Obudziłam się cała spocona z krzykiem. Oddychając ciężko, po
prostu pozwoliłam łzom spłynąć po policzkach. Usiadłam na łóżku i przyciągając
nogi do klatki piersiowej, siedziałam tak, próbując się uspokoić.
Zazwyczaj kiedy to się działo, był przy mnie Dany... Zawsze
kiedy słyszał, moje krzyki, nerwowe mówienie czegoś niezrozumiałego przez sen,
był przy mnie i zawsze wiedział o co chodzi. Siedział, pomagając mi, lub po
prostu był. Nie musiał nic mówić... wystarczyło, że był razem ze mną i miałam
przeczucie, że wszystko jest z nim w porządku.
Te sny były takie realne... Tak jakby to był odrębny świat,
w którym czuję ten przeszywający ból, połamanych kości, poobijanego i
porozcinanego ciała... Tak, jakby ten prawdziwy koszmar, odgrywał się na nowo,
i na nowo... bez końca.
Patrząc na zegarek, zorientowałam się, że jest czwarta nad
ranem. Położyłam się i próbowałam zasnąć, ale za nic nie mogłam. Wspomnienia
rozbudziły mój mózg, który rozmyślał wtedy nad tym, co by było gdyby, i
przywoływał jeszcze więcej wspomnień, z którymi wiązał się psychiczny ból.
*
Szkoła... tak. Chyba skłamałbym mówiąc, że czekałem na ten
dzień... Nie żeby coś, ale takie wolne dni, które w całości mogłem spędzać z
Nathalie, były o wiele lepsze niż wstawanie wcześnie rano i pójście do szkoły. No
ale cóż... mus, to mus. Jedynym pozytywem było to, że ostatnią lekcje-język
francuski- mieliśmy razem.
Spakowałem książki do plecaka i szybko porwałem jakieś
jabłko z miski. Pożegnałem się z Janette i wybiegłem z domu. Przez ten długi
weekend, czułem się totalnie wyrzucony z rytmu i prawie dzisiaj zaspałem.
Wsiadłem do samochodu i czym prędzej pojechałem do szkoły.
Pierwsza lekcja była katorgą. Przez to, że nie do końca się
wyspałem, zrozumienie matematyki i trudnych zadań, które nauczycielka nam
wykładała, graniczyło z cudem. Kolejne lekcje poszły nieco lepiej, ale nadal
czekałem na wybawienie w postaci francuskiego, żeby zobaczyć się z Nathalie.
Moja klasa składała się w połowie z ludzi, do których raczej
nic nie miałem i w połowie z tych, którzy byli naprawdę irytujący... Chyba w
każdej klasie, musi znaleźć się jakiś kozioł ofiarny, ktoś, kto najlepiej się
uczy, jacyś żartownisie i blond laleczki, które próbują za każdym razem zwrócić
na siebie uwagę. Tak... w mojej klasie też była taka jedna i nie wiem czemu,
ostatnimi czasami, albo mi się zdawało, albo próbowała się do mnie przystawić.
Nie był to pierwszy raz, kiedy usiadła na jakiejś lekcji obok mnie, choć
ostatnio myślałem, że to jednorazowa sprawa.
- Hej – jej piskliwy głosik uderzył w moje bębenki, prawie
je rozwalając. Posłałem jej wymuszony uśmiech i szepnąłem ciche ‘cześć’.
Dziewczyna usiadła obok mnie i rzuciła swoją czarną torbę, na nasz stół.
Wyciągnęła kolorowe zeszyty i podręcznik do języka angielskiego i zaczęła je
równo układać na stoliku. Obciągnęła bluzkę w dół, eksponując swój pokaźny
dekolt.
„Serio?” jęknąłem w myślach i kiedy do klasy wpadł
Liam. Miałem ochotę go zamordować za to, że tym razem się spóźnił. Posłałem mu
mordercze spojrzenie ukradkiem pokazując na panienkę siedzącą obok mnie, na co
on tylko posłał mi przepraszające spojrzenie i usiadł w ławce przed nami.
Postanowiłem ignorować Ashley, która ciągle chichotała pod
nosem, sam nie wiem z czego i wyciągnąłem komórkę. Napisałem sms’a do Nathalie,
której o dziwo nie spotkałem na korytarzu, przechodząc z sali do sali i
schowałem komórkę za piórnik, żeby nauczyciel, który już rozkładał swoje pomoce
naukowe na biurku, nie zauważył jej.
W pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka i cała klasa
wstała, żeby przywitać się z nauczycielem. Gdy usiedliśmy otwarłem zeszyt i
wziąłem długopis, żeby zapisać temat.
- Um, Harry, mógłbyś powiedzieć mi, jaki jest temat? –
blondynka spytała przesłodzonym głosem, a ja popatrzyłem na nią, jak na jakąś
szurniętą wariatkę.
- Taa... jasne, tylko tak właściwie, to ten sam temat masz
na tablicy – mruknąłem, przyglądając się jej i ściągając brwi w zamyśleniu.
Dziewczyna tylko zachichotała, czerwieniąc się i zapisała temat w zeszycie,
swoim długopisem z różowym pluszem, na górze. Czy ona próbowała zwrócić na
siebie moją uwagę? Szczerze powiedziawszy, to nieźle jej to wychodziło...
Wziąłem potajemnie do ręki, świecącą się komórkę i
przeczytałem odpowiedź Nathalie.
„U mnie w porządku... A jak Tobie leci dzień? Xx”
Uśmiechnąłem się i popatrzyłem kątem oka, na przyglądającą mi się „potajemnie” blondynkę.
„U mnie w porządku... A jak Tobie leci dzień? Xx”
Uśmiechnąłem się i popatrzyłem kątem oka, na przyglądającą mi się „potajemnie” blondynkę.
„U mnie też, pomijając mały szczegół, że siedzę z
dziewczyną, która molestuje mnie wzrokiem.”
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź dziewczyny, która
sprawiła, że rozciągnąłem usta w leniwym uśmiechu.
„Uh... mam się czuć zazdrosna? ;)”
Popatrzyłem szybko, czy nauczyciel się mi nie przygląda i
gdy zauważyłem, że mówi coś do połowy klasy, która go słucha i zapisuje coś na
tablicy, wklepałem w dotykowy ekran odpowiedź.
„Hmm... szczerze powiedziawszy, to od molestowania
wzrokiem się zaczyna... potem jest część z rozbieraniem wzrokiem... więc myślę,
że powinnaś ;p”
„Oj... niech ja tylko ją dorwę w moje ręce... Nikt nie
będzie cię ani molestował, ani rozbierał wzrokiem... nie pozwolę na to! :)
(tylko ja mogę to potajemnie robić!)” – zachichotałem pod nosem, widząc
kolejną odpowiedź mojej dziewczyny.
„Chyba już za późno... Nie mogę się doczekać
francuskiego! (naprawdę to robisz? :D)”
„Ja też... a teraz wracaj do nauki, bo może się to źle
dla nas skończyć! Porzucam Cię mój ukochany, dla jakże fascynującego życia
płazów i tego mega seksownego profesora-Żaby ;) (a co Ty myślałeś...
oczywiście, że tak... tylko ja nie zaczynam od molestowania wzrokiem... ja od
razu przechodzę do rozbierania ;)) x” - mało brakowało, a przy tej odpowiedzi wybuchnął bym śmiechem.
Zobaczyłem tylko jak nauczyciel przygląda mi się z zaciekawieniem i musiałem
porzucić wyobrażenie profesora, o którym pisała dziewczyna. Mając przed oczami
średniego wzrostu faceta, z ulizanymi czarnymi włosami, kwadratową twarzą,
przez którą zyskał przydomek „żaba”, prostokątnymi okularkami i pogniecionym
sweterku w romby, ciężko było się nie śmiać.
„Hahaha... czuję się zdradzony! Żegnaj! (muszę to kiedyś
zobaczyć! :D) x”
Uśmiechnąłem się pod nosem i powoli, żeby nauczyciel nie
zauważył, schowałem komórkę do kieszeni. Wróciłem do słuchania jego nudnego
wykładu i po chwili zacząłem zapisywać notatki. Kiedy pisałem, wprost czułem
palący wzrok Ashley na sobie... serio, jeszcze chwila, i coś jej zrobię! Niech
mi ktoś przyniesie patelnie, żebym mógł walnąć ją w głowę i zamknąć jej
przeszywające, zanadto pomalowane oczy, na jakieś pół godziny...
*
Ze względu na to, że nadszedł czas na francuski, udałem się
do szkolnych szafek, żeby wyjąć z nich potrzebne podręczniki i schować resztę
niepotrzebnych. Zamknąłem niebieską szafkę i zobaczyłem, jak obok mnie staje
Liam.
