niedziela, 13 kwietnia 2014

Rodział 3 (cz. II)

Piosenka w słowie "odpocząć" :)
_________________________

- Co dziś robimy? – spytałam nalewając sok pomarańczowy do szklanki i stawiając ją przed Harrym, po czym nalałam kolejną dla siebie. Usiadłam wygodnie przy stole naprzeciwko chłopaka i czekałam, aż coś wymyśli. Lubiłam przyglądać mu się, podczas gdy robił tą minę i przygryzał wargę w zamyśleniu. To był naprawdę kuszący widok, bo za każdym razem, kiedy tak robił, miałam ochotę sama ją przygryźć. 
- Umiesz jeździć na łyżwach? – spytał nagle, wyciągając mnie totalnie z fantazjowania o „uwolnieniu” maltretowanej wargi spod jego zębów.
- O niee... Proszę, tylko nie łyżwy. Ten sport to zło wcielone, a ja nie umiem na tym jeździć i nigdy się nie nauczę. Wszystko, tylko nie łyżwy i rolki... – pokręciłam głową zaprzeczając.
- A skok na bungee? – spytał cwanie.
- Dobra, to może inaczej. Żadnych rolek, łyżew, ani niczego, co zawiera w sobie mój lęk wysokości... – dodałam nieco pewniej. W sumie, to znalazłoby się coś jeszcze, jak na przykład coś związanego z pająkami, robakami, szczurami, ale bez przesady... nie jedziemy przecież na wyspę przetrwania. No i oczywiście trzeba na wstępie wykluczyć ściganie się pojazdami. Tego bym chyba nie przeżyła...
- No ale łyżwy są takie fajne... naprawdę! Czego się boisz? – Ohoho... kolego, wycofaj się. Stąpasz po kruchym lodzie. I tak mnie nie przekonasz!
- Tego, że wywinę orła i się połamię... wybacz. Trauma z dzieciństwa. Kiedyś, jak byłam mała, pojechałam z rodzicami i Dany’m na łyżwy i tak pięknie się wywróciłam, że miałam potem rękę w gipsie, przez kolejny miesiąc. – Skrzywiłam się na to wspomnienie. Po tamtym razie zdecydowanie wolę nie ryzykować... – Nie przekonasz mnie do tego Harry - wytłumaczyłam po krótce, błagając w duchu, żeby nie drążył tematu i wymyślił inny, milszy i bardziej przyjazny dla mojego zdrowia fizycznego i psychicznego pomysł na spędzanie naszego wspólnego, wolnego czasu.
- A jeśli obiecam ci, że wyjdziesz z tego cało i będziesz się świetnie bawić? No proszę... – zrobił minkę szczeniaczka, czym oczywiście mnie złapał... Cholerna słodkość! – Proszę, proszę, proszę, proszę... – uroczo się uśmiechnął, a za westchnęłam głęboko.
- Harry... nie. Przepraszam cię, ale naprawdę, chcę jeszcze mieć na czym chodzić – uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. „No chodź! Będzie przecież fajnie!” Nawet moja świadomość się już złamała, pod udawanym, smutnym wzrokiem Harry’ego. I ty Brutusie przeciwko mnie! „Tak, też cię kocham” To zabrzmiało trochę narcystycznie... „Nie... czemu tak sądzisz...?” Dobra, już dobra. Koniec tematu!
Popatrzyłam na Harry’ego, który nadal starał się coś wskórać swoimi wdziękami, a ja przewróciłam oczami i w końcu się odezwałam:
- Dobra, ale pod jednym warunkiem. Jak będzie beznadziejnie i coś sobie zrobię, to cię zamorduje! – zagroziłam, ale on chyba nic nie robił sobie z mojego morderczego wzroku.
- Okej. Możemy się nawet założyć, że będzie fantastycznie! – wyszczerzył się, a ja spiorunowałam go wzrokiem. – Proszę cię, kotku. Czy te oczy mogą kłamać? – zmienił tembr głosu na niższy i nachylił się, żeby cmoknąć mnie w usta.
- Nie zakładam się o byle co... – uniosłam brwi i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- A ja uwielbiam się zakładać, kiedy wiem, że wygram – wyszczerzył się. – Więc jak? Wygrany ma jedno życzenie?
- Niech ci będzie... ale nie bądź taki pewny siebie... jeszcze nikomu nie udało się mnie przekonać do tego sportu – uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Inni to nie ja, skarbie  – wyszczerzył się przebiegle – W takim razie najpierw przejdziemy się na spacer, zrobimy zakupy, o które prosiła Janette, zjemy obiad i późnym południem wybierzemy się na lodowisko. Wtedy jest najmniej ludzi, co Ty na to? – spytał, a gdy przytaknęłam głową, pobiegł na górę do pokoju, a ja w tym czasie dokończyłam śniadanie, dopiłam sok i udałam się za nim.

