czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 1 (cz. II)

Dojechaliśmy do wielkiej posiadłości moich wujków. Wielka willa, skąpana w promieniach słonecznych, odbijających się od białego śniegu, była tylko częścią wielkiej działki, jaką posiadali. Tak naprawdę, byłam tu chyba dwa razy w życiu, jak byłam mała i niewiele pamiętam.
Zawsze wiedziałam, że moja ciocia i wujek, to dość nadziani ludzie, ale teraz, kiedy miałam świadomość tego, jakie to jest ogromne i ile musiało kosztować, wszystko wywarło na mnie podwójne wrażenie. Lily razem z małą Maddie żyły w prawdziwym pałacu, a jednak tak samo jak ciocia z wujkiem, wszyscy byli normalnymi ludźmi. Pieniądze ich nie zmieniły w skąpych bogaczy bez serca, jak zwykle się o tym słyszy. Z tego co wiem, to moi wujkowie przeznaczali dość spore kwoty na różne organizacje charytatywne i na te, które pomagały rozwijać się młodym talentom. Nie potrafiłam robić nic innego, jak czuć podziw dla tych ludzi, bo tak naprawdę, to zarabiali bardzo dużo pieniędzy, wychowywali dzieci, dbali o dom i organizację którą założyli, prowadzili firmy i byli przy tym mieli czas dla rodziny. To było naprawdę godne podziwu!
Starszy kamerdyner, który stał przed drzwiami podszedł do samochodu i pomógł mojemu wujkowi z bagażami.
Wow! Nigdy nie sądziłam, że choć przez jakiś okres mojego życia, będę mieszkać w takiej willi. Wchodząc do środka, pierwsze co dało się zauważyć, to ogromny hol (jeśli można to tak w ogóle nazwać). Kamienna, czarno-biała posadzka, idealnie współgrała z stonowanym wystrojem wnętrza. Długie, kręte schody prowadziły na górę i właśnie tam skierowałam się, idąc za Lily, która miała zaprowadzić mnie do mojego tymczasowego pokoju. Wszystko stwarzało niesamowite wrażenie. Połączenie stylu klasycznego i nowoczesnego, w wystroju wnętrz, z bardzo dobrym smakiem, sprawiało, że człowiek czuł się tu jak w bajce.
- To będzie twój pokój – dziewczyna otworzyła przed nami drzwi i moim oczom ukazał się bardzo przestrzenny, urządzony nowocześnie pokój, w ogromnym łóżkiem pośrodku. Kolorystyka całego pomieszczenia utrzymywała się w czerni, bieli, która nadawała jasności, różnych odcieniach szarego i ciemno drewnianych elementach niektórych mebli. Weszłam i zaczęłam okręcać się dookoła własnej osi, próbując wychwycić każdy istotny szczegół mojego nowego lokum.
- Rozgość się, twoje bagaże zaraz powinny tu być, a ja idę do siebie – czarnowłosa uśmiechnęła się i widząc, że przytaknęłam, wyszła z pomieszczenia.
Dalej rozglądałam się po pokoju z zachwytem, a gdy rzuciłam się na łóżko, stwierdziłam, że nie ma nic lepszego od niego. Było duże, grube i bardzo miękkie.
Miałam tu wszystkiego pod dostatkiem i normalny człowiek, patrzący z boku na te dogodności, powiedziałby, że absolutnie niczego mi nie brakuje.
I tu by się grubo mylił. Jedynej rzeczy, a raczej jedyną osobą, której mi tu brakowało w tym momencie był Harry i tak właściwie, mogłabym oddać wszystkie dogodności, które właśnie były mi dane, tylko za to, żeby ze mną był.
To łóżko było naprawdę duże... dla dwóch osób. A kiedy ja odwracałam się, spoglądając na drugą połowę, nikogo tam nie widziałam... Choć tak bardzo bym chciała...
Poczułam ukłucie w sercu, kiedy wyobraziłam sobie leżącego obok mnie Harry’ego, uśmiechającego się do mnie, ukazując te słodkie dołeczki i lustrującego mnie swoimi błyszczącymi zielonymi oczami. Jego kręcone, czekoladowe loki, okalające tą piękną twarz. To wszystko co za razem miałam i czego zostałam pozbawiona. Dzieliło nas tyle kilometrów i świadomość tego, powodowała jeszcze większą tęsknotę rodzącą się w mojej głowie i sercu. Miałam ochotę płakać, ale postanowiłam być silna. To i tak niczego by nie zmieniło i Harry nadal byłby w Londynie, a ja tu, w tej nieprzyzwoicie drogiej willi mojej bogatej rodziny.
*

