sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 19 (EPILOG cz. I)

Dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Wstałam rano i pierwsze co przykuło moją uwagę, to białe płatki śniegu spadające z nieba. Podeszłam do okna i rozsunęłam całkowicie zasłony uśmiechając się sama do siebie. Wszystko było wprost jak z bajki.
Trawniki, samochody, droga a nawet drzewa były w śniegu i cała okolica stała się dzięki temu bardziej magiczna. Ta pora roku chyba każdemu kojarzyła się ze świętami. Dla jednych były to mniej, a dla innych bardziej szczęśliwe wspomnienia, ale u mnie zawsze sprawiały, że się uśmiechałam. Przypominały mi o rodzicach. O mojej nadopiekuńczej i zawsze uśmiechniętej mamie i o tacie, który często lubił żartować, ale był też bardzo mądry i wyrozumiały.
Wysunęłam szufladę z małej komódki stojącej przy łóżku i usiadłam na nim. Wyciągnęłam z szuflady zdjęcie sprzed kilku lat. Rzadko je stamtąd wyciągałam, ponieważ pomimo dobrych wspomnień, przynosiło rozrywający ból... ból straty.
Przedstawiało moich rodziców i było zrobione właśnie w święta Bożego Narodzenia. Wysoki mężczyzna, o kruczoczarnych włosach, trzymający w ramionach uśmiechniętą brunetkę. Z jej oczu biła taka niewytłumaczalna dobroć i ciepło i taka właśnie była. Bardzo dobra, oddana rodzinie i bliskim, kochająca wszystkich ponad możliwą skalę i kochana przez wszystkich równie mocno.
Zamknęłam zdjęcie z powrotem do szuflady i pociągnęłam nosem. Wspomnienia... Czasem takie wspaniałe, ale jednak bolesne. Uderzają najczęściej w najmniej spodziewanym momencie jak piorun z zachmurzonego nieba. Niby się tego spodziewasz, ale jednak cię zaskakuje. Czasem są tak bardzo pozytywne, że uśmiechasz się i nie możesz przestać, a czasami są tak przykre, że wywiercają wielką dziurę w twoim sercu, którą strasznie ciężko potem załatać i przez najbliższy czas chodzisz jak wrak człowieka, myśląc tylko o jednym. O niechcianym wspomnieniu w twojej głowie.
Moje wspomnienie o rodzicach, nie było ani tak bardzo dołujące, ani jakoś mega szczęśliwe. Kochałam je, bo zostały mi po rodzicach tylko wspomnienia i pewne rzeczy, ale z drugiej strony, czułam się nieźle zrujnowana, wspominając czasy, kiedy byliśmy razem, to, jakie życie było wtedy prostsze, a przede wszystkim to, jaką byłam osobą. Te wszystkie zdarzenia, i wszystko co przeszliśmy z Dany’m przez ten trudny okres czasu, odbiło się na nas i sprawiło, że byliśmy całkiem inni. Bardziej ostrożni, mniej korzystający z życia, zamknięci w sobie i niekiedy przerażeni. To, jak czułam się, gdy budziłam się z krzykiem po kolejnym koszmarze, lub to, jak widziałam Dany’ego staczającego się na samo dno, przez częste imprezy i problem z alkoholem tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że wyszliśmy z tego inni.
Jedyną różnicą pomiędzy nami było to, że ja zaczęłam odnajdywać swoje szczęście.
Harry’ego.
Przy nim bardziej otworzyłam się na otaczający mnie świat a przede wszystkim, wiedziałam, że mam kogoś u swojego boku z kim będę mogła porozmawiać o wszystkim, i że on będzie mnie zawsze wspierał. Jedyną przeszkodą było to, że nie byłam gotowa na to, żeby mu o tym wszystkim powiedzieć. Czułam, że to dla mnie za wcześnie. Że nie dam rady porozmawiać o tym z kimś innym niż Dany’m. Nawet po całym zdarzeniu, na sesjach terapeutycznych z psychologiem, nie potrafiłam się otworzyć. Co wizytę, przychodziłam tam i siedziałam w grafitowo-niebieskim pomieszczeniu na dużym fotelu, skulona, i nigdy nie powiedziałam praktycznie ani słowa.
