja spojrzałem na niego z miną typu „Jesteś tego pewien? Zaraz mogę ci udowodnić, że wcale nie...” i uniosłem znacząco brew, na co on odchrząknął i zamilkł.
- Hej, jestem Eleonor. – Dziewczyna Louisa podeszła do Nathalie i bezceremonialnie ją przytuliła. Nath nadal była trochę zakłopotana, ale gdy El się odsunęła, a ja chwyciłem ją za dłoń, i ścisnąłem lekko, dziewczyna blado się uśmiechnęła. – Nie przejmuj się tym czubem... cieszy się z niewiadomo czego, bo sam jest sfrustrowany – prychnęła a ja zacząłem śmiać się niepohamowanie z Louisa, który był teraz bardziej czerwony, niż Nathalie.
- El, nie wracamy już do tego – jęknął, dokuśtykał o kulach do fotela, i usiadł na nim.
- Ale do czego? – popatrzyła na niego, udając zdezorientowaną. – Ja nie pamiętam, żeby było cokolwiek – wyszczerzyła się, a ja popadłem w jakąś totalną głupawkę. Nath nadal siedziała zawstydzona i czerwona. Ona jest osobą, która musi poznać ludzi, żeby zachowywać się przy nich swobodnie... Zresztą, nie ma się co dziwić, po tym co przeszła... „Jakbyś wiedział co przeszła...” odezwało się moje drugie ja, na co momentalnie przypomniałem sobie o przecięciach na nadgarstku i zerknąłem z stronę ręki, którą właśnie trzymałem, próbując dodać dziewczynie trochę otuchy, do złamania pierwszych lodów.
Widząc, że jest trochę zagubiona, potarłem kciukiem, jej knykcie i nachyliłem się, szeptając do ucha, że wszystko będzie dobrze... żeby po prostu się rozluźniła. Znałem Louisa i Eleonor i byli dla mnie jak własna rodzina. Wiedziałem, że w końcu Nathalie również ich polubi, potrzebuje po prostu trochę czasu na zaaklimatyzowanie się w nowym gronie.

Na całe szczęście, po jakimś czasie, dzięki rozmawianiu na przenajróżniejsze tematy i co chwilę wtrącanym przez Louisa żartom, atmosfera całkowicie się zmieniła i kurtyna wcześniejszego zakłopotania opadła na stałe. Lou siedział obejmując El ramieniem, a Nathalie siedziała u mnie na kolanach. Była taka drobna, że miałem wrażenie, że jak mocniej bym ją przytulił, to rozleciałaby się na małe kawałeczki. Gdy staliśmy obok siebie, to była głowę ode mnie niższa, a kwestia tego, że była drobną osobą, sprawiała, że wydawała się jeszcze mniejsza, niż była w rzeczywistości. Gdyby założyła moje ubranie, to chyba by w nim utonęła...
- Ziemia do Harry’ego! – Louis pomachał mi ręką przed oczami, przez co momentalnie wyrwałem się ze swoich myśli.
- Przepraszam. Co się stało?
- Chłopie... nie wiem, w jakim ty świecie żyjesz, że ciągle taki zamyślony łazisz, z głową w chmurach – Louis parsknął pod nosem, na co przewróciłem oczami. – Pytałem, czy masz coś do picia... – dodał, a ja zdałem sobie sprawę, że jedyną rzeczą, jakiej nie przyniosłem, kiedy przygotowywałem z Janette kolację, był sok, znajdujący się w lodówce. Pacnąłem się w czoło i wstałem, przepraszając wszystkich na chwilę i poszedłem do kuchni.
Otwarłem lodówkę i sięgnąłem po sok. Jeszcze nie zdążyłem jej zamknąć, kiedy poczułem, jak czyjeś ręce, obejmują mnie w pasie. Obróciłem się i zobaczyłem Nathalie, stojącą przede mną. Przytuliłem ją mocno do siebie, wdychając zapach jej kwiatowego szamponu. „Ładny...”
- Co się stało, kochanie? – spytałem troskliwie.
- Nic, przyszłam do ciebie – uśmiechnęła się uroczo. – Tak po prostu, chciałam się przytulić – mruknęła i przymknęła oczy. Sądziłem, że to coś więcej, ale wolałem się jej nie wypytywać. Jak będzie chciała, to powie...
- A jak się bawisz? – zagaiłem, chcąc również dowiedzieć się, czy faktycznie dobrze się bawi.
- Bardzo dobrze... Louis i El są wspaniali – powiedziała i na jej ustach znów pojawił się ten piękny uśmiech. „Piękniejszego nie ma!” Popatrzyłem w dół, na jej drobną posturę i zauważyłem, że stoi na bosaka na kuchennej podłodze i podwija palce u stóp.
