wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 2

Siedziałem na lekcji śpiewu i w ogóle nie mogłem się skupić. Moje myśli biegały wszędzie, tylko nie tam gdzie powinny. Większość z nich w głównej mierze skupiała się na drobnej brunetce o anielskim głosie, który nadal mimo upływu czasu rozbrzmiewał w mojej głowie. Zastanawiałem się jak to rozegrać. Jak znaleźć nieznajomą dziewczynę. Nauczycielka pomimo tego że widziała moją nieobecność, nie zwracała na to uwagi i kontynuowała lekcję. Była to jedna z najmilszych osób w tej szkole, z którą lubiłem sobie często pogawędzić. Siedziałem w ławce i beznamiętnym wzrokiem obserwowałem spadające, złote liście. Jesień tego roku była wyjątkowo piękna. Jeszcze ani razu od ponad tygodnia Londyn nie zaszczycił nas deszczem, a drzewa udające się w stan spoczynku powoli zrzucały swoją 'narzutę' w postaci kolorowych liści. Każdy park w mieście przystrojony był barwami żółtego, pomarańczowego, brązowego i czerwonego koloru. Mój humor idealnie wpasował się w pogodę. Nie była brzydka, co to, to nie. Tylko mało optymistyczna. W porównaniu z jeszcze bardziej kolorowym latem, ciepłym, słonecznym, ta szaro-złota jesień była trochę przygnębiająca. Zwiastowała przyjście zimy. Srogiej, ostrej i bezlitosnej zimy.
Oglądając ludzi w parku, znajdującym się dokładnie obok naszej szkoły wpadłem na pomysł. "Może pani Field mogłaby mi pomóc w odszukaniu nieznajomej?" pomyślałem. Postanowiłem że muszę się jej spytać. Może moje przypuszczenia okażą się trafne i pani Field powie mi coś więcej o brunetce? Mój entuzjazm nie znał końca, więc gdy tylko lekcja się skończyła a wszyscy zaczęli wychodzić z klasy, podszedłem do starszej pani.
- Dzień dobry pani Field - wymusiłem delikatny uśmiech.
- Dzień dobry Harry, co się dziś z Tobą dzieje? - spytała zatroskanym głosem. - zawsze jesteś aktywny na lekcjach, a dzisiaj wydawałeś się taki przybity i nieobecny.
- Przepraszam, po prostu mam gorszy dzień - znów wymuszony uśmiech. "Harry, nie zapominaj po co przyszedłeś!" nakazałem sobie.
- Mam do pani pytanie. - zacząłem niepewnie. Nauczycielka nic nie powiedziała tylko skupiła swoją całą uwagę na mnie i czekała na dalsze wyjaśnienia. - Czy zna może pani dziewczynę.. - nie dała mi dokończyć
- Dziewczyn to ja znam dużo Harry - powiedziała chyba trochę na rozluźnienie napiętej atmosfery pomiędzy nami. Mimowolnie się zaśmiałem i zacząłem kontynuować przerwane przez kobietę pytanie.
- Nic o niej nie wiem, poza tym że umie grać na fortepianie, ma cudowny głos, jest drobnej budowy i ma długie brązowe włosy - powiedziałem na jednym wdechu. Nauczycielka na chwilę się zamyśliła.
- Nie jestem pewna, ale wydaje mi się że wiem o kogo Ci chodzi. Nie znam jej i wiem tylko tyle że ma na imię Nathalie. Ostatnio przepisała się do naszej szkoły do drugiej klasy. Nie mam stu procentowej pewności, ale tylko ona mi pasuje do twojego opisu.  - uśmiechnęła się szeroko kobieta.
- Dziękuję pani. Bardzo mi pani pomogła. - mój humor od razu się poprawił. Poszedłem do mojej samotni żeby w spokoju móc pomyśleć.
Teraz już wiem czemu nigdy jej nie widziałem. I prawdopodobnie dlaczego uciekła. Może myślała że nie może tam siedzieć? Albo po prostu się wystraszyła bo mnie nie zna.- rozmyślałem nad różnymi opcjami. Może nie wiem dokładnie gdzie jej szukać, ale przynajmniej wiem jak ma na imię. A to już coś.
