wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 14

Siedzieliśmy z Harrym na kocu i jedliśmy przygotowane dania. Wszystko było przepyszne i pięknie przygotowane.
- Sam to przyrządziłeś? – spytałam rozkoszując się smakiem dania.
- Nie.
- Eee.. myślałam, że te cuda na talerzu to Ty zrobiłeś. To powiedz, kto ma taki talent kulinarny?
- To robiła dziewczyna mojego przyjaciela, ale ja też świetnie gotuję! – powiedział oburzony.
- No nie wiem.. – droczyłam się z nim.
- Udowodnię Ci to! Na następny raz, jak tylko do mnie przyjdziesz to ugotuję Ci coś i zobaczymy kto lepiej gotuje! – powiedział pewny siebie.
- Dobrze, zobaczymy – uśmiechnęłam się do niego i dokończyłam swoje danie.
Po skończonym jedzeniu zrobiliśmy sobie sjestę i leżeliśmy na słońcu, rozkoszując się jego ciepłymi promieniami muskającymi naszą skórę. Lekki powiewający wietrzyk roznosił po okolicy zapach kwiatów. Harry leżał oparty na łokciu, przyglądał mi się z uśmiechem i bawił moimi włosami owijając je na palec.
- Wiesz, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką znam? – powiedział nadal wpatrując się w moją twarz.
- Nie jestem, wierz mi, że są ładniejsze ode mnie. Ale dziękuję.
- Jesteś i się ze mną nie kłóć, bo jestem uparty! – powiedział poważnym głosem.
- Dobrze mój Romeo – zaśmiałam się.
- Właśnie! – krzyknął chłopak, jakby właśnie mu coś zaświtało w głowie – Dziś była próba. Dostałem od pani Montgomery twoje kwestie do przećwiczenia i obiecałem jej, że Ci pomogę. – powiedział wstając – Zaraz przyjdę.
Podniosłam się na rękach i popatrzyłam na oddalającego się chłopaka. Zszedł dróżką, którą najprawdopodobniej mnie tu przyprowadził  i zniknął mi z pola widzenia. Po chwili szedł znów w moją stronę z jakąś teczką w ręce. Usiadł obok mnie i wyciągnął z teczki kilka spiętych kartek. Podał mi je, a ja zaczęłam je uważnie przeglądać „Dużo tego...”
- To od czego zaczynamy? – spytałam podnosząc wzrok na Harrego.
- Jak dla mnie, to możemy od sceny pocałunku – wyszczerzył się chłopak a ja prychnęłam.
- Tą scenę przerobimy, jak dobrze się spiszesz w roli nauczyciela – wystawiłam język.
Chyba przez dwie godziny ćwiczyliśmy swoje kwestie. Słońce powoli zaczęło zmierzać ku zachodowi. Na niebie powstała fioletowo-niebiesko-różowa poświata. Wszystko wyglądało magicznie, szczególnie z widokiem który rozciągał się przed nami.
- Dobra, chyba koniec na dziś, bo padam... – jęknęłam wstając z koca.
- Zgadzam się, jutro poćwiczymy jeszcze raz. Ale myślę, że pani Montgomery będzie z nas dumna. Przerobiliśmy już większość i nawet nieźle nam to wychodzi – powiedział chłopak idąc za mną. Stanęłam na skraju wzgórza i obserwowałam widok rozciągający się przed nami. Po chwili poczułam ciepłe dłonie na talii i ciało chłopaka, przylegające do moich pleców.
- Piękny ten widok – skomentował.
- Tak...  Zawsze miałam takie głupie marzenie, żeby oglądać zachód słońca z wieży Eifla – westchnęłam głęboko.
- Wcale nie jest głupie! Zobaczysz, kiedyś Cię tam zabiorę – powiedział chłopak uśmiechając się szeroko.
- A Ty? Masz jakieś marzenia? – obróciłam się do niego.
- Właśnie jedno z nich się spełnia – chłopak przytulił mnie mocno – Obiecaj mi, że nigdy nie zwątpisz w to, że Cię kocham. Nieważne co by się stało, to Ty jesteś tą jedyną i najważniejszą. – powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Obiecuję. A Ty, obiecaj mi, że nigdy mnie nie zranisz – poprosiłam.
- Obiecuję, aniołku – powiedział od razu i połączył nasze usta w delikatnym pocałunku.

Następnego dnia. Dom Harrego.

Wczoraj siedzieliśmy z Nathalie do późnej nocy. Strasznie dużo rozmawialiśmy, ale gdy dziewczyna praktycznie zaczęła zasypiać mi w ramionach, postanowiłem, że najwyższy czas odwieźć ją do domu. Śpiącą brunetkę zaniosłem do jej sypialni i położyłem spać, po czym wypiłem z Lily herbatę i opowiedziałem jej co nieco, bo była bardzo ciekawa czy się udało. Potem pojechałem do domu i po dniu pełnym wrażeń, praktycznie od razu udałem się w objęcia Morfeusza.
Gdy rano się obudziłem, byłem bardzo wypoczęty i pełen życia „Ciekawe przez co? Albo bardziej przez kogo?” . Poszedłem pod szybki prysznic. Letnia woda, lejąca się na moje ciało niesamowicie odprężała. Gdy wyszedłem z łazienki chwyciłem komórkę i napisałem sms’a do Nathalie :
„Dzień dobry! Jak się miewa mój aniołek? xx.”
Przez to, że była taka drobna, piękna i obdarzona anielskim głosem, przypominała mi takiego małego, niewinnego, nieśmiałego aniołka. Moja komórka głośno zawibrowała.
„Bardzo dobrze. Dawno się tak nie wyspałam! Dziękuję za wczoraj xx.”
„Nie ma za co. Przyjadę po Ciebie za pół godziny. Tęsknie!”
„OK. Ja też. Kocham Cię!” – na tą wiadomość na moich ustach pojawił się wielki uśmiech.
„Ja Ciebie też!” – odpisałem szybko i zszedłem na dół na śniadanie. W kuchni siedziała Janette z kubkiem kawy i dzisiejszą gazetą. Widocznie zauważyła, że przyszedłem, bo podniosła wzrok i z uśmiechem na ustach się przywitała – Witam, witam... Jak tam wczorajsza randka? Udało się? – spytała nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Tak, było cudownie. – uśmiechnąłem się do niej. Podszedłem do blatu i nalałem sobie kawy do kubka. Usiadłem przy wyspie kuchennej i sączyłem napój z kubka. Zjadłem kilka kanapek, które leżały zrobione przez Janette na talerzu i poszedłem do pokoju się spakować.
Gotowy do szkoły, wyszedłem i pojechałem po Nathalie. Jejku... jak to cudownie brzmi „moją dziewczynę”! Ciągle nie mogło do mnie dojść, że ona faktycznie się zgodziła i jesteśmy razem. Zaparkowałem na jej podjeździe i wyszedłem z samochodu. Stałem oparty o maskę i czekałem na brunetkę. Po chwili drzwi się otworzyły i wyszła z nich ubrana w beżowy, rozciągnięty sweter i czarne obcisłe spodnie, które idealnie podkreślały jej zgrabne nogi. „Kurde... one są aż za obcisłe...” Nawet z tym rozciągniętym swetrem wyglądała mega seksownie „Jak zawsze...”. Podeszła do mnie uśmiechnięta i przywitała się ze mną delikatnym pocałunkiem. Jej pociągający wygląd przyprawiał mnie o ciarki i gdybym tylko mógł, to rzucił bym się na nią jak jakieś wygłodniałe zwierze. „Czy Ty nie masz zawsze tej ochoty gdy ją widzisz?” Taak... jak zawsze w najlepszym momencie pocieszające drugie ja.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do szkoły. Niestety, lekcja francuskiego była jako ostatnia a po niej była próba, więc przez kilka godzin nie widziałem się z Nath.
Po lekcjach i po próbie, pojechałem do domu. Nathalie została jeszcze w szkole na jakiś dodatkowych zajęciach. Zrobiłem sobie i Janette obiad, posprzątałem, odrobiłem zadania. Postanowiłem, że pojadę po Nathalie do szkoły, ale ona kończy dopiero za godzinę, więc mam jeszcze czas. Usiadłem wygodnie przed telewizorem i zacząłem oglądać jakiś lecący już film. Nagle mój telefon zaczął głośno dzwonić. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałem połączenie i w słuchawce rozległ się głos mojego najlepszego przyjaciela.
- Siema Hazz! Jak tam, udało się? – spytał a ja mogłem się założyć, że jego cwaniacki uśmiech zalega na jego twarzy w tym momencie.
- Nawet nie wiesz jak – uśmiechnąłem się na samą myśl wczorajszego dnia.
- To kiedy poznam twoją dziewczynę – zaakcentował specjalnie ostatnie słowo.
- Nie wiem. Porozmawiam z nią... może w weekend przyjdziecie do nas z Els? – zaproponowałem.
- Hmm.. weekend – na chwilę się zamyślił – pasuje! Będziemy na pewno!
- Okej, to do zobaczenia w weekend.
- Pa młody! – powiedział i w telefonie dało się słyszeć dźwięk skończonego połączenia.
No to mamy już plany na weekend. „Trzeba pogadać z Nathalie...”.
Pół godziny później byłem już w drodze do szkoły. Zaparkowałem samochód na parkingu, i upewniając się że go zamknąłem poszedłem w stronę szkoły. Stanąłem przy wejściu i chodząc w kółko czekałem na dziewczynę. Po chwili drzwi się otworzyły i wyszła z nich zamyślona Nathalie z słuchawkami w uszach. W ogóle mnie nie zauważyła bo bez słowa poszła w drugą stronę nie patrząc na mnie. Podbiegłem cicho, złapałem ją w talii, obróciłem w moją stronę i wpiłem się w jej usta. Najpierw nie wiedziała o co chodzi i była strasznie zaskoczona a potem popatrzyła na mnie i dźgnęła mnie w brzuch.
- Harry! Ciebie do reszty już porąbało! Wiesz jak mnie wystraszyłeś? – spytała oburzona.
- Też Cię kocham – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Co Ty tu robisz? – spytała wpatrując się we mnie.
- Hmm... chyba przyjechałem po moją dziewczynę... – zacząłem udawać że się zastanawiam.
- O.. Jaki Ty miły!
- Przepraszam Cię bardzo.. czy ja kiedykolwiek byłem niemiły? – prychnąłem.
- No nie wiem, nie wiem...
- Dobra, miły czy nie, wskakuj do samochodu – otwarłem drzwi od strony pasażera i gdy Nath weszła do środka, zamknąłem je i w podskokach obszedłem samochód.
„Czas na rozmowę”  stwierdziłem i zastanawiałem się jak zacząć.
- Nathalie...
- Mhm? – spytała podnosząc swój wzrok na moją osobę.
- Kojarzysz może Louisa? Mojego przyjaciela?
- No tak... – dziewczyna się zastanowiła – To ten o którym mi opowiadałeś? – na jej twarzy zagościł promienny uśmiech.
- Tak – uśmiechnąłem się w odpowiedzi i skupiłem swoją koncentrację na drodze.
- Louis i jego dziewczyna Eleanor przyjadą do nas w ten weekend. Co Ty na to?
- Myślę, że to bardzo dobry pomysł – z jej twarzy nie schodził ten piękny uśmiech, który dodawał jej tyle uroku. Resztę drogi spędziliśmy w niczym krępującej ciszy słuchając jedynie brzęczącego gdzieś z tyłu, cicho włączonego radia. Cieszyłem się na myśl, że w końcu poznam ze sobą najważniejszą osobę w moim życiu z moim najlepszym przyjacielem.
Zaparkowałem na podjeździe pod domem Lily, w którym mieszkała teraz Nathalie i wysiadłem razem z dziewczyną. Przywitałem się z czarnowłosą, która siedziała w salonie i oglądała z małą Maddie telewizor.
- Ceść Hally – wysepleniła mała.
- Cześć. Jak tam Maddie? – uśmiechnąłem się do dziewczynki.
- A dobze – mała zeszła z kolan siostry i podeszła do mnie – Pobawis się ze mną? – spytała przytulając do siebie pluszowego misia w kokardką w kropki.
- Maddie, nie przeszkadzaj Harremu – powiedziała Lily zwracając się do dziecka.
- Nie... nie ma problemu – posłałem jej szczery uśmiech – jeżeli tylko Nathalie nie będzie miała nic przeciwko, to z wielką chęcią się z Tobą pobawię – powiedziałem do blondyneczki kucając, żeby znaleźć się na jej wysokości. Oczy dziecka momentalnie się zaświeciły a na jej twarzy zagościł ogromny uśmiech. Uradowana pobiegła do kuchni, gdzie aktualnie znajdowała się moja dziewczyna. Poszedłem za nią i patrzyłem się na jej poczynania. Nathalie stała przy blacie kuchennym i robiła nam herbatę. Oparłem się o framugę i z uśmiechem na ustach obserwowałem małą dziewczynkę.
Podbiegła do Nathalie i pociągnęła ją za nogawkę od spodni. Brunetka się odwróciła do dziecka i kucnęła – Co się stało maluchu? – spytała.
- Cy Hally może pobawić się ze mną? – spytała mocniej przytulając pluszaka. Wzrok Nathalie powędrował na mnie. Pokiwałem twierdząco głową i posłałem jej uśmiech.
- Jasne, że tak – Nathalie zwróciła się do małej. Dziewczynka pisnęła uradowana i pobiegła do mnie.
- Chodź – powiedziała ciągnąc mnie za rękaw na górę. Weszliśmy po schodach i dziewczynka zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Pomieszczenie nie było jakoś bardzo duże. Ściany pomalowane na fioletowy, łóżko w rogu sypialni, mały stolik z krzesełkami, kilka szafek i wielka skrzynia, z jak się potem okazało zabawkami. Dziewczynka wyciągnęła z niej przeróżne zabawki. Począwszy od lalek Barbie po smoki, kucyki Pony, wróżki, wiedźmy, pluszowe misie i różowy, rozkładany zamek. Co by nie powiedzieć asortyment był w wystarczającej ilości do zabawy i było w czym przebierać. Maddie wybrała księżniczkę z lalek Barbie a mnie wręczyła złą wiedźmę. Zaczęliśmy się bawić, po czym przyszła do nas Nathalie z herbatą. Postawiła tackę na stoliczku i zaczęła się z nami bawić, bo blondynka stwierdziła, że brakuje złej wiedźmie, złego smoka do pary.
Bawiliśmy się tak, nie zauważając ile już czasu minęło. Było przed godziną 20 a Maddie zaczęła powoli ziewać i zasypiać. Wziąłem ją na delikatnie na ręce, żeby jej nie rozbudzić i położyłem do łóżeczka. Pomogłem Nathalie przebrać dziecko i całując w czółko i życząc dobrej nocy wyszedłem z pomieszczenia, gasząc po sobie światło.
Udałem się do pokoju Nathalie. Dziewczyna właśnie brała prysznic, więc postanowiłem na nią poczekać i położyłem się w jej łóżku. Chwile potem wyszła ubrana w pidżamkę, składającą się z krótkich materiałowych szortów, odsłaniających jej zgrabne nogi i trochę pośladki i bluzeczki na ramiączkach z dużym dekoltem i wstążeczką pośrodku „Kurwa, przeklęta wstążeczka!” Mogę przysiąc, że na jej widok zrobiło mi się równie gorąco, co rano, gdy zobaczyłem ją w tych nieprzyzwoicie obcisłych rurkach. Modliłem się, żeby krew, która się we mnie gotowała na ten widok, nie spłynęła za nisko.
Dziewczyna rozczesała swoje długie, brązowe włosy po czym ułożyła się przy mnie wtulając się w moją klatkę piersiową.
- Zostajesz? – szepnęła zaspanym głosem.
- Jeśli nie będzie problemu...
- Jasne, że nie – uśmiechnęła się delikatnie – Dobranoc – szepnęła cicho i położywszy głowę na moim torsie zamknęła oczy.
- Pa skarbie. Kolorowych snów – pocałowałem ją w czoło i chwilę później udałem się w objęcia Morfeusza.

