sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 18

Po powrocie do domu, zrobiłem sobie obiado-kolację i poszedłem do swojego pokoju, żeby pouczyć się na sprawdzian z matematyki. Za oknem zaczęło się ściemniać i wiatr wzmógł na sile. Zamknąłem uchylone okno i usiadłem wygodnie na łóżku otwierając książki. „Matematyka wzywa!” Szczerze powiedziawszy, to moje myśli zajmowało dosłownie wszystko, poza matematyką. A szczególnie dziwne zachowanie Nathalie... „To że potrzebowała coś załatwić, jest dziwne?” No dobra... może robię z igły widły... „Może?” Dobra siedź już cicho!
Postarałem się skupić tylko i wyłącznie na matematyce i odepchnąć wszystkie myśli i wątpliwości, które zrodziły się w mojej głowie. Powtarzałem wszystkie potrzebne wzory i własności do sprawdzianu, kiedy usłyszałem ciche pukanie do moich drzwi. „A jednak nie dane jest mi się przez chwilę skupić i pouczyć...”
- Proszę! – krzyknąłem patrząc na drewnianą powłokę. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Jane, z moim telefonem w ręce.
- Zostawiłeś telefon na dole i chyba przyszedł ci jakiś sms. – Podeszła do mnie i wręczyła mi urządzenie. Podziękowałem i odblokowałem dotykowy ekran. – Robię sobie gorącą czekoladę, też chcesz? – spytała odwracając się jeszcze przy drzwiach.
- Nie... Mam jeszcze herbatę, ale dzięki za propozycje – posłałem jej uśmiech i Janette wyszła, zostawiając mnie samego.
Otwarłem wiadomość, której nadawcą jak się okazało, była Lily:
„Mógłbyś spytać się Nath, kiedy wraca do domu?”
Zmarszczyłem brwi, skonsternowany. „Ale zaraz, zaraz...” Przeczytałem jeszcze raz wiadomość, i kolejny, ale to nie były żadne przewidzenia, tylko słowo w słowo, literka, po literce, było tak napisane. Pomyślałem, że to pomyłka, i Lily może zapomniała, że Nathalie miała pojechać coś załatwić po szkole i myślała, że dziewczyna będzie u mnie. Dla pewności wybrałem numer czarnowłosej i przyłożyłem telefon do ucha. Po dwóch sygnałach w słuchawce usłyszałem przyjazny głos dziewczyny.
- Hej Harry. To jak? Wiesz, kiedy Nathalie wraca? – spytała.
- Lily, Nathalie u mnie nie ma... – mruknąłem do telefonu i odpowiedziała mi cisza, a potem wzburzony głos dziewczyny.
- Ale jak to? Przecież napisała mi sms’a, żebym powiedziała mamie, że po szkole idzie do ciebie i będziecie się razem uczyć! – jęknęła zdenerwowana.
- Mi po szkole powiedziała, że musi jechać coś załatwić i nawet nie dała się odwieźć... – powiedziałem wstając z łóżka.
- Boże... gdzie ona się podziewa? – dziewczyna naprawdę zaczęła się o nią martwić. Ja też. Zacząłem szukać w głowie pomysłu, gdzie Nathalie mogłaby się w tym momencie znajdować. „O nie...” jęknąłem w myślach.
- Chyba wiem, gdzie może być. Muszę kończyć, jak coś to jesteśmy w kontakcie – powiedziałem pośpiesznie.
- Ale gdz... – nie dałem dziewczynie dokończyć, tylko rozłączyłem się i czym prędzej zbiegłem po schodach na dół. Wciągnąłem na nogi buty i założyłem płaszcz, sięgnąłem po kluczyki do samochodu, leżące na stoliczku w holu, i krzycząc Janette, że muszę natychmiast wyjść, wybiegłem z domu.
*