Przez cały dzień siedziałem na przerwach niezmiennie w tym samym miejscu. Nie wiem na co liczyłem. Może na to, że znów ją spotkam w sali fortepianowej? na pewno jakaś część mnie tego chciała. To już była ostatnia przerwa, na której mogłem siedzieć beztrosko w 'samotni'. Ciszę przerwał głośny dźwięk sms'a, rozchodzący się po ścianach sali. Wyciągnąłem szybko komórkę i spojrzałem na ekran. Wiadomość od "Caroline". Zastanawiałem się o co może chodzić, jeżeli od feralnej kłótni nie odzywaliśmy się do siebie. Pośpiesznie otwarłem wiadomość i ze skupieniem zacząłem czytać jej tekst:
"Przepraszam że wczoraj mnie tak poniosło. Nie powinnam tak mówić, spotkamy się?"
Przez dość długi czas siedziałem z nadal otwartą wiadomością, i dokładnie lustrowałem jej zawartość. Słowo po słowie. To co było tam napisane nie było podobne do 'teraźniejszej' Caroline. Czyżby moje wczorajsze zachowanie względem jej i ignorowanie przyniosło jakiś bardziej oczekiwany skutek? Z dnia nadzień się nie zmieniła, ale warto chyba dać jej drugą szanse i zobaczyć czy faktycznie tak sądzi. Powoli wstukałem w ekran komórki "Ok. Tam gdzie zawsze o 14." i nacisnąłem wyślij.
Zegar w szkolnej sali wskazywał 13.25. "czyli jeszcze pięć minut i do domu" pomyślałem. Nie musiałem długo czekać. Zanim się obejrzałem, głośny dźwięk szkolnego dzwonka już rozbrzmiewał po całej szkole. Powoli wstałem, spakowałem swoje zeszyty i udałem się w stronę parkingu.

Siedziałem w małej kawiarni. Czułem pewien niedosyt dzisiejszego dnia. Jakby czegoś w nim zabrakło. "Czyżby zabrakło pewnego głosu..?" wtrącił mój wewnętrzny głos. Możliwe.. nawet nie możliwe a pewne. Miałem dziś ogromną nadzieję na znalezienie dziewczyny, sam nie wiem dlaczego mi na tym tak zależało. Wiedziałem jedno. To na pewno nie ostatni dzień moich poszukiwań. Nie poddam się dopóki jej nie odnajdę. Obserwowałem ludzi dookoła wyszukując w tłumie wysokiej blondynki. Popatrzyłem na zegarek, miała jeszcze pięć minut. Raczej nigdy się nie spóźniała i nie kazała na siebie czekać. Wypiłem więc łyk kawy i dalej czekałem.
Tak jak myślałem, blondynka przyszła punktualnie. Widziałem jak zmierza w moim kierunku z szerokim uśmiechem. Dlaczego? Mnie jakoś nie było wesoło i nadal nie wybaczyłem jej wczorajszych słów. Podeszła do mnie i próbowała mnie pocałować, lecz ja sprytnie obróciłem głowę. Dziewczyna całkiem zdezorientowana spojrzała na mnie i bez słowa usiadła na przeciwko. Moja kamienna twarz nie wyrażała teraz jakichkolwiek emocji czy uczuć. Czekałem na jej pierwszy ruch.
- Harry.. - szepnęła łamiącym głosem, prawie niedosłyszalnie. - Harry ja Cię strasznie przepraszam. Naprawdę nie chciałam tego wczoraj powiedzieć- w końcu się przełamała. Nic nie odpowiedziałem. Patrzyłem beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń za nią. Nie wiedziałem co powiedzieć? Nie.. ja chyba nie chciałem nic mówić. Nie przemyślałem jeszcze wszystkiego do końca. - Harry, powiedz coś - po chwili ciszy odezwała się błagalnym tonem blondynka.