- Gdzie masz kapcie? Nie stój tak na tej podłodze z gołymi stopami, bo przeziębisz się od tych zimnych paneli – powiedziałem i szybko z zaskoku wziąłem ją na ręce, na co dziewczyna pisnęła cicho i chwyciła się kurczowo mojej szyi.
- Harry, puść mnie – poprosiła. – Jestem ciężka, nie dźwigaj mnie...
- Ty? Ciężka? – prychnąłem pod nosem, szczerząc się do niej. – Chyba sobie żartujesz... mógłbym cię jedną ręką udźwignąć...
- Wąptie... nie ważę kilka kilo, tylko kilkadziesiąt. Puść mnie... – zaśmiała się, kiedy ją podrzuciłem lekko.
- Nie, dopóki nie wyniosę cię z tej kuchni – przybrałem minę typu „nawet ze mną nie negocjuj” i prosząc Nathalie o wzięcie soku, wymanewrowałem pomiędzy stołem kuchennym, drzwiami, przedpokojem, aż doniosłem dziewczynę do salonu i postawiłem ją na miękkim dywanie.
- Dziękuję, mój książę – uśmiechnęła się uroczo i cmoknęła w usta, odchodząc w stronę kanapy i siadając na niej, po turecku. Wyszczerzyłem się sam do siebie i nalałem wszystkim soku do szklanek.

Gdy Louis i El już poszli, zostaliśmy sami... no może nie całkiem, bo w międzyczasie Janette wróciła ze swojego babskiego wieczoru... Posprzątaliśmy wszystko w salonie i udaliśmy się do mojego pokoju. Nathalie usiadła na łóżku, a ja włączyłem muzykę, która grała cicho z wieży, stojącej nad biurkiem. Dosiadłem się do niej i poczułem ja dziewczyna momentalnie wtula się w mój bok, przymykając oczy.
- Śpiąca? – spytałem troskliwie, odgarniając jej włosy z czoła i zakładając za ucho.
- Mhm... – mruknęła i tyle musiało mi wystarczyć.
- W takim razie może zostaniesz u mnie?
- Nie mogę, jutro szkoła, Harry... – westchnęła otwierając oczy i spoglądając na mnie, jakby była czymś zmartwiona. Jakby chciała coś z siebie wyrzucić, ale nie mogła.
- Co się stało, skarbie? – spytałem ochrypłym głosem, obserwując ją uważnie. Dziewczyna spuściła wzrok na pościel i zmarszczyła brwi, jakby nad czymś myślała. – Hm? – ponagliłem ją, lecz to nic nie dało. Nadal siedziała cicho i nie odezwała się ani słowem. – Nath, wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć – uśmiechnąłem się delikatnie, choć wiedziałem, że teraz tego nie widzi.
- Nic się nie stało... po prostu jestem zmęczona – powiedziała cichym głosem. Owszem, widać było, że jest zmęczona, ale szczerze powiedziawszy, wydawało mi się, że jest coś więcej, i wcale nie mówi mi wszystkiego. – Odwieziesz mnie do domu? Bo jeszcze tu zasnę i będziesz miał problem – uśmiechnęła się, żeby załagodzić sytuację.
- Ja tam nie miałbym nie przeciwko – pokiwałem śmiesznie brwiami, a ona się dźwięcznie zaśmiała. „Uwielbiam jej śmiech...” . Wstałem z łóżka razem z Nathalie, i gdy dziewczyna zebrała wszystkie swoje rzeczy, poszliśmy na dół, ubraliśmy się i odwiozłem ją do domu.
Kładąc się spać, było kilka rzeczy, które krążyły mi po głowie. A wszystkie związane z jedną osobą. Moją małą, tajemniczą, niebieskooką Nathalie.


Małe ogłoszenia parafialne. 
Mam dwa twittery:
1. @galaxyyx (stary, ze zmienioną nazwą)
2. @charls_grey (GŁÓWNY!!!)
Więc jeśli chcecie się dowiadywać o nowych rozdziałach, lub ze mną popisać, to na GŁÓWNYM! Mam nadzieję, że ogarniecie ;)
Całusy Xx. <3

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 15

Obudzenie się w ramionach, kogoś, kogo kochasz... Czy to nie najcudowniejsze uczucie na świecie? Harry nadal spał, cicho pochrapując. Podniosłam delikatnie jego rękę, nie chcąc go obudzić i wyswobodziłam się z jego uścisku. Zbiegłam na dół, do kuchni i zastałam w niej Lily i Maddie, które przygotowywały śniadanie.