*

- Harry, ja cię naprawdę kiedyś zabiję – powiedziałam stojąc na lodowisku, kurczowo trzymając się bandy. Ledwo udało mi się wjechać na lód, a już czułam, jak moje nogi niemiłosiernie się trzęsą i nie mogę się na nich utrzymać, bo tak bardzo się ślizgam. „A czego się spodziewałaś po jeżdżeniu na łyżwach? Że będziesz latać?!” Moja świadomość jak zawsze postanowiła wyjątkowo mnie pocieszyć. A niech to!
- Daj mi rękę – poprosił chłopak, wyciągając w moim kierunku swoją dużą dłoń, a ja popatrzyłam na niego jak na nienormalnego.
- Ty chyba sobie żartujesz. Nie ma mowy! Ja stąd idę! – jęknęłam przyczepiając się jeszcze bardziej i bliżej do bandy. „Co prawda jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale idę...”
- Wiesz, że przegrasz wtedy zakład przez walkower? – uniósł brew. – No proszę cię, spróbuj! Podaj mi rękę – Jego głos był wyjątkowo cierpliwy i po raz kolejny wystawił rękę. Zerknęłam na niego jak na totalnego szaleńca, ale w jego wzroku nie było nic poza troską, cierpliwością... Żadnego kpiącego uśmieszku, ani parsknięcia, na widok mojej wyjątkowo dziwnej pozycji i tego, jak uparcie nie chciałam jej zmienić. Ten chłopak to istna oaza spokoju!
Trzymając się nadal bandy jedną ręką, podałam mu drugą i Harry pociągnął mnie do siebie tak, że pojechałam kawałek i wylądowałam w jego ramionach. – A teraz powoli. Odepchnij się jedną nogą pod skosem, a następnie drugą. To naprawdę nic trudnego! Spróbuj. – Złapał mnie za rękę i stanął obok, czekając na mój ruch. Popatrzyłam na niego niemo pytając, czy faktycznie nie zwariował i gdy posłał mi ciepły uśmiech, stwierdziłam, że jestem na przegranej pozycji i muszę w końcu to zrobić. Chłopak asekurował mnie, kiedy zrobiłam pierwszy ruch po przodu, a następnie kolejny. Miałam wrażenie, że podłoże się rozjeżdża w dziwny sposób i ucieka, dlatego stawiałam kolejne i kolejne kroki, ślizgając się do przodu. Nie było tragicznie, ale z nadmiarem prędkości zaczęło robić się przerażająco. Harry nadal jechał obok, asekurując mnie od boku i nagle próbując nieco wyhamować wychyliłam się do tyłu i straciłam równowagę wywijając orła. W moich oczach dawno nie pojawiło się takie przerażenie jak w tym momencie i gdyby nie Harry, który w ostatnim momencie uratował mnie od wywrotki, leżałabym w tym momencie plackiem na twardym lodzie z poobijanym ciałem.
- O mój Boże... – szepnęłam, próbując otrząsnąć się z pierwszego szoku i złapałam kurczowo swetra Harry’ego.
- Wszystko w porządku? – spytał widząc moje przerażenie a ja pokiwałam przecząco głową.
- Nie Harry. To nie jest dla mnie... nie dam rady. Właśnie tego się bałam! – prawie jęknęłam i nie chciałam go puścić, bo bałam się, że zlecę na nogach, które znów były jak z galarety. Kiedy leciałam do tyłu, przed oczami przeleciała mi na nowo scena, kiedy jako mała dziewczynka wywróciłam się i tak grzmotnęłam ręką w twardy jak skała lód, że ona momentalnie się złamała. Boże... Pomrugałam kilkukrotnie oczami, żeby wyrzucić z głowy nieprzyjemny i niechciany obraz.
- Hej, spokojnie – podniósł mój podbródek, żebym spojrzała mu w oczy. – Daj temu szansę. Po prostu wystraszyłaś się, bo nabrałaś za dużą prędkość, jak na pierwszy raz. To trzeba powolutku, małymi kroczkami, a na pewno będzie dobrze. – Uśmiechnął się, lecz mnie to wcale nie przekonało. – Przede wszystkim, twoim błędem było to, że odchyliłaś się tak mocno do tyłu chcąc wyhamować, że straciłaś równowagę. Teraz już wiesz, czego nie robić, więc będzie lepiej – powiedział pocieszająco.
- Nie wiem, czy chcę próbować – jęknęłam nie przekonana, nadal kurczowo się go trzymając.
- Spróbuj. Jak nie będziesz chciała, to po tym kółku możemy zejść, dobrze? – uśmiechnął się uroczo, a ja pokiwałam głową na tak. W końcu skoro jest obok i może mnie złapać, to nic złego nie może się stać, prawda?