- Hej stary – przywitałem się z nim, naszą męską sztamą i
uśmiechnąłem.
- Cześć Harry... serio, przepraszam cię za to, że tak się
dziś spóźniłem – zmarszczył twarz, robiąc przepraszającą minę.
- Nic się nie stało – poklepałem go po ramieniu i
popatrzyłem na drobną brunetkę, która stała przy swojej szafce.
- Ashley bardzo dała ci popalić? – spytał.
- Hmm... ostatnio jest jej wszędzie pełno. Zaczynam naprawdę
zastanawiać się, czego ona ode mnie chce... – mruknąłem.
- Współczuję. Będziesz dziś na próbie?
- Jasne. – Uśmiechnąłem się i zawiesiłem plecak na ramieniu.
– Sorry Li, ale muszę lecieć. Do zobaczenia na próbie! – pożegnałem się szybko
i podbiegłem do stojącej tyłem Nathalie, która właśnie wyciągała swoje
podręczniki z granatowej szafki.
Objąłem ją od tyłu i nachyliłem się szepcząc „cześć skarbie”
na co dziewczyna podskoczyła w miejscu.
- Harry... – powiedziała na wydechu - Aż tak lubisz mnie
straszyć? Chcesz mnie przyprawić o zawał w tak młodym wieku? – spytała
żartobliwie, ale po jej reakcji widziałem, że faktycznie udało mi się ją
wystraszyć.
- Przepraszam – mruknąłem i cmoknąłem te piękne malinowe
wargi, które tak uwielbiałem. Odsunąłem się od dziewczyny i przyjrzałem się jej
twarzy. Wyglądała trochę inaczej... wory pod oczami, ewidentnie wskazywały na
nieprzespaną noc, lub długi płacz... „A może jedno i drugie...”
- Co się stało? – spytałem bez ogródek nie ściągając rąk z
jej talii. Dziewczyna nieco się zmieszała, ale popatrzyła na mnie pytająco.
- Ale o co ci chodzi? Przecież nic się nie stało... –
powiedziała cicho.
- Nathalie, mnie nie oszukasz... A już nawet gdyby, to
możesz mówić co chcesz, ale te wory pod oczami mówią same za siebie... Czemu
płakałaś? Ktoś ci coś zrobił? – spytałem zmartwiony i po moim kręgosłupie
przebiegł zimny dreszcz, na myśl o tym, że ktoś mógłby jej coś zrobić. „Dany...”
odezwała się moja podświadomość sprawiając, że jeszcze gorzej się poczułem.
- Nie płakałam... – mruknęła, ale kiedy zobaczyła moje
niedowierzające spojrzenie, przewróciła oczami i dodała – No dobra... może
trochę... Ale w sumie, to nie mogłam spać i tyle... zwyczajna bezsenność –
spróbowała się uśmiechnąć, żeby zakończyć ten temat i pójść do klasy, ale
zatrzymałem ją i spojrzałem na nią władczo.
- Skoro to tylko bezsenność, to czemu płakałaś? – uniosłem
brwi, próbując wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji.
- Harry... nigdy nie płakałeś, kiedy śnił ci się koszmar? –
spojrzała pytająco. – No właśnie. Więc nie baw się w detektywa, tylko chodźmy
już do klasy – nachyliła się, żeby cmoknąć mnie w policzek i wplotła palce
swojej dłoni w moje. Pociągnęła mnie do sali i nie pozostało mi nic innego, jak
udać się za nią.
*
- Panie Styles, proszę nam przedstawić ćwiczenie, które
mieliście przed chwilą zrobić, i opisać krótko wybraną przez siebie osobę. –
Głos nauczyciela przedarł się przez szepty uczniów, skutecznie ich uciszając.
Harry podniósł głowę i spojrzał na nauczyciela, jakby upewniając się, że to
właśnie jego poprosił. Chłopak odchrząknął i zerkając do zeszytu zaczął:
- Ma petit ami
s’appelle Nathalie. Elle a dix-sept ans. Victoria est sa deuxiéme prénom. Londres est sa
lieu naissance. Elle a une frére. Sa passion est le musique. Nathalie a une belle voix – gdy
usłyszałam ostatnie słowo, i poczułam, że zarumieniłam się lekko. Harry
kontynuował: - Sa couleur préféré c'est le bleu. Elle aime le film et la musique. Nathalie est trés gentille.* – chłopak skończył, a nauczyciel
pochwalił go za bezbłędną wypowiedź. Harry usiadł i posłał mi swój piękny
uśmiech, po którym miękły mi kolana. „Dobrze, że teraz siedziałam...” Mogłam
wprost się założyć, że cała płonę, i nawet lodowata woda by tego nie zmieniła.