- Hej – przywitałam się z nimi i usiadłam na krześle, obok Maddie, która właśnie coś rysowała. - Cioci już nie ma? - zwróciłam się do czarnowłosej, na co ta tylko przytaknęła. Wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy, i nalałam sobie do szklanki. Wyciągnęłam z szafki leki przeciwbólowe, które przepisał mi w szpitalu lekarz i połknęłam je, popijając sokiem. Teoretycznie, nie bolało już tak bardzo... najgorzej było, przy jakiś gwałtownych ruchach. Jednak wolałam zażywać leki, bo z nimi było o wiele lepiej.
Zastanawiałam się, jak będzie wyglądało przedstawienie, z moimi obrażeniami, ale miałam nadzieję, że do tego czasu, już większość będzie 'sprawna'. Za niecały tydzień, miałam jechać do lekarza na zdjęcie szwów, więc jeśli wszystko będzie dobrze, na nasz szkolny spektakl, całość powinna się zagoić.
- Nath, czy Harry już wstał? - Lily obróciła się w moją stronę i zaczęła rozkładać na blacie stołu talerze.
- Um... chyba nie. Jak wychodziłam z pokoju, to jeszcze spał.
- Mogłabyś go obudzić na śniadanie? - uśmiechnęła się do mnie, a ja przytaknęłam i wstałam ze stołka, kierując się po schodach na górę, do pokoju, który aktualnie zajmowałam.
Uchyliłam delikatnie drzwi i zobaczyłam, że Harry dalej leży. Kucnęłam na łóżku i zaczęłam z ciekawością mu się przyglądać. Był całkowicie pogrążony w śnie, bo nawet gdy ostrożnie odgarnęłam loka, który opadł mu na czoło, chłopak ani drgnął. Nachyliłam się i musnęłam jego usta swoimi.
- Pobudka śpiochu - szepnęłam cicho, śmiejąc się, kiedy Harry zaczął mruczeć pod nosem. - Wstawaj, wstawaj, szkoda dnia, Harry. - popędziłam go i położyłam się na łóżku, opierając na łokciu i obserwując zaspanego bruneta.
- A co z tego będę miał? - spytał zaspanym głosem, przeciągając się na całym łóżku.
- Hmm... może zjesz pyszne śniadanie, przygotowane przez Lily? - spytałam unosząc brwi i śmiejąc się cicho z jego miny.
- Eee... nie. To mnie nie przekonuje - mruknął i zatopił się ponownie w pościeli, żeby spać dalej.
- Harryyyy... - jęknęłam przeciągle, szturchając go w ramię. Brunet uniósł kołdrę do góry i popatrzył na mnie pytająco. - Chodź - wywinęłam dolną wargę i zrobiłam minkę szczeniaczka.
- Nie byłoby najprościej, gdybyś wskoczyła do mnie pod kołdrę i oboje byśmy sobie jeszcze pospali? - spytał odciągając kołdrę, i wskazując miejsce obok siebie.
- O nieeee... ja nie jestem takim leniem i śpiochem, jak ty - wystawiłam do niego język. - Czas wstawać, skarbie - powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu i szybkim ruchem, ściągnęłam kołdrę z Harry'ego i poszłam z nią na drugi koniec pokoju.
- To tak się bawimy? - spytał robiąc cwaną minę. Wstał z łóżka i podszedł do mnie. Bez problemu chwycił mnie na ręce i rzucił na łóżko, zaczynając potwornie łaskotać. - Mnie się nie porywa kołdry, kotku... nigdy - dodał chytrze, kiedy ja wiłam się i umierałam ze śmiechu, przez jego długie palce, łaskotające mnie po żebrach. Dobra... chyba zrozumiałam. „Błagam... niech on mnie już puści!”
- H-harry... proszę, przestań, bo n-nie mogę oddychać - wypuściłam na jednym wdechu i po krótkiej chwili, chłopak ku mojej uldze przestał.
- Ze mną się nie zadziera, mała - mruknął śmiejąc się i cmoknął mnie szybko w usta, zostawiając ciężko oddychającą na łóżku, a sam wstał i zaczął zbierać swoje manatki, po pokoju.
Gdy mój oddech trochę się unormował, wstałam z łóżka i poczekałam chwilę na Harry'ego. Chłopak chwycił mnie za rękę, całując w policzek i pociągnął za sobą. Zeszliśmy do kuchni i zastaliśmy tam już Lily i Maddie, siedzące przy stole i zajadające się pysznie wyglądającą i pachnącą jajecznicę.
