Dojechaliśmy do wielkiej posiadłości moich wujków. Wielka
willa, skąpana w promieniach słonecznych, odbijających się od białego śniegu,
była tylko częścią wielkiej działki, jaką posiadali. Tak naprawdę, byłam tu
chyba dwa razy w życiu, jak byłam mała i niewiele pamiętam.
Zawsze wiedziałam, że moja ciocia i wujek, to dość nadziani
ludzie, ale teraz, kiedy miałam świadomość tego, jakie to jest ogromne i ile
musiało kosztować, wszystko wywarło na mnie podwójne wrażenie. Lily razem z
małą Maddie żyły w prawdziwym pałacu, a jednak tak samo jak ciocia z wujkiem,
wszyscy byli normalnymi ludźmi. Pieniądze ich nie zmieniły w skąpych bogaczy
bez serca, jak zwykle się o tym słyszy. Z tego co wiem, to moi wujkowie
przeznaczali dość spore kwoty na różne organizacje charytatywne i na te, które
pomagały rozwijać się młodym talentom. Nie potrafiłam robić nic innego, jak
czuć podziw dla tych ludzi, bo tak naprawdę, to zarabiali bardzo dużo
pieniędzy, wychowywali dzieci, dbali o dom i organizację którą założyli,
prowadzili firmy i byli przy tym mieli czas dla rodziny. To było naprawdę godne
podziwu!
Starszy kamerdyner, który stał przed drzwiami podszedł do
samochodu i pomógł mojemu wujkowi z bagażami.
Wow! Nigdy nie sądziłam,
że choć przez jakiś okres mojego życia, będę mieszkać w takiej willi. Wchodząc
do środka, pierwsze co dało się zauważyć, to ogromny hol (jeśli można to tak w
ogóle nazwać). Kamienna, czarno-biała posadzka, idealnie współgrała z
stonowanym wystrojem wnętrza. Długie, kręte schody prowadziły na górę i właśnie
tam skierowałam się, idąc za Lily, która miała zaprowadzić mnie do mojego
tymczasowego pokoju. Wszystko stwarzało niesamowite wrażenie. Połączenie stylu
klasycznego i nowoczesnego, w wystroju wnętrz, z bardzo dobrym smakiem,
sprawiało, że człowiek czuł się tu jak w bajce.
- To będzie twój pokój – dziewczyna otworzyła przed nami
drzwi i moim oczom ukazał się bardzo przestrzenny, urządzony nowocześnie pokój,
w ogromnym łóżkiem pośrodku. Kolorystyka całego pomieszczenia utrzymywała się w
czerni, bieli, która nadawała jasności, różnych odcieniach szarego i ciemno
drewnianych elementach niektórych mebli. Weszłam i zaczęłam okręcać się dookoła
własnej osi, próbując wychwycić każdy istotny szczegół mojego nowego lokum.
- Rozgość się, twoje bagaże zaraz powinny tu być, a ja idę
do siebie – czarnowłosa uśmiechnęła się i widząc, że przytaknęłam, wyszła z
pomieszczenia.
Dalej rozglądałam się po pokoju z zachwytem, a gdy rzuciłam
się na łóżko, stwierdziłam, że nie ma nic lepszego od niego. Było duże, grube i
bardzo miękkie.
Miałam tu wszystkiego pod dostatkiem i normalny człowiek,
patrzący z boku na te dogodności, powiedziałby, że absolutnie niczego mi nie
brakuje.
I tu by się grubo mylił. Jedynej rzeczy, a raczej jedyną
osobą, której mi tu brakowało w tym momencie był Harry i tak właściwie,
mogłabym oddać wszystkie dogodności, które właśnie były mi dane, tylko za to,
żeby ze mną był.
To łóżko było naprawdę duże... dla dwóch osób. A kiedy ja
odwracałam się, spoglądając na drugą połowę, nikogo tam nie widziałam... Choć
tak bardzo bym chciała...