*
Z jednego kółka, zrobiło się pięć, a z pięciu dziesięć i ich liczba coraz bardziej się powiększała, a z kawałka na kawałek szło mi coraz lepiej. Jeździliśmy już chyba ponad godzinę! Na początku nie byłam przekonana, ale Harry u mojego boku, dodawał mi otuchy. Jeździliśmy teraz trzymając się za ręce, i śmiejąc w najlepsze. W sumie, to nie było tak źle. On chyba naprawdę ma dar przekonywania, nawet do rzeczy, do których nikogo jeszcze nie udało się mnie przekonać. Czasem po prostu strach jest za duży.
Na zewnątrz powoli robiło się już ciemno i małe gwiazdki pojawiały się na granatowym niebie. Lodowisko było oświetlane latarniami i powoli opustoszało, tak, że w tym momencie byliśmy na nim tylko my i jakiś mężczyzna, z dwójką małych dzieci, których śmiech było słychać dosłownie co chwilę. Starszy pan, który pilnował miejsca siedział przy swoim stoliczku, popijając kawę i czytał książkę, w świetle małej lampki. Było tak spokojnie i cicho. W końcu to miejsce dawało trochę wytchnienia, podczas gdy cały dzień pełny był rozmaitych krzyków, hałasów jeżdżących w te i we w te samochodów i innych rzeczy.
- Powoli zaczyna robić się zimno – mruknęłam do Harry’ego, kiedy przystanęliśmy przy bandzie, żeby na chwilę odsapnąć. Nie było tragicznie, ale ponieważ ściągnęłam płaszcz i jeździłam w samym grubym swetrze, temperatura panująca na zewnątrz, dawała się powoli we znaki.
- To co, przejedziemy jeszcze kilka kółek i pójdziemy na gorącą czekoladę, żeby się rozgrzać? – na pytanie kręconowłosego momentalnie przytaknęłam i po chwili znaleźliśmy się na środku lodowiska i zaczęliśmy spokojnie jeździć, nadal trzymając się za ręce. Z nieba zaczęły zlatywać białe płatki śniegu, ozdabiające nas swoją niepowtarzalnością i kontrastem, który tworzyły z ciemnymi ubraniami. W powietrzu czuć było nadchodzące święta, razem z zapachem choinek, które już pobierane czekały na święta Bożego Narodzenia, ozdabiając miasto nocą.