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 13

Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo pozytywnie. Pierwszą dobrą rzeczą w nim, była dzisiejsza próba, która miała odbyć się po lekcjach. Drugą było wyjście Nathalie ze szpitala. Umówiłem się z Lily, że przyjadę po Nath samochodem o 15.00.
Dzięki naszej kawie i rozmowie z Lily, dowiedziałem się czegoś, co pomogło mi w pewien sposób. Teraz nie miałem już wątpliwości i mogłem zacząć działać.
Poranek był dość szary i nieprzyjemny, ale niedługo potem na niebie, chmury zaczęły ustępować ładnemu słońcu. Mimo tego, że była jesień, temperatura powietrza przekraczała 20 stopni Celsjusza. „Chyba niebiosa mi sprzyjają...”
Zjadłem przygotowane przez Janette śniadanie, napisałem sms’a do Louisa i pojechałem do szkoły. Szczerze, to zupełnie nie miałem ochoty siedzieć tam, wiedząc, że Londyn dziś zaoferował nam tak wspaniałą pogodę i że mógłbym robić teraz dziesięć innych, ciekawszych rzeczy. Jednak co począć, jeżeli po lekcjach była próba musicalu, na którym tak mi zależało...
W szkole panowało ogólne ‘podniecenie’ spektaklem i wszystkim związanym z nim. Co roku był organizowany jakiś i przychodziła na niego cała szkoła. Było to jedno z największych i najliczniejszych (poza świętem szkoły) wydarzeń, dlatego wszystkim zależało na tym, żeby dostać się do musicalu i zaprezentować swoje zdolności. W końcu, jeżeli prawie zawsze nauczyciele podwyższali ocenę z muzyki i teatru o jeden stopień wyżej, jeżeli faktycznie dobrze się grało, to czyż nie była to kusząca propozycja?
Po lekcjach wszyscy ‘zatrudnieni’ w przygotowaniach do występu zebrali się w sali teatralnej, z ogromną sceną pośrodku. Niedługo po nas przybyła pani Montgomery. Używając mikrofonu uciszyła wszystkich zebranych i na sali zapanowała idealna cisza.
- Witam wszystkich. Skoro jesteśmy wszyscy, najpierw sprawy organizacyjne i potem zostaną tylko aktorzy a reszta będzie mogła pójść do domu. Weźcie sobie krzesła i usiądźcie. Najlepiej gdyby niektórzy zapisywali cały plan na jakiś kartkach. – powiedziała, po czym wszyscy wzięli krzesła, ustawili niedaleko sceny, na której stała nauczycielka, i usiedli.
Pani Montgomery tłumaczyła wszystkie sprawy organizacyjne, powyznaczała osoby do poszczególnych rzeczy i pozwoliła im iść. Zostaliśmy tylko my-aktorzy i ona.
- Pozwolę sobie sprawdzić waszą obecność, a zaraz przyjdzie pani Shield i zaczniemy. Harry Styles?
- Obecny – powiedziałem, na co nauczycielka popatrzyła chwilę w moją stronę i przelotnie się uśmiechnęła.
- Nathalie Gold? – kobieta zaczęła rozglądać się po zebranych.
- Nathalie dziś nie ma pani profesor. – szybko powiedziałem.
- To niedobrze. Dziś będę rozdawać kartki z tekstami, które będziemy ćwiczyć. Panna Gold musiałaby nadrobić. Nie wiem, czy nie lepiej zmienić główną aktorkę – westchnęła nauczycielka zapisując coś na swojej liście. Wystraszyłem się, że przez tą nieobecność brunetki, nauczycielka wykluczy ją z przedstawienia.
- Jeżeli to nie problem, to mogę wziąć kartkę dla Nathalie, przekazać jej i poćwiczyć z nią – zaproponowałem. Nauczycielka przez chwilę się zastanawiała, ale w końcu zgodziła się na mój pomysł i kontynuowała sprawdzanie obecności. Po tym, gdy przyszła pani Shield, zaczęliśmy ćwiczyć na scenie, razem z tekstem. Nauczycielka czytała kwestie Nath.
Kiedy próba się skończyła, nauczycielka poprosiła mnie na chwilę do siebie.
- Tutaj masz kartki z kwestiami Nathalie. Jesteś pewien, że sobie poradzicie? – spytała podając mi zadrukowane strony.
- Myślę że tak – posłałem jej uśmiech i schowałem kartki do zielonej teczki.
- Dobrze, w takim razie powodzenia.
- Dziękuję, do widzenia! – krzyknąłem obracając się i idąc w kierunku wyjścia.
- Do widzenia Harry – powiedziała pani Montgomery na odchodne.

Po wyjściu ze szkoły pojechałem prosto do szpitala. Przychodząc do dziewczyny, zobaczyłem, że przed jej salą stoi uśmiechnięta Lily.
- Cześć – przywitałem się z czarnowłosą.
- Hej Hazza! – przywitała się podekscytowana – Jak tam nasze plany? Wszystko załatwione? – spytała.
- Tak, Louis obiecał mi pomóc i załatwić to. Czekam na sms’a od niego – uśmiechnąłem się szczerze do dziewczyny.

Retrospekcja.