Wiedziałam, że na dłuższą metę to nie ma sensu... że ukrywanie przed nim tylu rzeczy kiedyś będzie miało swoje konsekwencje, ale wiedziałam też, że zaczeka. Zdarzyło się tylko raz, że spytał się mnie o to, i kiedy powiedziałam mu, że nie jestem na to gotowa, on zrozumiał. I pomimo wielu okazji, kiedy widziałam, że chciałby wiedzieć, on po prostu nic nie mówił i trzymał mnie w ramionach, dając mi do zrozumienia, że już nie jestem sama... że mogę mu bezgranicznie zaufać.
Ubrałam się, spakowałam i zeszłam na dół do kuchni, w której urzędowała ciocia i Lily. Obie cicho o czymś rozmawiały a kiedy zauważyły moją obecność, przestały.
- Dzień dobry – przywitałam się, podchodząc do lodówki.
- Dzień dobry, kochanie. – Ciocia odwróciła się na moment i posłała mi swój promienny uśmiech. W sumie, to zawsze była bardzo podobna do mamy, ale to nigdy nie było to samo. – Masz wszystko przygotowane? – spytała troskliwym głosem a ja przytaknęłam i spuściłam wzrok na miskę z płatkami i mlekiem. Na nic innego nie było mnie stać. Jestem żałosna...
*
W szkole tego dnia panowało niezłe zamieszanie. Ze względu na nowe warunki pogodowe, wiele nauczycieli i uczniów albo nie mogło dojechać, albo mieli przyjechać spóźnieni. Nasza klasa miała dziś tak wyjątkowe szczęście, że odwołali nam pierwszą lekcje, na której mieliśmy siedzieć w bibliotece, i po trzech następnych lekcjach, zwalniali nas do domów. Chyba lepiej być nie mogło?
Udałam się do szkolnej biblioteki i położyłam rzeczy na jednym z wielu krzeseł, stojących przy długim stole. Z nudów wzięłam pierwszą lepszą gazetę i zaczęłam czytać. Wiadomości z kraju, z miasta, najnowsze wyniki sportowe... nudy. Szczerze powiedziawszy, to nawet do połowy nie przeczytałam gazety, kiedy zamknęłam ją i odłożyłam na bok. Chyba wolałam już stać przy oknie i oglądać spadające płatki śniegu oraz ludzi wchodzących i wychodzących ze szkoły.
Fajnie było obserwować wszystko, z ciepłego i suchego pomieszczenia, kiedy inni przedzierali się przez śnieżne zaspy a jeden z woźnych, ubrany jak jakiś Eskimos, starał się odgrodzić dojście do szatni i do wejścia głównego.
Ulicą rozciągniętą przed naszą szkołą przejeżdżały powoli samochody i raz po raz zdarzyło się, że przejechała nią wielka odśnieżarka lub karetka pogotowia... Tak... zima miała też swoje gorsze strony, tak jak to, że można by tylko się zastanawiać, jak bardzo szpitale są teraz oblężone ludźmi z połamanymi, odmarzniętymi, lub obitymi kończynami.
Obserwowałam dalej jak woźny walczy z łopatą i odgarnia śnieg, i jak co jakiś czas ktoś nowy przychodzi do szkoły. Nagle moim oczom ukazała się wysoka, pociągła postać w czarnym płaszczu zapiętym pod szyję, który po oblężeniu śniegowych natarć, raczej nie wyglądał już jak czarny... Długie nogi i burza loków na głowie, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że był to Harry. Uśmiechnęłam się widząc grymas na jego twarzy, kiedy białe, zimne płatki spadały na jego twarz, tworząc nieprzyjemne uczucie. Jakaś dziewczynka przed nim poślizgnęła się na wychodzonym, zamarzniętym śniegu a on momentalnie do niej podbiegł i pomógł wstać. Owinął ją ręką w pasie i pomógł dojść do głównych drzwi, bo dziewczynka widocznie utykała na lewą nogę. „To właśnie te gorsze zimowe przypadki...” Odeszłam do okna i wymknęłam się z biblioteki. Starsza miła pani bibliotekarka była w tym momencie zajęta, więc nawet pewnie nie zauważy, że mnie brakuje.