Poczułam ukłucie w sercu, kiedy wyobraziłam sobie leżącego
obok mnie Harry’ego, uśmiechającego się do mnie, ukazując te słodkie dołeczki i
lustrującego mnie swoimi błyszczącymi zielonymi oczami. Jego kręcone,
czekoladowe loki, okalające tą piękną twarz. To wszystko co za razem miałam i
czego zostałam pozbawiona. Dzieliło nas tyle kilometrów i świadomość tego,
powodowała jeszcze większą tęsknotę rodzącą się w mojej głowie i sercu. Miałam
ochotę płakać, ale postanowiłam być silna. To i tak niczego by nie zmieniło i
Harry nadal byłby w Londynie, a ja tu, w tej nieprzyzwoicie drogiej willi mojej
bogatej rodziny.
*
Wyjechała. Zostawiła mnie samego i wyjechała z wujkiem i
ciocią... Tak w zasadzie to nawet nie wiem gdzie. Jedyne co wiem, to że gdzieś
w głąb Anglii. Tak naprawdę nigdy wcześniej zwyczajne funkcjonowanie, nie
wydawało się być tak trudne i skomplikowane, z myślą, że nie będę jej widział
przez dłuższy czas. Ta dziewczyna wkraczając w moje życie, wywróciła je do góry
nogami i sprawiła, że stałem się szczęśliwy i szalenie w niej zakochany. Jak
jej się to udało? Jedna, drobna brunetka, potrafiła tak zamieszać w moim
życiu... zaśmiałem się pod nosem i zerknąłem za okno.
Zaspy śniegu przykrywały trawę a drzewa uginały się pod ciężarem
śnieżnobiałego puchu. Wraz z zimą, zaczęły się zmiany. Duże zmiany. Miałem
tylko ogromną nadzieję, że nasz związek to wszystko przetrwa. Że uda nam się
przezwyciężyć wszystkie przeszkody, które podrzuca nam pod nogi los i że
wyjdziemy z tego silniejsi. „Innej opcji nie przyjmuję do wiadomości”
Uśmiechnąłem pod nosem i wróciłem do łóżka, uwalając się na miękkim materacu. „Będzie
dobrze. Musi być!” Usłyszałem brzęczenie telefonu i szybko chwyciłem
urządzenie z szafki.
Już dojechaliśmy. Nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego w
jakim pałacu mieszkam, musisz kiedyś nas odwiedzić, to jest... wow! Mam takie
ogromne łóżko, że zmieściłyby się w nim chyba cztery osoby, a będę w nim spać
sama... to trochę niesprawiedliwe :c
Zaśmiałem się sam do siebie i szybko wklepałem odpowiedź.
Proszę Cię... tak ogromne łóżko dla siebie? To chyba
raj na Ziemi! Zobaczymy co powiesz po tej nocy, kiedy się w nim prześpisz ;)
Spanie, spaniem, ale jak się obudzę, to połówka
przeznaczona dla drugiej osoby będzie pusta. Wolę inne widoki zaraz po
przebudzeniu...
Na przykład?
Hmm... burza loków, różowe usta i te zabójcze zielone
oczy! Chyba kojarzysz?
Eee... możliwe. Ale nigdy nie widziałem na własne oczy
;p Przystojny?
Jak cholera!
Uu... „jak cholera”? To musi być naprawdę gorący
towar... ;>
Aż idzie się poparzyć! ;) Dlatego fajnie by było,
gdyby ze mną był. Nie byłoby mi zimno samej w tak wielkim łóżku! :c
Oh... to życie faktycznie jest niesprawiedliwe. Wiem,
że to głupie pytanie, bo dopiero wyjechałaś, ale kiedy przyjedziesz na weekend
do Londynu?
Jeszcze nie rozmawiałam z ciocią, ale chciałabym
przyjeżdżać co tydzień. Miejmy nadzieję, że się zgodzi, bo nie wiem jak
wytrzymam więcej niż tydzień, bez zobaczenia się z Tobą... :(
Ja nie wiem, jak wytrzymam dwa dni... Oby się udało!
Bądźmy dobrej nadziei. Muszę lecieć, bo wołają na
obiad. Ugh... to będzie dziwne. Do usłyszenia, kocham Cię! Xx.
Ja Ciebie też, aniołku xx.