- Co mam powiedzieć? - spytałem. - Że 'nic sie nie stało'? Że wszystko jest OK. Nie Caroline, nie jest! - powiedziałem podniesionym głosem, a emocje zdawały się wziąć górę w tej sytuacji. Nie kontrolowałem tego co mówiłem. Jedno było pewne. Wyrzucałem z siebie wszystko to co siedziało we mnie od jakiegoś czasu, tym czym nie chciałem jej skrzywdzić. Tylko czy nie chciałem skrzywdzić tej innej osoby, która stała wczoraj  przede mną? - ciągle muszę wysłuchiwać twoich zarzutów. Mój najlepszy przyjaciel leży w śpiączce, z której nigdy nie może się wybudzić, a ty co? Nie mam w tobie żadnego wsparcia, wręcz na odwrót. Gdzie podziała się ta wrażliwa dziewczyna sprzed dwóch lat? - spytałem patrząc w jej załzawione, brązowe oczy. Widziałem że zadałem jej cios tymi słowami, ale nie potrafiłem inaczej postąpić. Puste kłamstwa nie załatwiłby sprawy. Nie dałyby nadziei na 'lepsze jutro'.
- To co mam zrobić. Co mam zrobić żebyś mi wybaczył? - powiedziała przez łzy. Z jednej strony cieszyłem się że wreszcie jej to powiedziałem. Ale z drugiej widok jej zapłakanej.. ta dziewczyna to była ta moja Caroline. To nie była wredna zołza, tylko ta którą kochałem. Podszedłem do niej i złapałem jej twarz w dłonie. Otarłem słone krople z jej policzków i szepnąłem - Pokaż mi że ta Caroline nadal istnieje - musnąłem delikatnie jej usta, wstałem i wyszedłem z kawiarni. Było mi ciężko patrzeć tak na nią. Było mi ciężko to mówić. Było mi ciężko ją ranić, lecz wiedziałem że innego sposobu nie ma. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do szpitala.
Wjechałem windą na drugie piętro i zmierzałem długim, zielonym korytarzem do sali 147. Otwarłem powoli drzwi i wszedłem do środka. Przy łóżku Louisa siedziała wysoka dziewczyna o lekko falowanych ciemnych włosach.
- Cześć Eleanor - przywitałem się z nią i wymusiłem się na kolejny tego dnia uśmiech.
- Cześć Harry - ona chyba też nie miała dziś lepszego dnia. Siedziała tak i trzymała za rękę Louisa. Na jej twarzy widać było zmęczenie. Lekko podkrążone oczy dawały znać o nieprzespanych i przepłakanych nocach. Mimo to brunetka dzielnie siedziała co dzień i czuwała przy swoim ukochanym.
- El.. - odezwałem się - Ty też jesteś człowiekiem i musisz odpoczywać. Wracaj do domu i się wyśpij, ja tu posiedzę, a gdyby się coś działo to od razu zadzwonię - próbowałem ją przekonać. Wyglądała jak wrak człowieka. Zresztą.. jak tu się nie dziwić, skoro codziennie przychodziła tu i siedziała z Louisem, nie raz dzień i noc i tak już od ponad tygodnia. Eleanor westchnęła głęboko i w końcu się odezwała - Nie mogę, muszę tu przy nim być.
- Louisowi nic nie będzie. Na pewno nie chciałby żebyś tak się zamartwiała przez niego. - mówiłem spokojnym głosem.
- Boje się że coś mu się stanie, gdy mnie przy nim nie będzie - powiedziała prawie niesłyszalnie a po jej zmęczonej twarzy spłynęła samotna łza.
- Els.. - podszedłem i przytuliłem dziewczynę - nie płacz. Louis da radę. Jest bardzo silny i mocny. Na pewno wszystko będzie dobrze. Proszę Cię. Idź do domu i się wyśpij porządnie, bo nie mogę patrzeć na Ciebie w takim stanie. - próbowałem dalej. Dziewczyna widocznie się zamyśliła.
- Ale jeżeli tylko będzie się coś działo to od razu dzwoń! - poprosiła dziewczyna
- Obiecuję. Chcesz mój samochód? - spytałem.