Poszłam do głównego holu i widziałam jak Harry sadza ją na jednym z krzeseł przed sekretariatem. Dopiero teraz dało się zauważyć, że dziewczynka była co najmniej z osiem lat młodsza od nas. Mogła chodzić do drugiej? Ewentualnie trzeciej lub czwartej klasy podstawówki. Na pewno nie wyżej. Na jej twarzy widziałam kilka łez, widocznie musiała niefortunnie upaść i sobie zrobić coś poważniejszego i w mojej piersi momentalnie urosła duma, kiedy widziałam, jak Harry pomaga blondynce ściągnąć buty i kurtkę i wypytuje ją jak bardzo boli. Bez słowa podeszłam do jednego z automatów i kupiłam kubek gorącej herbaty. Wzięłam go ostrożnie, żeby się nie poparzyć i podeszłam do nich, podając go od razu młodszej dziewczynce.
- Bardzo cię boli, kochanie? – spytałam kucając przy niej. Dziewczynka pokiwała głową i ostrożnie wypiła łyk gorącej herbaty. – Poczekaj tu chwilkę, to zawołamy panią z sekretariatu, żeby zadzwoniła po twoją mamę, dobrze? – spytałam troskliwie i dostałam kolejne delikatne kiwnięcie głową w odpowiedzi. Harry posłał mi wdzięczny uśmiech i został z dziewczynką a ja udałam się do sekretariatu i poprosiłam panią o przyjście. Kobieta w średnim wieku przyszła ze mną i momentalnie zajęła się małą blondynką. Podziękowała nam i zapewniła, że zajmie się nią do przyjazdu mamy.
Udałam się z Harrym do szatni, gdzie chłopak ściągnął z siebie cały biały płaszcz i powiesił przy kaloryferze.
- Widzę, że nieźle ci dał popalić śnieg – zachichotałam stając na palcach i otrzepując jego czekoladowe loki. Chłopak syknął pod nosem, kiedy trochę śniegu wpadło mu za koszulkę a ja zrobiłam niewinną minę i popatrzyłam na niego.
- Ups... przepraszam Harry – starałam się niewinnie uśmiechnąć, ale chłopak i tak tego nie widział, bo miał przymknięte oczy i cały się spiął.
- Cholera, zimno! – chwycił koszulkę u góry przy karku i zaczął nią potrzepywać tak, aby śnieg stamtąd wyleciał. Jedyne co osiągnął, to powyginanie się na wszelkie strony świata, kiedy śnieg zleciał jeszcze niżej, na jeszcze bardziej rozgrzaną skórę pleców. Ja tylko stałam i śmiałam się z jego pozycji i min. W końcu chłopak nie wytrzymał i ściągnął przez głowę swój podkoszulek, eksponując przede mną swój umięśniony tors. Strzepał śnieg z wnętrza koszulki i powiesił ją na chwilę na kaloryferze.
Gapiłam się... Tak. Kto by się nie gapił, mając przed sobą takie widoki? Harry zaśmiał się pod nosem, a ja przeklęłam w myślach „Cholera... zauważył!” Podniosłam wzrok na jego roześmianą twarz i spłonęłam rumieńcem.
- Um... Nie chcę nic mówić, ale jesteśmy w szkolnej szatni. Może włożyłbyś coś na siebie, Harry? – spytałam unosząc brwi. – Zawsze ktoś może wejść i... – nie dokończyłam zdania, tylko cała czerwona usiadłam na drewnianej ławce.
- Spokojnie, zaraz ją założę, tylko niech chociaż odrobinę się ogrzeje, bo jest cała mokra z tyłu i zimna – posłał mi uśmiech i usiadł obok mnie. Wtuliłam się w jego nagą klatkę piersiową.
- Jesteś cieplutki – mruknęłam pod nosem. Czy to nie przypadek, że ludzie nazwali rozbudowane mięśnie brzucha mianem kaloryfera, skoro jest takie ciepłe? Ciekawe...
- Tak właściwie, to co tu robisz? Nie masz lekcji?