- Hej dziewczyny - Harry przywitał się z nimi i usiadł, najpierw odsuwając mi krzesło i posyłając znaczący uśmiech.
- Dłużej się nie dało wstawać? - spytała się Lily.
- Błagam cię... powiedz mi, że nigdy nie masz tak, że śni ci się fantastyczny sen, a nagle ktoś brutalnie cię budzi i każe wstawać na śniadanie. - westchnął głęboko, jakbym faktycznie zrobiła mu krzywdę tym, że go obudziłam.
- A więc co takiego ci się śniło, Harry? - spytała podejrzliwie na niego patrząc.
- Hmm... można powiedzieć, że mój wymarzony świat - mrugnął do niej po czym dodał. - I nawet nie pytaj, bo nic więcej nie zdradzę - wystawił język i również zajął się jedzeniem.

Harry zabrał mnie na spacer, a potem wylądowaliśmy w sklepie, robiąc zakupy, na jutrzejszą kolację z Louisem i Eleonor. Chłopak opowiadał mi o swoim przyjacielu w samych superlatywach. Mówił mi, o tym, jak Louis miał jakiś czas temu wypadek i wylądował w śpiączce w szpitalu. To ani trochę nie była miła wizja i współczułam Harry'emu, że musiał tyle ostatnio przejść. Sama wiem, jak to jest martwić się o kogoś bliskiego, leżącego w szpitalu. Szczerze powiedziawszy, to nienawidziłam szpitali. Kojarzyły mi się z nimi same okropne wspomnienia, i przechodziły mnie ciarki, na samą myśl o nim. Nawet te kilka blizn, które zdobiły moją skórę, sprawiały, że zawsze pamiętałam. I nigdy o tym nie zapomnę... „Nie Nath, nie myśl o tym...” Tak. Jeszcze brakuje mi tego, żebym przez wspomnienia z przeszłości, rozpłakała się przy Harrym. Nie. Po prostu nie mogę o tym myśleć...
Próbowałam skupić swoją uwagę na czymś innym. Wracaliśmy właśnie do domu Harry'ego, z zakupami. Palce dłoni Harry'ego były wplecione w moje i postanowiłam skupić się właśnie na tym. Na delikatnym uścisku jego dłoni.
Przechodziliśmy przez park. Prawie wszystkie drzewa były ogołocone z liści, a one zaś, leżały pod naszymi stopami, szeleszcząc charakterystycznie.
Lubiłam jesień... pomimo niektórych deszczowych dni, które w sumie w Londynie były niekiedy codziennością, to zdarzały się takie ciepłe, z lekko powiewającym wiaterkiem, które były wprost idealne do spacerowania. W ogóle, to, jak wyglądało miasto, jesienią, napawało jakimś pozytywnym nastawieniem. Zwiastowało piękną, białą zimę, która miała w sobie ten niepowtarzalny klimat i urok.
- Popatrz! – Harry nagle zwrócił moją uwagę na dwie rude wiewiórki, goniące się po drzewie. Uśmiechnęłam się widząc zwierzęta i nieprzyjemne myśli zaczęły powoli odpływać.
- Zwierzątka są urocze – uśmiechnęłam się patrząc na rude kity, znikające za drzewem. Harry tylko prychnął pod nosem i zaśmiał się.
- Tak... szczególnie takie ogromne, pomarszczone słonie, lub hipopotamy. Mega urocze – żachnął się.
- Mhm... a najbardziej urocza jest pewna małpa... ma na imię Harry – poczochrałam wolną ręką jego włosy, na co zrobił oburzoną minę.
- Nie jestem aż tak owłosiony – prychnął oburzony, przez co w mojej głowie zaczęły wytwarzać się dziwne obrazy i parsknęłam na cały głos śmiechem. – No i co się śmiejesz – westchnął zdezorientowany.
- Nieee... nic. Po prostu wyobraziłam sobie ciebie, calusieńkiego owłosionego – wyszczerzyłam zęby na co chłopak tylko roześmiał się razem ze mną.
- Noo... faktycznie. Fantastyczna wizja! Może cały owłosiony nie mogę być, ale dla ciebie mogę nawet zapuścić wąsy i brodę! – zaśmiał się na co popatrzyłam na niego jak na nienormalnego.
- Ty chyba sobie żartujesz... żadnej brody i wąsów... wyglądałbyś okropnie – skrzywiłam się pokazowo. – A poza tym, nie lubię, kiedy coś mnie kłuje w twarz, jak cię całuje – wystawiłam język.
- Hmm... dobra. To mnie przekonuje, żeby jej nigdy nie zapuszczać... – wyszczerzył się.