*

Sielanka się skończyła i powrót do rzeczywistości, po spędzeniu wspaniałego weekendu z Harry’m wcale nie był łatwy. Gdy dojechałam do domu, było już dość późno, a ze względu na to, że rano miałam iść po raz pierwszy do pracy, nie przespałam tyle godzin ile w rzeczywistości było mi potrzebne. 
Obudziłam się wcześnie rano i po wzięciu szybkiego prysznica i ubraniu się w wygodne ciuchy wyszłam z domu, żeby zdążyć na czas i nie spóźnić się już pierwszego dnia. Szybkim spacerem przeszłam przez kilka ulic i w ciągu kilkunastu minut znalazłam się przed drzwiami tutejszej piekarni. Niby nic ambitnego, ale na początek zawsze coś, prawda?
Pchnęłam drzwi od strony zaplecza i od razu poczułam na zmarzniętej skórze ciepło, które buchnęło od środka budynku i zapach świeżo upieczonego, złocistego chleba. Ściągnęłam z siebie płaszcz, powiesiłam na wieszaku przy wejściu i weszłam głębiej, spotykając starszą kobietę, która była dobrą znajomą mojej cioci i za razem właścicielką piekarni.
- Dzień dobry, Beth – przywitałam się z kobietą, która posłała mi swój ciepły uśmiech.
- Witaj, Nathalie. Dobrze, że jesteś! – poprosiła gestem ręki, żebym do niej podeszła. – Niestety muszę jechać do tutejszych sklepów, żeby porozwozić po nich różne zamówienia, ale myślę, że sami sobie poradzicie. Wstała i poprowadziła mnie na tą część „sklepową” gdzie zobaczyłam średniego wzrostu blondyna, który stał do nas tyłem i wystawiał jakieś ciastka przy witrynie, na duże patery. – Niall! – zawołała, a chłopak momentalnie odwrócił się i widząc mnie, szeroko uśmiechnął. Już na pierwszy rzut oka wydawał się być sympatyczny, a jego uśmiech porażał w taki sposób, że zaraził mnie nim, i sama uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i wyciągnęłam rękę, żeby się przywitać. Już od samego patrzenia się na niego, człowiek miał wrażenie, że jest to osoba pozytywnie nastawiona do życia i godna zaufania.
- Cześć, jestem Nathalie – chłopak podał mi rękę i również się przedstawił.
- Niall. To ty jesteś tą sympatyczną siostrzenicą pani Whitehall? – puścił mi oczko, a ja popatrzyłam na Beth, która zakładała płaszcz na szczupłe ramiona.
- Widzę, że się dogadacie. W takim razie idę, kochani! – pomachała nam i skierowała się do tylnego wyjścia. – Niall, pamiętaj, aby zapakować zamówienie dla Kate. Będzie tu po siódmej! – krzyknęła jeszcze, a blondyn śmiesznie zasalutował.
- Jasna sprawa, szefowo! – wyszczerzył białe zęby w uśmiechu i odwrócił się z powrotem w moją stronę. – To jak? Gotowa nauczyć się kilku prostych rzeczy? – zatarł ręce a ja przytaknęłam. Ten chłopak naprawdę napawał wszystkich pozytywną energią. To było z początku aż trochę przerażające, ale w bardzo szybkim czasie odnalazłam w nim bratnią duszę.