- Nie... odwołali nam pierwszą i kończymy po trzech. Teoretycznie, to kończę tak jak ty, chyba że waszej klasie też odwołają ostatnie. – przymknęłam oczy i starałam się o niczym nie myśleć. Ciepło ciała Harry’ego i jego upajający zapach, były jak mieszanka powodująca, że czułam się senna. Wszystkie moje mięśnie się rozluźniły i siedziałam tak, obejmując jego nagi tors i z głową na klatce piersiowej. Czułam miarowe bicie jego serca i jak jego pierś unosiła się i opadała regularnie.
Moje skupienie na oddechu Harry’ego przerwał jego głęboki głos, wyrywający mnie nieco z powolnego usypiania.
- Pamiętasz, że dziś musimy jechać pościągać szwy? – spytał spokojnym, troskliwym głosem.
- Um... tak. – Westchnęłam podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Czemu wstajesz? – spytał zdezorientowany chłopak. Przeciągnęłam się i ziewnęłam głęboko.
- Jak tak dalej pójdzie, to zasnę. A poza tym, z tego co wiem, to za niedługo jest dzwonek na przerwę. – uśmiechnęłam się do niego. Chłopak wstał i ściągnął z kaloryfera koszulkę. Sprawdził czy podeschła i włożył ją przez głowę, naciągając na tułowie. „Naciesz się póki możesz” odezwało się moje drugie, to bardziej wredne ja. Westchnęłam w myślach i zastanawiałam się nad tym jak i kiedy mu to powiem.
*
Siedzieliśmy pod gabinetem lekarskim i czekaliśmy, aż młody lekarz wezwie nas do środka. Nie czułam się najlepiej. Szpital i lekarze przyprawiali mnie o białą gorączkę i panikę. Starałam się tego nie dawać po sobie poznać, ale widać nie do końca mi to wychodziło, bo poczułam jak Harry chwyta moją dłoń i zaczyna kreślić na niej jakieś kółka. Byłam tak pochłonięta tym chaosem w mojej głowie, który tworzyły myśli, że nawet nie zauważyłam, ani nie usłyszałam jak lekarz wyszedł i nas poprosił. Gdyby nie Harry, który zaczynał wstawać i odezwał się do mnie, pewnie nadal siedziałabym tam i się nie ruszyła. Przełknęłam głośno ślinę i weszłam przed Harrym do gabinetu. Przecież nie może być tak źle, prawda?
Młody lekarz, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że nie miał trzydziestu lat, kazał położyć mi się na leżance i podciągnąć bluzkę do góry. Zrobiłam tak i popatrzyłam na Harry’ego, który siedział obok mnie i uśmiechał się dodając mi otuchy. Wolałam nie patrzeć na to wszystko, co robił lekarz, więc po prostu wpatrywałam się w chłopaka. Zielone oczy, dołeczki w policzkach i ten piękny uśmiech. Rozciągnięte w pocieszającym uśmiechu, różowe usta, które gdybym tylko mogła, całowałabym przez cały czas. Były takie miękkie i delikatne, kiedy sunęły po moich z zatrważającym pocałunku.
Widziałam wesołe iskierki w oczach Harry’ego, ale wiedziałam również, że jego dzisiejsze szczęście, wcale nie potrwa długo. Nie, dopóki wszystkiego mu nie powiem...
Bałam się jego reakcji i chciałam jak najbardziej odwlec to w czasie. Chciałam móc jak najdłużej widzieć te wesołe oczy i piękny uśmiech.
- Już po wszystkim – miły głos lekarza sprawił, że oderwałam się do wpatrywania w Harry’ego i popatrzyłam na brzuch. Wszystkie szwy były zdjęte, a ja prawie tego nie poczułam. Do tego poszło to bardzo sprawnie, więc chyba nie było aż tak czego się bać... Pomijając to, że nadal nienajlepiej czułam się w tym otoczeniu i miałam ochotę jak najszybciej stąd wyjść.
- To wszystko? – spytałam patrząc jeszcze raz na ranę i na lekarza.
- Tak. Pielęgniarka założy jeszcze pani opatrunek, żeby rana zbytnio się nie zabrudziła i mogła się spokojnie zrastać, a pani musi tylko zmieniać opatrunki i smarować ranę tą maścią – podał mi tubkę. – Przyśpieszy gojenie i po smarowaniu nią, powinno wszystko ładnie się zabliźnić – uśmiechnął się i wstał ściągając gumowe rękawiczki i wrzucając je do kosza na śmieci. Pielęgniarka podeszła i założyła mi dokładny opatrunek, który obejmował całą ranę na brzuchu. Naciągnęłam podkoszulek i wstałam z łóżka.