- Nie, przyjechałam samochodem mamy. - uśmiechnęła się delikatnie. Podeszła do Louisa, pogłaskała go dłonią po bladym, wychudzonym policzku i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. - Pa skarbie, za niedługo do Ciebie wrócę - szepnęła i oglądając się jeszcze raz za siebie wyszła z pomieszczenia. Zostaliśmy sami. Tylko ja i śpiący Louis. Dziś również postanowiłem mu opowiedzieć o tym co się działo. Podczas mojej 'rozmowy' z przyjacielem, do sali weszła oddziałowa, która zmieniła Louisowi kroplówkę z glukozą, pozapisywała parametry życiowe na małej tabliczce przywieszonej do łóżka i bez słowa wyszła.
Po tej wizycie zacząłem kontynuować opowiadanie dzisiejszego dnia.
- No i wiesz.. umówiłem się z nią. No bo co miałem zrobić? Może ten związek jeszcze da się uratować.. - pomyślałem przez chwilę. - Cały dzień w szkole szukałem tajemniczej dziewczyny. I jedyne czego się dowiedziałem to, że ma na imię Nathalie. Piękne imię prawda? Bardzo do niej pasuje.. szkoda że jej nie widziałeś - westchnąłem głęboko. W tym momencie stało się coś czego w ogóle się nie spodziewałem. Palce Louisa lekko się poruszyły, jakby chciał coś złapać. Zszokowany wybiegłem z pomieszczenia i zawołałem lekarza. Po kilku sekundach przybiegł mężczyzna w średnim wieku, o kruczoczarnych włosach.
- Co się stało? -  spytał wystraszony.
- Może mi się wydawało.. ale nie. On przed chwilą poruszył ręką! - powiedziałem nadal będąc w ciężkim szoku. Lekarz podszedł do mojego przyjaciela, wyciągnął z kieszonki swojego kitla latareczkę i sprawdzał reakcję oczu. Potem wziął tabliczkę z parametrami, na której jeszcze przed chwilą pisała pielęgniarka i porównał je z tymi na aparaturze porozstawianej dookoła łóżka. Wpisał coś do tabelek i odkładając tabliczkę zwrócił się do mnie:
- Pan Louis jeszcze się nie wybudza ze śpiączki, i ten ruch o tym nie świadczył. Takie ruchy czasem się zdarzają podczas śpiączki. Jednakże dowodzi to temu, że wszystko jest na dobrej drodze i teraz trzeba tylko czekać. Rokowania na pewno wzrosły. - uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Z jednej strony ta wiadomość mnie dobiła-myślałem że Louis się wybudza. Ale patrząc na to z drugiej strony lekarz powiedział że szanse wzrosły, co mnie niezmiernie cieszyło. Mężczyzny już nie było w pomieszczeniu.
- Słyszałeś Lou? - zwróciłem się do przyjaciela - może już za niedługo się obudzisz - powiedziałem pełnym entuzjazmu głosem. Zastanawiałem się nad telefonem do Eleanor. Jednak stwierdziłem że nie będę jej przeszkadzać. Nic złego się nie dzieje, a ona musi odpocząć. Z takimi wiadomościami można poczekać.
Siedziałem tak u Louisa, rozmawiałem z nim, grałem na komórce, słuchałem muzyki. W końcu sen mnie zmorzył i nawet nie wiem kiedy udałem się w objęcia Morfeusza.

Moja głowa zarejestrowała dźwięk spotkania jakiegoś przedmiotu z podłogą. Coś aż huknęło rozsadzając tym samym moje uszy od środka. Momentalnie otwarłem oczy i podniosłem głowę. Co dziwne zaatakowała mnie wielka biel. Nie były to ściany mojego kawowego pokoju. Mrugnąłem kilka razy oczami, żeby przyzwyczaić je do światła. Popatrzyłem przed siebie i zorientowałem się że jestem w szpitalu. Musiałem zasnąć w nocy. Przede mną siedziała wpatrująca się we mnie Eleanor.
- Przepraszam Harry że cię obudziłam. Komórka mi wyleciała z rąk i spadła. - powiedziała skruszona.
- Nic się nie stało, długo już jesteś? - spytałem przeciągając się.