*
To będzie dziwne. Przyzwyczajenie się do zasad panujących w
tym domu. I nie chodzi o żadne zakazy, czy przymusy. Po prostu, każdy dom ma
własny rytm życia i dostosowanie się do nowego, kiedy nie miało się ustalonego
harmonogramu, a tu nawet dania są zwykle w tych samych porach... To będzie zdecydowanie
dziwne.
Ostatnio jadłam obiad w pełnym gronie rodzinnym kiedy...
kiedy moi rodzice żyli. Mój zwykły dzień wyglądał dotychczas tak, że wstawałam,
jadłam śniadanie, szłam do szkoły, potem gdy z niej wracałam gotowałam obiad
dla siebie i Dany’ego, lub od razu zabierałam się za naukę i porządki. Tutaj
było inaczej. W większej mierze porządek utrzymywała gospodyni, i czasem, gdy
cioci nie było, gotowała też obiady. Kamerdynerem był Ben. Mężczyzna w średnim
wieku, który wydawał się być bardzo miły, uprzejmy i wyrozumiały. Biło od niego
spokojem i cierpliwością, dzięki czemu człowiek w jego obecności nie czuł się
skrępowany.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść pyszny obiad. Fajnie
było zrobić coś w ‘rodzinnym’ gronie i poza tym, że wiedziałam o tym jak bardzo
będzie mi brakować Harry’ego, cieszyłam się że to właśnie z nimi spędzę ten
czas. „Lepiej z nimi, niż w jakimś domu opieki, czy niewiadomo czym...”
Zastanawiałam się, czy poruszyć ten temat teraz, przy
wszystkich, czy lepiej porozmawiać z ciocią na osobności. Wiedziałam, że czeka
mnie wiele zmian. Będę musiała zapisać się do tutejszej prywatnej szkoły
muzycznej, dostosować się do wszelkich panujących tu zasad. To na początku na
pewno nie będzie łatwe, ale pomimo to, chciałam znaleźć sobie jeszcze jakąś
dorywczą pracę, dzięki której nie będę musiała być zdana finansowo tylko na
ciocię i wujka, ale też trochę sama odrobić. Postanowiłam jednak nie poruszać
tego tematu przy obiedzie, tylko porozmawiać z ciocią na osobności. I tak też
zrobiłam...
Tydzień później.
Nic nie mogło zepsuć mi dzisiejszego humoru. Pożyczyłam od
wujka jeden z jego wielu samochodów i jechałam przy akompaniamencie płyty Ed’a
Sheerana do Londynu. Nie mogłam się doczekać, aż dojadę i zobaczę Harry’ego.
Chłopak wiedział, że mam przyjechać w niedzielę, ale po namówieniu cioci
zgodziła się żebym spędziła weekend w Londynie, więc wyjechałam już w sobotę
rano i postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Nie mogłam narzekać na pogodę. Co
prawda wszystko zasnute było mleczną mgłą, ale przynajmniej nie było śniegu,
który przez ostatnie dni uporczywie padał, zasypując wszystkie drogi i
uniemożliwiając przejazd na niektórych z nich.
Sięgnęłam po kubek aromatycznej kawy, którą kupiłam na
stacji benzynowej. Drogi o tej porze były praktycznie puste. Nie było się co
dziwić. Niewiele osób jeździ samochodami o tej porze, kiedy jest sobota i można
dłużej wylegiwać się w łóżku... No może poza tymi, którzy pracują.
Dojechałam bezpiecznie do Londynu i zaparkowałam pod domem
Harry’ego. Światło w kuchni się paliło i widziałam w oknie krzątającą się po
niej Janette. Podeszłam więc do drzwi i zapukałam cicho. Nie minęło sporo
czasu, kiedy drzwi otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta brunetka.
- Cześć Nathalie! - Zaprosiła mnie do środka i po
ściągnięciu butów i płaszcza udałam się za nią do kuchni.
- Nie miałaś przyjechać dopiero jutro? – spytała robiąc coś
przy blacie kuchennym.