Z jednej strony, czułam się okropnie okłamując najbliższych, jednak z drugiej, strasznie tego potrzebowałam. Czułam ulgę po tej wizycie... Po prostu musiałam z nim porozmawiać, przytulić się do niego i poczuć, że po prostu jest. Bez względu na to, ile zła wyrządził, był moim bratem a za razem przyjacielem. Po tym wszystkim, co przeszliśmy w życiu, pomimo tego, że jedno wydarzenie wywróciło nasze życia do góry nogami i oboje wyszliśmy z tego, jako całkowicie inne osoby, zawsze trzymaliśmy się razem i cholernie za tym tęskniłam, kiedy ostatnimi czasami oddalaliśmy się od siebie. To pobicie... a raczej pobicia... już dawno mu to wybaczyłam. Miałam świadomość tego, że całkowicie się pogubił i nie mógł z tego wybrnąć, ale widząc go teraz, siedzącego obok mnie na kanapie, wydawało mi się, że już coś się zmieniło. Był o wiele spokojniejszy i opanowany i nie było czuć w pobliżu ani kropli alkoholu. Nie pytałam go o to, ale w duszy byłam z niego dumna, bo przez ostatni incydent, kiedy był na totalnym dnie, widocznie odbił się od niego i wszystko zmierzało ku lepszej drodze. „Miejmy taką nadzieję...”
Pomimo tego, że wszyscy skreślili już Dany’ego, wierzyłam w to, że mu się uda. Znałam go i wiedziałam, że będzie walczył. Ciocia razem z wujkiem, i nawet Harry, chcieli ograniczyć mi możliwość spotkania się z bratem do zera. Nie wiedzieli tylko jednego... Potrzebowałam go jak nikogo innego, ponieważ on jako jedyny w pełni mnie rozumiał i nie potrzebował żadnych szczegółów... Przeszedł przez to piekło co ja i doskonale mnie rozumiał, wiedział, kiedy potrzebuję o czymś pogadać, lub jeśli wolę po prostu się wypłakać i nic nie mówić. Zresztą... tak też było teraz. Siedzieliśmy na dużej kanapie w salonie. Siedziałam oparta o podłokietnik i podkulonymi nogami, objętymi rękami. Dany siedział naprzeciwko i wpatrywał się we mnie.
Kiedy do niego przyszłam, przepraszał mnie chyba ze sto razy. Rozmawialiśmy przez chwilę i opowiedziałam mu o moim śnie. Przypominając sobie ten koszmar poczułam napływające łzy, ale silne i opiekuńcze objęcia mojego brata zniwelowały wszystko jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Potem usiedliśmy tutaj i do tej pory siedzieliśmy ze sobą w całkowitej ciszy.
Po głowie krążyło mi wiele myśli, ale tak naprawdę jedna z nich przebijała się ponad wszystkie. „Powiedzieć mu, czy nie?”. Nie byłam pewna, jak na to zareaguje... w ogóle to, że zaczął jakoś wychodzić z tego bagna, było cudowne, ale bałam się, że ta wiadomość może to zniszczyć. Z drugiej strony nie chciałam go okłamywać. To wszystko było tak pogmatwane! Nie chciałam niczego zepsuć, a miałam pięćdziesiąt procent szansy, na to, że dobrze to przyjmie. Bałam się zaryzykować...
Wyciągnęłam telefon, który brzęczał w mojej kieszeni już któryś raz. Dotychczas go ignorowałam, ale po pewnym czasie działał mi trochę na nerwy i chciałam go wyłączyć. Zobaczyłam kilka nieodebranych połączeń od Lily i od Harry’ego. „Nie jest dobrze...”. Schowałam telefon do kieszeni spodni i wstałam z kanapy. Dany zrobił to samo.
- Muszę już iść – mruknęłam i popatrzyłam na brata. Chwilę tak staliśmy, ale w końcu podeszłam do niego i po prostu wtuliłam się w jego tors. Na początku był zdziwiony, ale po chwili oddał uścisk i mocno mnie przytulił. – Będę za tobą tęskniła, Dany – powiedziałam cicho, zastanawiając się nad głębszym sensem tych słów.
- Ja za tobą też, młoda – nie widziałam jego twarzy, ale mogłam się założyć, że w tym momencie się uśmiechnął. – Jak będziesz miała jakieś kłopoty, albo problemy, to przychodź. – Pogładził mnie po plecach i puścił.
- Dobrze. Ale ty obiecaj mi, że nie będziesz się w żadne pakował – popatrzyłam na niego spod uniesionych brwi a on pokiwał tylko głową.