- Chodź Harry, musimy porozmawiać – powiedziała czarnowłosa.
- Jasne – rzuciłem krótko i jak najciszej potrafiłem, wstałem z fotela. Zerkając przelotnie na śpiącą Nathalie wyszedłem z pomieszczenia „Boże, jak ona pięknie i niewinnie wygląda jak śpi...”. Poszedłem za dziewczyną i już po chwili znajdowaliśmy się w szpitalnym bufecie. Jak na dżentelmena przystało poszedłem kupić nam kawę. Miła pani przy okienku powiedziała, że zaraz nam ją doniesie. Wróciłem do stolika, przy którym siedziała Lily. Usiadłem naprzeciwko niej i postanowiłem zacząć rozmowę.
- O czym chciałaś porozmawiać? – spytałem czarnowłosej.
- O Nathalie – powiedziała bez wahania dziewczyna, po czym dodała – Byłam dziś z moją mamą pozałatwiać kilka spraw. Rozmawiałyśmy o tym co się stało i powiedziała mi, że Nathalie najprawdopodobniej weźmiemy ze sobą i zabierzemy z Londynu. Pomyślałam, że chciałbyś o tym wiedzieć. W końcu widzę co się tu dzieje – uśmiechnęła się. Kelnerka przyszła z dwoma białymi filiżankami, wypełnionymi po brzegi aromatycznym płynem. Gdy zapach napoju doszedł do moich nozdrzy, mój mózg wysłał do mojej podświadomości wiadomość o tym jak jestem zmęczony i jak potrzebuję tej dawki kofeiny. Chwyciłem za filiżankę i zamoczyłem usta w gorącym napoju. Rozkoszowałem się jego smakiem, rozchodzącym się w moich ustach.
Wiedziałem, że reakcja Nath na tą wiadomość, nie będzie zachwycająca. Dziewczyna marzyła o ukończeniu tej szkoły, a przeprowadzka do rodziny jej to uniemożliwi. Nie będzie mogła spełnić swoich marzeń, a co najważniejsze, nie będę się już z nią widywał. Nie mogłem na to pozwolić!
- Ile jeszcze zostajecie w Londynie? – spytałem patrząc na czarnowłosą.
- Na szczęście, mama jest tu również w interesach, i my z Maddie  wyjeżdżamy pod koniec tygodnia a ona dopiero za miesiąc, więc w gruncie rzeczy Nath może mieszkać przez ten miesiąc z nią. Ale to nie zmienia sprawy, że w końcu wyjedzie, zostawi szkołę, życie w Londynie i przede wszystkim Ciebie  – westchnęła dziewczyna.
„Styles... burza mózgów. Co można zrobić, żeby ją tu zatrzymać?” Zacząłem się zastanawiać. Szczerze, to przez to co powiedziała Lily, zdecydowałem, że muszę porozmawiać porządnie z Nath i powiedzieć jej w końcu co do niej czuję. Za dużo ryzykowałbym zwlekając z tą rozmową.
- Lily... zrobiłabyś coś dla mnie? – spytałem po chwili namyśleń dziewczynę.
- Jasne, o co chodzi?
- Przygotuję jutro dla Nathalie pewną niespodziankę. – zacząłem, po czym opowiedziałem dziewczynie cały mój plan. Lily zgodziła się mi pomóc, teraz trzeba będzie tylko zadzwonić do Louisa i poprosić go o pomoc w przygotowaniu...


- Dobra, kilka rzeczy, które miała w szpitalu spakowałam i zawiozę jej do mieszkania. Przywiozłam jej coś ładnego do ubrania – wyszczerzyła się – na co czekasz? Idź do niej! – poganiała mnie nadal podekscytowana czarnowłosa. Gdy otwierałem drzwi prowadzące do sali, w której leżała Nath, poczułem kopnięcie w tyłek. Gwałtownie się odwróciłem i spojrzałem na wyszczerzoną Lily – No co! Na szczęście! – wystawiła język a ja tylko pokręciłem głową i wszedłem do sali Nathalie. Dziewczyna siedziała na łóżku tyłem do mnie. Obserwowała to, co się dzieje za oknem i chyba nawet nie usłyszała jak wszedłem do pomieszczenia. Cicho do niej podszedłem i obejmując ją w pasie od tyłu i nachylając do jej ucha szepnąłem – Cześć mała – Dziewczyna pod wpływem mojego dotyku i głosu podskoczyła wystraszona w miejscu. Obróciła się z przerażoną miną i gdy mnie zobaczyła na jej ustach pojawił się uśmiech. – Cześć Harry – powiedziała uśmiechnięta. Była lekko umalowana, tak żeby zakryć kilka siniaków na jej twarzy. Nie dziwię się, na jej miejscu też nie chciałbym, żeby ludzie oglądali mnie w takim stanie. – Czy ty zawsze musisz mnie straszyć? A poza tym nie jestem mała – powiedziała oburzona i dźgnęła mnie w brzuch.
- Hmm... tak – powiedziałem uciekając przed kolejnym ‘ciosem’ wymierzonym w mój brzuch. – Jesteś mała i zawsze dla mnie będziesz – uśmiechnąłem się.
- A tak właściwie, to co Ty tutaj robisz?
- Porywam Cię!
- Gdzie? Po co? – spytała zdezorientowana brunetka.
- Tajemnica i niespodzianka – wystawiłem język – wstań. – Dziewczyna chwilę na mnie patrzyła, najprawdopodobniej próbując rozgryźć co się tu dzieje, w końcu poddała się i wstała. Ubrana była w ładną sukienkę przed kolano, białą w granatowe kwiaty, na kształt lilii u dołu sukienki. Na nogach miała w brązowe sandałki a jej brązowe włosy, były fikuśnie upięte w artystycznym nieładzie, zostawiając kilka ‘wolnych’. Wyglądała ślicznie. Podszedłem do niej od tyłu i zawiązałem jej na oczach chustkę.
- Czy to – powiedziała wskazując na apaszkę – jest konieczne?
- Tak. Jak już powiedziałem... to niespodzianka i ma być do samego końca niespodzianką.
- To jak ja zejdę na dół? – spytała zmartwiona brunetka.
- Tym sobie głowy nie zaprzątaj – powiedziałem i wziąłem ją na ręce. Nathalie cicho pisnęła zaskoczona i zawinęła swoje ręce dookoła mojej szyi kurczowo się jej trzymając.
- Jesteś walnięty! – westchnęła.
- Mam to rozumieć, jako komplement? – wyszczerzyłem się wychodząc z sali i idąc długim, szpitalnym korytarzem.
- Rozum to jak chcesz. Ja tylko stwierdzam fakty – zaśmiała się dziewczyna. Zeszliśmy na dół i skierowałem się na parking. Z niesieniem Nathalie nie było najmniejszego problemu. Była zaskakująco lekka. Prawie w ogóle nie czułem tego maleństwa spoczywającego w moich ramionach. Doszedłem do mojego samochodu i otwierając drzwi od strony pasażera posadziłem dziewczynę na jej miejscu i zapiąłem jej pas.
- Czuję się jak jakieś dziecko – zaśmiała się swoim ślicznym głosem. Idąc od strony drzwi kierowcy i siadając za kółkiem, sprawdziłem szybko pocztę. „1 sms od Louis”. Otwarłem wiadomość i przeczytałem szybko jej treść:
“Wszystko jest gotowe. Możecie przyjeżdżać. Lou x.”
„Dzięki, właśnie wyjeżdżamy ze szpitala xx.” – wklepałem szybko w klawiaturę dotykowego ekranu i wysłałem Louisowi wiadomość. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy w drogę. Do celu mieliśmy około pół godziny drogi. Włączyłem cicho radio, które cicho pomrukiwało w tle podczas, gdy my z Nath rozmawialiśmy.
- Czy mogę wiedzieć gdzie jedziemy? – spytała brunetka.
- Nie! mówiłem Ci, że to niespodzianka niecierpliwcu – zaśmiałem się.
- okejjjj... – jęknęłam dziewczyna – będę CIERPLIWA i poczekam – westchnęła. W radiu zaczęła lecieć jakaś piosenka a Nathalie zaczęła ją śpiewać. Nie podgłaśniałem piosenki, ponieważ teraz mogłem rozkoszować się jej czystym, pięknym głosem.
- Pięknie śpiewasz – powiedziałem jej, jak piosenka się skończyła, a ona przestała śpiewać.
- Dziękuję – szepnęła a ja mogłem się założyć, że jej policzki lekko się zarumieniły. Zaśmiałem się na ten widok pod nosem i wróciłem do obserwowania drogi przed nami. „Jak tak będziesz na nią patrzył, to zaraz wylądujecie w rowie!” Odezwało się jak zawsze pocieszające drugie Ja.


Siedziałam z Harrym w samochodzie i gdzieś jechaliśmy. Tylko gdzie? Nie miałam pojęcia. Harry tak jak mnie porwał ze szpitala, tak nie powiedział ani słowa co do tego gdzie i w jakim celu jedziemy. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o tym. Jedyne co wiedziałam to że to niespodzianka. Mimo wszystko, czułam się świetnie w jego towarzystwie. Przede wszystkim nie myślałam już o Danym...
W końcu samochód zatrzymał się, a Harry poprosił mnie, żebym chwilę poczekała. W środku skręcało mnie z ciekawości gdzie jesteśmy i co tu robimy. Ta ‘chwila’ zaczęła się trochę dłużyć, ale doczekałam się i już chwilę później Harry prowadził mnie ostrożnie z jeszcze zawiązaną chustką na oczach.
- Uwaga będziemy wchodzić kawałek pod górkę i tu są kamyki. Uważaj. – poinstruował mnie chłopak i szedł tuż obok mnie, będąc w pogotowiu. Faktycznie. Podłoże po którym szliśmy było twarde i było tak trochę kamieni. Nagle coś zatrzymało moją nogę i straciłam grunt pod nogami. Zaczęłam lecieć w przód i byłam już przygotowana do upadku, gdy mocne, silne, ciepłe dłonie chłopaka złapały mnie w talii, skutecznie ratując przed upadkiem. Harry stał tak chwilę ze mną w ramionach po czym postawił mnie stabilnie na nogach i mogliśmy iść dalej. Tym razem jednak nie szłam w jego asyście, tylko trzymał rękę w moim pasie. „Stwierdził pewnie, że lepiej Cię trzymać, a nie zbierać zaraz z ziemi”.  Po kilku krokach przeszliśmy na inne podłoże. Musiała to być trawa, ponieważ czułam, że jest miększe od dróżki i łaskotało mnie w stopy. Gdy nie mogłam polegać na swoim wzroku postarałam się wyostrzyć inne moje zmysły. Dookoła unosił się zapach kwiatów a dobrze słyszalne były świergoty ptaków.
Nagle stanęliśmy i Harry odwiązał mi chustkę z oczu. To co było przede mną zaparło mi dech w piersiach. Byliśmy na wzgórzu. Pośrodku rosło piękne drzewo a pod nim rozłożony był koc, mały stoliczek, kwiaty w wazonie, przygotowane świeczki, jedzenie i picie. Przed wzgórzem rozciągała się piękna panorama. Widok normalnie jak z bajki. Poczułam się jak księżniczka zaproszona na randkę przez swojego księcia „Jeszcze tylko białego rumaka wam brakuje i zamku i będzie komplet!”.
- Jejku Harry... – wydusiłam z siebie a w moich oczach stanęły łzy.
- Nie płacz, coś jest nie tak? – chłopak mnie przytulił.
- Nie, to jest cudowne. Jeszcze nigdy nikt niczego takiego dla mnie nie zrobił – powiedziałam podnosząc głowę i patrząc na chłopaka.
- Po prostu jesteś dla mnie wyjątkowa – powiedział ocierając kciukiem moje łzy i uśmiechając się delikatnie. Wpatrywał się w moje tęczówki a ja w jego. Były tak głębokie i znów się w nich zatraciłam. Były piękne, tak jak on cały. Twarz chłopaka coraz bardziej się zbliżała i dzieliły nas zaledwie milimetry. Nie wzbraniałam się przed tym. Każda cząsteczka mojego ciała pragnęła tego w jakiś sposób i przyciągała mnie do niego i jego malinowych ust. W końcu nie dzieliło nas już prawie nic i chłopak złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Moje ciało przeszły dreszcze, ale były przyjemne. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie i nigdy się nie skończyła. Zaczęłam rozumieć nareszcie co do niego czuję. Teraz byłam upewniona w moich uczuciach. Chłopak oderwał się ode mnie i popatrzył głęboko w oczy. I wtedy usłyszałam coś, czego pragnęłam jeszcze bardziej niż tego pocałunku.

„Kocham Cię”


Dwa słowa dziewięć liter. Tak mało, a za razem tak wiele.