Wyjechała. Zostawiła mnie samego i wyjechała z wujkiem i ciocią... Tak w zasadzie to nawet nie wiem gdzie. Jedyne co wiem, to że gdzieś w głąb Anglii. Tak naprawdę nigdy wcześniej zwyczajne funkcjonowanie, nie wydawało się być tak trudne i skomplikowane, z myślą, że nie będę jej widział przez dłuższy czas. Ta dziewczyna wkraczając w moje życie, wywróciła je do góry nogami i sprawiła, że stałem się szczęśliwy i szalenie w niej zakochany. Jak jej się to udało? Jedna, drobna brunetka, potrafiła tak zamieszać w moim życiu... zaśmiałem się pod nosem i zerknąłem za okno.
Zaspy śniegu przykrywały trawę a drzewa uginały się pod ciężarem śnieżnobiałego puchu. Wraz z zimą, zaczęły się zmiany. Duże zmiany. Miałem tylko ogromną nadzieję, że nasz związek to wszystko przetrwa. Że uda nam się przezwyciężyć wszystkie przeszkody, które podrzuca nam pod nogi los i że wyjdziemy z tego silniejsi. „Innej opcji nie przyjmuję do wiadomości” Uśmiechnąłem pod nosem i wróciłem do łóżka, uwalając się na miękkim materacu. „Będzie dobrze. Musi być!” Usłyszałem brzęczenie telefonu i szybko chwyciłem urządzenie z szafki.
Już dojechaliśmy. Nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego w jakim pałacu mieszkam, musisz kiedyś nas odwiedzić, to jest... wow! Mam takie ogromne łóżko, że zmieściłyby się w nim chyba cztery osoby, a będę w nim spać sama... to trochę niesprawiedliwe :c
Zaśmiałem się sam do siebie i szybko wklepałem odpowiedź.
Proszę Cię... tak ogromne łóżko dla siebie? To chyba raj na Ziemi! Zobaczymy co powiesz po tej nocy, kiedy się w nim prześpisz ;)

Spanie, spaniem, ale jak się obudzę, to połówka przeznaczona dla drugiej osoby będzie pusta. Wolę inne widoki zaraz po przebudzeniu...

Na przykład?

Hmm... burza loków, różowe usta i te zabójcze zielone oczy! Chyba kojarzysz?

Eee... możliwe. Ale nigdy nie widziałem na własne oczy ;p Przystojny?

Jak cholera!

Uu... „jak cholera”? To musi być naprawdę gorący towar... ;>

Aż idzie się poparzyć! ;) Dlatego fajnie by było, gdyby ze mną był. Nie byłoby mi zimno samej w tak wielkim łóżku! :c

Oh... to życie faktycznie jest niesprawiedliwe. Wiem, że to głupie pytanie, bo dopiero wyjechałaś, ale kiedy przyjedziesz na weekend do Londynu?

Jeszcze nie rozmawiałam z ciocią, ale chciałabym przyjeżdżać co tydzień. Miejmy nadzieję, że się zgodzi, bo nie wiem jak wytrzymam więcej niż tydzień, bez zobaczenia się z Tobą... :(

Ja nie wiem, jak wytrzymam dwa dni... Oby się udało!

Bądźmy dobrej nadziei. Muszę lecieć, bo wołają na obiad. Ugh... to będzie dziwne. Do usłyszenia, kocham Cię! Xx.