*
Gdy Niall nauczył mnie już obsługiwania się maszyną do krojenia chleba, kasą i wszystkimi przyciskami na tym urządzeniu, potem dość sporym ekspresem do kawy i kilkoma innymi przyrządami, okazało się, że wybiła godzina 6:30 i czas otworzyć piekarnię (chociaż tak właściwie, to była piekarnio-cukiernia, ze względu na to, że można było równie dobrze przyjść tu, napić się kawy i zjeść jakieś dobre ciastko z kremem).  Chłopak podszedł do szklanych drzwi i odwrócił plakietkę, informującą o tym, że już otwarte, po czym przekręcił zamek w drzwiach i przyszedł do mnie, siadając na krześle.
- Pewnie za jakieś dziesięć minut przyjdzie dopiero pani Donovan, więc możemy jeszcze zrobić sobie kawę. Chcesz?
- Poproszę – uśmiechnęłam się do niego i ziewnęłam przeciągle. Tak... trzeba będzie przyzwyczaić się do wczesnego wstawania i niewyspania... Gdy Niall uporał się z automatem do kawy, przyniósł nam dwie filiżanki gorącego, aromatycznego napoju i siedząc w spokoju i ciszy, wypiliśmy swoje kawy, czekając na pierwszych klientów.
Faktycznie, pierwszą osobą, która zjawiła się w piekarni, była starsza pani Donovan, która kupowała kilka bułek na śniadanie dla siebie i swojego męża. Na początku wolałam się poprzyglądać blondynowi, więc to on ją obsłużył, ale przy kilku kolejnych osobach, pomagałam już mu i pakowałam rzeczy, podczas gdy on nabijał wszystko na kasę i wydawał resztę. Sprawnie uwinęliśmy się z największym natłokiem starszych pań, kupujących pieczywo na śniadanie i znów mieliśmy totalny spokój. W sumie, to nie było tak źle...
- Na to wygląda, że mamy chwilę wolnego – zaśmiał się pod nosem Niall, wracając z zaplecza i widząc pustki w sklepie. – W takim razie możesz mi opowiedzieć coś o sobie, jeśli oczywiście chcesz – puścił oczko i oparł się o blat, a ja usiadłam na dużym parapecie, przy wejściu na zaplecze i przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej, obejmując je rękami.
- Co tu dużo opowiadać... Przyjechałam niedawno z Londynu, gdzie jeszcze jakiś czas temu, wydawało mi się, że mam poukładane życie, ale jak widać okazało się, że nie do końca i musiałam przeprowadzić się tu. – uśmiechnęłam się smutno i oparłam podbródek na kolanach. – Chodziłam tam do najlepszej szkoły muzycznej, ale ze względu na przeprowadzkę, na ten ostatni semestr będę musiała przepisać się do tej. Po świętach zacznę tam chodzić.
- Jej, ale super! Znaczy... nie zazdroszczę przeprowadzki i nie mam tego na myśli, ale ta szkoła naprawdę nie jest zła. Też tam chodzę – chłopak uśmiechnął się promiennie. – Wiesz już do której klasy będziesz chodzić? – spytał zaciekawiony.
- Tak. Od następnego semestru, jestem dopisana do klasy C.
- To jeszcze lepiej! Będziemy chodzić razem! – wyszczerzył się wyraźnie zadowolony.
- Czyli jest nienajgorzej... będę przynajmniej kogoś znała – puściłam mu oczko, a on zaśmiał się pod nosem i odwrócił do drzwi, których dzwonek zadzwonił, oznajmiając nowego klienta.
Do środka weszła średniego wzrostu kobieta, o ile to określenie nie było dla niej za poważne, bo tak naprawdę, to wyglądała na nie więcej niż 25 lat. Jej niesforne, czarne loki, wystawały spod czapki, a czarny płaszcz, dopięty był, pod samą brodę. Otrzepała z ramion płatki śniegu i wytarła buty w wycieraczkę, wchodząc do środka i uśmiechając się przyjaźnie.
