Spanie samemu nie było już tak przyjemne. Czując czyjeś
ciało, które dodatkowo cię ogrzewa, daje ci jakieś tam poczucie bezpieczeństwa,
czy to po prostu, że jest, jest zupełnie inną bajką niż spanie samemu.
Rozsunąłem rolety w pokoju, żeby wpadło do niego trochę promieni słonecznych.
Dzisiejszy dzień wcale ich nie poskąpił, wręcz przeciwnie. Na zewnątrz panowała
cudowna pogoda. Niebieskie niebo było przykryte dosłownie kilkoma chmurkami, a
cały Londyn oświetlany był przez słońce.
Zszedłem na dół i zastałem tam Janette wcinającą naleśniki z
czekoladą, bitą śmietaną i owocami. „Nie jest dobrze...” Poradzenie
sobie Janette z najczęściej miłosnymi problemami, to było zajadanie się albo
takimi naleśnikami z dużą ilością dodatków, albo jedzenie dużej ilości lodów
waniliowych. W innym wypadku raczej tego nie jadła...
- Co jest? – spytałem się nawet nie witając i widząc jej
przybitą minę. Ta podniosła gwałtownie głowę i złapała się za klatkę piersiową.
- Jezu, Harry... wystraszyłeś mnie! – krzyknęła wystraszona.
– A tak w ogóle, to mógłbyś nie latać po domu w samych bokserkach – skrzywiła
się lustrując mnie wzrokiem.
- Dobra, nie zmieniaj tematu. Połowę mojego życia łażę po
domu w bokserkach i dotychczas nie zwracałaś na niego uwagi. Lepiej mów, co się
stało... – mruknąłem siadając i kradnąc jej kawałek pomarańczy z talerza.
- Ej, to moje – powiedziała oburzona i zasłoniła dłońmi
talerz.
- Więc...? – ponagliłem.
- Ugh... pamiętasz mojego szefa, z którym byłam kiedyś na
randce – zaznaczyła ostatnie słowo w powietrzu palcami. Zacząłem udawać, że się
zastanawiam, drapiąc się po brodzie i wznosząc oczy.
- Hmm... niech pomyślę... tyle tych randek było, że nie
wiem, czy dam sobie radę przypomnieć... – poczułem mocne kopnięcie w piszczel
pod stołem i lekko zwinąłem się z bólu. – Ałć! Potem ty będziesz musiała latać
ze mną po szpitalach ze złamaną nogą – zaśmiałem się widząc jej poirytowaną
minę. – Dobra, oczywiście, że pamiętam. Więc, co z nim?
- Z tobą gorzej, jak z dzieckiem – przewróciła oczami.
- Ale mnie kochasz, bo jeszcze mnie nie wyrzuciłaś z domu –
wyszczerzyłem zęby.
- To się jeszcze okaże – mruknęła pod nosem tak, jakbym miał
tego nie usłyszeć i nabrała na widelec owoca i kawałek naleśnika. – A więc mój
‘kochany’ szef, zaproponował mi drugą randkę... – prychnęła pod nosem, patrząc
w talerz.
- Więc w czym problem? – ciągnąłem ją za język, bo rozmowna,
to ona dziś nie była...
- Boże... jest młody, przystojny, dobrze ustawiony i tak
dalej, ale jest dupkiem... nie mówiąc już jak się zachowuje na tych randkach,
to widać, że zależy mu tylko na jednonocnej przygodzie – zaciskając mocno zęby,
wbiła widelec w naleśnika. – Powiedz mi... czy ja muszę mieć aż takiego pecha
do facetów?
Współczułem jej, ale było jedno co mnie dziwiło. Janette
naprawdę była ładna, mądra i zabawna... pewnie gdyby nie to, że w pewien sposób
łączyły nas więzy krwi, a ona była o sześć lat starsza, to zarywałbym do niej
tak, że by się za mną kurzyło. Ale miała jakiegoś niewytłumaczalnego pecha do
chłopaków i po swojej ostatniej zranionej miłości, z nikim się nie umawiała...
aż do teraz, kiedy umówiła się z kompletnym dupkiem, który za razem był jej
szefem i znów była przybita. Nienawidziłem oglądać jej w takim stanie.