- Dam radę. Od jutra chodzę na odwyk. W zasadzie, jestem na odwyku już od jakiegoś czasu, ale będę miał zajęcia z psychologiem, żeby sobie w tym wszystkim poradzić – posłał mi uśmiech. – Nie martw się o mnie, dam sobie radę. – Powiedział to wszystko z taką pewnością siebie, że naprawdę mu uwierzyłam. Nie mam pojęcia, jak będzie z tym wszystkim na dłuższą metę, ale teraz, w tym momencie, widziałam, że jest na tyle silny, żeby sobie z tym wszystkim poradzić.
Ubrałam się i jeszcze raz pożegnałam z bratem.
- Trzymaj się i nie rób nic głupiego, Dany. Jakbyś czegoś potrzebował to daj znać. Jesteśmy w kontakcie – powiedziałam i ostatni raz przytuliłam się do niego, przed wyjściem z domu.
Zamknęłam za sobą drzwi i owinęłam się szczelniej płaszczem. Pozapinałam wszystkie guziki i poprawiłam szalik. Przez wiatr hulający na zewnątrz, było naprawdę zimno. Przeszłam na drugą stronę ulicy i mój wzrok, przykuło duże, czarne auto i postać, która stała oparta o nie. Postać, którą zbyt dobrze znałam. „O nie...”.
Harry stał dalej w tym samym miejscu, oparty o auto, z rękami założonymi na klatce piersiowej. Patrzył na mnie i doskonale wiedział, że ja również go zauważyłam. „Teraz nie ma już odwrotu”.
Podeszłam do niego niepewnie, nawet nie drgnął. Patrzył nadal na mnie i teraz, w oświetleniu latarni mogłam zauważyć po wyrazie jego twarzy, że walczy sam ze sobą. Miał zaciśniętą szczękę i przymknął nieco oczy, kiedy do niego podeszłam.
- Proszę cię Nathalie... nie próbuj wmówić mi teraz, że byłaś coś załatwić, lub że ciocia pozwoliła ci tu przyjść... Po prostu... nie kłam. – Powiedział oschle, a ja poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Coś pękało wewnątrz mnie, kiedy był taki w stosunku do mnie. Taki zimny i bezuczuciowy.
- P-przepraszam – sama nie wiem, czy to był bardziej cichy szept, czy jęk. Zaciskając usta i próbowałam się nie rozpłakać.
- Za co mnie przepraszasz? Za to, że twoja ciocia, ja i inni twoi bliscy próbują cię w jakikolwiek sposób ochronić przez kolejnym skrzywdzeniem przez brata? – spytał i w tym momencie pokazał jakieś emocje. Był skrzywdzony... był skrzywdzony, a to wszystko przeze mnie.
- Za to, że cię okłamałam... – szepnęłam czując jak krople łez spływają po rozgrzanych policzkach. – Przepraszam Harry. On naprawdę się zmienił... – dodałam, choć sama nie wiem, czy dobrze, że to zrobiłam.
- Nath... Może ci się teraz wydawać, że się zmienił. Może faktycznie się trochę zmienił. Ale ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień... owszem. Pod wpływem jakiś bardzo mocno oddziałujących na nich wydarzeń potrafią się zmienić. Zamknąć się w sobie, czy popaść w depresje. – „Tak jak ja...” dodała moja podświadomość. – Ale nigdy nie zmieniają się całkowicie w tak krótkim czasie. Przed nim jest bardzo długa droga, zanim będzie można stwierdzić, że wszystko jest w porządku. Nigdy nie wiesz, kiedy coś się stanie i znów powtórzy się to, co się stało. A my wszyscy, po prostu się o ciebie boimy. – Dodał a łzy lecące po moich policzkach i zapełniające mi oczy, całkowicie zamazały mi wzrok i zaczęłam cicho szlochać pod nosem. – Nie robimy ci tego na złość, tylko po to, żeby uchronić cię przed nim.