Ja Ciebie też, aniołku xx.
*
To będzie dziwne. Przyzwyczajenie się do zasad panujących w tym domu. I nie chodzi o żadne zakazy, czy przymusy. Po prostu, każdy dom ma własny rytm życia i dostosowanie się do nowego, kiedy nie miało się ustalonego harmonogramu, a tu nawet dania są zwykle w tych samych porach... To będzie zdecydowanie dziwne.
Ostatnio jadłam obiad w pełnym gronie rodzinnym kiedy... kiedy moi rodzice żyli. Mój zwykły dzień wyglądał dotychczas tak, że wstawałam, jadłam śniadanie, szłam do szkoły, potem gdy z niej wracałam gotowałam obiad dla siebie i Dany’ego, lub od razu zabierałam się za naukę i porządki. Tutaj było inaczej. W większej mierze porządek utrzymywała gospodyni, i czasem, gdy cioci nie było, gotowała też obiady. Kamerdynerem był Ben. Mężczyzna w średnim wieku, który wydawał się być bardzo miły, uprzejmy i wyrozumiały. Biło od niego spokojem i cierpliwością, dzięki czemu człowiek w jego obecności nie czuł się skrępowany.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść pyszny obiad. Fajnie było zrobić coś w ‘rodzinnym’ gronie i poza tym, że wiedziałam o tym jak bardzo będzie mi brakować Harry’ego, cieszyłam się że to właśnie z nimi spędzę ten czas. „Lepiej z nimi, niż w jakimś domu opieki, czy niewiadomo czym...”
Zastanawiałam się, czy poruszyć ten temat teraz, przy wszystkich, czy lepiej porozmawiać z ciocią na osobności. Wiedziałam, że czeka mnie wiele zmian. Będę musiała zapisać się do tutejszej prywatnej szkoły muzycznej, dostosować się do wszelkich panujących tu zasad. To na początku na pewno nie będzie łatwe, ale pomimo to, chciałam znaleźć sobie jeszcze jakąś dorywczą pracę, dzięki której nie będę musiała być zdana finansowo tylko na ciocię i wujka, ale też trochę sama odrobić. Postanowiłam jednak nie poruszać tego tematu przy obiedzie, tylko porozmawiać z ciocią na osobności. I tak też zrobiłam...

Tydzień później.

