Siedziałem na lekcji śpiewu i w ogóle nie mogłem się skupić. Moje
myśli biegały wszędzie, tylko nie tam gdzie powinny. Większość z nich w głównej
mierze skupiała się na drobnej brunetce o anielskim głosie, który nadal mimo
upływu czasu rozbrzmiewał w mojej głowie. Zastanawiałem się jak to rozegrać.
Jak znaleźć nieznajomą dziewczynę. Nauczycielka pomimo tego że widziała moją
nieobecność, nie zwracała na to uwagi i kontynuowała lekcję. Była to jedna z
najmilszych osób w tej szkole, z którą lubiłem sobie często pogawędzić.
Siedziałem w ławce i beznamiętnym wzrokiem obserwowałem spadające, złote
liście. Jesień tego roku była wyjątkowo piękna. Jeszcze ani razu od ponad
tygodnia Londyn nie zaszczycił nas deszczem, a drzewa udające się w stan
spoczynku powoli zrzucały swoją 'narzutę' w postaci kolorowych liści. Każdy
park w mieście przystrojony był barwami żółtego, pomarańczowego, brązowego i
czerwonego koloru. Mój humor idealnie wpasował się w pogodę. Nie była brzydka,
co to, to nie. Tylko mało optymistyczna. W porównaniu z jeszcze bardziej
kolorowym latem, ciepłym, słonecznym, ta szaro-złota jesień była trochę
przygnębiająca. Zwiastowała przyjście zimy. Srogiej, ostrej i bezlitosnej zimy.
Oglądając ludzi w parku, znajdującym się
dokładnie obok naszej szkoły wpadłem na pomysł. "Może pani Field mogłaby
mi pomóc w odszukaniu nieznajomej?" pomyślałem. Postanowiłem że muszę się
jej spytać. Może moje przypuszczenia okażą się trafne i pani Field powie mi coś
więcej o brunetce? Mój entuzjazm nie znał końca, więc gdy tylko lekcja się
skończyła a wszyscy zaczęli wychodzić z klasy, podszedłem do starszej pani.
- Dzień dobry pani Field - wymusiłem
delikatny uśmiech.
- Dzień dobry Harry, co się dziś z Tobą
dzieje? - spytała zatroskanym głosem. - zawsze jesteś aktywny na lekcjach, a
dzisiaj wydawałeś się taki przybity i nieobecny.
- Przepraszam, po prostu mam gorszy dzień
- znów wymuszony uśmiech. "Harry, nie zapominaj po co przyszedłeś!"
nakazałem sobie.
- Mam do pani pytanie. - zacząłem
niepewnie. Nauczycielka nic nie powiedziała tylko skupiła swoją całą uwagę na
mnie i czekała na dalsze wyjaśnienia. - Czy zna może pani dziewczynę.. - nie
dała mi dokończyć
- Dziewczyn to ja znam dużo Harry -
powiedziała chyba trochę na rozluźnienie napiętej atmosfery pomiędzy nami.
Mimowolnie się zaśmiałem i zacząłem kontynuować przerwane przez kobietę
pytanie.
- Nic o niej nie wiem, poza tym że umie
grać na fortepianie, ma cudowny głos, jest drobnej budowy i ma długie brązowe
włosy - powiedziałem na jednym wdechu. Nauczycielka na chwilę się zamyśliła.
- Nie jestem pewna, ale wydaje mi się że
wiem o kogo Ci chodzi. Nie znam jej i wiem tylko tyle że ma na imię Nathalie.
Ostatnio przepisała się do naszej szkoły do drugiej klasy. Nie mam stu
procentowej pewności, ale tylko ona mi pasuje do twojego opisu. -
uśmiechnęła się szeroko kobieta.
- Dziękuję pani. Bardzo mi pani pomogła. -
mój humor od razu się poprawił. Poszedłem do mojej samotni żeby w spokoju móc
pomyśleć.
Teraz już wiem czemu nigdy jej nie
widziałem. I prawdopodobnie dlaczego uciekła. Może myślała że nie może tam
siedzieć? Albo po prostu się wystraszyła bo mnie nie zna.- rozmyślałem nad
różnymi opcjami. Może nie wiem dokładnie gdzie jej szukać, ale przynajmniej
wiem jak ma na imię. A to już coś.