- Dobra, koniec tematu – zarządziła. – A tak w ogóle, to
twoja mama dzwoniła – Jane uśmiechnęła się do mnie delikatnie, i wróciła do
zajadania naleśników.
- Mówiła coś konkretnego? – spytałem, wstając i
przygotowując sobie herbatę.
- Umm... nie. W sumie, to tylko tyle, że za dwa tygodnie
przyjeżdża z Robinem nas odwiedzić i zobaczyć, jak twoje szkolne wyniki...
- Ups...
- No... ja na twoim miejscu popoprawiałabym, jeśli masz coś
do poprawiania, Harry – wystawiła język, a ja prychnąłem.
- Ja? Do poprawiania? Błagam cię... moje oceny są... PRAWIE
perfekcyjne – wyszczerzyłem się do niej, a ona odkładając pusty talerz po
śniadaniu, poczochrała mnie po włosach. Zrobiłem naburmuszoną minę i
zmarszczyłem nos. – Co wy wszyscy macie z tymi moimi włosami?!
- No bo ty jesteś takie słodkie Hazziątko – mruknęła
sepleniąc i złapała mnie za policzki, jak to robią babcie, małym, przerażonym
dzieciom. – No i masz fajne loczki! – poczochrała mnie po raz drugi na co tylko
przewróciłem oczami, i poprawiłem rozwaloną fryzurę.
- Serio, Janette... powinnaś się leczyć – pokiwałem z
niedowierzaniem głową.
- Błagam cię Harry... na to nie ma już lekarstwa –
wyszczerzyła się i wyszła z kuchni.
Nathalie pojawiła się u mnie przed szesnastą. Chciała
przyjść wcześniej, ale musiała pozałatwiać pewne sprawy z ciotką i udało się
jej przyjechać dopiero teraz. Janette ze względu na to, że również wychodziła,
na jakiś babski wieczór z koleżanką, postanowiła mi pomóc i tak naprawdę, nie
zostało do zrobienia prawie nic.
Siedzieliśmy na kanapie, rozmawiając. Nathalie oparła głowę
o moje ramię i bawiła się palcami mojej prawej dłoni.
- Co będzie, po powrocie do szkoły? – spytała cicho, nadal
skupiając się na naszych rękach.
- Nie wiem... wiem tylko tyle, że będę cholernie za tobą
tęsknił przez te wszystkie, okropnie się ciągnące minuty wszystkich zajęć... no
może poza francuskim – uśmiechnąłem się, i objąłem ją ramieniem, przyciągający
tym samym bliżej siebie, i składając pocałunek w jej ślicznie pachnących
włosach. Ona mruknęła tylko i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
- Wiesz co... gdyby nie to, że będziemy mieć zaraz gości i
mam tego świadomość, to chyba zasnęłabym tu na twoim ramieniu – przymknęła oczy
i jakby na potwierdzenie swoich słów ziewnęła.
- Będę wiedział na następny raz, żeby do CV wpisać sobie, że
jestem świetną poduszką – zaśmiałem się a dziewczyna dźgnęła mnie palcem w
żebra, na co podskoczyłem. – Ej! Za co tym razem? Co wy wszyscy się na mnie
dzisiaj uwzięliście? – jęknąłem zaskoczony.
- Nie będziesz sobie tego wpisywał w CV, bo wtedy twoja
pracodawczyni będzie chciała cię wypróbować, a ja nie lubię się dzielić –
dziewczyna zerknęła na mnie rozbawionym wzrokiem i uśmiechnęła się cwanie.
Przewróciłem ją, tak, że leżała teraz pode mną na kanapie i nachyliłem się nad
nią skradając jej całusa.
- Wierz mi kotku, jestem cały twój... Żadna inna kobieta nie
wchodzi w grę, kiedy ty masz moje serce... – uśmiechnąłem się gładząc ją
delikatnie po policzku i widząc jak się delikatnie speszyła i zarumieniła,
chwyciłem jej podbródek i wpiłem się namiętnie w lekko rozchylone, malinowe
wargi. Po kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz. Uwielbiałem badać za każdym
razem na nowo, smak jej miękkich ust. Można było powiedzieć, że ten pocałunek
trwał całą wieczność. Oderwałem się od niej dopiero wtedy, kiedy płuca
zaczynały powoli domagać się świeżej porcji tlenu. Popatrzyłem na jej intensywne
błękitne tęczówki, w których pojawiła się ta charakterystyczna ‘iskra’ w oku.