- Już jakieś dwie godziny - uśmiechnęła się delikatnie. Lustrowałem ją całą. Wyglądała znacznie lepiej niż wczoraj. Może nadal nie była to wyspana i zrelaksowana dziewczyna, ale teraz po niej widać było że chyba po raz pierwszy od jakiegoś czasu się wyspała i odpoczęła.
- Ja jadę do domu umyć się i przebrać. Za jakąś godzinkę będę spowrotem. Przywieźć Ci coś? - spytałem brunetki.
- Jakbyś mógł to kup mi do drodze kawę - odwróciła się i uśmiechnęła do mnie.
- Ok, to lecę. - powiedziałem zbierając ze stolika kluczyki do samochodu, komórkę i kurtkę.
Wszedłem do domu i przywitałem się z ciocią. Udałem się do mojego pokoju na górze, zostawiłem tam wszystkie rzeczy, przygotowałem świeże ubrania i poszedłem pod prysznic. Gorąca woda obmywała moje ciało, spłukując z niego wydarzenia wczorajszego dnia. Relaksująca woń miętowego szamponu unosiła się w całej łazience. Wytarłem ciało w duży, puszysty, biały ręcznik i przebrałem w świeże ciuchy. Zszedłem do kuchni i zjadłem szybko coś w pośpiechu, wziąłem potrzebna mi rzeczy i pojechałem do starbucksa po kawę dla Eleonor. To co tam zobaczyłem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.







Ciekawi co będzie dalej?
Co Harry zobaczył?
Zapraszam do komentowania! :)
Całusy xx.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 1

- Ostatnio nie masz dla mnie w ogóle czasu! - krzyknęła dziewczyna. We mnie się gotowało. Nie wiedziałem co mam jeszcze zrobić żeby dla niej było dobrze.
Tylko czy korzyść dla niej jest równocześnie korzyścią dla mnie? Ostatnimi czasy tak działała mi na nerwy jak nigdy. Zacisnąłem pięści i próbowałem się uspokoić. Nie wiem do czego byłbym zdolny, gdybym nie używał jakiejś samokontroli. Blondynka dalej mówiła i mówiła. Jak w napadzie jakiegoś słowotoku, tylko z jedną różnicą... ten nie był normalny. Każde słowo raniło i było kolejnym oskarżeniem z jej strony. Starałem się już jej nie słuchać, każde kolejne słowo działało jak iskra na zapalnik bomby. Bomby, która zaraz może niekontrolowanie wybuchnąć. Nie chciałem jej tego robić. Za bardzo ją kochałem żeby ją skrzywdzić i powiedzieć co ja o tym myślę. Wziąłem głęboki wdech i wydech. Czekałem aż blondynka skończy swój wywód. Czekałem i czekałem, jednak nic takiego nie miało miejsca. Z każdym coraz bardziej raniącym mnie słowem, ona się nakręcała jeszcze bardziej i mówiła co ślina jej przyniesie na język. To co mówiła teraz, można było porównywać z ciosem poniżej pasa. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego jak każde wypowiedziane przez nią słowo kłuje. Jak rani moje, już zranione serce. Wytykała mi to że pomagałem przyjacielowi, wtedy kiedy najbardziej mnie potrzebował. Mój najlepszy przyjaciel był w szpitalu po ciężkim wypadku Walczył o życie a ona mi to wypominała? o nie.. to nie była już ta dziewczyna którą znałem dwa lata temu. To nie była już moja Caroline. Ta stojąca przede mną w niczym nie przypominała uśmiechniętej, wysokiej blondynki z naszego pierwszego zdjęcia, które zdobi  moje biurko.