- Taki był plan, ale udało mi się przekonać ciocię i
przyjechałam do Londynu na weekend. Chciałam zrobić Harry’emu niespodziankę. –
Janette w międzyczasie zrobiła dodatkową herbatę i usiadła przede mną,
stawiając na stole dwa kubki parującego napoju.
- Super, myślę, że będzie w siódmym niebie jak cię zobaczy.
Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki szczęśliwy chodził po domu, jak dowiedział
się, że uda ci się przyjechać w ten weekend – puściła mi oczko a ja
uśmiechnęłam się pod nosem, wyobrażając sobie rozpromienionego chłopaka, z
wielkim uśmiechem na twarzy i dwoma dołeczkami w rumianych policzkach.
- Jeszcze mu się znudzę, bo udało mi się wynegocjować
cotygodniowe wyjazdy do Londynu – uśmiechnęłam się popijając herbatę. – A co
tam słychać u ciebie? Jakieś gorące newsy? – uniosłam brew.
- Hm... jest to bardzo prawdopodobne, że moja passa się w
końcu odwróciła. – uśmiechnęła się tajemniczo, a kiedy zauważyła, że chcę już
pytać o szczegóły, dodała – Ale nic więcej nie powiem! Nie chcę zapeszyć –
zaczęła się bronić, przed małym przesłuchaniem.
- Harry jest u siebie? – spytałam się biorąc kolejnego łyka.
- Tak, na górze – Janette po wypiciu herbaty wstała i
sprzątając po swoim śniadaniu dodała. – Jeśli jesteś głodna, to nie krępuj się
i zrób sobie jakieś kanapki, czy na co tam masz ochotę. Ja muszę się zbierać
już do pracy. Z takim ‘wymagającym’ szefem, lepiej się nie spóźnić –
przewróciła teatralnie oczami.
- Dobrze. Dziękuję i powodzenia w pracy w takim wypadku –
mrugnęłam do niej na co ona się uśmiechnęła.
- Modlę się o to, żeby jednak go nie było – zaśmiała się i
wyszła z kuchni.
Zaczęłam gmerać w lodówce w poszukiwaniu czegoś co Harry
lubi i gdy znalazłam, zrobiłam mu pyszne kanapki, gorącą herbatę i ułożyłam
wszystko na tackę.
Janette już chwilę temu wyszła, a ja wziąwszy śniadanie dla
Harry’ego, udałam się na górę i weszłam najciszej jak potrafiłam do jego
pokoju. Postawiłam tackę na biurku i usiadłam na obrotowym krześle, wpatrując
się w śpiącego chłopaka.
Rozchylone lekko, różowe usta, przez które miarowo oddychał,
i loki, które pospadały mu na czoło, sprawiały, że wyglądał naprawdę uroczo.
Naga klatka piersiowa, przykryta była białą, puchową kołdrą, a jego całe ciało
było śmiesznie pozawijane w całość. Rozłożony był na całym materacu, spał na
brzuchu z przekręconą głową w moją stronę i jedna noga zwisała mu z łóżka.
Wyglądało to dosyć komicznie.
Nie wiem, ile tak siedziałam wpatrując się w jego spokojną
twarz, kiedy spał, ale w końcu zaczął się obracać i powoli budzić. Mruczał coś
nieskładnego pod nosem i zaczął przeciągać się jak mały kotek.
- Dzień dobry, kochanie – powiedziałam cicho, kiedy powoli
otwierał oczy.
- O Nathalie! Wiesz, że śniło mi się, że tu byłaś? –
powiedział jeszcze z nie do końca otwartymi oczami i na jego twarzy zakwitł
piękny uśmiech. Przetarł zaspane powieki i otworzył szerzej oczy a na jego
twarzy wymalował się czysty szok. – NATHALIE?! – prawie podskoczył
przestraszony i nie wiem jakim cudem, znalazł się na krawędzi łóżka po drugiej
stronie i spadł z niego wielkim hukiem.
Sama nie wiedziałam, czy dam radę w tym momencie wstać i mu
pomóc, bo dostałam napadu śmiechu. Chłopak jęknął z bólu i chyba tylko to
przekonało mnie do tego, że warto jednak coś z tym zrobić. Podeszłam do niego i
widziałam jak trzyma się za głowę i na jego twarzy widać wielki grymas
niezadowolenia. Dalej był zawinięty w białej kołdrze i wyglądał jak kokon.