- Kocham cię, Nathalie... – mruknąłem prosto w jej usta i
jeszcze raz krótko ją pocałowałem, co przerwało głośne chrząknięcie.
Momentalnie poderwałem się i zobaczyłem Louisa stojącego zaraz obok kanapy.
Szczerze powiedziawszy, był bardzo rozbawiony. Cóż... mogło to wyglądać
dziwnie... Leżałem na Nathalie...
- Hej dzieciaki – powiedział ledwo powstrzymując wybuch
śmiechu. Wstałem powoli z kanapy i podałem rękę dziewczynie, która przypominała
teraz dorodnego pomidora. „Popatrz... Louis sprawił, że bardziej się
zaczerwieniła, niż po twoim wyznaniu...” moje drugie ja dodało swoje trzy
grosze. Nathalie stanęła obok mnie i przygryzła wargę z zakłopotania.
- Cześć Lou – mruknąłem mierząc go spojrzeniem. – Poznaj, to
jest moja dziewczyna, Nathalie. – Louis uśmiechnął się do niej i przywitał się
z całą czerwoną brunetką.
- Bardzo miło mi cię poznać, Harry wiele mi o tobie
opowiadał – puścił mi oczko. – Chyba nie skłamałbym, gdybym powiedział, że cały
czas – zaśmiał się, na co dziewczyna patrząc na mnie, spuściła zawstydzona
głowę. Zmierzyłem Louisa morderczym spojrzeniem i chwilę później usłyszałem
głos Eleonor.
- Cześć wszystkim... co tu tak cicho, jak na jakiejś stypie?
– spytała mierząc nas wszystkich spojrzeniem.
- Nic... przerwaliśmy naszym gołąbkom grę wstępną... – Lou
popatrzył na El, nadal rozbawiony, powstrzymując się przed śmiechem.
- Po pierwsze, wcale nie, a po drugie, już się tak nie śmiej
w duchu, bo zaraz przewrócisz się z tym gipsem – stanąłem w naszej obronie, na
co Louis parsknął śmiechem.
- Ja i mój gips mamy się dobrze, jak na razie wydaje się być
stabilny – powiedział dobitnie, a ja spojrzałem na niego z miną typu „Jesteś
tego pewien? Zaraz mogę ci udowodnić, że wcale nie...” i uniosłem znacząco
brew, na co on odchrząknął i zamilkł.
- Hej, jestem Eleonor. – Dziewczyna Louisa podeszła do
Nathalie i bezceremonialnie ją przytuliła. Nath nadal była trochę zakłopotana,
ale gdy El się odsunęła, a ja chwyciłem ją za dłoń, i ścisnąłem lekko,
dziewczyna blado się uśmiechnęła. – Nie przejmuj się tym czubem... cieszy się z
niewiadomo czego, bo sam jest sfrustrowany – prychnęła a ja zacząłem śmiać się
niepohamowanie z Louisa, który był teraz bardziej czerwony, niż Nathalie.
- El, nie wracamy już do tego – jęknął, dokuśtykał o kulach
do fotela, i usiadł na nim.
- Ale do czego? – popatrzyła na niego, udając
zdezorientowaną. – Ja nie pamiętam, żeby było cokolwiek – wyszczerzyła się, a
ja popadłem w jakąś totalną głupawkę. Nath nadal siedziała zawstydzona i
czerwona. Ona jest osobą, która musi poznać ludzi, żeby zachowywać się przy
nich swobodnie... Zresztą, nie ma się co dziwić, po tym co przeszła... „Jakbyś
wiedział co przeszła...” odezwało się moje drugie ja, na co momentalnie
przypomniałem sobie o przecięciach na nadgarstku i zerknąłem z stronę ręki,
którą właśnie trzymałem, próbując dodać dziewczynie trochę otuchy, do złamania
pierwszych lodów.
Widząc, że jest trochę zagubiona, potarłem kciukiem, jej
knykcie i nachyliłem się, szeptając do ucha, że wszystko będzie dobrze... żeby
po prostu się rozluźniła. Znałem Louisa i Eleonor i byli dla mnie jak własna
rodzina. Wiedziałem, że w końcu Nathalie również ich polubi, potrzebuje po
prostu trochę czasu na zaaklimatyzowanie się w nowym gronie.