Nic nie mogło zepsuć mi dzisiejszego humoru. Pożyczyłam od wujka jeden z jego wielu samochodów i jechałam przy akompaniamencie płyty Ed’a Sheerana do Londynu. Nie mogłam się doczekać, aż dojadę i zobaczę Harry’ego. Chłopak wiedział, że mam przyjechać w niedzielę, ale po namówieniu cioci zgodziła się żebym spędziła weekend w Londynie, więc wyjechałam już w sobotę rano i postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Nie mogłam narzekać na pogodę. Co prawda wszystko zasnute było mleczną mgłą, ale przynajmniej nie było śniegu, który przez ostatnie dni uporczywie padał, zasypując wszystkie drogi i uniemożliwiając przejazd na niektórych z nich. 
Sięgnęłam po kubek aromatycznej kawy, którą kupiłam na stacji benzynowej. Drogi o tej porze były praktycznie puste. Nie było się co dziwić. Niewiele osób jeździ samochodami o tej porze, kiedy jest sobota i można dłużej wylegiwać się w łóżku... No może poza tymi, którzy pracują.
Dojechałam bezpiecznie do Londynu i zaparkowałam pod domem Harry’ego. Światło w kuchni się paliło i widziałam w oknie krzątającą się po niej Janette. Podeszłam więc do drzwi i zapukałam cicho. Nie minęło sporo czasu, kiedy drzwi otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta brunetka.
- Cześć Nathalie! - Zaprosiła mnie do środka i po ściągnięciu butów i płaszcza udałam się za nią do kuchni. 
- Nie miałaś przyjechać dopiero jutro? – spytała robiąc coś przy blacie kuchennym.
- Taki był plan, ale udało mi się przekonać ciocię i przyjechałam do Londynu na weekend. Chciałam zrobić Harry’emu niespodziankę. – Janette w międzyczasie zrobiła dodatkową herbatę i usiadła przede mną, stawiając na stole dwa kubki parującego napoju.
- Super, myślę, że będzie w siódmym niebie jak cię zobaczy. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki szczęśliwy chodził po domu, jak dowiedział się, że uda ci się przyjechać w ten weekend – puściła mi oczko a ja uśmiechnęłam się pod nosem, wyobrażając sobie rozpromienionego chłopaka, z wielkim uśmiechem na twarzy i dwoma dołeczkami w rumianych policzkach.
- Jeszcze mu się znudzę, bo udało mi się wynegocjować cotygodniowe wyjazdy do Londynu – uśmiechnęłam się popijając herbatę. – A co tam słychać u ciebie? Jakieś gorące newsy? – uniosłam brew.
- Hm... jest to bardzo prawdopodobne, że moja passa się w końcu odwróciła. – uśmiechnęła się tajemniczo, a kiedy zauważyła, że chcę już pytać o szczegóły, dodała – Ale nic więcej nie powiem! Nie chcę zapeszyć – zaczęła się bronić, przed małym przesłuchaniem.
- Harry jest u siebie? – spytałam się biorąc kolejnego łyka.
- Tak, na górze – Janette po wypiciu herbaty wstała i sprzątając po swoim śniadaniu dodała. – Jeśli jesteś głodna, to nie krępuj się i zrób sobie jakieś kanapki, czy na co tam masz ochotę. Ja muszę się zbierać już do pracy. Z takim ‘wymagającym’ szefem, lepiej się nie spóźnić – przewróciła teatralnie oczami.
- Dobrze. Dziękuję i powodzenia w pracy w takim wypadku – mrugnęłam do niej na co ona się uśmiechnęła.
- Modlę się o to, żeby jednak go nie było – zaśmiała się i wyszła z kuchni.
Zaczęłam gmerać w lodówce w poszukiwaniu czegoś co Harry lubi i gdy znalazłam, zrobiłam mu pyszne kanapki, gorącą herbatę i ułożyłam wszystko na tackę.
Janette już chwilę temu wyszła, a ja wziąwszy śniadanie dla Harry’ego, udałam się na górę i weszłam najciszej jak potrafiłam do jego pokoju. Postawiłam tackę na biurku i usiadłam na obrotowym krześle, wpatrując się w śpiącego chłopaka.
Rozchylone lekko, różowe usta, przez które miarowo oddychał, i loki, które pospadały mu na czoło, sprawiały, że wyglądał naprawdę uroczo. Naga klatka piersiowa, przykryta była białą, puchową kołdrą, a jego całe ciało było śmiesznie pozawijane w całość. Rozłożony był na całym materacu, spał na brzuchu z przekręconą głową w moją stronę i jedna noga zwisała mu z łóżka. Wyglądało to dosyć komicznie.
Nie wiem, ile tak siedziałam wpatrując się w jego spokojną twarz, kiedy spał, ale w końcu zaczął się obracać i powoli budzić. Mruczał coś nieskładnego pod nosem i zaczął przeciągać się jak mały kotek.
- Dzień dobry, kochanie – powiedziałam cicho, kiedy powoli otwierał oczy.
- O Nathalie! Wiesz, że śniło mi się, że tu byłaś? – powiedział jeszcze z nie do końca otwartymi oczami i na jego twarzy zakwitł piękny uśmiech. Przetarł zaspane powieki i otworzył szerzej oczy a na jego twarzy wymalował się czysty szok. – NATHALIE?! – prawie podskoczył przestraszony i nie wiem jakim cudem, znalazł się na krawędzi łóżka po drugiej stronie i spadł z niego wielkim hukiem.
Sama nie wiedziałam, czy dam radę w tym momencie wstać i mu pomóc, bo dostałam napadu śmiechu. Chłopak jęknął z bólu i chyba tylko to przekonało mnie do tego, że warto jednak coś z tym zrobić. Podeszłam do niego i widziałam jak trzyma się za głowę i na jego twarzy widać wielki grymas niezadowolenia. Dalej był zawinięty w białej kołdrze i wyglądał jak kokon. Podałam mu rękę i powoli wstał siadając na łóżku.
- Chyba jednak wolałbym, żeby ktoś mnie uszczypnął... – mruknął masując głowę. – Jeszcze nigdy nie obudziłem się w tak rekordowym tempie.
- Widzisz, potrafię zdziałać cuda – wyszczerzyłam się cwanie.
- Dobra, zróbmy tą pobudkę jeszcze raz, bo ta była niezadowalająca. Przynajmniej dla mojej głowy – wlazł ponownie na łóżko i położył się na nim zamykając oczy i wzdychając. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. „Jak dziecko...” Wstałam i podeszłam od drugiej strony, kładąc się obok niego i całując jego miękkie wargi. Chłopak momentalnie otworzył oczy i czułam, jak uśmiecha się przez pocałunek. Gdy oderwaliśmy się od siebie z mlaskiem, popatrzył na mnie z tymi iskierkami w oczach.
- Tak. Takie budzenie to zamawiam sobie codziennie – wyszczerzył się jak małe dziecko, na widok Disnaylandu i przyciągnął mnie do kolejnego pocałunku. – Tego mi brakowało – uśmiechnął się opierając swoje czoło o moje.
- Tęskniłam... – mruknęłam, przymykając oczy.
- Ja też, aniołku. Ja też... – westchnął po czym mocno mnie do siebie przytulił.
*