- Ja Ciebie też – powiedziałam bez żadnych wątpliwości. Na twarzy Harrego zagościł wielki uśmiech i znów połączyliśmy nasze usta, tym razem, w bardziej namiętnym pocałunku.
- Więc.. teraz tak bardziej oficjalnie, Nathalie Gold, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zostaniesz moją dziewczyną? – spytał uśmiechnięty chłopak.
- No nie wiem... – zaczęłam się z nim droczyć a jemu mina zrzedła – Jasne że tak, głuptasie – poczochrałam go po jego cudownych loczkach i pocałowałam.





Oszalałam... rozpieszczam was jak nie wiem.. trzy rozdziały w ciągu 3 dni! nowy rekord.
Tak się składa, że to chyba jedyny rozdział, który mi osobiście się podoba (cóż począć z tym moim shipperskim sercem...) Mam nadzieję że wam się też spodoba i z niecierpliwością czekam na wasze opinie! Jak wiecie one są dla mnie najważniejsze. Nie wiem co jest z moją weną (o dziwo współpracuje!) To jest aż dziwne, ale chyba jest plusem na waszą korzyść :D
Co tu dużo gadać... Dziękuję tym co byli, są i będą! :)
Ściskam, pozdrawiam i całuję!
greenapple xx.

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 12

Dedykuję ten rozdział @KateG277 i @natalia_gajo :)



To dziwne... Śnił mi się koszmar. Byłam w nim Ja i Dany. Stało się to co zawsze, tylko mocniej, boleśniej i mniej świadomie. I co najgorsze, koszmar trwał i trwał a w kulminacyjnym momencie się urwał. Nastała jedynie ciemność...
Otwarłam powoli oczy i zaatakowało mnie mocne światło i wszechobecna biel. To było aż przerażające. Pierwsza moja myśl „Czy ja w ogóle żyję?”.
Ta jasność, uderzyła z taką siłą, że przymknęłam oczy i zanim cokolwiek spostrzegłam, kilka razy zamrugałam powiekami, żeby przyzwyczaić oczy do wszystkiego wokoło.
Otwarłam je po raz kolejny, tym razem rozróżniając poszczególne rzeczy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, albo raczej kto to stojący przy moim łóżku Harry. „Co on tu robi?”.
Zaczęłam się rozglądać po reszcie pomieszczenia, to nie był mój pokój ze ścianami w morskim kolorze... Wszystko tu było białe i sterylne. Czyste i prosto urządzone.
- Harry, co tutaj robisz? Gdzie ja jestem? – powiedziałam do chłopaka bacznie mnie obserwującego i dopiero teraz poczułam, że mówienie sprawia mi trudność. Miałam suche gardło i każdy dźwięk przeze mnie wydany, jeszcze bardziej je podrażniał. Chłopak wziął moją dłoń do swojej i zaczął gładzić ją po wierzchu. Moje ręce były tak zmarznięte i skostniałe. Jego delikatny, ciepły dotyk sprawiał, że przez moje ciało przechodził prąd.
- Nath... jesteś w szpitalu – powiedział powoli a przez moją głowę zaczynały przelatywać bolesne wspomnienia. Dany. Jego wściekłość. Jego ciosy. Jego agresja... to wcale nie był sen. Po moich policzkach, mimowolnie zaczęły spływać słone krople. Brunet oderwał na chwilę swoją ciepłą dłoń od mojej i wytarł łzy spływające po mojej twarzy.
Próbowałam podnieść się i usiąść na łóżku, jednak przeliczyłam się, ponieważ z każdym, choćby minimalnym ruchem, wiązał się przeszywający ból. Harry zauważył moją nieudolną próbę i pomógł mi usiąść, tym samym poprawiając mi poduszkę i pościel.
Siedzieliśmy tak w niczym krępującej ciszy. Ja wpatrywałam się tępo w bliżej nieokreślony punkt na białej ścianie przede mną, a Harry przyglądał się mi.
Gdy patrzyłam na niego widziałam w jego zielonych oczach troskę i chęć pomocy.
Przyszedł lekarz. Pytał, jak się czuję, zapisywał coś, przełączał na aparaturze, do której byłam przypięta i wyszedł. Nie mając co robić i żeby odpędzić się od niechcianych, bolesnych myśli rozmawiałam z Harrym. Co chwilę pytał się, czy czegoś nie potrzebuję, czy wszystko OK...
Był taki troskliwy i opiekuńczy.
- Właśnie nie powiedziałem Ci najważniejszego! – krzyknął uradowany chłopak.
- Mów.. – powiedziałam z uśmiechem.
- Dziś pani Montgomery wywiesiła wyniki ‘przesłuchań’ do musicalu. – powiedział podekscytowany – I zgadnij kto zgarnął główną rolę?
- Hmm... – udawałam że myślę – Ty? – chłopak nic nie odpowiedział, tylko wyszczerzył się triumfalnie. – A tak nawiasem mówiąc, co wystawiają?
- Romeo i Julię. I tu następuje ta lepsza część. Zgadnij kto gra Julię...
- Oświeć mnie Romeo – prychnęłam.
- Ty! – krzyknął a ja na to otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Serio? – powiedziałam nadal w szoku.
- Tak, a co nie cieszysz się? Będziemy grać zakochańców – pokiwał śmiesznie brwiami na co ja zaczęłam się śmiać. To nie był dobry pomysł, wraz ze śmiechem, pojawił się ostry, kłujący ból w brzuchu. Natychmiast na mojej twarzy pojawił się grymas i złapałam się za bolący brzuch. Przerażony chłopak patrzył na mnie i powiedział szybko – Nic Ci nie jest. Jezu, Nat przepraszam – jęknął i nadal przyglądał mi się, nie za bardzo wiedząc co zrobić. – Mam zawołać lekarza? – spytał przerażony.
- Nie, nic się nie stało... zaraz powinno przejść. Chyba nie pozrywałam szwów – powiedziałam siląc się na uśmiech, jednak jemu nie było do śmiechu.
- Może ja jednak zawołam lekarza – powiedział poważnym tonem.
- Jeżeli Cię to uspokoi i pozostawi w przekonaniu, że wszystko jest OK. To wołaj... – westchnęłam głęboko, a chłopak szybko wstał, wyszedł z sali i po chwili wrócił z lekarzem, który wcześniej u mnie był.
- Co się stało? – spytał podchodząc do mnie.
- Śmiałam się i zaczął mnie boleć brzuch – powiedziałam krótko. Mężczyzna w białym kitlu podszedł do mnie, odsłonił kołdrę, podwinął mi kawałem podkoszulka i lekko odklejając plaster zaczął oglądać zszytą wcześniej ranę po zabiegu.
- Wygląda na to, że szwy są całe. Ale proszę uważać, chyba nie chce pani przechodzić kolejnego zabiegu – powiedział całkiem poważnie.
- Dziękujemy doktorze – odezwał się Styles. – Będę jej pilnował – powiedział po czym lekarz wyszedł.
Popatrzyłam się na chłopaka, który właśnie siadał na krzesełku dostawionym do mojego łóżka.
- Ty sobie chyba żartujesz!
- W jakiej kwestii? – spytał nieco zbity z tropu.
- Nie będziesz tu siedział cały czas! Nie ma mowy! Masz swoje własne życie, jutro szkoła, musisz się wyspać, nie pozwolę Ci tu siedzieć i mnie pilnować! – powiedziałam oburzona.
- Nie dyskutuję na ten temat. Będę tu siedział i Cię pilnował, i nie ma nie.
- Ale... – nie dał mi nawet dokończyć.
- Nie ma żadnego ale! Ze mną się nie dyskutuje – powiedział stanowczo.
- A pytałeś o zgodę Janette? – próbowałam wymyślić coś co odwiedzie go od tego głupiego pomysłu, lecz na marne.
- Tak, napisałem jej, że jestem u Ciebie w szpitalu i nie wiem kiedy wrócę – uśmiechnął się szeroko.
- Czyli widzę, że jestem skazana na Ciebie przez cały czas... – westchnęłam teatralnie, drocząc się z chłopakiem.
- Ejj.. nie będzie aż tak źle – powiedział oburzony.
- Jeszcze się przekonamy... – wystawiłam mu język.

Siedziałem tak u Nathalie cały czas, rozmawiając i pomagając jej w niektórych czynnościach. Coś w środku mnie, było bardzo ciekawskie i chciało się spytać o dokładne okoliczności, tego co się stało, lecz cząstka mnie na szczęście posiadała zdrowy rozsądek i odwiodła mnie od tego pomysłu. W końcu, zmęczona wszystkimi wydarzeniami tego dnia, Nath zasnęła.
„Bardzo dobrze że zasnęła, należy jej się porządny odpoczynek!”  pomyślałem, a moje drugie ja od razu dodało „Tak, bo możesz wtedy bezkarnie się w nią wpatrywać!”.
Co prawda, to prawda... wykorzystałem to do wpatrywania się w jej spokojną twarz. Tak delikatną i wrażliwą, za razem ozdobioną kilkoma sinymi ‘pamiątkami’. Patrzyłem się jak jej klatka piersiowa spokojnie i rytmicznie unosi się i opada. Jej lekko rozchylone, malinowe usta były tak kuszącą propozycją, można by powiedzieć nie do odrzucenia. Jednak wolałem tego nie robić. Pocałowałem ją delikatnie w czoło i wygodnie się rozsiadłszy na fotelu stojącym trochę dalej, zasnąłem.

Wielka, zielona polana, obsypana pięknymi kwiatami, a po środku Ona. Tańcząca w zwiewnej białej sukience i śpiewająca coś, swoim pięknym, anielskim głosem. Ptaki świergoczące dookoła. Zdawało by się że śpiewają swoją wspólną melodię właśnie dla niej.
Poruszająca się z gracją i wielką delikatnością brunetka, zdawała się być zatracona w swojej idealności i wrażliwości. Kto powiedziałby, że scena rozgrywająca się tu, przede mną nie jest piękna, nie miałby zupełnie racji. Patrzenie na nią napawało człowieka dodatkową energią.
Dziewczyna zauważyła mnie i na chwilę przestała. Mogło mi się wydawać, lub nie, ale na mój widok na jej twarzy, pojawił się duży, szczery uśmiech, i już chwilę później biegła w moją stronę. Nie wiedziałem za bardzo co zrobić i stałem w miejscu, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Nathalie była coraz bliżej i już chwilę później, jej drobne ciało wtulało się w moje. Biło od niej takie ciepło i żywa energia. Oderwała się ode mnie i patrząc mi głęboko w oczy powiedziała te dwa słowa. „Kocham Cię”  Po czym namiętnie wpiła się w moje usta. Poczułem mocne dreszcze przechodzące przez całe moje ciało. Czułem, że teraz mogę wszystko. W tym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i nic nie mogło tego zmienić...