Po lekcji francuskiego na całe szczęście nie było nic... No
może poza próbą, ale na szczęście, do niej było jeszcze jakieś półtorej
godziny. Harry więc postanowił, że nie możemy iść na próbę o pustym żołądku, i
tym oto sposobem zabrał mnie na szybki lunch do naleśnikarni.
Miejsce znajdujące się na obrzeżach, do którego jak się weszło,
to nie chciało się wychodzić. Przytulne pomieszczenie, urządzone skromnie,
przypominające nie jakąś restauracyjkę, ale raczej dom. Człowiek przebywając
tam, czuł się wyjątkowo rozluźniony i spędził miło czas, w ciepłej, przyjaznej
atmosferze, panującej w środku.
Ściany pomalowane były na beżowo, poza jedną – błękitną. Na
każdej z nich wisiało przynajmniej kilka obrazów, czy innych ozdób, co
sprawiało, że wnętrze nie wydawało się takie puste... Brązowe zasłony,
podwieszone były po bokach okna, a duży kominek, stojący przy jednej z beżowych
ścian, dodawał temu miejscu swoistego ducha.
Usiedliśmy z Harrym przy jednym ze stolików pod oknem i
powiesiliśmy swoje płaszcze na wieszaku przy kominku, żeby trochę się ogrzały,
przed wyjściem na zewnątrz.
- Więc jakie pyszności sobie pani życzy? – spytał brunet,
kiedy przeglądałam kartę wypełnioną wszystkimi możliwymi rodzajami naleśników.
Od zwykłych, z serem i z dżemem, na słodko, do jakiś na słono, lub ostro.
Cóż... zdecydowanie było w czym wybierać!
- Chyba wezmę z nutellą i truskawkami. – Posłałam chłopakowi
delikatny uśmiech i odłożyłam kartę.
- Oh... Ty naprawdę jesteś wybranką mojego serca – chłopak
wyszczerzył swoje białe ząbki. – Myślałem dokładnie o tym samym! – Zabrał dwie
karty ze stolika i poszedł zamówić nasze dwie porcje naleśników z nutellą i
owocami.
Nie wiem, co mnie popchnęło do tego, żeby napisać tego
sms’a, nie wiem, czemu to zrobiłam, i chodź wiedziałam, że to będzie nie fair w
stosunku do Harry’ego, zrobiłam to. Pod nieobecność chłopaka wyciągnęłam
komórkę i szybko napisałam krótką wiadomość. Chwilę wahałam się kiedy miałam
nacisnąć przycisk „wyślij”, ale w końcu zdecydowałam się i przejechałam palcem,
po danym klawiszu. W tym samym czasie przyszedł brunet, więc szybko schowałam
komórkę i popatrzyłam na uśmiechniętego chłopaka, siadającego naprzeciwko mnie.
- Ta miła pani przyniesie nam je, kiedy będą gotowe –
powiedział pokazując głową na starszą panią, stojącą za ladą,
najprawdopodobniej właścicielkę. Kobieta uśmiechała się przyjaźnie, co momentalnie
wywołało moją sympatię do jej osoby.
- Jak czuję ten piękny zapach, to robię się podwójnie głodna
– zaśmiałam się pod nosem. Zapach roznoszący się w pomieszczeniu, był piękny...
Od samego początku, jak tu weszliśmy, czuć było mieszankę zapachu naleśników,
cynamonu, owoców, czekolady i innych słodkości. Kilka stolików od nas,
siedziała jedna para, i poza tym, to lokal świecił pustkami... To było w nim
dobre. Było tu spokojnie i względnie cicho.
- Jakie masz plany na weekend? – Harry wyrwał mnie z
zamyślenia i popatrzyłam na niego nieprzytomnym wzrokiem. Zaczynałam
przetwarzać w głowie jego słowa i zastanawiać się nad nimi. I właśnie wtedy,
moją głowę zajęła ta jedna, konkretna i niechciana myśl. „Kolejne kłamstwo?”