Podałam mu rękę i powoli wstał siadając na łóżku.
- Chyba jednak wolałbym, żeby ktoś mnie uszczypnął... –
mruknął masując głowę. – Jeszcze nigdy nie obudziłem się w tak rekordowym
tempie.
- Widzisz, potrafię zdziałać cuda – wyszczerzyłam się
cwanie.
- Dobra, zróbmy tą pobudkę jeszcze raz, bo ta była
niezadowalająca. Przynajmniej dla mojej głowy – wlazł ponownie na łóżko i
położył się na nim zamykając oczy i wzdychając. Pokręciłam głową z
niedowierzaniem. „Jak dziecko...” Wstałam i podeszłam od drugiej strony,
kładąc się obok niego i całując jego miękkie wargi. Chłopak momentalnie
otworzył oczy i czułam, jak uśmiecha się przez pocałunek. Gdy oderwaliśmy się
od siebie z mlaskiem, popatrzył na mnie z tymi iskierkami w oczach.
- Tak. Takie budzenie to zamawiam sobie codziennie –
wyszczerzył się jak małe dziecko, na widok Disnaylandu i przyciągnął mnie do
kolejnego pocałunku. – Tego mi brakowało – uśmiechnął się opierając swoje czoło
o moje.
- Tęskniłam... – mruknęłam, przymykając oczy.
- Ja też, aniołku. Ja też... – westchnął po czym mocno mnie
do siebie przytulił.
*
Harry wypił herbatę i
zjadł kanapki, które mu przygotowałam a potem leżeliśmy razem w jego łóżku
wtuleni w siebie i rozmawialiśmy o wszystkim, co się działo po moim wyjeździe.
Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy i również tego, że zostaliśmy
zaproszeni przez Louisa i El w sobotę za tydzień na jakieś małe świętowanie. Co
prawda nikt nie wiedział czego, ale obiecaliśmy, że przyjdziemy, więc nie było
innego wyjścia, jak za tydzień spotkać się z przyjaciółmi. Czułam się tak
niesamowicie w ciepłych ramionach Harry’ego. Cały świat dookoła dla mnie nie istniał
i byliśmy tylko ja i on. Jakby ktoś na chwilę włączył pauzę, i wszystko zawisło
w powietrzu. Czułam jego ciepły oddech, kiedy leżałam na jego torsie, bawiąc
się i sunąc palcami po ciepłej skórze. Jego klatka piersiowa unosiła się
miarowo i czułam rytmiczne bicie jego serca.
- To co dziś robimy? –
spytałam po chwili.
- Jak dla mnie możemy tak
leżeć przez cały dzień, a potem spać całą noc – mruknął pod nosem.
- No proszę cię...
będziemy się tak cały dzień lenić? – uniosłam się i odwróciłam głowę, patrząc
prosto w jego zielone tęczówki. – Nie ma mowy, leniu! Idziemy się przejść, lub
zrobić coś pożytecznego...
- W łóżku też można robić wiele pożytecznych rzeczy –
powiedział z tym wrednym uśmieszkiem i charakterystycznym błyskiem w oku.
Poczułam jak moje policzki się czerwienią i przeklinałam się w myślach, za to,
że nie potrafię tego w jakikolwiek sposób kontrolować.
- Tak, ale o wiele pożyteczniejsze rzeczy, robi się na
zewnątrz, na świeżym powietrzu. Wstawaj! Szkoda dnia! – sama wstałam i
przeciągnęłam się, prostując kości. Harry niechętnie, ale zwlekł się w końcu z
łóżka i poczłapał do łazienki. Ja w tym czasie zaniosłam brudne naczynia ze
śniadania i zeszłam na dół do kuchni. Włączyłam radio i w rytmie przebojów,
lecących w nim, tańczyłam po całej kuchni, robiąc porządki. Zaczęłam śpiewać
pod nosem, dopóki do pomieszczenia nie wszedł brązowowłosy chłopak. Chwycił
mnie w ramiona i obracał wokół własnej osi, a gdy przestał porwał mnie do tańca
i szaleliśmy po całej kuchni. Harry tak się rozkręcił, że prawie wylądowaliśmy
na framudze w wejściu, ale na szczęście ją wyminęliśmy, i znajdowaliśmy się
teraz w przedpokoju. Piosenka jeszcze się nie skończyła, a my usłyszeliśmy
dzwonek do drzwi. Zatrzymaliśmy się i popatrzyłam zdezorientowana na Harry’ego.