...Chociaż... mogło i zmieniło. A mianowicie głośne skrzypnięcie drzwi, po którym momentalnie otwarłem oczy. „Czemu to był TYLKO sen?” jęknąłem w duchu, gdy zorientowałem się, że moja wizja nie była prawdziwa i ja nadal jestem w szpitalu.
Podniosłem głowę i spojrzałem na źródło hałasu. Była nim Lily, która właśnie przed momentem weszła do pomieszczenia, wyrywając mnie z mojego najpiękniejszego snu!
„Zabiję...”.
- Harry.. uh, przepraszam że Cię obudziłam... – powiedziała skruszona dziewczyna. – Przed chwilą wróciłam, i chciałam sprawdzić, czy wszystko OK.
- Nic się nie stało. Z Nath wszystko w porządku. – uśmiechnąłem się zmęczony do dziewczyny.
- Skoro już nie śpisz, to daj się wyciągnąć na obiecaną kawę, musimy porozmawiać – powiedziała poważnym tonem czarnowłosa.
- Jasne ...




Moja wena współpracuje! To niemożliwe! Chyba tylko dzięki wam, dziękuję za komentarze xx.

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 11

Ból. Strach. Ciemność.

Próbowałam otworzyć oczy, na marne. Ciężkie jak kamień powieki nie współpracowały ze swoimi mięśniami. Czułam wszechogarniającą nicość. Ból, jakby stado zwierząt przebiegło przez moje wątłe ciało. Jakbym wróciła z niekończącego się maratonu. Każdy mięsień z osobna odmawiał posłuszeństwa. Każde minimalne drgnięcie, sprawiało ogromny, tępy ból. Miałam ochotę wyć z rozpaczy, wić się z bólu, walić pięściami w podłogę, ale nie... byłam w gorzkiej, wszechobecnej nicości. Jedyne co czułam poza bólem, to strach i ciemność.



Idąc szkolnym korytarzem, zdziwiła mnie jedna rzecz. Wszyscy uczniowie zebrali się przy tablicy ogłoszeń. Ciekaw co się stało, podszedłem i próbowałem wejść w zgromadzony tłum. Minąłem kilka zawiedzionych osób z mojej klasy, w tym Liama, który jako jedyny w tej grupce, zdawał się być zadowolony.
- Gratulacje stary - powiedział klepiąc mnie po ramieniu, co sprawiło, że byłem jeszcze bardziej zdezorientowany. Podszedłem pod samą tablicę i zobaczyłem dwie wydrukowane kartki. Na pierwszej z nich, zapisane było dużymi, pogrubionymi literami:

"Szkolny musical: ROMEO I JULIA"
Termin prób i szczegóły, ustalone będą na pierwszym spotkaniu, które odbędzie się w następny poniedziałek, o godzinie 15.30.
Wszystkich zaangażowanych w projekt zapraszam!
nauczyciel muzyki:  Anne Montgomery

Spojrzałem na drugą kartkę. Na tej pogrubionymi literami na górze napisany było "AKTORZY". Wziąłem głęboki wdech i zjechałem wzrokiem na dół.
Romeo: Harry Styles
Julia: Nathalie Gold
Otworzyłem oczy ze zdumienia i tępo wpatrywałem się w białą kartkę. Przeczytałem jeszcze kilka razy te same słowa, żeby upewnić się w tym, co właśnie zobaczyłem. Uśmiech wkradł się na moje usta i nie mogłem posiąść się ze szczęścia. "Ciekawe czy Nathalie wie..." Muszę ją znaleźć i jej powiedzieć!
- Ej Liam! Widziałeś może Nathalie? - spytałem obracając się w stronę chłopaka. Brunet chwilę się zastanowił, pokiwał przecząco głową - Nie, w ogóle jej dziś nie widziałem. Chyba jej nie ma w szkole.
- OK. Dzięki - rzuciłem krótko z uśmiechem i przepychając się przez zgromadzonych ludzi, wyszedłem z tłumu.
Poszedłem pod salę językową, tam jej nie było... Co dziwne, na lekcji francuskiego też jej nie było. "Liam chyba miał rację i jej dziś nie ma...".
Postanowiłem, że po lekcjach pojadę do niej i złożę jej wizytę. W końcu ostatnio mnie zapraszała. Czemu by dziś nie skorzystać z tego zaproszenia?

Jechałem swoim czarnym Lange Roverem do domu brunetki, podśpiewując sobie pod nosem lecące w radiu piosenki. Poranna wiadomość o dostaniu głównej roli w musicalu, była bardzo pozytywnie nastrajająca. Podwójnie szczęśliwą, okazała się wiadomość z kim będę grał główne role. Nie mogłem się doczekać, żeby przekazać Nat dobre wieści.
Po drodze zatrzymałem się w piekarni i kupiłem croisanty czekoladą. "Dobre rogaliki najlepiej jest jeść przy jeszcze lepszych nowinach". Po kupieniu, wsiadłem spowrotem do samochodu i już chwilę później parkowałem na podjeździe pod jednorodzinnym domkiem, w kolorze kawy z mlekiem.
Podszedłem do dużych, drewnianych drzwi i mocno zapukałem. Nie musiałem długo czekać, bo po chwili otwarły się. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, nie stała w nich drobna brunetka lecz Lily.
- Emm.. cześć - przywitałem się nieśmiało. Dziewczyna była nieco zdziwiona tym kto przed nią stoi.
- Cześć Harry, co ty tu robisz? - spytała nadal zdziwiona.
- Wiesz... chyba pomyliłem domy.
- A do kogo zamierzałeś dojść? - spytała trochę rozbawiona - Może mogłabym pomóc - uśmiechnęła się delikatnie.
- Do Nathalie Gold. Znasz ją? - na dźwięk tego nazwiska jakby jej mina zrzedła. 
- Tak. Harry to moja kuzynka!
- Ahaa - powiedziałem nieco zszokowany - Zastałem Nat?
- yyy... widzisz - dziewczyna podrapała się po karku. - Nathalie nie ma. Jest w szpitalu - powiedziała powoli.
- Zaraz, zaraz... czy ja się przesłyszałem? Czy ty powiedziałaś SZPITAL? - spytałem zdumiony.
- Tak Harry. Nathalie jest w szpitalu.
- Gdzie? Co się stało? Zaraz tam jadę! Podaj mi adres.
- Poczekasz na mnie 5 minut? Też miałam tam właśnie jechać. Opowiem Ci po drodze.
- Jasne.
- Wejdź w takim razie i poczekaj w salonie. - nakazała dziewczyna, po czym sama poszła wgłąb domu.
Te pięć minut zdawało się być jakąś cholerną wiecznością. Jakby czas staną w miejscu i po godzinie dopiero ruszył. Siedziałem i niecierpliwie czekałem na powrót czarnowłosej. W końcu doczekałem się i do salonu weszła Lily ubrana w szary sweter z kołnierzem i beżowy płaszczyk. Po drodze ubrała brązowe botki i wyszliśmy razem z domu kierując się w stronę samochodu. Wsiadłem od strony kierowcy i pośpiesznie zapiąłem pas. Upewniając się, że dziewczyna siedzi w samochodzie, ruszyłem z piskiem opon. Kierunek-szpital.
- Możesz mi wytłumaczyć co się stało? - spytałem podenerwowany.
- Dobrze. - dziewczyna wzięła głęboki wdech i powoli zaczęła tłumaczyć - Nathalie została poważnie pobita. Straciła przytomność i z wieloma obrażeniami zewnętrznymi i kilkoma wewnętrznymi, trafiła do szpitala. - powiedziała na jednym wydechu a mnie zatkało. Szepnąłem tylko bezgłośne "O Boże!" i zacząłem wyobrażać sobie co musiała przeżywać. Jaki ból musiała czuć... 
- Kt...kto jej to zrobił? - ledwo wydusiłem z siebie te słowa. Lily głęboko westchnęła i po chwili zastanowienia powiedziała - Dany. Jej brat.
Nie mogłem uwierzyć w to, że ktoś mógłby jej to zrobić. Jak ktokolwiek mógłby podnieść na nią rękę? I to jej własny brat? Na samą myśl, odruchowo moje palce zacisnęły się mocno na kierownicy, tak że aż kostki mi pobielały. W tym momencie nie zważałem na zakazy na drodze i na inne rzeczy, tutaj liczył się czas. Cenny czas.
Gdy w końcu dojechaliśmy do szpitala, upewniając się, że zamknąłem samochód pobiegłem w stronę budynku. Lily, która szła przede mną, poszła do recepcji dowiedzieć się o to gdzie znajduje się Nathalie. Gdy miała już potrzebne nam informacje udaliśmy się do windy i pojechaliśmy na odpowiednie piętro. „Czemu zawsze kiedy trzeba szybko, ta winda się tak wlecze?” jęknąłem w myślach. Kiedy żelazne drzwi, powoli i mozolnie rozsunęły się przed nami, oboje wyparowaliśmy w zabójczo szybkim tempie z windy. Poszliśmy pod wskazany numer pokoju. Weszliśmy do sali w której leżała ona. Cała posiniaczona i poraniona brunetka. Na jej widok w moich oczach mimowolnie stanęły łzy.
- Państwo są rodziną? - spytała poważnym tonem pielęgniarka, która właśnie zmieniała kroplówkę.
- Tak - odezwała się Lily - jestem kuzynką. - powiedziała cichym głosem i tępo wpatrywała się w leżącą na białej pościeli Nat.
- Co z nią? - spytałem, jeszcze obecnej kobiety.
- Jest cała poraniona, poobijana, posiniaczona i doznała urazów wewnętrznych. Konieczna była operacja, ponieważ doznała krwotoku wewnętrznego.  Robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Na razie jest pod narkozą. - spojrzała na zegarek znajdujący się na nadgarstku - za godzinę powinna powoli się wybudzać z narkozy. Jeżeli chcecie, możecie na razi tu z nią zostać - powiedziała pocieszającym głosem i zapisując jeszcze coś na tabliczce i powiesiwszy ją przy łóżku wyszła z pomieszczenia, zostawiając nas samych.
Przysunąłem sobie stołek i usiadłem obok łóżka dziewczyny. Wziąłem jej drobną, zimą dłoń i kreśliłem na niej jakieś nieokreślone znaki. Wpatrywałem się w jej posiniaczoną twarz. Nawet z takimi "ozdobami" była delikatna i śliczna.
- emm... Czy wy? Czy wy jesteście razem? - spytała trochę zdezorientowana Lily.
- Nie - momentalnie odpowiedziałem - jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Niech zgadnę. Nie jesteście razem, ale ty byś chciał, żeby to było coś więcej niż przyjaźń. - powiedziała dziewczyna z małym uśmieszkiem a ja nie potrafiłem na to znaleźć odpowiedzi. Najnormalniej czułem, jak moje policzki robią się gorące "O ironio... zawsze to Nathalie wypominam!" prychnąłem w myślach.
- Dobra... nie musisz odpowiadać, ja już wiem swoje - dziewczyna puściła do mnie oczko.
"Tak... czuję, że przed nią nie da się niczego ukryć."
Telefon Lily nagle zaczął dzwonić i dziewczyna była zmuszona wyjść. Zostałem sam. Ja i Nathalie. Miałem ochotę powiedzieć jej wszystko. Począwszy od tego że wystąpimy razem, do tego, że... ją kocham. Jednak stwierdziłem, że jest za duże prawdopodobieństwo, że usłyszy. "Tchórz..." Tak jestem tchórzem, i jak na razie wolę nim być.
Czarnowłosa po chwili weszła do sali i powiedziała, że musi jechać coś załatwić z mamą. Pytała się mnie, czy będę tutaj cały czas. Cóż... postanowiłem, że będę tu siedział, dopóki Nathalie się nie obudzi i nie będę miał pewności, co do jej bezpieczeństwa.