Przez cały dzień siedziałem na przerwach
niezmiennie w tym samym miejscu. Nie wiem na co liczyłem. Może na to, że znów
ją spotkam w sali fortepianowej? na pewno jakaś część mnie tego chciała. To już
była ostatnia przerwa, na której mogłem siedzieć beztrosko w 'samotni'. Ciszę
przerwał głośny dźwięk sms'a, rozchodzący się po ścianach
sali. Wyciągnąłem szybko komórkę i spojrzałem na ekran. Wiadomość od
"Caroline". Zastanawiałem się o co może chodzić, jeżeli od feralnej
kłótni nie odzywaliśmy się do siebie. Pośpiesznie otwarłem wiadomość i ze
skupieniem zacząłem czytać jej tekst:
"Przepraszam że wczoraj mnie tak
poniosło. Nie powinnam tak mówić, spotkamy się?"
Przez dość długi czas siedziałem z nadal
otwartą wiadomością, i dokładnie lustrowałem jej zawartość. Słowo po słowie. To
co było tam napisane nie było podobne do 'teraźniejszej' Caroline. Czyżby moje
wczorajsze zachowanie względem jej i ignorowanie przyniosło jakiś bardziej
oczekiwany skutek? Z dnia nadzień się nie zmieniła, ale warto chyba dać jej
drugą szanse i zobaczyć czy faktycznie tak sądzi. Powoli wstukałem w ekran
komórki "Ok. Tam gdzie zawsze o 14." i nacisnąłem wyślij.
Zegar w szkolnej sali wskazywał 13.25.
"czyli jeszcze pięć minut i do domu" pomyślałem. Nie musiałem długo
czekać. Zanim się obejrzałem, głośny dźwięk szkolnego dzwonka już rozbrzmiewał
po całej szkole. Powoli wstałem, spakowałem swoje zeszyty i udałem się w stronę
parkingu.
Siedziałem w małej kawiarni. Czułem pewien
niedosyt dzisiejszego dnia. Jakby czegoś w nim zabrakło. "Czyżby zabrakło
pewnego głosu..?" wtrącił mój wewnętrzny głos. Możliwe.. nawet nie możliwe
a pewne. Miałem dziś ogromną nadzieję na znalezienie dziewczyny, sam nie
wiem dlaczego mi na tym tak zależało. Wiedziałem jedno. To na pewno nie
ostatni dzień moich poszukiwań. Nie poddam się dopóki jej nie odnajdę.
Obserwowałem ludzi dookoła wyszukując w tłumie wysokiej blondynki. Popatrzyłem
na zegarek, miała jeszcze pięć minut. Raczej nigdy się nie spóźniała i nie
kazała na siebie czekać. Wypiłem więc łyk kawy i dalej czekałem.
Tak jak myślałem, blondynka przyszła
punktualnie. Widziałem jak zmierza w moim kierunku z szerokim uśmiechem.
Dlaczego? Mnie jakoś nie było wesoło i nadal nie wybaczyłem jej wczorajszych
słów. Podeszła do mnie i próbowała mnie pocałować, lecz ja sprytnie obróciłem
głowę. Dziewczyna całkiem zdezorientowana spojrzała na mnie i bez słowa usiadła
na przeciwko. Moja kamienna twarz nie wyrażała teraz jakichkolwiek emocji czy
uczuć. Czekałem na jej pierwszy ruch.
- Harry.. - szepnęła łamiącym głosem,
prawie niedosłyszalnie. - Harry ja Cię strasznie przepraszam. Naprawdę nie
chciałam tego wczoraj powiedzieć- w końcu się przełamała. Nic nie
odpowiedziałem. Patrzyłem beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń za nią. Nie
wiedziałem co powiedzieć? Nie.. ja chyba nie chciałem nic mówić. Nie
przemyślałem jeszcze wszystkiego do końca. - Harry, powiedz coś - po chwili
ciszy odezwała się błagalnym tonem blondynka.
- Co mam powiedzieć? - spytałem. - Że 'nic
sie nie stało'? Że wszystko jest OK. Nie Caroline, nie jest! - powiedziałem
podniesionym głosem, a emocje zdawały się wziąć górę w tej sytuacji. Nie
kontrolowałem tego co mówiłem. Jedno było pewne. Wyrzucałem z siebie wszystko
to co siedziało we mnie od jakiegoś czasu, tym czym nie chciałem jej
skrzywdzić. Tylko czy nie chciałem skrzywdzić tej innej osoby, która stała
wczoraj przede mną? - ciągle muszę
wysłuchiwać twoich zarzutów. Mój najlepszy przyjaciel leży w śpiączce, z której
nigdy nie może się wybudzić, a ty co? Nie mam w tobie żadnego wsparcia, wręcz
na odwrót. Gdzie podziała się ta wrażliwa dziewczyna sprzed dwóch lat? -
spytałem patrząc w jej załzawione, brązowe oczy. Widziałem że zadałem jej cios
tymi słowami, ale nie potrafiłem inaczej postąpić. Puste kłamstwa nie
załatwiłby sprawy. Nie dałyby nadziei na 'lepsze jutro'.