Miałem tego dość. Ona już nie mówiła. Ona krzyczała a z jej oczu poleciały słone łzy. Nie wiem dlaczego, to nie ja teraz ją raniłem- To ona raniła nas oboje a przede wszystkim mnie. Dość, więcej już nie dam rady! Obróciłem się na pięcie i wybiegłem pośpiesznie z sali, w której staliśmy. Pobiegłem przed siebie,
nawet nie wiedząc gdzie mnie nogi niosą. Po chwili zorientowałem się gdzie jestem. Byłem tam, gdzie zawsze, gdy miałem jakąś rozterkę, jakiś problem lub po prostu chciałem pobyć sam. Był to jeden z 'zakątków' w naszej szkole, który znali nieliczni. Często tu i tak nie przebywali, ponieważ w tej wielkiej, czystej i nowoczesnej szkole na poziomie, to miejsce było najmniej zadbane czym niewątpliwie odrzucało. Jednak mnie nie przeszkadzało, że jest tu brudno, że ściany są obdarte i że jest tu często chłodno. To była moja samotnia, w której mogłem się wyciszyć bez zbędnych pytań i komentarzy. Usiadłem na pokrytej kurzem, starej ławce. Siedziałem tak rozmyślając nad tym 'Co dalej?'- To pytanie nie wychodziło z mojej głowy odkąd tu przyszedłem. Rozum podpowiadał mi co innego, serce co innego. Zwykle słuchałem serca, ale w takim przypadku.. sam już nie wiedziałem co zrobić. Serce podpowiadało "Wybacz", rozum zupełnie odwrotnie. Serce kochało, rozum myślał. I kogo w tym wypadku posłuchać? Byłem ślepo zakochany i nic nie chciało tej miłości oderwać. Tylko tu pojawia się jedno "ale" .. Ja zakochałem się w kimś innym. Nie w tej dziewczynie która dziś przede mną stała.. nie w niej. Zakochałem się w wrażliwej blondynce, która by mnie wspierała i kochała mimo wszystko. Teraz ta dziewczyna nie rozumiała. Nie pojmowała tego jak mi jest ciężko. Zachowywała się jak te naburmuszone bachory, które jak nie dostaną kasy na zakupy od rodziców płaczą, krzyczą, tupią nogami. Zachowywała się jakby była pusta w środku. Jakby już jej nie zależało na tym dawnym JA. Na tym w którym bez pamięci się zakochałem... Jej alter-ego wygrało z wrażliwą stroną. Ze stroną, którą kochałem.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk. Piękny, obijający się o wszystkie ściany z głośnym echem, dźwięk pianina. Kojący i uspakajający za razem. Zaraz po nim usłyszałem głos, a po całym moim ciele przeszły ciarki. Moje serce na jego dźwięk zabiło dziesięć, jak nie sto razy szybciej. Delikatny i wrażliwy- po prostu anielski głos. Na moje zranione serce, działał jak miód.-jak lekarstwo poprawiające mi samopoczucie. Sprawił że na mojej twarzy zakwitł uśmiech. Chodzę do tej szkoły, powszechnie nazywanej 'muzyczną' i jeszcze nigdy dotąd nie słyszałem czegoś tak pięknego. Ten tajemniczy i anielski głos, który nieskrępowanie przeszywał całe moje ciało. Tekst piosenki całkowicie oddawał to jak się teraz czuję. Tam za ścianą siedział mój tajemniczy anioł, który wzbierał we mnie najgłębsze uczucia i emocje. Nie miałem pojęcia kim jest, ale postanowiłem że za wszelką cenę muszę to sprawdzić. Wiedziałem tylko tyle, że tajemniczy głos dochodzi z
sali zwanej przez nas 'fortepianową' ze względu na to, że jedynym instrumentem, który się tam znajdował był właśnie fortepian. Do sali prowadziły dwa wejścia. Jedno było niedaleko mnie, i nie było często używane z wiadomego względu. Drugie wychodziło z przeciwnej strony. Podszedłem powoli i cicho do drzwi i
delikatnie nacisnąłem klamkę. Nie zawiodłem się. Drzwi otwarły się przede mną, ukazując dużą białą salę, z brązowym parkietem. Na samym środku sali stał, duży i stary fortepian. Pomimo swojego wieku, nadal służył i wydawał z siebie piękne, czyste dźwięki. Przy fortepianie siedziała, drobna dziewczyna o długich