Harry wypił herbatę i zjadł kanapki, które mu przygotowałam a potem leżeliśmy razem w jego łóżku wtuleni w siebie i rozmawialiśmy o wszystkim, co się działo po moim wyjeździe. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy i również tego, że zostaliśmy zaproszeni przez Louisa i El w sobotę za tydzień na jakieś małe świętowanie. Co prawda nikt nie wiedział czego, ale obiecaliśmy, że przyjdziemy, więc nie było innego wyjścia, jak za tydzień spotkać się z przyjaciółmi. Czułam się tak niesamowicie w ciepłych ramionach Harry’ego. Cały świat dookoła dla mnie nie istniał i byliśmy tylko ja i on. Jakby ktoś na chwilę włączył pauzę, i wszystko zawisło w powietrzu. Czułam jego ciepły oddech, kiedy leżałam na jego torsie, bawiąc się i sunąc palcami po ciepłej skórze. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo i czułam rytmiczne bicie jego serca.
- To co dziś robimy? – spytałam po chwili.
- Jak dla mnie możemy tak leżeć przez cały dzień, a potem spać całą noc – mruknął pod nosem.
- No proszę cię... będziemy się tak cały dzień lenić? – uniosłam się i odwróciłam głowę, patrząc prosto w jego zielone tęczówki. – Nie ma mowy, leniu! Idziemy się przejść, lub zrobić coś pożytecznego...
- W łóżku też można robić wiele pożytecznych rzeczy – powiedział z tym wrednym uśmieszkiem i charakterystycznym błyskiem w oku. Poczułam jak moje policzki się czerwienią i przeklinałam się w myślach, za to, że nie potrafię tego w jakikolwiek sposób kontrolować.
- Tak, ale o wiele pożyteczniejsze rzeczy, robi się na zewnątrz, na świeżym powietrzu. Wstawaj! Szkoda dnia! – sama wstałam i przeciągnęłam się, prostując kości. Harry niechętnie, ale zwlekł się w końcu z łóżka i poczłapał do łazienki. Ja w tym czasie zaniosłam brudne naczynia ze śniadania i zeszłam na dół do kuchni. Włączyłam radio i w rytmie przebojów, lecących w nim, tańczyłam po całej kuchni, robiąc porządki. Zaczęłam śpiewać pod nosem, dopóki do pomieszczenia nie wszedł brązowowłosy chłopak. Chwycił mnie w ramiona i obracał wokół własnej osi, a gdy przestał porwał mnie do tańca i szaleliśmy po całej kuchni. Harry tak się rozkręcił, że prawie wylądowaliśmy na framudze w wejściu, ale na szczęście ją wyminęliśmy, i znajdowaliśmy się teraz w przedpokoju. Piosenka jeszcze się nie skończyła, a my usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Zatrzymaliśmy się i popatrzyłam zdezorientowana na Harry’ego. On zrobił zamyśloną minę, po czym pacną się w czoło, szepcząc pod nosem coś w stylu „cholera, całkowicie zapomniałem!”. Podszedł do drzwi i otworzył je. Nawet nie zdążył się przesunąć, kiedy do środka wparował roztrzepany Louis.
- Matko, już myślałem, że zapomniałeś – zgromił go wzrokiem. Harry posłał mi wymowne spojrzenie, po czym wrócił do Louisa.
- Ja? No co ty... nigdy w życiu – mruknął, zamykając drzwi. – A tak w ogóle, to cześć Lou. Miło cię widzieć – wywrócił oczami, a ja zachichotałam pod nosem.
- O matko! Nathalie! – Louis jakby dopiero teraz zauważył, że tu stoję i rozpromienił się cały, podchodząc, chwytając mnie w ramiona i całując w policzek. Widziałam minę Harry’ego w tym momencie i omal znów nie wybuchłam śmiechem.
- Lou, czy ty coś jarałeś? – spytałam, kiedy mnie puścił, powstrzymując śmiech.
- Niee... on ma tak zawsze – mruknął Harry. Louis jakby nie przejmując się tym, co o nim mówimy, złapał mnie za ramiona, żebym stała dokładnie naprzeciwko niego.
 – Spadłaś mi z nieba... dosłownie! Pomożesz nam wybrać! – powiedział wyszczerzony, z dozą ulgi w głosie. – Ten tu, pewnie decydowałby się jak stara babcia, która z tysiąca wolnych miejsc musi wybrać jedno w autobusie, i nie pomógłby mi w żaden sposób – prychnął, a teraz to mój chłopak zgromił bruneta wzrokiem. – Sorry... Harry jest gorszy niż babcia. Taka to przynajmniej jak znajdzie sobie jakąś ofiarę, siedzącą na jednym z tych stu krzeseł, to chociaż wie już, gdzie chce siedzieć – dodał, dolewając oliwy do ognia, na co ja parsknęłam śmiechem, patrząc na Harry’ego, który stał z założonymi na piersi rękami, jakby czekając, co przyjaciel jeszcze powie.
- Wiesz co Louis... ja przynajmniej dokonuje dobrego wyboru, a nie biorę pierwsze lepsze gówno – zaczął się bronić.
- Ble, ble, ble... zobaczymy, kto się szybciej na coś zdecyduje – Louis zaczął przedrzeźniać jego głos.
- Dobra... wszystko okej, ale może mi ktoś w końcu powiedzieć, co wybierać? – spojrzałam na obu, a Lou odwrócił się do mnie i odpowiedział:
- Jak to co?! Mój pierścionek zaręczynowy! 