- To co mam zrobić. Co mam zrobić żebyś mi
wybaczył? - powiedziała przez łzy. Z jednej strony cieszyłem się że wreszcie
jej to powiedziałem. Ale z drugiej widok jej zapłakanej.. ta dziewczyna to była
ta moja Caroline. To nie była wredna zołza, tylko ta którą kochałem. Podszedłem
do niej i złapałem jej twarz w dłonie. Otarłem słone krople z jej policzków i
szepnąłem - Pokaż mi że ta Caroline nadal istnieje - musnąłem delikatnie jej
usta, wstałem i wyszedłem z kawiarni. Było mi ciężko patrzeć tak na nią. Było
mi ciężko to mówić. Było mi ciężko ją ranić, lecz wiedziałem że innego sposobu
nie ma. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do szpitala.
Wjechałem windą na drugie piętro i
zmierzałem długim, zielonym korytarzem do sali 147. Otwarłem powoli drzwi i
wszedłem do środka. Przy łóżku Louisa siedziała wysoka dziewczyna o lekko
falowanych ciemnych włosach.
- Cześć Eleanor - przywitałem się z nią i
wymusiłem się na kolejny tego dnia uśmiech.
- Cześć Harry - ona chyba też nie miała
dziś lepszego dnia. Siedziała tak i trzymała za rękę Louisa. Na jej twarzy
widać było zmęczenie. Lekko podkrążone oczy dawały znać o nieprzespanych i
przepłakanych nocach. Mimo to brunetka dzielnie siedziała co dzień i czuwała
przy swoim ukochanym.
- El.. - odezwałem się - Ty też jesteś
człowiekiem i musisz odpoczywać. Wracaj do domu i się wyśpij, ja tu posiedzę, a
gdyby się coś działo to od razu zadzwonię - próbowałem ją przekonać. Wyglądała
jak wrak człowieka. Zresztą.. jak tu się nie dziwić, skoro codziennie
przychodziła tu i siedziała z Louisem, nie raz dzień i noc i tak już od ponad
tygodnia. Eleanor westchnęła głęboko i w końcu się odezwała - Nie mogę, muszę
tu przy nim być.
- Louisowi nic nie będzie. Na pewno nie
chciałby żebyś tak się zamartwiała przez niego. - mówiłem spokojnym głosem.
- Boje się że coś mu się stanie, gdy mnie
przy nim nie będzie - powiedziała prawie niesłyszalnie a po jej zmęczonej
twarzy spłynęła samotna łza.
- Els.. - podszedłem i przytuliłem
dziewczynę - nie płacz. Louis da radę. Jest bardzo silny i mocny. Na pewno wszystko będzie dobrze.
Proszę Cię. Idź do domu i się wyśpij porządnie, bo nie mogę patrzeć na Ciebie w
takim stanie. - próbowałem dalej. Dziewczyna widocznie się zamyśliła.
- Ale jeżeli tylko będzie się coś działo
to od razu dzwoń! - poprosiła dziewczyna
- Obiecuję. Chcesz mój samochód? -
spytałem.
- Nie, przyjechałam samochodem mamy. -
uśmiechnęła się delikatnie. Podeszła do Louisa, pogłaskała go dłonią po bladym,
wychudzonym policzku i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. - Pa
skarbie, za niedługo do Ciebie wrócę - szepnęła i oglądając się jeszcze raz za
siebie wyszła z pomieszczenia. Zostaliśmy sami. Tylko ja i śpiący Louis. Dziś
również postanowiłem mu opowiedzieć o tym co się działo. Podczas mojej
'rozmowy' z przyjacielem, do sali weszła oddziałowa, która zmieniła Louisowi
kroplówkę z glukozą, pozapisywała parametry życiowe na małej tabliczce przywieszonej
do łóżka i bez słowa wyszła.
Po tej wizycie zacząłem kontynuować
opowiadanie dzisiejszego dnia.
- No i wiesz.. umówiłem się z nią. No bo
co miałem zrobić? Może ten związek jeszcze da się uratować.. - pomyślałem przez
chwilę. - Cały dzień w szkole szukałem tajemniczej dziewczyny. I jedyne czego
się dowiedziałem to, że ma na imię Nathalie. Piękne imię prawda? Bardzo do niej
pasuje.. szkoda że jej nie widziałeś - westchnąłem głęboko. W tym momencie
stało się coś czego w ogóle się nie spodziewałem. Palce Louisa lekko się
poruszyły, jakby chciał coś złapać. Zszokowany wybiegłem z pomieszczenia i
zawołałem lekarza. Po kilku sekundach przybiegł mężczyzna w średnim wieku, o
kruczoczarnych włosach.