Jakiś czas później.
Siedziałem w sali 293 i cierpliwie czekałem, aż brunetka się zbudzi. Pomimo tego, że od wyjścia Lily minęła niecała godzina, czas dłużył się niemiłosiernie. Mając tak dużą ilość czasu, mogłem poprzemyślać kilka spraw. Mianowicie, patrząc na śpiącą nadal dziewczynę, zdałem sobie sprawę z tego, jak pomimo krótkiej znajomości, bliska jest mojemu sercu. Gdyby coś jej się stało poważniejszego, nie wiem co bym zrobił. Najnormalniej w świecie mogłem ją stracić. Mogłem już nigdy jej nie zobaczyć, nie usłyszeć jej głosu, jej śpiewu, jej śmiechu... taka wizja była przerażająca. Co ten czas robi z człowiekiem?
Nagle, poczułem, że palce brunetki powoli się poruszają. Zerwałem się jak poparzony z miejsca i wpatrywałem się z wielką uwagą w jej twarz. To musiało wyglądać idiotycznie, ale dla mnie nie było to teraz ważne. W końcu doczekałem się i dziewczyna powoli otworzyła oczy, po czym od razu je przymknęła ze skrzywioną miną. Zamrugała kilka razy i popatrzyła na mnie. Wysiliła się na delikatny uśmiech, choć było widać, że sprawia jej to trudność i ból.
- Harry... co ty tu robisz? Gdzie ja jestem? - powiedziała słabym, ochrypłym głosem, lustrując mnie tym swoim przeszywającym spojrzeniem.




Nie wierzę, że to dodałam. To jest beznadziejne, nie chodzi o treść, tylko o to w jaki beznadziejny sposób to napisałam. Przepraszam! :c
Postaram się na następny raz napisać lepiej.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Mam ochotę płakać jak widzę takie miłe słowa! Jesteście Kochani! <3
Pozdrawiam, ściskam, całuję! xx

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 10

Na wstępie chciałam podziekować KateG, bo gdyby nie ona to rozdział najprawdopodobniej nie pojawił by się tutaj przez jakiś czas. Dzięki! :)
Rozdział jest wg. mnie beznadziejny, ale jak zawsze to wam pozostawiam ocenę.
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam miłego czytania! :)



Dziś czułem się znacznie lepiej. Poziom mojej energii momentalnie wzrósł, kiedy zobaczyłem piękne, jesienne słońce za oknem. Mozolnym krokiem ruszyłem do łazienki i stanąłem przed lustrem wiszącym na niebieskich kafelkach nad umywalką. Moje dobre samopoczucie miało się nijak do mojego wyglądu. Blada twarz, zaczerwienione oczy i sterczące we wszystkie możliwe strony włosy. Wyglądałem jak zombie, choroba dała się we znaki „Chyba raczej siedzenie pół nocy na komputerze..”. Postanowiłem wziąć prysznic. Wszedłem do kabiny i puściłem gorący strumień wody na moje spięte ciało. Od razu się zrelaksowałem.  Umyłem się orzeźwiającym, miętowym żelem pod prysznic, który momentalnie postawił mnie na nogi, gdy jego zapach dotarł do moich nozdrzy. Spłukałem dokładnie włosy i wyszedłem z kabiny owijając się jedynie ręcznikiem.
Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej bieliznę i ubrania na dziś. Był dzień wolny, który zamierzałem cały przesiedzieć w domu, więc mój wybór padł na ulubione dresy i luźną koszulkę. Ubrałem się i wytarłem ręcznikiem włosy, z których co chwilę skapywały mi małe, zimne kropelki na kark.
Popatrzyłem na zegar wiszący po przeciwnej stronie łóżka. Wskazywał na godzinę 12.30 „No Styles.. zaczynasz pobijać rekordy w spaniu i wstawaniu...” Jak na zawołanie, odezwał się mój pusty żołądek i wydał z siebie głośne burczenie.
Nie pozostało mi nic innego, jak zejść do kuchni i przyrządzić sobie coś do jedzenia.
Otwarłem lodówkę i zacząłem przeszukiwać jej wnętrze. Znalazłem tam tylko szynkę, żółty ser i pomidora. Wyciągnąłem wszystko na blat i zacząłem robić kanapki.
Z gotowym talerzykiem i zaparzoną herbatą, udałem się do salonu. Usiadłem na dużej, wygodnej kanapie i włączyłem telewizor. Przełączałem z kanału na kanał.
- Nudy.. Tu też nudy, kolejne nudy, nic ciekawego... – w końcu trafiłem na jakiś kanał muzyczny. Aktualnie szła piosenka jakiegoś nowego, brytyjskiego zespołu. Postanowiłem zostawić to i wziąłem się za jedzenie mojego śniadania.

Skończyłem jeść i wyłożyłem się brzuchem do góry na kanapie. Przymknąłem oczy i miałem nadzieję na krótką drzemkę, gdyby nie dzwonek do drzwi. Popatrzyłem na zegar „Świetnie, Janette znów zapomniała wziąć kluczy..” jęknąłem głośno i zwlokłem się z łóżka. Kolejny dzwonek. – Już idę – krzyknąłem zakładając pantofle na stopy.

Mozolnym krokiem poszedłem do drzwi. Otworzyłem je i zacząłem mówić.
- Znów zapomniałaś kl... – popatrzyłem na osobę stojącą przede mną, i nie była to wcale Janette. – eee.. Nathalie? Co ty tu robisz? – powiedziałem zmieszany drapiąc się w kark.
- Cześć Harry, przepraszam że nachodzę. Możemy porozmawiać? – spytała nieśmiało.
- Jasne, wchodź. – zaprosiłem dziewczynę do środka. Weszliśmy do salonu i brunetka usiadła na kanapie. – Przepraszam za bałagan. Jadłem śniadanie – wyjaśniłem zgarniając brudne naczynia po posiłku. – Zaraz wracam – rzuciłem i udałem się do kuchni.

Wstawiłem naczynia do zlewu i stanąłem na chwilę zastanawiając się nad tym co właśnie się stało. Jakoś nie mogło to do mnie dotrzeć że ONA siedzi właśnie u mnie, na mojej własnej kanapie i sama tu przyszła. „Dobra.. wdech, wydech i do dzieła”

Wróciłem do salonu. Nathalie siedziała tak samo jak ją zostawiłem. Jakby nie wykonała żadnego ruchu. Siedziała niczym posąg, patrząc w martwy punkt.
- ekhem..  a więc co Cię do mnie sprowadza? – dziewczyna oderwała się jakby z transu i kilka razy zamrugała oczami. Popatrzyła na mnie tym swoim przeszywającym wzrokiem.
- Yyy... wiesz. Chodzi o to.. to co się ostatnio stało. – ostatnie powiedziała na jednym wdechu z wielką prędkością. Jej policzki przybrały kolor dorodnego pomidora a ona sama spuściła zawstydzona głowę.
- Przepraszam za to... ja...umm.. nie chciałem Cię skrzywdzić – powiedziałem w końcu skruszony. Dziewczyna dopiero teraz podniosła głowę i znów jej lazurowe tęczówki wpatrywały się we mnie.
- Nic się nie stało. Tak właściwie to bardziej zastanawia mnie to czemu tak nagle wybiegłeś.
„Dobre pytanie. Czemu...?” zacząłem się zastanawiać.
- Wiesz.. – zacząłem – sam nie wiem. Pogubiłem się w tym wszystkim. W moich emocjach i odczuciach. Bałem się twojej reakcji. – teraz to ja spuściłem wzrok a dziewczyna zachichotała.
- Czemu? – spytała weselszym głosem.
- No bo... ty masz chłopaka, a ja jak ten debil Cię pocałowałem – popatrzyłem na dziewczynę. Jej wyraz twarzy był dość zdziwiony.
- Skąd to wytrzasnąłeś? Przecież ja nie mam chłopaka – zaśmiała się.
- Przecież widziałem Cię kiedyś w Starbucksie z wysokim brunetem.. – jęknąłem.
- Harry.. To mój brat! – powiedziała z politowaniem dziewczyna.
- Serio? – pacnąłem się z otwartej dłoni w czoło. „Styles.. jesteś debilem!” podsumowałem sam siebie. „Trzeba było choć raz posłuchać raz Louisa, a nie wymądrzać się!”

Wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy z Nathalie i długo rozmawialiśmy. Chciałem się spytać o jej siniaki i rany, ale nie chciałem psuć chwili. Dobrze nam się rozmawiało i niech tak zostanie. „Może po prostu nie miałeś odwagi, a nie, nie chciałeś...” moje jak zwykle pocieszycielskie drugie ja.

Zaproponowałem dziewczynie obiad, ale powiedziała, że się śpieszy i że musi coś załatwić o 15. „Jak to się stało, że minęły już dwie godziny, które najnormalniej w świecie przegadaliśmy?”
Odprowadziłem Nathalie do drzwi. „Nie lubię pożegnań...”
- No to cześć Harry. Fajnie się gadało. Musisz kiedyś wpaść do mnie – dziewczyna posłała mi nieśmiały uśmiech. Po czym poprosiła o komórkę i wpisała tam swój numer. „A ja wewnątrz skakałem z radości”.
- Na pewno skorzystam – mrugnąłem do niej oczkiem. – Trzymaj się.
- Pa – brunetka cmoknęła mnie w policzek, a ja mogę przysiąc, że wszystkie moje narządy zmieniły położenie, a żołądek zaczął latać za sprawą latających w nim motylów. Patrzyłem jak odchodzi i czułem to ciepło w miejscu gdzie przed chwilą znajdowały się jej usta. To aż parzyło. „Boże.. ja wariuję!” Stałem tak jak jakiś słup soli, rozmarzony do granic możliwości z bananem na twarzy i czekałem na zbawienie.

„Zbawienie nadjechało” A raczej Janette w genialnym humorze do żartów. Co ty tak stoisz? – spytała rozbawiona lustrując całą moją osobę. – przybił ci ktoś stopy do tej werandy? – minęła mnie i weszła do domu. Udałem się za nią i poszedłem do kuchni nalać sobie wody. Powietrze w domu było jeszcze przesiąknięte zapachem jej perfum. Jej zapach przyprawiał mnie o wariacje. Miałem ochotę wziąć jakiś pojemnik, i zamknąć w nim ten zapach. Na zawsze. „Nie lepszą alternatywą byłoby częstsze spotykanie się..?”.
Dzisiejszy dzień był dla mnie zdecydowanie szczęśliwy. Po pierwsze - wyjaśniłem sobie wszystko z Nathalie. Po drugie – Zaproponowała kolejne spotkanie. A po trzecie, i dla mnie najlepsze – Louis miał rację i okazało się, że Nat nie ma chłopaka. „A Ty Styles jesteś zdecydowanie przewrażliwiony!”. Teraz trzeba podjąć tylko odpowiednie kroki i przedsięwzięcia.