- Um... jak na razie żadne – posłałam nieco wymuszony
uśmiech, ale na szczęście Harry tego nie zauważył. – W piątek muszę jechać do
szpitala na zdjęcie szwów.
- Chcesz, żebym był tam z tobą? – chłopak spytał lustrując
moją twarz. Nie odpowiedziałam mu. Pokiwałam tylko twierdząco głową i w tym
samym momencie do naszego mahoniowego stoliczka, podeszła miła starsza pani, z
dwoma talerzami pełnymi samych pyszności. Tak... jak je się coś takiego, można
naprawdę szybko zapomnieć o problemach...
*
Na próbie było zaskakująco dobrze. Praktycznie wszyscy mieli
już opanowane swoje role i jedyne co zostało, to jeszcze jedna próba jutro i ta
generalna, zaplanowana na 2 godziny przez występem, pojutrze.
- Dobra robota. Dziękuję wszystkim i poproszę jeszcze
odtwórców głównych ról, Harry’ego i Nathalie. Reszcie dziękuję. – Pani
Montgomery skończyła i wszyscy zaczęli bić brawo. W końcu wszystko było dopięte
na ostatni guzik... prawie.
Podeszliśmy z Harrym do nauczycielki, która zajęła się za
składanie porozrzucanych na stole kartek z poszczególnymi tekstami. Pomogliśmy
jej wszystko posprzątać, a ona podziękowała nam z wdzięcznością i zwróciła się
do nas.
- Mam do was pytanie. Jako odtwórcy głównych ról, czeka was
pocałunek pośrodku występu, podczas jednego ze spotkań bohaterów, a potem na
domniemanym łożu śmierci Julii. Nie będzie z tym większego problemu? – pani
Montgomery spojrzała na nas spod prostokątnych okularów i zmierzyła nas
wzrokiem, pytająco. Popatrzyłam na Harry’ego, ale on tylko się uśmiechnął i
przytaknął. Tak... ta kobieta chyba nie wie, że jesteśmy razem... „A skąd do
diabła, miałaby to wiedzieć?!” odezwała się moja podświadomość i miałam
ochotę pacnąć się w czoło.
- W takim razie super... Wolę się oczywiście upewnić, bo
niektórzy nie potrafią pogodzić pracy teatralnej z uczuciami, czasem pozytywnymi,
a czasem wręcz przeciwnymi, żywionymi do danej osoby – puściła nam oczko, a my
zaśmialiśmy się oboje. – Dobrze... w takim wypadku, jesteście wolni –
nauczycielka uśmiechnęła się przyjaźnie. – Do zobaczenia jutro dzieciaki!
- Do widzenia, pani profesor – odpowiedzieliśmy prawie na
raz i znów zaśmialiśmy się. Wzięliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się do wyjścia.
Pogoda jak na porę roku, była nawet niezła. Co prawda zimny
wiatr dawał nieco w kość a ogołocone z liście drzewa, zwiastowały zimę, ale jak
na razie było w miarę znośnie.
Zapięłam beżowy płaszcz i naciągnęłam na głowę czapkę.
Poprawiłam włosy i stanęłam w miejscu nie będąc pewna, jak to rozegrać. Harry
zatrzymał się kilka kroków przede mną, zauważywszy, że nie idę i posłał mi
pytające spojrzenie.
- Nie idziesz? – spytał zdziwionym głosem.
- Um... nie. Wiesz co? Muszę jeszcze coś załatwić, a przy
okazji się przejdę... dobrze mi to zrobi. – Posłałam mu kolejny nieco sztuczny
uśmiech tego dnia. „Kłamiesz bez mrugnięcia okiem...” odezwała się moja
jakże pocieszająca podświadomość.
- Jesteś pewna? Przecież mogę cię podwieźć... nie ma
najmniejsze... – nie dałam mu dokończyć, tylko wcięłam się trochę w zdanie.
- Nie, Harry. Naprawdę. Muszę już lecieć, zobaczymy się jutro w szkole.
– Podeszłam do niego i pocałowałam go na pożegnanie, po czym odwróciłam się na
pięcie i poszłam przed siebie. Odwróciłam się jeszcze raz, uśmiechając do niego
i widząc jak jeszcze chwilę stoi na parkingu zdezorientowany. W końcu on też
się odwrócił, wsiadł do auta i pojechał.
Udało mi się wczoraj nabazgrolić ten rozdział...w końcu xD
Mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu wam się podoba ;)