- Dziękuję, do widzenia – powiedziałam i słysząc odpowiedź, wyszłam razem z Harrym z pomieszczenia.
- I co? Było się tak stresować, kotku? – spytał uśmiechając się i splatając nasze palce razem. Uśmiechnęłam się trochę blado i ścisnęłam jego dłoń.
*
Dojechaliśmy do mojego domu i wiedziałam, że dłużej nie mogę już tego odwlekać. To już był ten ostateczny czas, kiedy musiałam zdobyć się na odwagę i o wszystkim mu powiedzieć.
Harry odprowadził mnie na taras, pod same drzwi. Poprosiłam go, żeby jeszcze chwilę został i przez jakiś czas po prostu mu się przyglądałam. W końcu musiałam przełknąć gulę, która uformowała się w moim gardle i wydusić to z siebie... musiałam.
- Harry... jest rzecz, o której muszę Ci powiedzieć. – zaczęłam niepewnie a chłopak popatrzył na mnie nieco niezrozumiale. – J-ja... ja wyjeżdżam. Jutro. – wypuściłam z siebie i poczułam jak moje oczy powoli zachodzą łzami. Po raz pierwszy powiedziałam to na głos. Nawet przed sobą...
- Jak to? Znaczy... Boże. – odwrócił się i przeczesał nerwowo ręką włosy. Słyszałam jak jego głos lekko się załamuje kiedy mówił. Odwrócił się z powrotem do mnie i staną przyglądając mi się. – Wiedziałem, że wcześniej czy później to się stanie, ale... Czemu mi tego nie powiedziałaś wcześniej? Przecież... mogliśmy coś wymyślić... – spytał z lekkim wyrzutem i załamaniem w głosie, marszcząc brwi. Był w rozsypce. Było dokładnie tak jak myślałam, jeżeli nie jeszcze gorzej. Uśmiech i wesołe iskierki w oczach znikły w przeciągu sekundy, zaraz po tym, jak mu powiedziałam. To jeszcze bardziej sprawiało, że miałam ochotę płakać a moje serce rozpadało się na miliony małych cząsteczek. Czułam się okropnie w stosunku do niego.
- Harry... to nie jest takie proste – szepnęłam. – Nie uważasz, że lepiej spędziliśmy ten czas, kiedy nie wiedziałeś o moim wyjeździe? – spytałam z nadzieją. – Przecież doskonale wiesz, że gdybym powiedziała Ci wcześniej, to przez te kilkanaście dni żylibyśmy pod presją mojego wyjazdu i wcale nie byłoby lepiej... Wybrałam słuszną decyzję, mówiąc ci o tym teraz, dobrze?
- Nie... znaczy, nie wiem! – powiedział kręcąc głową. – Ja... ja po prostu nie chcę cię stracić, rozumiesz? – powiedział łapiąc moją twarz i wpatrując się w oczy. – Nie chcę cię stracić... – powtórzył brzmiąc jak kompletnie zraniony. „Zraniony przeze mnie...”
- Nie stracisz Harry... Przecież będziemy do siebie dzwonić, będę tu przyjeżdżała... zobaczysz... damy radę. – spróbowałam się uśmiechnąć, ale ten uśmiech przeszyty był wewnętrznym bólem. Kolejnym bólem straty.
- Obiecujesz? – spytał lustrując moje tęczówki.
- Obiecuję. – przytaknęłam i przyciągnęłam go do ostatniego pocałunku. Usta Harry’ego błądziły po moich z namiętnością ale i delikatnością za razem. Ten pocałunek trwał długo i był taki wyjątkowy, jakby dosłownie, jutra miało nie być. Oderwaliśmy się od siebie i położyłam swoje czoło na jego, przymykając oczy i czując jego ciepły oddech na wargach.
- Kocham cię, Harry. Proszę... nigdy o tym nie zapomnij – szepnęłam prosto w jego rozchylone, różowe usta.
- Ja ciebie też kocham, aniołku. Nigdy o tobie nie zapomnę – uśmiechnął się delikatnie i jeszcze raz połączył nasze usta w krótszym, ale równie namiętnym pocałunku.