brązowych włosach, które kaskadą spadały na jej ramiona i plecy. Jej palce zwinnie a za razem delikatnie jeździły po klawiszach wykonanych z drewna i kości słoniowej.  Nigdy bym nie przypuścił że z tak drobnego i za razem delikatnego ciała, mógłby wydobywać się tak głęboki a za razem niewymuszony głos. Śpiewała jakby było to naturalne i nie sprawiało jej żadnego, nawet najmniejszego problemu. Z jednej strony chciałem się przywitać, bo głupio to wyglądało że wszedłem tak po prostu i nic nie powiedziałem. Od samego początku, bez słowa stałem oparty o framugę i wpatrywałem się w delikatne, nieskrępowane ruchy dziewczyny. Zachowywałem się jakbym był w transie, jakby zaczarowała mnie swoim nienagannym śpiewem. Nie mogłem pomieścić tego w głowie co się ze mną działo, pod wpływem jej magicznego głosu. - Niesamowite - powiedziałem cicho pod nosem. Dziewczyna widocznie musiała to usłyszeć ponieważ nagle w ułamku sekundy jej śpiew ucichł a fortepian przestał wydawać jakiekolwiek dźwięki. Wydawało się jakby wszystko zawisło w powietrzu pod wpływem naciśnięcia 'pauzy'. Brunetka szybko popatrzyła się za siebie a jej przerażony wzrok zatrzymał się na mojej osobie. Wyglądała co najmniej jakbym przyłapał ją na gorącym uczynku. Spanikowana szybko wstała i dosłownie wybiegła z pomieszczenia. Na darmo wołałem za nią, jej już nie było. Czy to ja zrobiłem coś nieodpowiedniego? Czemu wybiegła? Przecież tylko stałem i słuchałem. - nadal nie mogłem tego pojąć i zastanawiałem się nad tym co przed chwilą miało tu miejsce. Pośpiesznie wziąłem swoje rzeczy i wybiegłem ze szkoły. Dlaczego? Może miałem nadzieję że jeszcze ją zobaczę.. tego nie wiem. Ale tak na prawdę to czemu to zrobiłem? Przecież nawet jej nie znam... Udałem się w stronę parkingu i wsiadłem do swojego czarnego lange rovera. Chwilę się jeszcze zastanawiałem, ale w końcu odpaliłem silnik i pojechałem przed siebie.

Siedziałem na szpitalnym stoliku i wpatrywałem się w 'śpiącego' przyjaciela. Mój nos co chwilę drażnił sterylny zapach pomieszczenia. Jedynym dźwiękiem było pikanie aparatury podpiętej do klatki piersiowej bruneta. Był to już chyba tydzień od wypadku, a on nadal leżał pogrążony w śpiączce. Zwykle jego rumiane
policzki, zdawały się być teraz zupełnie bez koloru. Jego roześmiana twarz - bez życia. Liczne blizny i siniaki, noga w gipsie, zszyty łuk brwiowy, i kilka wenflonów powbijanych do jego chudej ręki. Tak wyglądał teraz zawsze roześmiany, pełen życia chłopak, mój najlepszy przyjaciel. Mogłem śmiało powiedzieć że nawet brat. Czasem nie mogłem na niego patrzeć, a łzy same wzbierały się w moich oczach. Nie dopuszczałem do siebie nawet myśli że on może się nigdy nie obudzić. Wierzyłem że za niedługo zobaczę te roześmiane, niebieskie oczy pełne iskierek. Że usłyszę kolejny jego żart. Że będę mógł mu powiedzieć o moich problemach i liczyć na jego wsparcie, lub po prostu że będzie. Delikatnie poprawiłem mu poduszkę i kołdrę. Usiadłem spowrotem na krześle stojącym obok jego łóżka. Kiedyś słyszałem że do ludzi w śpiączce powinno się mówić. Opowiadać to co się dzieje, po prostu z nimi rozmawiać. Od chwili wypadku codziennie przychodziłem i opowiadałem mojemu przyjacielowi wszystko. Począwszy od tego co jadłem na śniadanie kończąc na tym jak mi się spało. Dla niektórych było to może śmieszne, lecz wierzyłem w to że mnie słyszy, i czasem gdy wyrzuciłem to co się we mnie kłębiło było mi lżej i łatwiej.