Następnego dnia napisałem rano do Nathalie sms’a, czy nie zechciałaby podwózki do szkoły. Długo nie musiałem czekać na jej odpowiedź.
„Sama nie wiem czy to będzie bezpieczna jazda, ale co mi szkodzi? :p „
„Podaj swój adres, będę o 7.30 xx. „
Dziewczyna napisała mi dokładny adres. Okazało się, że jej dom znajdował się 5 minut jazdy samochodem od mojego. Zatrzymałem się na brukowanym podjeździe i czekałem na brunetkę.
Wyszła z domu cała uśmiechnięta. Można by powiedzieć, że wręcz promieniowała radością i pozytywnym nastawieniem. Wsiadła na miejsce pasażera, przywitała się i ruszyliśmy do szkoły.
Pierwsze cztery lekcje zdawały się być katorgą. Oczywiście jak na złość, czas dłużył się i dłużył. Zastanawiałem się, czy przypadkiem te lekcje zamiast 45 minut, nie trwały 2 godzin. W końcu nadeszło zbawienie w postaci dzwonka na przerwę i jak z procy wystrzeliłem w kierunku drzwi, a potem sali językowej. Dzisiejsza ostatnia lekcja – moja ulubiona – język francuski.
Wszedłem szybkim krokiem do sali i zmierzyłem ją wzrokiem. Brunetka siedziała na miejscu tym co zwykle i pisała coś na komórce. Podszedłem ją z zaskoku od tyłu i wystraszyłem. Dziewczyna podskoczyła przestraszona i gdy zorientowała się, ze to ja zaczęła krzyczeć.
- Harry! Do reszty zgłupiałeś?! Chcesz, żebym przez Ciebie zawału dostała?!
- Gdybym cię mógł reanimować to czemu nie – pokiwałem brwiami, za co dostałem kuksańca w bok.
- Ładnie to tak bić starszych? – powiedziałem z udawanym obrażeniem.
- Ja nie biję. Ja przemawiam Ci do twojego pustego łba – zaśmiała się dziewczyna i na potwierdzenie swoich słów poczochrała mnie po głowie.
- To był już cios poniżej pasa! – powiedziałem oburzony.
- Nie wiedziałam że poniżej pasa znajduje się Twoja głowa. – zachichotała, po czym dodała poważnym tonem – Przepraszam, zapamiętam, że Pana Harrego Stylesa kategorycznie nie wolno czochrać po włosach – kiwnęła znacząco głową, po czym znów mnie poczochrała. „No jak z dzieckiem...” westchnąłem w myślach.
- Ojj.. stąpasz po cienkim lodzie – ostrzegłem.
- Sorki... ale ty robisz takie śmieszne miny jak się obrażasz... Przepraszam – pogładziła mnie po głowie i wyszczerzyła równe ząbki w szerokim uśmiechu. Już miałem wymyślić karę, gdy do sali wszedł pan Coldman.
- Ja to sobie zapamiętam! – szepnąłem w jej stronę.
- Okejj – powiedziała niczym nie wzruszona i wystawiła język w moją stronę.

Po szkole odwiozłem dziewczynę do domu. Przez całą drogę powrotną rozmawialiśmy i śmialiśmy się z wszystkiego. „To się nazywa głupawka!”
W końcu dojechaliśmy i zaparkowałem pod jej domem.
- Wejdziesz – Nat popatrzyła w moją stronę.
- Przepraszam, ale nie dziś. Umówiłem się z przyjacielem, że do niego wpadnę. – powiedziałem trochę zasmucony. „Ten to ma wyczucie czasu...”
- Nic, innym razem. Dzięki za podwózkę, hej! – powiedziała wychodząc z samochodu.
- Cześć, do jutra! – uśmiechnąłem się, po czym dziewczyna zatrzasnęła swoje drzwi i widząc jak odchodzi w stronę drzwi, odjechałem w stronę swojego domu.

Dom Louisa, wieczór.

Tak jak obiecałem mojemu przyjacielowi, przyjechałem go odwiedzić. Siedzieliśmy z Louisem i Eleanor w salonie i rozmawialiśmy przy nastrojowej muzyce grającej gdzieś z tyłu z głośników.
- Macie może ochotę na coś ciepłego do picia? Idę sobie zrobić kawę - spytała brunetka, wstając z kolan Louisa.
- Ja w takim razie też poprosze kawę - uśmiechnąłem się do dziewczyny.
- I ja! - odezwał się Lou. El udała się do kuchni i zostawiła nas samych w salonie. Tak jak myślałem, Louis był nad wyraz ciekaw, co sprawiło taką nagłą poprawę mojego humoru. Zapewne nie chciał rozmawiać o tym przy Eleanor, więc teraz jak wyszła, nie czekając ani chwili dłużej zaczęło się przesłuchanie detektywa Louisa Williama Tomlinsona. "Jak ja to uwielbiam..." prychnąłem w myślach.
- Co dziś ciekawego robiłeś? -  nowość, czyżby bał się zapytać wprost? zrobiłem młynka oczami.
- Lou, mógłbyś spytać się "Dlaczego masz taki dobry humor?" Lub coś w tym stylu, a nie bawić się w podchody. Na twoje nieszczęście, znam Cię nie od dziś i wiem do czego zmierzasz. - widocznie zaskoczyłem bruneta takim obrotem spraw. Byłem po prostu szczery.
- No dobra, chciałem delikatniej, ale skoro sam zacząłeś, to teraz rozwiń temat - wyszczerzył się chłopak.
- Hmm... za sprawą pewnej osoby - wystawiłem do niego język.
- No nie bądź już taki tajemniczy... - jęknął chłopak.
- Nathalie.
- Wiedziałem - ucieszył się jak małe dziecko - Tylko ona chyba mogła sprawić, że nie będziesz chodził smętny jak duch po świecie.
- Brawo Sherlocku! - wywróciłem oczami i zacząłem bić brawo.
- Ejj.. - oburzył się - to powiedz chociaż, co takiego zrobiła ta tajemnicza brunetka, że chodzisz uśmiechnięty od ucha do ucha przez cały czas?
- Po prostu rozmawialiśmy.. - powiedziałem ogółem.
- Mnie się tam wydaje, że nie tylko.
- No to dalej możesz snuć domysły, bo już więcej ode mnie nie wyciągniesz - powiedziałem triumfalnym głosem.
- Dobra, dobra...
- A jak tam w ogóle u was się mają sprawy? Gadałeś z El o zdjęciu - na samą myśl wyszczerzyłem się i miałem ochotę znów się śmiać.
- Tak. - powiedział krótko z zawstydzeniem.
- Może więcej konkretów?
- Nie - wystawił język - Ty nie chcesz mi więcej zdradzić, to ja Tobie też nie powiem.
- Szantażysta - przymknąłem powieki i pokręciłem z niedowierzaniem głową.
Ani Louis, ani Ja nie dowiedziałem się szczegółów, bo do salonu weszła Eleanor z kawą. Potem nie wracaliśmy już do tych tematów, tylko normalnie rozmawialiśmy o innych rzeczach. Siedziałem u nich do późnej nocy, a potem zmęczony wróciłem do domu, położyłem się do łóżka i w sekundzie usnąłem.
A jakie rzeczy mi się śniły...


No to tyle na dziś. Dziękuję za wytrwałość w czekaniu na ten rozdział.
Udanego długiego weekendu kochani! :*

greenapple xx.



(twitter:  charls_grey   ask: PYTANIA? )

środa, 22 maja 2013

Rozdział 9

Kilka dni później. Sobota, dom Nathalie.

Weekend. Nareszcie wymarzony weekend. Chwila by odpocząć od wszystkiego. By odetchnąć i się zbawić. Po ostatnim 'incydencie' nie widziałam się z Harrym ani razu. Codziennie gdy siedziałam na korytarzu, wypatrywałam chłopaka z burzą loków na głowie, zielonymi oczami i ślicznym uśmiechem. Na darmo. Na próżno wyczekiwałam aż zjawi się na lekcji francuskiego, usiądzie obok mnie i tak po prostu zagada. Nie miałam pojęcia co mogło się stać. Nie tylko dlatego że nie było go tyle czasu w szkole. Dlatego że poszedł sobie. Najpierw powiedział mi to co czuje, pocałował a potem zostawił, ze sprzecznymi emocjami kumulującymi się we mnie. Nawet nie dał mi nic powiedzieć...
- Nat.. - usłyszałam głos Danego gdzieś z kuchni. Poszłam szybkim krokiem w tamtą stronę i popatrzyłam na chłopaka stojącego przy blacie i zawzięcie coś krojącego.
- Słucham? - uśmiechnęłam się na jego widok i bacznie obserwowałam jego poczynania.
- Mogłabyś przeczytać mi jeszcze raz ten przepis z 19 strony? mam brudne ręce - wskazał na kolorową książkę leżącą na wyspie kuchennej. Podeszłam i otwarłam książkę. Hmm strona 19.. Mam!
- A więc tak.. warzywa wrzuć do miski - popatrzyłam na prawie pełną miskę, do której w tym samym momencie Dany wsypał ostatnią porcję pokrojonych warzyw. - Okejj.. to mamy. Teraz zostało Ci zrobić sos czosnkowo-ziołowy, wstawić do lodówki i w tym czasie usmażyć kurczaka z tymi przyprawami - podniosłam torebeczkę przypraw stojąca obok i pokazałam chłopakowi.
- Pomożesz? - spytał z błagalnym wzrokiem. Żaden z niego kucharz, ale doceniam to co robił. Jedyna rzecz która popchnęła go w stronę gotowania "I bycia trzeźwym.." To zapewne to, że dziś przyjeżdża rodzinka w odwiedziny "A raczej na inspekcje domową.." Nie chodzi o to że ich nie lubię, czy coś w tym stylu. Po prostu jest to dla mnie irytujące. Od czasu wypadku i śmierci rodziców oni przyjeżdżają do Londynu, a my musimy się wzorowo zachowywać, żeby nie 'przygarnęli' nas pod swój dach. Ciocia była na prawdę sympatyczną i miłą osobą. Tu bardziej chodziło o to, że przeprowadzka, równałaby się z porzuceniem nauki w najlepszej muzycznej szkole w Londynie. Ja chciałam spełnić moje marzenia, a jeden błąd z naszej strony i wszystko by przepadło. Dany również nie chciał się przeprowadzać i wiedział jak zależy mi na tej szkole. Zapewne dlatego tak się starał, i nie powiem, bardzo lubiłam i doceniałam jego starania "Szkoda że nie może być taki zawsze... taki stary i dobry. Taki jak przed..."
- To jak, pomożesz? - spytał robiąc oczka kotka ze Shreka. Ja na to tylko pokiwałam głową i spytałam co mam robić.
- Więc tak - zarządzał - Ty młoda, zrób sos z jogurtu, czosnku i jarzynki, a ja w tym czasie usmażę kurczaka, może być? - puścił w moją stronę oczko.
- Jasne, już się robi szefie! - uśmiechnęłam się do niego i zasalutowałam. Poszłam do łazienki umyć porządnie ręce. Znalazłam kilka ząbków czosnku i zaczęłam je obierać z różowo-białej łupki.
- Dany... o której dokładnie mają przyjechać? - spytałam patrząc na brata, który właśnie mieszał mięso na patelni.
- O 16. - odpowiedział krótko i wrócił do wykonywania swojej czynności. Nie wydawał się być z tego powodu szczęśliwy. "Zresztą ja też" Niecałe 15 minut później, sałatka była już gotowa. Dany zabrał się za robienia kanapek i innych przekąsek, a ja za sprzątanie domu.

Godzina 15.50, dom Nathalie.