- Cześć Niall i ... – popatrzyła na moją plakietkę i podniosła na mnie wzrok – Nathalie. Cześć, jestem Kate – podała mi rękę, przedstawiając się.
- Miło mi cię poznać – odwzajemniłam jej uśmiech.
- Beth kazała spakować dla ciebie to co zawsze, bo mówiła, że będziesz się spieszyć – powiedział wyciągając zza lady papierową torbę i podając ją Kate.
- Tak... mam totalne urwanie głowy, bo koleżanka się rozchorowała i prowadzę jeden dodatkowy program w zastępstwie za nią, ale szczerze powiedziawszy mam jeszcze pięć minut, więc jakbyś był taki dobry i zrobił mi dużą latte – poprosiła, zerkając na zegarek na nadgarstku.
- Nie ma sprawy. Dla ciebie zawsze – blondyn puścił do niej oczko i sięgnął po duży kubek, przygotowując dla niej pyszną latte. Kate porozmawiała chwilę z nami, podziękowała za kawę, zapłaciła i pożegnała się z nami, mówiąc, że czas ją goni i musi już iść.
- Jest naprawdę miła – zwróciłam się do blondyna, patrząc na postać zmierzającą do czarnego samochodu, z dużą papierową torbą i kubkiem kawy w ręce, która wsiadając do niego pomachała nam jeszcze raz, i odjechała.
- Tak, Kate jest świetna... Tak samo, jak jej mąż. Nie wiem, czy wiesz, ale jest nauczycielem muzyki w naszej szkole i jest naszym wychowawcą. Jest chyba najmłodszym i najfajniejszym nauczycielem w szkole – stwierdził stanowczo Niall, podchodząc do stolika i ścierając go, po osobie, która zamówiła sobie kawę i szarlotkę na ciepło.
- Wow... nie wiem, jak nasz wychowawca, ale Kate wygląda na naprawdę młodą osobę.
- No i jest. W sumie, to oboje są. Chyba to sprawia, że są tacy wyluzowani i fajni. Ed poza szkołą, pozwala nam mówić do siebie po imieniu, i myślę, że gdyby nie przepisy szkolne, to nawet tam moglibyśmy się tak do niego zwracać. – chłopak zachichotał. - Kate też pracuje w branży muzycznej, bo prowadzi program w radiu i z tego co wiem, to potrafi śpiewać i grać na jakiś instrumentach. Przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy byliśmy na kilkudniowej wycieczce, gdzie grała na gitarze i śpiewała razem z nami. Do tego ma dobry gust muzyczny. Zawsze słucham w pracy jej porannego programu... – powiedział swoim wesołym głosem, po czym dodał. - Wszyscy się śmieją, że gdyby z ich przyszłego dziecka nie wyrósł kolejny muzyk, to chyba trzeba by brać pod uwagę zdradę – chłopak zaśmiał się pod nosem. – Chociaż to takie żarty, bo oboje są w siebie tak zapatrzeni i tak się kochają, że świata poza sobą nie widzą i tworzą naprawdę zgraną parę.
- Jeśli ten Ed jest przynajmniej w połowie tak sympatyczny jak Kate, to już pomysł chodzenia do tej szkoły wydaje się być ciekawszy – uśmiechnęłam się do niego.
- Mówię ci! Pokochasz go – mrugnął do mnie, na co dźwięcznie się zaśmiałam. – A ja już nie mogę się doczekać, kiedy Kate przyjdzie nas odwiedzić. Zawsze jak przychodzi, to przynosi coś dobrego, prawda brzuszku? – powiedział gładzą się po brzuchu. Parsknęłam śmiechem, widząc tą scenę i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Jeśli tak ma wyglądać czas bez Harry’ego, to może nie będzie aż tak zły, jak mi się wydawało?