Na całe szczęście, po jakimś czasie, dzięki rozmawianiu na
przenajróżniejsze tematy i co chwilę wtrącanym przez Louisa żartom, atmosfera
całkowicie się zmieniła i kurtyna wcześniejszego zakłopotania opadła na stałe.
Lou siedział obejmując El ramieniem, a Nathalie siedziała u mnie na kolanach.
Była taka drobna, że miałem wrażenie, że jak mocniej bym ją przytulił, to
rozleciałaby się na małe kawałeczki. Gdy staliśmy obok siebie, to była głowę
ode mnie niższa, a kwestia tego, że była drobną osobą, sprawiała, że wydawała
się jeszcze mniejsza, niż była w rzeczywistości. Gdyby założyła moje ubranie,
to chyba by w nim utonęła...
- Ziemia do Harry’ego! – Louis pomachał mi ręką przed
oczami, przez co momentalnie wyrwałem się ze swoich myśli.
- Przepraszam. Co się stało?
- Chłopie... nie wiem, w jakim ty świecie żyjesz, że ciągle
taki zamyślony łazisz, z głową w chmurach – Louis parsknął pod nosem, na co
przewróciłem oczami. – Pytałem, czy masz coś do picia... – dodał, a ja zdałem
sobie sprawę, że jedyną rzeczą, jakiej nie przyniosłem, kiedy przygotowywałem z
Janette kolację, był sok, znajdujący się w lodówce. Pacnąłem się w czoło i
wstałem, przepraszając wszystkich na chwilę i poszedłem do kuchni.
Otwarłem lodówkę i sięgnąłem po sok. Jeszcze nie zdążyłem
jej zamknąć, kiedy poczułem, jak czyjeś ręce, obejmują mnie w pasie. Obróciłem
się i zobaczyłem Nathalie, stojącą przede mną. Przytuliłem ją mocno do siebie,
wdychając zapach jej kwiatowego szamponu. „Ładny...”
- Co się stało, kochanie? – spytałem troskliwie.
- Nic, przyszłam do ciebie – uśmiechnęła się uroczo. – Tak
po prostu, chciałam się przytulić – mruknęła i przymknęła oczy. Sądziłem, że to
coś więcej, ale wolałem się jej nie wypytywać. Jak będzie chciała, to powie...
- A jak się bawisz? – zagaiłem, chcąc również dowiedzieć
się, czy faktycznie dobrze się bawi.
- Bardzo dobrze... Louis i El są wspaniali – powiedziała i
na jej ustach znów pojawił się ten piękny uśmiech. „Piękniejszego nie ma!”
Popatrzyłem w dół, na jej drobną posturę i zauważyłem, że stoi na bosaka na
kuchennej podłodze i podwija palce u stóp.
- Gdzie masz kapcie? Nie stój tak na tej podłodze z gołymi
stopami, bo przeziębisz się od tych zimnych paneli – powiedziałem i szybko z
zaskoku wziąłem ją na ręce, na co dziewczyna pisnęła cicho i chwyciła się
kurczowo mojej szyi.
- Harry, puść mnie – poprosiła. – Jestem ciężka, nie dźwigaj
mnie...
- Ty? Ciężka? – prychnąłem pod nosem, szczerząc się do niej.
– Chyba sobie żartujesz... mógłbym cię jedną ręką udźwignąć...
- Wąptie... nie ważę kilka kilo, tylko kilkadziesiąt. Puść
mnie... – zaśmiała się, kiedy ją podrzuciłem lekko.
- Nie, dopóki nie wyniosę cię z tej kuchni – przybrałem minę
typu „nawet ze mną nie negocjuj” i prosząc Nathalie o wzięcie soku,
wymanewrowałem pomiędzy stołem kuchennym, drzwiami, przedpokojem, aż doniosłem
dziewczynę do salonu i postawiłem ją na miękkim dywanie.
- Dziękuję, mój książę – uśmiechnęła się uroczo i cmoknęła w
usta, odchodząc w stronę kanapy i siadając na niej, po turecku. Wyszczerzyłem
się sam do siebie i nalałem wszystkim soku do szklanek.