On zrobił zamyśloną minę, po czym pacną się w czoło, szepcząc pod nosem coś w
stylu „cholera, całkowicie zapomniałem!”. Podszedł do drzwi i otworzył je. Nawet
nie zdążył się przesunąć, kiedy do środka wparował roztrzepany Louis.
- Matko, już myślałem, że zapomniałeś – zgromił go wzrokiem.
Harry posłał mi wymowne spojrzenie, po czym wrócił do Louisa.
- Ja? No co ty... nigdy w życiu – mruknął, zamykając drzwi.
– A tak w ogóle, to cześć Lou. Miło cię widzieć – wywrócił oczami, a ja
zachichotałam pod nosem.
- O matko! Nathalie! – Louis jakby dopiero teraz zauważył,
że tu stoję i rozpromienił się cały, podchodząc, chwytając mnie w ramiona i
całując w policzek. Widziałam minę Harry’ego w tym momencie i omal znów nie
wybuchłam śmiechem.
- Lou, czy ty coś jarałeś? – spytałam, kiedy mnie puścił,
powstrzymując śmiech.
- Niee... on ma tak zawsze – mruknął Harry. Louis jakby nie
przejmując się tym, co o nim mówimy, złapał mnie za ramiona, żebym stała
dokładnie naprzeciwko niego.
– Spadłaś mi z
nieba... dosłownie! Pomożesz nam wybrać! – powiedział wyszczerzony, z dozą ulgi
w głosie. – Ten tu, pewnie decydowałby się jak stara babcia, która z tysiąca
wolnych miejsc musi wybrać jedno w autobusie, i nie pomógłby mi w żaden sposób
– prychnął, a teraz to mój chłopak zgromił bruneta wzrokiem. – Sorry... Harry
jest gorszy niż babcia. Taka to przynajmniej jak znajdzie sobie jakąś ofiarę,
siedzącą na jednym z tych stu krzeseł, to chociaż wie już, gdzie chce siedzieć
– dodał, dolewając oliwy do ognia, na co ja parsknęłam śmiechem, patrząc na
Harry’ego, który stał z założonymi na piersi rękami, jakby czekając, co
przyjaciel jeszcze powie.
- Wiesz co Louis... ja przynajmniej dokonuje dobrego wyboru,
a nie biorę pierwsze lepsze gówno – zaczął się bronić.
- Ble, ble, ble... zobaczymy, kto się szybciej na coś
zdecyduje – Louis zaczął przedrzeźniać jego głos.
- Dobra... wszystko okej, ale może mi ktoś w końcu
powiedzieć, co wybierać? – spojrzałam na obu, a Lou odwrócił się do mnie i
odpowiedział:
- Jak to co?! Mój pierścionek zaręczynowy!
Tym oto, myślę, że miłym akcentem, zakańczamy ten rozdział.
Jak myślicie, Louis znajdzie to czego szuka? :)
Dziękuję wszystkim za cierpliwość. (Przepraszam, bo mam wrażenie, że ten rozdział jest nudny jak flaki z olejem... serio.) Wiem, że dodanie tego rozdziału długo trwało, ale skończyły się ferie, a wraz z nimi zaczęła szkoła i masa innych obowiązków na głowie... Sprawdzian na sprawdzianie, kartkówki, pytania... masakra. Jeszcze dokładając do tego, sama ostatnio mam gorsze dni i nie mam ochoty pisać, bo wtedy to by chyba z tego jakaś drama wyszła. Mam ogromną nadzieję, że następny da mi się napisać jednak trochę wcześniej i dodać.
Miłego dnia! :) xx.