*

Po pracy byłam jeszcze na zakupach, w których towarzyszył mi Niall, potem odprowadziłam go do domu, bo jak się okazało, mieszkał stosunkowo niedaleko mnie i wróciłam do dużej willi wujka i cioci. Przywitałam się z ciocią, która urzędowała w kuchni i jedząc szybą kolację, poszłam do swojego pokoju. Potrzebuję w końcu odpocząć.
Ze względu na to, że był środek zimy, dosyć wcześnie zaczynało się ściemniać i już późnym popołudniem, niebo ciemniało i pojawiały się na nim gwiazdy w towarzystwie dużego księżyca. Gdy przyszłam do mojego pokoju, otworzyłam na chwilę drzwi na taras, aby przewietrzyć nieco pokój i wyszłam na zewnątrz, otulając się szczelniej ciepłym swetrem i oglądając ładne niebo, usiane małymi, srebrnymi gwiazdami. Ciepły kubek herbaty, który wzięłam ze sobą, ogrzewał mi nieco dłonie.
Tęskniłam za nim... tak bardzo tęskniłam i miałam w tym momencie ochotę powiedzieć mu tak wiele rzeczy. Dwa dni spędzone w jego obecności a teraz znów go nie ma. Miałam ochotę przelać to wszystko na kartkę...
Gdzieś tam jesteś, i może wpatrujesz się w te same gwiazdy co ja, myśląc, jak bardzo chciałbyś być tu razem ze mną, tak bardzo jak ja chcę, mieć cię teraz przy sobie...
Będąc gdzieś, robiąc coś, pozwalam sobie nie myśleć, lecz gdy jestem sama, w pustym dużym pokoju, zaczynam niebywale za tobą tęsknić. Chciałabym móc zasnąć teraz przy twoim ciepłym ciele i wiedzieć, że obronisz mnie przed wszystkimi marami nocnymi. Że będę mogła spokojnie spać, a gdy się obudzę, zobaczę twoje zielone tęczówki, przepełnione miłością, twój ciepły uśmiech i usłyszę twój ochrypły z rana głos, mówiący, jak bardzo mnie kochasz. Tak bardzo chciałabym mieć cię teraz przy sobie...
Wiem, że nie wiesz wszystkiego, że gubisz się w tym, co dzieje się dookoła ciebie, lecz wiedz, że właśnie ciebie kocham i ciebie potrzebuję w każdej chwili swojego życia. Szczególnie w tej.
Czasem pozwalam sobie na za wiele i boję się, że upadnę. Proszę. Nie puszczaj mnie... Trzymaj mocno w swoich ramionach i nigdy mnie nie puszczaj...



Przepraszam, za taką długą przerwę. Chyba jej potrzebowałam, a do tego podczas jej nie próżnowałam i napisałam bardzo długiego shota, więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie :) Dziękuję za cierpliwość Xx. 

4 komentarze:

  1. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
    A teraz przejdę do właściwego komentarza ;)
    Fajny Harry, fajna Nathalie i fajny Niall, ale chyba nie byłabym sobą gdybym najbardziej nie ucieszyła się z Kate i Eda! Jaką ona ma zarąbistą pracę! No i Sheeran jest jej mężem! AAA! ;D Absolutnie najlepszy rozdział EVER! <3
    I jako wspaniałe zwieńczenie piosenka Florence! <3 Czy mogło być lepiej?!

    Kocham! <3
    Xx.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiego długiego "AAA" to chyba jeszcze nie było. Muszę to zapisać, jako jakiś rekord ;)
      W takim razie nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci się podobało i że nie było tak tragicznie, jak mi się wydawało :)
      Kocham <3 Xx.

      Usuń
  2. Jeeeeeeeeeeeeest rozdział :D
    racja, ta przerwa Ci się przydała, widać, że masz wene i to ogromną :)
    Kate i Ed <3 fajna para się wydaje ^^
    ale dla mnie na pierwszym miejscu i tak Nathalie i Harry (a jak inaczej ? ) <3
    Niallerek jak zawsze słodziaśny, swoim optymizmem zarazi :D
    jak ja bym chciała takiego spotkać... marzenia, nieprawdzaż ?
    ogólnie mówiąc mi się bardzo rozdział spodobał, więcej takich :D
    Jeszcze ( jakby co ) WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH ! rodzinnych, pełnych miłości, radosnych i tam co jeszcze chcesz :D
    pozdrawiam, buźki ;**
    KC ♥ xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu się doczekaliście ;)
      Oj tak, chba każdy chciałby spotkać kogoś takiego w swoim życiu :) (ja przynajmniej bym chciała :D)
      Skoro się podobał, to nie zostaje mi nic innego, jak uśmiechnąć się i cieszyć :)
      Jejku! Ogromnie Ci dziękuję, kochanie! Tobie również radosnych świąt, spędzonych w ciepłej, domowej atmosferze z najbliższymi, smacznego jajka, żebyś odpoczęła i nabrała sił na koniec roku szkolnego, i jeszcze raz wesołych świąt Wielkanocnych, dla Ciebie i rodzinki :)
      Całusy! <3 Xx.

      Usuń