- Co się stało? - spytał
wystraszony.
- Może mi się wydawało.. ale nie. On przed
chwilą poruszył ręką! - powiedziałem nadal będąc w ciężkim szoku. Lekarz
podszedł do mojego przyjaciela, wyciągnął z kieszonki swojego kitla latareczkę
i sprawdzał reakcję oczu. Potem wziął tabliczkę z parametrami, na której
jeszcze przed chwilą pisała pielęgniarka i porównał je z tymi na aparaturze
porozstawianej dookoła łóżka. Wpisał coś do tabelek i odkładając tabliczkę
zwrócił się do mnie:
- Pan Louis jeszcze się nie wybudza ze
śpiączki, i ten ruch o tym nie świadczył. Takie ruchy czasem się zdarzają
podczas śpiączki. Jednakże dowodzi to temu, że wszystko jest na dobrej drodze i
teraz trzeba tylko czekać. Rokowania na pewno wzrosły. - uśmiechnął się do mnie
pocieszająco. Z jednej strony ta wiadomość mnie dobiła-myślałem że Louis się
wybudza. Ale patrząc na to z drugiej strony lekarz powiedział że szanse
wzrosły, co mnie niezmiernie cieszyło. Mężczyzny już nie było w pomieszczeniu.
- Słyszałeś Lou? - zwróciłem się do
przyjaciela - może już za niedługo się obudzisz - powiedziałem pełnym
entuzjazmu głosem. Zastanawiałem się nad telefonem do Eleanor. Jednak
stwierdziłem że nie będę jej przeszkadzać. Nic złego się nie dzieje, a ona musi
odpocząć. Z takimi wiadomościami można poczekać.
Siedziałem tak u Louisa, rozmawiałem z
nim, grałem na komórce, słuchałem muzyki. W końcu sen mnie zmorzył i nawet nie
wiem kiedy udałem się w objęcia Morfeusza.
Moja głowa zarejestrowała dźwięk spotkania
jakiegoś przedmiotu z podłogą. Coś aż huknęło rozsadzając tym samym moje uszy
od środka. Momentalnie otwarłem oczy i podniosłem głowę. Co dziwne zaatakowała
mnie wielka biel. Nie były to ściany mojego kawowego pokoju. Mrugnąłem kilka
razy oczami, żeby przyzwyczaić je do światła. Popatrzyłem przed siebie i
zorientowałem się że jestem w szpitalu. Musiałem zasnąć w nocy. Przede mną
siedziała wpatrująca się we mnie Eleanor.
- Przepraszam Harry że cię obudziłam.
Komórka mi wyleciała z rąk i spadła. - powiedziała skruszona.
- Nic się nie stało, długo już jesteś? -
spytałem przeciągając się.
- Już jakieś dwie godziny - uśmiechnęła
się delikatnie. Lustrowałem ją całą. Wyglądała znacznie lepiej niż wczoraj.
Może nadal nie była to wyspana i zrelaksowana dziewczyna, ale teraz po niej
widać było że chyba po raz pierwszy od jakiegoś czasu się wyspała i odpoczęła.
- Ja jadę do domu umyć się i przebrać. Za
jakąś godzinkę będę spowrotem. Przywieźć Ci coś? - spytałem brunetki.
- Jakbyś mógł to kup mi do drodze kawę -
odwróciła się i uśmiechnęła do mnie.
- Ok, to lecę. - powiedziałem zbierając ze
stolika kluczyki do samochodu, komórkę i kurtkę.
Wszedłem do domu i przywitałem się z ciocią. Udałem
się do mojego pokoju na górze, zostawiłem tam wszystkie rzeczy, przygotowałem
świeże ubrania i poszedłem pod prysznic. Gorąca woda obmywała moje ciało,
spłukując z niego wydarzenia wczorajszego dnia. Relaksująca woń miętowego
szamponu unosiła się w całej łazience. Wytarłem ciało w duży, puszysty, biały
ręcznik i przebrałem w świeże ciuchy. Zszedłem do kuchni i zjadłem szybko coś w
pośpiechu, wziąłem potrzebna mi rzeczy i pojechałem do starbucksa po kawę dla
Eleonor. To co tam zobaczyłem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.
Ciekawi co będzie dalej?
Co Harry zobaczył?
Zapraszam do komentowania! :)
Całusy xx.