Nie zasłużyłam na to. Harry powinien być na mnie zły, wściekły, a on po prostu przytulił mnie i dał mi się wypłakać w ramię. Chyba naprawdę nie doceniałam tego, co mam. Chłopak mógłby być tak urażony, przez to, że go okłamałam, że mógł po prostu mnie odwieźć (albo nawet tego nie robić) i nie odzywać się do mnie przez dłuższy czas. A my po prostu staliśmy przy jego samochodzie, ja wczepiona w jego ciepłe ciało, jakby było ostatnią deską ratunku, a on mocno mnie przytulający i szepczący uspakajające słowa do ucha. Po jakimś czasie stania na zimnie, Harry zaproponował, żebyśmy już wracali. Przytaknęłam, wsiedliśmy do samochodu i chłopak zawiózł mnie do domu.
*
Byłem przez chwilę zły... szczególnie wtedy, kiedy zobaczyłem ją wychodzącą z domu. Właśnie wtedy moje przypuszczenia się potwierdziły i wiedziałem, że pomimo naszych prób oderwania jej od Dany’ego, ona tam poszła. Nie byłem aż tak zły ze względu na to, że mnie okłamała. Bardziej raniła mnie świadomość, że poszła tam sama i mogłoby się jej coś stać. Nie rozumiałem, czemu to zrobiła, ale nie potrafiłem trzymać gdzieś głęboko w sobie urazy do niej, bo kiedy zobaczyłem szczere łzy w jej oczach, miałem ochotę ją przytulić tak mocno, żeby odgonić od jej osoby wszystkie problemy i nigdy nie wypuszczać... Żeby zawsze była bezpieczna.
Ta drobna osóbka skrywała w sobie jakieś tajemnice, o których raczej nikt, albo raczej niewielu wiedziało... nie chciałem jej naciskać, bo wiedziałem, że jak będzie gotowa, to mi o tym powie. Najgorsza jednak była niewiedza. Gdybym wiedział choć trochę więcej, z jej historii, może mógłbym jej bardziej pomóc... Uchronić ją przed przeszłością, która ewidentnie wydawała się ją pochłaniać.
Zaparkowałem samochód przy domu, w którym mieszkała z ciocią i kuzynkami. Zgasiłem silnik i westchnąłem. Żadne z nas się nie ruszyło, a w samochodzie panowała trochę dziwna cisza. Nie była niezręczna... chyba nigdy nie panowała pomiędzy nami jakaś bardziej niezręczna cisza... po prostu oboje próbowaliśmy sobie poukładać w głowie pewne sprawy. Minęła dobra chwila, zanim brunetka się odezwała, odwracając głowę w moją stronę i patrząc na mnie.
- Jeszcze raz przepraszam, Harry. Nie chciałam cię okłamywać... ja po prostu... potrzebowałam się z nim zobaczyć – szepnęła odwracając wzrok i patrząc przed siebie, obserwując to, co działo się na drodze. Biłem się z własnymi myślami i z własnym zdradzieckim ciałem. Rozum mówił co innego, a serce co innego... Jednak to drugie, ma nade mną chyba większą przewagę, bo pochyliłem się i przyciągnąłem ją do pocałunku.
Gdy oderwałem się od jej miękkich warg, oparłem swoje czoło o jej i przymknąłem oczy.
- Kocham cię... Po prostu na następny raz powiedz mi o czymś takim, to coś wymyślimy... Przecież nie będę cię na siłę odciągał od brata. Po prostu się o ciebie martwię, okej? – spytałem szeptem, prosto w jej usta.
- Dobrze... też cię kocham, Harry – dziewczyna uśmiechnęła się i położyła swoją małą dłoń na moim policzku, przyciągając mnie do kolejnego, leniwego pocałunku, który trwał nieco dłużej niż poprzedni. Oderwałem się od niej, patrząc w te piękne, błękitne tęczówki i znów się w nich zatopiłem.
- Leć już, bo Lily i twoja ciocia się o ciebie martwią, a jak tak dalej pójdzie, to nie wypuszczę cię z tego samochodu. – Uśmiechnąłem się rozbawiony i patrzyłem jak dziewczyna otwiera drzwi i wysiada z pojazdu.
- Dobranoc, Hazz...
- Dobranoc. Słodkich snów, aniołku – po raz ostatni posłałem jej uśmiech i dziewczyna zamknęła drzwi, udając się do domu. Gdy byłem pewien, że jest już w środku, odpaliłem silnik i pojechałem do swojego.