Gdy Louis i El już poszli, zostaliśmy sami... no może nie
całkiem, bo w międzyczasie Janette wróciła ze swojego babskiego wieczoru...
Posprzątaliśmy wszystko w salonie i udaliśmy się do mojego pokoju. Nathalie
usiadła na łóżku, a ja włączyłem muzykę, która grała cicho z wieży, stojącej
nad biurkiem. Dosiadłem się do niej i poczułem ja dziewczyna momentalnie wtula
się w mój bok, przymykając oczy.
- Śpiąca? – spytałem troskliwie, odgarniając jej włosy z
czoła i zakładając za ucho.
- Mhm... – mruknęła i tyle musiało mi wystarczyć.
- W takim razie może zostaniesz u mnie?
- Nie mogę, jutro szkoła, Harry... – westchnęła otwierając
oczy i spoglądając na mnie, jakby była czymś zmartwiona. Jakby chciała coś z
siebie wyrzucić, ale nie mogła.
- Co się stało, skarbie? – spytałem ochrypłym głosem,
obserwując ją uważnie. Dziewczyna spuściła wzrok na pościel i zmarszczyła brwi,
jakby nad czymś myślała. – Hm? – ponagliłem ją, lecz to nic nie dało. Nadal
siedziała cicho i nie odezwała się ani słowem. – Nath, wiesz, że możesz mi
wszystko powiedzieć – uśmiechnąłem się delikatnie, choć wiedziałem, że teraz
tego nie widzi.
- Nic się nie stało... po prostu jestem zmęczona –
powiedziała cichym głosem. Owszem, widać było, że jest zmęczona, ale szczerze
powiedziawszy, wydawało mi się, że jest coś więcej, i wcale nie mówi mi wszystkiego.
– Odwieziesz mnie do domu? Bo jeszcze tu zasnę i będziesz miał problem –
uśmiechnęła się, żeby załagodzić sytuację.
- Ja tam nie miałbym nie przeciwko – pokiwałem śmiesznie
brwiami, a ona się dźwięcznie zaśmiała. „Uwielbiam jej śmiech...” .
Wstałem z łóżka razem z Nathalie, i gdy dziewczyna zebrała wszystkie swoje
rzeczy, poszliśmy na dół, ubraliśmy się i odwiozłem ją do domu.
Kładąc się spać, było kilka rzeczy, które krążyły mi po głowie. A
wszystkie związane z jedną osobą. Moją małą, tajemniczą, niebieskooką Nathalie.
Małe ogłoszenia parafialne.
Mam dwa twittery:
1. @galaxyyx (stary, ze zmienioną nazwą)
2. @charls_grey (GŁÓWNY!!!)
Więc jeśli chcecie się dowiadywać o nowych rozdziałach, lub ze mną popisać, to na GŁÓWNYM! Mam nadzieję, że ogarniecie ;)
Całusy Xx. <3
Dzisiaj wezmę przykład z Ciebie i nie zacznę od początku.
OdpowiedzUsuńEl wymiata w tym rozdziale ;D Tak się śmiałam, że o mało się nie popłakałam i mój makijaż poszedłby w zapomnienie. Na szczęście udało mi się jakoś opanować.
Druga kwestia to Janette. Strasznie mi jej szkoda. Powinna sobie znaleźć kogoś fajnego, a tu jakiś... debil.
Kurde. W mojej głowie cały czas krążą słowa El ;p No nie mogę! Ale...
Ciekawa jestem co takiego ukrywa Nath. Czym jeszcze mnie zaskoczy i tym samym Harry'ego? Nie mogę się doczekać żeby rozwiązać tą ZAGADKĘ!
Kocham!
Xx.
Tak jakoś wyszło z El... sama nie wiem, co mi przyszło do głowy :D
UsuńBierzesz ze nie przykład... nie wiem, czy to dobrze... xD
Powodzenia w rozwiązywaniu ZAGADKI, chociaż myślę, że i tak nie pokonasz Rose... ona jest po prostu za dobra w te klocki... 8|
Kocham! <3 Xx.
Cudowneeee. Cieszę się, że nadal piszesz. Tak jakoś czytam wiele opwiadań i zwykle nie komentuję ale...tym razem musiałam.
OdpowiedzUsuńŻyczę miłego pisania!
dziękuję bardzo :)
Usuń