- Lou.. - westchnąłem - nawet nie wiesz jak mi Cię brakuje. Teraz, gdy wszystko się wali a ja nie mam komu się wygadać. Caroline coś odwala.. czepia się mnie że nie mam dla niej czasu, że do Ciebie przychodzę, że już jej nie kocham. Przecież to nieprawda. Sam wiesz jak ją kocham, tylko ostatnio coraz bardziej mnie denerwuje. W końcu to jest irytujące, jeżeli nie pozwala mi się z nikim spotykać, poza nią samą! Ja chyba też mam życie poza nią prawda? - zrobiłem chwilę przerwy, myślałem o tym co przed chwilą powiedziałem przyjacielowi. Po chwili wyrwałem się z zamyślenia i nadal prowadziłem swój monolog - gdybyś wiedział co mi się dziś przydarzyło - powiedziałem rozmarzając się na samą myśl o cudownej tajemniczej dziewczynie i jej magicznym głosie. - Jak pokłóciłem się dziś z Caroline, pobiegłem do naszej szkolnej samotni - zacząłem mu tłumaczyć. Nie miałem pewności że to usłyszy, ale próbować zawsze trzeba, prawda? Może też robiłem to sam dla siebie żeby wyrzucić z siebie te emocje.. Kontynuowałem - w fortepianowej sali siedziała jakaś dziewczyna. Nie znam jej.. ale gdybyś ją słyszał.. miała taki piękny, anielski głos. - znów rozpłynąłem się we wspomnieniach jej głosu - Jedyne co mnie martwi to, to że jak wszedłem do sali a ona mnie zobaczyła to uciekła. Wiesz Lou, muszę ją poznać. Muszę ją odnaleźć - stwierdziłem stanowczym głosem, nieznoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu. Sam nie wiem
na co liczyłem, ale wiedziałem jedno. Ten głos przez długi czas nie opuści mojej głowy. Nie czekałem dłużej, pożegnałem się z nadal 'śpiącym' brunetem i tak z rakiety wybiegłem, jak nie wystrzeliłem, z szpitala.
Siedziałem w pokoju rozmyślając głównie nad tym "Jak do tego się zabrać?". Chciałem znaleźć osobę, o której nie miałem zielonego pojęcia. Nie wiedziałem nawet czy chodzi do naszej szkoły. "Debilu ty się jeszcze zastanawiasz" - skarciłem się w myślach. - taki głos na pewno nie przyleciał z orbity i sama nie
nauczyła się grać na pianinie. Tego nie umie się od urodzenia.
Chodziłem nerwowo po pokoju, nie dając swoim nogom odpoczynku. Obmyślałem plan. Tylko jaki?  Nic konkretnego, ani 'mądrego' nie wpadało mi na myśl. Gdybym chociaż znał jej imię, lub wiedział do której klasy chodzi. Niestety.. nasza szkoła delikatnie mówiąc była ogromna. Samych klas trzecich- w tym mojej, było 15. Z tego co mi było wiadomo drugich było tyle samo co pierwszych czyli 13. "I jak tu do jasnej cholery znaleźć jedną szarą myszkę?" - pomyślałem łapiąc się za głowę. "A może by popytać innych?" - pomyślałem, lecz po chwili namysłu zniszczyłem ten głupi pomysł w zarodku - Tak Styles debilu. Spytasz się: "Czy ktoś może zna spośród kilku tysięcy ludzi w tej gigantycznej szkole, drobną brunetkę?" Podobnych było pewnie na pęczki. Chociaż nie.. ona była wyjątkowa. Taka delikatna i wrażliwa. No i bardzo utalentowana, tego głosu nie zapomnę chyba nigdy. Jutro ją znajdę! Muszę!
Zasypiając w głowie ciągle krążyły mi wydarzenia z dzisiejszego dnia. Kłótnia, śpiew i ta zszokowana twarz nieznajomej.  Słyszałem ciągle ten anielski głos. Głos, który ponad wszystko pragnę usłyszeć jeszcze raz.


Witam!
Pierwszy rodział za nami. Jak wam się podoba?
Proszę o szczere opinie i komentarze.
Całuję xx.