Tym oto, myślę, że miłym akcentem, zakańczamy ten rozdział. 
Jak myślicie, Louis znajdzie to czego szuka? :)
Dziękuję wszystkim za cierpliwość. (Przepraszam, bo mam wrażenie, że ten rozdział jest nudny jak flaki z olejem... serio.) Wiem, że dodanie tego rozdziału długo trwało, ale skończyły się ferie, a wraz z nimi zaczęła szkoła i masa innych obowiązków na głowie... Sprawdzian na sprawdzianie, kartkówki, pytania... masakra. Jeszcze dokładając do tego, sama ostatnio mam gorsze dni i nie mam ochoty pisać, bo wtedy to by chyba z tego jakaś drama wyszła. Mam ogromną nadzieję, że następny da mi się napisać jednak trochę wcześniej i dodać.
Miłego dnia! :) xx. 

8 komentarzy:

  1. Ależ sie naczytałam, lubie kiedy piszesz długie rozdziały...Jak zawsze świetny, mimo że to dopiero początek :D Cudownie piszesz, każdy rozdział, podziwiam
    czekam na kolejny, dodaje do obserwatorów i życzę weny kochana

    Nowy rozdział więc zapraszam do komentowania i obserwowania: http://one-direction-lose-my-mind.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, że Ci się podobał :) Nie przesadzałabym z tym cudownie, ale dziękuję ;) Do następnego!
      Xx.