Tak więc za nami epilog części pierwszej. Na to wygląda, że będzie druga, choć po tym rozdziale mam ochotę zapaść się pod ziemię, bo czytając go, stwierdziłam, że to powinno być w TOP najgorszych rozdziałów... serio. 
Dziękuję wam za wszystko i miłego weekendu! Xx. 

8 komentarzy:

  1. No to są chyba jakieś żarty! Miałam tak wszystko pięknie zaplanowane co tu napiszę i że do wszystkiego się odniosę, ale jak mam to niby zrobić skoro dowiaduję się, że jest to epilog i Nathalie wyjeżdża?!! Jedno wielkie WTF?! Nie no... teraz to mnie zdenerwowałaś! Kurde! Nie dam rady odnieść się do początku rozdziału. Jestem w takim szoku, że nawet nie pamiętam co było wcześniej! Myślałam, że Nat po prostu mu opowie o swojej przeszłości, a ona wypala, że wyjeżdża?! Chyba sobie ze mnie kpi... No nic. Trzeba się przejść i zepsuć jej samochód, pociąg i autobus żeby nie mogła wyjechać. Harry mi jeszcze za to podziękuje!

    Dodawaj szybko kolejny, bo nie wytrzymam!
    Kocham! <3
    Xx.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha, Ja tam myślę, że ona też by się ucieszyła, gdyby mogła zostać z Harrym :D Harry, to by Cię chyba całował po stopach za to ;p

      Jeszcze w sumie nawet nie zaczęty, więc nie wiem, co z tym 'szybko' będzie. Dziękuję Ci za komentarz :)
      Kocham <3 Xx.

      Usuń
  2. Codziennie po kilka razy sprawdzałam czy nie ma już kolejnego rozdziału.
    Teraz do jasnej... epilog? Uuch... dobrze, że części pierwszej.
    I mam jedno pytanie. Czy ,,The world of fear'' jest już skończone?
    Pozdrawiam. Xx.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale, że jak to epilog.. JUŻ? O.O
    Nie, nie, nie.. :C Nathalie nie może wyjechać, o niee! :X
    Przecież oni są tacy idealni razem, kochają się, a ona wyjeżdża? No jak? :c
    chlip chlip.. ;'(
    Mam nadzieję, że Harry przekona ją do zostania tutaj. Ah..

    Tak bardzo czekam na II część epilogu..
    Pozdrawiam. x
    @blue_eyes_9

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest epilog pierwszej części opowiadania, więc spokojnie, będzie jeszcze trochę rozdziałów w drugiej części ;)
      pozdrawiam Xx.

      Usuń
    2. Uff.. Bo ja myślałam, że podzieliłaś epilog na II części, i to będzie już koniec.. :C
      Ale skoro będzie II część, to się cieszę bardzo! :>
      Pozdrawiam.x
      @blue_eyes_9

      Usuń