*
dwa dni później, przedstawienie

- Idź z Bogiem, starcze; idź, ja tu zostanę.
Pocałunek, Trucizna Cóż to jest? Czara w zaciśniętej dłoni
Mego kochanka? Skąpiec Truciznę więc zażył!
O skąpiec! Wypił wszystko; ani kropli
Nie pozostawił dla mnie! Przytknę usta
Do twych kochanych ust, może tam jeszcze
Znajdzie się jaka odrobina jadu,
Co mię zabije w upojeniu błogim. – wypowiedziałam te słowa, nachylając się nad leżącym Harrym i złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku. - Twe usta ciepłe.
Z sceną rozległ się jednego z aktorów, grającego dowódcę warty: - Gdzie to? Pokaż, chłopcze.
- Idą! Czas kończyć. – wypowiedziałam swoją kwestię i wyciągnęłam sztylet należący do mojego Romea. - Zbawczy puginale! Tu twoje miejsce. – Udałam, że wbijam w swój bok chowający się sztylet. - Tkwij w tym futerale. – Upadłam na ciało Harry’ego i tym oto sposobem, skończyły się nasze role w tym przedstawieniu. Dramatyczna śmierć... o ironio!
Na scenie toczyły się jeszcze rozmowy o naszej śmierci, a na samym końcu odbyło się zjednoczenie naszych rodów. Szkoda, że w tych wszystkich dramatach, żeby zwaśnione rodziny się pogodziły, musieli poumierać inni ludzie...
Kurtyna się zasłoniła na kilkanaście sekund, podczas których zebraliśmy się wszyscy razem z panią Montgomery na scenie i zrobiliśmy wielki ukłon, przed całą salą klaszczących i wiwatujących ludzi. „Na to wygląda, że przedstawienie się udało.”
- Świetna robota! Gratuluję wszystkim występu i każdy z was, zasłużył na podwyższenie oceny o jeden stopień, pod koniec roku – pani Montgomery nie szczędziła nam miłych słów, kiedy weszliśmy za kulisy szkolnego teatru. Była naprawdę szczęśliwa ze względu na to, że całe przedstawianie się udało. Zaczęliśmy zmywać makijaże sceniczne i się przebierać.
- Z tego co widziałam, to na sali było kilku ludzi z branży, co może wam pomóc w przyszłości. Szukają takich młodych talentów, jak wy – zagruchała, chodząc po przebieralniach i pomagając wszystkim się ogarnąć. Harry podszedł do mnie od tyłu i owinął ręce, dookoła mojej talii, kładąc podbródek na ramieniu.
- Jak się ma moja Julia? – cmoknął mnie w policzek i popatrzył przed siebie, w lustro, które stało przed nami.
- Dobrze... jestem zmęczona i muszę się jeszcze wyswobodzić z tego gorsetu i sukienki, ale poza tym jest w porządku – posłałam mu delikatny uśmiech, odpinając kilka wsuwek, które trzymały moje loki w jakimś względnym porządku.
- Jak chcesz, to mogę pomóc ci z tym gorsetem i sukienką... myślę, że razem, pójdzie nam to bardzo sprawnie – mruknął mi do ucha, całując mój obojczyk.
- Harry – jęknęłam, przymykając oczy i śmiejąc się pod nosem. – Tobie po głowie chodzi tylko jedno – pokiwałam głową z niedowierzaniem.
- No dobra... ale tak serio. Jak potrzebujesz pomocy, to zgłaszam się na ochotnika. – Powiedział, po czym momentalnie dodał. – Obiecuję, że nie będę podglądał. Słowo harcerza! – przyłożył rękę do piersi, składając obietnicę. Jego mina przy tym była taka rozbrajająca, że mogłam tylko się z tego śmiać.
- Harry... czy ty w ogóle kiedykolwiek byłeś harcerzem? – spytałam unosząc znacząco brew.
- Nie... – westchnął dramatycznie. – No ale wiesz... tak się mówi. – Mrugnął do mnie oczkiem, znów się we mnie wtulając.
- Okej, chodź mi pomóc. Ale tylko pomóc! Rozwiążesz mi gorset i to tyle – pokazałam mu język i poszliśmy do jednej z garderób.
Odgarnęłam włosy na bok i chłopak zaczął rozpinać mi sukienkę. Gdy jego palce przejeżdżały po moim odsłoniętym karku i łopatkach, przechodziły mnie dreszcze. Ściągnęłam sukienkę i ponownie odwróciłam się tyłem do Harry’ego. Brunet przez chwilę po prostu mi się przyglądał, ale w końcu zaczął rozwiązywać i rozpinać gorset. Przytrzymałam go przy piersiach, żeby nie spadł. Gdy Harry skończył przejechał dłonią po moich nagich plecach, a w moim ciele wszystkie zmysły, szczególnie unerwienie mojej wrażliwej skóry, zaczęło wysyłać wiele przyjemnych dreszczy.
- Harry – szepnęłam przymykając oczy i próbując oprzeć się dziwnemu uczuciu.
- Masz taką piękną i delikatną skórę... - szepnął tak cicho, że ledwo udało mi się to usłyszeć.
- Wcale nie... jest na niej wiele blizn – powiedziałam, zanim w jakikolwiek sposób zastanowiłam się nad tym co mówię. Odwróciłam się w stronę Harry’ego który z ciekawością mi się przyglądał i wolną ręką przejechałam po jego policzku i zbliżyłam się do niego, żeby złożyć na jego ustach krótki pocałunek. – Idź już – szepnęłam odklejając się od jego malinowych warg. Chłopak przyjrzał się jeszcze raz moim oczom i posłusznie wyszedł z garderoby, zostawiając mnie samą. „Mało brakowało...”