      Usuń
  2. Boskie *.*
    długość jak najbardziej dla mnie dobra :)
    Nie komentowałam poprzednich 2 rozdziałów... przepraszam :/ poprostu ta szkoła jest okropna, nie ma człowiek czasu nawet podrapać się po tyłku xD (świetny przykład :D
    Okey powróćmy do rozdziału :) może zacznę od tego: *początek głupawki* aaaaaaaaaaaaaaaa zaręczyny !!!! Pierścionek !!!! Kumasz to ?!?! Aaaaaaaaa !!!! :3
    *koniec głupawki* (przynajmniej na jakiś czas xD)
    Nathalie zrobiła świetną niespodziankę Harremu :) taka sweetaśna z nich parka <3
    ale szkoda, że wyjechała... biedne Hazziątko :/
    Ale przynajmniej co weekend będzie do niego przyjeżdżać ^_^ *taniec szczęścia*
    no... to ja już nie przynudzam Cię, tylko czekam na next :D
    Aaaaa jeszcze mi się przypomniało :) bardzo mi się podoba, że odpowiadasz na komentarze czytelników :) nie zawsze się z tym spotykałam, a dużo blogów odwiedziłam ;) wydaje mi się, że dzięki takim odpowiedziom szanuje się czytelników. Przynajmniej wiedzą, że dają Ci motywacje i dzięki ich komentowaniu pomagają Ci i robią przyjemność :)
    Dobra teraz na serio kończe :D
    Ups... troszu chyba się rozpisałam :)
    pozdrawiam Cię słońce ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nic się nie stało. Sama chodzę do liceum i wierz mi, że doskonale wiem, co to znaczy brak czasu... czasem aż za dobrze :(
      Mimo wszystko ogromnie dziękuję Ci za to, że znalazłaś czas, żeby skomentować, bo jak sama trafnie powiedziałaś, daje to ogromnego mentalnego kopa do pisania i sprawia bardzooo wiele radości! :)
      Myślę, że w tym wypadku nie tylko Harry jest biedny, bo Nathalie też przez ten cały czas się z nim nie widuje ;) I oczywiście, że mnie nie zanudzasz! Uwielbiam czytać wasze komentarze! :)
      Wychodzę z założenia, że skoro piszę to opowiadanie dla czytelników, to fajnie jest też mieć z nimi jakiś kontakt :) Sama lubię, jak komentuje czyjeś opowiadanie, a on odpisuje na komentarze. Uważam, że to ważne i przede wszystkim miłe ;)
      Jeszcze raz, dziękuję Ci ogromnie za komentarz! Sprawiłaś mi dużo radości i uśmiechu :)
      Pozdrawiam cieplutko, kochanie Xx. :)

      Usuń
  3. Niesamowite !
    W sumie szkoda, że Nathalie wyjechała, ale cieszę się bardzo, że ciocia pozwoliła jej na cotygodniowe wyjazdy do Londynu, do Harrego. Ta dwójka jest idealna. *_*
    Lou chce się oświadczyć? łooooo! Mega się cieszę ! :>

    Rewelacja! :)
    Całuję x
    @blue_eyes_9

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i niesamowicie się cieszę, że Ci się podoba :)
      Całusy! Xx.

      Usuń
  4. Jak już wcześniej wspominałam, nie wiem czy to wina mojego beznadziejnego humor i zmęczenia, czy czegoś innego, ale na początku rozdziału tak bardzo chciało mi się płakać... Kurde. Aż miałam ochotę napisać jakąś swoją niemożliwą do spełnienia wersję tego rozdziału, ale... zobaczyłam słowo "Ed" i od razu mi się polepszyło! (dodałabyś jeszcze drzwi z ciemnego drewna, albo samo ciemne drewno i byłaby w siódmym niebie, ale nie można mieć wszystkiego. Niestety...).
    Tak się ucieszyłam, że Nathalie przyjechała na cały weekend do Harry'ego! Potyczki słowne Lou i Hazzy? Boskie! Ale z tym pierścionkiem to mnie zaskoczyłaś. Teraz już chyba wiem co będziemy świętować za tydzień w opowiadaniu ;)

    Cudnie i nie mogę się doczekać kolejnego! I jeszcze czegoś, ale to już nasza tajemnica ;)
    Kocham! <3
    Xx.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ed lekarstwem na wszystko <3 :)
      Ej no! Przecież było ciemne drewno! :(
      Będzie impreza do białego rana! :D (jeśli oczywiście El się zgodzi i przede wszystkim! Muszą znaleźć odpowiedni pierścionek! ;))
      No to sobie poczekasz... ;D Teraz pytanie: Pisać kolejną część tego czegoś, czy może zająć się następnym rozdziałem? ;p To jest dopiero dylemat!
      Kocham bardziej! <3 Xx.

      Usuń