Po jakimś czasie doszliśmy do mojego domu. Przekręciłem klucz w drzwiach i przepuściłem brunetkę. Pomogłem jej się rozebrać i biorąc siatki z przedpokoju, wszedłem do kuchni.
- Hej Harry – Janette odwróciła się w moją stronę, zostawiając na gazie smażącą się potrawę. – O, Nathalie, jak miło cię widzieć – uśmiechnęła się do niej szczerze i przytuliła dziewczynę. – Nie wiedziałam, że przyjdziecie o tej porze... może chcecie coś zjeść? – spytała patrząc to na mnie, to na brunetkę.
- Ja dziękuję, szczerze powiedziawszy, to nie jestem głodna – Nathalie posłała jej uroczy uśmiech, a ja podtrzymałem jej zdanie, mówiąc, że również nie mam ochoty teraz na jedzenie. „Tak... tobie po głowie w obecności tej dziewczyny chodzą zupełnie inne myśli, niż jedzenie...”  Zamknij się! Wcale nie! „Mówisz, jakbym nie miał racji...” Bo nie masz! „Oboje doskonale wiemy, że mam”- odpowiedziało triumfalnie, a ja wróciłem do rzeczywistości, widząc wyczekującą minę Jane.
- Um... przepraszam. Zamyśliłem się... coś mówiłaś?
- Tak, Harry. Pytałam, o której przychodzą jutro Louis i El – westchnęła, jakby nie miała już do mnie siły.
- Jutro koło szesnastej, siedemnastej – powiedziałem krótko się zastanawiając.
- Okej - odpowiedziała krótko i wróciła do mieszania czegoś na gazie. „Czegoś, co zdecydowanie ładnie pachniało...”
Zaprowadziłem Nathalie do swojego pokoju i usiedliśmy sobie na łóżku spokojnie rozmawiając o różnych głupotach. Wprost uwielbiałem, kiedy ta dziewczyna się śmiała. Miała cudowny śmiech, uśmiech, głos, pięknie śpiewała i cała była piękna! „Taa... dla ciebie to nawet jej blizna na ręce jest piękna” wtrąciło się moje drugie ja. No właśnie. Blizna. Ciekawe skąd ją ma? Dość spore przecięcie, znajdowało się na wewnętrznej stronie przedramienia, dokładnie na nadgars... „O nie... przecież ona nie mogła... nie!”
Chwyciłem delikatnie jej rękę i odwróciłem. Przypatrując się zrośniętemu przecięciu, przejechałem po nim delikatnie palcami i gdy popatrzyłem na dziewczynę, nie wiedziałem co się dzieje. Jej mina mówiąc lekko była zaszokowana a w oczach zebrały się łzy. „Cholera... uraziłeś ją debilu!” krzyknęła moje podświadomość.
- Ja, przepraszam – momentalnie cofnąłem rękę i popatrzyłem w jej oczy. Lazurowe tęczówki pod wpływem łez, stały się jeszcze bardziej intensywnie niebieskie.
- Nic się nie stało, mnie to nie boli... – szepnęła cicho i schowała rękę, naciągając na nadgarstki rękawy swetra. Pociągnęła nosem, a ja złapałem jej twarz w dłonie i otarłem kilka spływających po policzkach łez. – Przepraszam Harry, nic nie zrobiłeś – powiedziała szybko, widząc jak się przejmuje.
- Więc co się stało? – spytałem niepewnie na nią patrząc.
- Nic... po prostu, te blizny przypominają mi o czymś, o czym nie chcę pamiętać – powiedziała cichutko.
- O czym? – spytałem z ciekawości. Dziewczyna podniosła tylko głowę i popatrzyła na mnie przepraszająco.
- Harry... ja przepraszam, ale nie chcę o tym mówić... ja... ja nie potrafię. Nie teraz – powiedziała jeszcze cichszym głosikiem i z jej oczu znów poleciały łzy. Przysiadłem bliżej jej i wziąłem w objęcia, uspokajając. „Głupi jesteś Styles!”. Tym razem, całkowicie zgadzałem się z moją podświadomością. Może jej nie uraziłem fizycznie, ale widocznie wywołałem jakieś niechciane wspomnienia. „No ale z drugiej strony, skąd miałeś o tym wiedzieć?” Nie. Po prostu powinienem nie być tak dociekliwy. Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła...


Tak... na to wygląda, że chyba wracam do pisania tego opowiadania...
Na początek dość krótki rozdział, stwierdziłam, że nie będę przesadzać. 
Jeśli ktoś to będzie jeszcze czytał, to super... mam nadzieję, że tym razem Was nie zawiodę :)