Uhuhu... widzicie, jacy jesteście motywujący? ;)
Od razu uprzedzam, że szczerze wątpie w to, że uda mi się kolejny rozdział tak szybko napisać, ale zrobię co w mojej mocy, bo przez moją chorobę, już wczoraj zaczęły się moje ferie. (I m.in. dlatego ten rozdział udało mi się wstawić już dzisiaj)
Nie pozostaje mi nic innego, jak Wam podziękować i życzyć udanego weekendu! Xx. <3

6 komentarzy:

  1. Ah Nathalie chciała do brata pójść. Z jednej strony rozumiem ją, że chciała się z nim zobaczyć to w końcu jej rodzina.. Ale to jak się w stosunku do niej zachowywał i jak ją traktował.. straszne :x
    Harry jest cudownym chłopakiem. To urocze jak się zachowuje w stosunku do Nathalie widać, że mu na niej zależy. Miłość kwitnie *__*
    I przedstawienie ---> rewelacja ! ahh :>

    Ja również zaczęłam dwa tygodnie słodkiego lenistwa, życzę Ci udanych ferii :>
    Pozdrawiam xx
    @blue_eyes_9

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłość wszystko wybaczy ;)
      Taaak... zgadzam się. Też bym iedyś chciała mieć takiego :D
      Cieszę się, że Ci się podobało :)
      A co do ferii, to nawet nie wiesz, jak na nie czekałam i mam nadzieję, że choroba w końcu mnie opuści i będę mogła w spokoju pospotykać się ze znajomymi i popisać, bez tego cholernego bólu głowy.. ehh...
      Tobe również udanych! :)
      Całusy! Xx. <3

      Usuń
  2. Spodobało mi się wypisywanie wszystkiego co myślę w punktach, więc tym razem też tak będzie. Zatem...

    1. Szczerze to też jestem trochę zła na Nathalie za to, że pojechała tak szybko do brata, zwłaszcza po tym co jej zrobił. Ale kto wie... może gdybym ja była w takiej sytuacji to też bym tak zrobiła?

    2. Przedstawienie! Pocałunek! <3

    3. Harry nie będzie podglądał i będzie grzeczny? Sorry, ale to chyba w żadnym opowiadaniu nie jest możliwe jeżeli chodzi o niego ;p

    4. Ja też chcę takiego kochanego chłopaka :(

    Kocham i z niecierpliwością czekam na następny!
    Xx.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bym tak najprawdopodobniej zrobiła... szczególnie, gdyby brat był jedyną osobą, z którą mogłabym pogadać o niektórych rzeczach.
      A co, nie był grzeczny? ;p przecież jak Nathalie go poprosiła, to grzecznie wyszedł i zostawił ją samą... wcale nie podglądał ;p
      No to jest nas dwie... :( Jak widać tacy to tylko w fanfiction :(

      Kocham! Xx. <3

      Usuń
  3. A więc ten sms... No cóż... Wyszedł Ci ten rozdział tak dobrze, że dosłownie szczęka mi opadła. Przygotuj się, że ten komentarz będzie naprawdę krótki ponieważ brak mi słów. Jeju... Ty naprawdę masz PRAWDZIWY TALENT. Czytam sobie i myślę ,, Dobra jest 24.30. Muszę kończyć to czytanie...'' Mija trochę czasu ,, O kurcze... 1.30?!'' Naprawdę ciężko się oderwać.
    Pozdrawiam. Xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażasz sobie, jak miło mi jest słyszeć takie słowa i jak bardzo się cieszę ze względu na to, że rozdział się Wam spodobał :)
      Z tym prawdziwym talentem, to bym nie przesadzała, bo znam mnóstwo innych ludzi, którzy faktycznie mają prawdziwy talent, a ja przy nich jestem jak ziemia w porównaniu do słońca ;) Po prostu robię to co lubię i może nie wychodzi mi to jakoś najlepiej, ale ważne, że Wam się podoba :)
      Pozdrawiam cieplutko! xx.

      Usuń