Właśnie się przebrałam i zeszłam na dół do Danego. Nakrywał mały stolik w salonie i poprawiał inne szczegóły. Poszłam do kuchni i zaczęłam znosić przekąski na stół. Układałam wszystko tak, żeby wyglądało ładnie "Musi być idealnie, nie możemy sobie pozwolić na jakieś niedopatrzenie". Nagle po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk domofonu. Spojrzałam na zegarek "Cóż za punktualność.." stwierdziłam. Pobiegłam szybko otworzyć.
- Cześć słonko - ciocia wyściskała mnie za wszystkie czasy.
- Hej - mruknęłam z udawanym uśmiechem. Podbiegły do mnie moje dwie kuzynki, jedna w moim wieku druga młodsza. One z tej całej pokręconej rodzinki były na prawdę spoko.
- Cześć Nat.. jak się masz? - uśmiechnęła się do mnie czarnowłosa.
- U mnie wszystko dobrze. Na ile przyjechaliście do Londynu? - spytałam zaciekawiona.
- Na tydzień, na razie mieszkamy w starym domu rodziców, bo nie jest wynajmowany w tym czasie, dlatego możemy zostać tydzień - uśmiechnęła się czarnowłosa.
- No tak... a jak tam wujek Robert? - spytałam. Tata dziewczyn pracował często za granicą, delegacje czy inne tam wyjazdy.
- Dobrze się trzyma. Za dwa tygodnie przyjeżdża - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Będziemy musieli do was wpaść w takim razie - mrugnęłam do niej oczkiem. - Wchodź dalej, nie będziemy tu stać.. - zaproponowałam i zaprowadziłam dziewczynę do salonu. Usiadła na kanapie i wzięła małą na kolana. - Może coś co picia? Ciociu? - zwróciłam się do siostry mamy.
- Ja jeżeli mogę prosić kawę, taką jak zawsze. - ciocia oderwała się od rozmowy z Danym.
- A wy? - popatrzyłam w stronę Lily i Maddie.
- My prosimy herbatkę - odezwała się starsza - Chodź Maddie, pomożemy Nathalie zrobić picie - wzięła małą za rączkę i zaprowadziła do kuchni. Nastawiłam wodę w czajniku i przygotowałam kubki. Usiadłam przy wyspie kuchennej i rozmawiałam z Lily. Mała wskoczyła mi na kolana i dopiero teraz zobaczyłam poprzyklejane plasterki na kolankach dziecka i łokciu.
- A co Ci się stało Maddie? - spytałam.
- Wywluciłam się - odpowiedziała mała i ścisnęła mocniej swojego pluszowego misia.
- Zgadnij co nam się wczoraj przydarzyło.. - zaczęła Lily.
- Maddie się wywróciła? - parsknęłam śmiechem - To było takieee trudne do wymyślenia Lils.. serio. - skwitowałam.
- No poza tym że wywróciła się na oczach młodego, ładnego chłopaka który nam pomógł... i mam nawet jego numer - wystawiła język i pokiwała zabawnie brwiami.
- Dobra, dobra szczęściaro. Przyjeżdżasz do Londynu na tydzień i chcesz mi powiedzieć że już wyrwałaś chłopaka na małą? - zaśmiałam się
- Ejj.. ja wcale nie wysługuje się małą - prychnęła oburzona - on był na tyle miły i fajny że sam z siebie pomógł Maddie. - wyszczerzyła swoje równe, śnieżnobiałe ząbki.
- No Hally jest fajny - powiedziała blondyneczka, a mnie na dźwięk tego imienia serce stanęło.
- On się nazywa Harry? - spytałam zaskoczona próbując ukryć lekkie zdenerwowanie.
- Tak Harry - uśmiechnęła się przyjaźnie Lily a mnie mina całkowicie zrzedła. "Nat.. przecież w Londynie jest pewnie milion Harrych. To nie może być on".- próbowałam się uspokoić. Woda w czajniku się zagotowała a ja wstałam i zalałam kubki parującą cieczą.
- Coś nie tak? - spytała Lily.
- Niee.. wszystko w porządku - starałam się aby moja wypowiedź brzmiała jak najbardziej realnie i chyba mi się to udało, bo Lily już się nie dopytywała.
- Jak on wyglądał? - spytałam z nadzieją że nie zobaczy drugiego dna w tej wypowiedzi.
- Hmm..-  zamyśliła się - Ładny..
- To już wiem. - powiedziałam nieco zirytowana biorąc kubki i zanosząc do salonu.
- Daj mi dokończyć. A więc ładny, brunet, loki i zielone oczy z tego co pamiętam. A co?
- Nie.. nic - kogo ja oszukuje. Teraz miałam już stu-procentową pewność co do tego, że tajemniczym chłopakiem z parku był on. Tsaa.. był miły i dał jej swój numer telefonu.." W co on pogrywa? Najpierw wyznaje mi takie rzeczy, namiętnie mnie całuje, żeby potem pójść i wyrywać w parku dziewczyny. Dawać im swoje numery telefonu..." wiem że jestem niesprawiedliwa i może źle to oceniam, ale czuję się trochę oszukana.
- Nathalie.. - ponagliła ciocia.
- Słucham? Coś mówiłaś? - powiedziałam zwracając ku niej mój wzrok, wlepiony poprzednio w dywan.
- Pytałam się jak Ci idzie w szkole?
- aa.. dobrze. - posłałam jej udawany uśmiech - Przepraszam was, jakoś źle się czuje. Pójdę już do siebie - powiedziałam wstając, żegnając się z ciocią i dziewczynami i wyszłam z pokoju. Poszłam do swojej sypialni, wzięłam długą, gorącą kąpiel i położyłam się do łóżka.

W tym samym czasie, dom Harrego.


Leżałem w swoim łóżku z laptopem na kolanach i co chwilę popijałem gorącą herbatę z kubka. Od kilku dni siedzę chory w domu, przez co nie mam jak porozmawiać z Nathalie "Chociaż to może i lepiej.." Sam nie wiem czy jestem gotowy na tą rozmowę. Co miałbym jej powiedzieć?
Louis wychodził dziś ze szpitala, a ja nie mogłem przy nim być. Wszystko przez to, że zachciało mi się tułać po deszczowym Londynie przez kilka godzin... Pisałem z Liamem z mojej klasy. Chciałem dowiedzieć się co było w szkole. Okazało się że dużo nie przegapiłem. Zresztą... nawet gdyby, to spokojnie bym po nadrabiał. Mój telefon zawibrował. "1 nowa wiadomość od LILY". kliknąłem w dymek i uważnie przeczytałem wiadomość.
" Jak tam Harry? Postanowiłam że spłacę swój dług pyszną kawą i ciastkiem, co ty na to? :) " - szczerze to nie spodziewałem się tak szybko wiadomości od niej. No ale mimo wszystko miło mi się zrobiło, jak pomyślałem że kogokolwiek obchodzi to "Co u mnie słychać". Szybko wklepałem w dotykowy ekran i wysłałem: " Jasne, kawa i ciastko świetnie brzmi. Jednak nie w najbliższym czasie bo jestem chory :c " nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
" Co się stało? ;c " 
" Nic poważnego, grypa. Przemoczyłem się porządnie na tym spacerze po parku ;) "
" OK. W takim razie napisz jak będziesz miał czas i wyzdrowiejesz. Trzymaj się! :) "
" Dzięki. Miłego dnia! ;-) "
 - odłożyłem komórkę na bok i wróciłem do pisania z Liamem na Facebooku, czytania tweetów i słuchania muzyki. Kolejny raz ktoś mi przerwał. W tym wypadku była ta Janette. Zapukała delikatnie w drzwi i gdy usłyszała "Proszę" lekko uchyliła drzwi. Ściągnąłem słuchawki z uszu i popatrzyłem na nią.
- Nie chce przeszkadzać Harry, ale masz gościa. - uśmiechnęła się i otwarła szerzej drzwi. Do pokoju kuśtykał nie kto inny jak Louis.
- Widzisz Harry, teraz na to wychodzi że ja Cię muszę odwiedzać w Twoim domowym szpitalu. - zaśmiał się.
- Cześć Lou - przywitałem się z przyjacielem po czym zrobiłem mu miejsce obok siebie, żeby mógł wygodnie usiąść.
- Jak się czujesz?
- Nawet OK. Gardło mnie trochę boli i głowa, ale poza tym jest spoko - posłałem mu uśmiech.
- Mam coś dla Ciebie.
- Cooo? - zacząłem wypytywać jak małe, niecierpliwe dziecko.
- Pamiętasz ten nasz wypad na weekend?
- Tak - przytaknąłem.
- Mam dla Ciebie zdjęcia, taa daamm - wyciągnął z kieszeni spodni pendriv'a. Szybko włożyłem go do wejścia USB i zaczęliśmy oglądać zdjęcia. Na nich uśmiechnięty Louis z El i ja z Caroline "No tak.. wtedy była jeszcze moją dziewczyną" Kolejne zdjęcie jak wrzucamy z Louisem Eleanor do wody. Następne zdjęcie z ogniska i masa innych. Oglądaliśmy tak wspominając chyba z godzinę. Nie wiedziałem nawet że Louis ma tyle zdjęć. Taak.. to był zdecydowanie udany weekend - uśmiechnąłem się pod nosem. Dalej przesuwałem zdjęcia, których zostało jeszcze kilkanaście, gdy moim i Louisa oczom ukazało się takie zdjęcie że popadłem w gigantyczna głupawkę. Po prostu nie mogłem przestać się śmiać. Louis mruknął tylko ciche 'Cholera' pod nosem i zamknął laptopa. Zdjęcie przestawiało Louisa. Nie dość że spał na nim nagi, to do tego całą twarz i ciało wymalowane miał bitą śmietaną... wyglądało to co najmniej komicznie.
- To już wiem czemu 'śniły' mi się wtedy takie rzeczy uff.. to była gorąca noc - mruknął Louis a ja jeszcze bardziej zacząłem się śmiać. Łapałem się za brzuch bo tak mnie bolał od śmiechu i miałem wrażenie, że moja przepona zaraz pęknie. Przyjacielowi wcale nie było do śmiechu. Chwycił telefon i zaczął gdzieś dzwonić. Ja cały popłakany ze śmiechu próbowałem na chwilę się uspokoić żeby słyszeć rozmowę.
- Halo.. Cześć kochanie... Eleonor skarbie, mogłabyś mi wytłumaczyć co robi TAKIE (z naciskiem na takie) zdjęcie w naszym albumie z weekendu??? - mówił wkurzonym głosem a ja znów musiałem się powstrzymywać od nagłego napadu głupawki. Przez chwilę nic nie było słychać i widocznie El coś mówiła, a ja nie mogłem wytrzymać i widząc jego zdeterminowaną minę znów zacząłem się chichrać. - Masz pozdrowienia od Els - mruknął Lou.
- Dzięki też ją pozdrów - mówiłem pomiędzy śmiechem.
- Dobra, pogadamy o tym w domu - powiedział do telefonu. - Tak ja też pomimo TEGO Cię kocham. Pa - powiedział dość obojętnym tonem.
- Hahahahahahahaha... nie no nie mogę. Co powiedziała?
- Że to była swego rodzaju zielona noc dla mnie, za to że wrzuciłem ją do wody - mruknął niezadowolony.
- A nie było Ci przyjemnie tej nocy? - powiedziałem chichocząc.
- No niby tak ale..
- No właśnie! To nie miej do niej wyrzutów sumienia. Masz szczęście, że twoja mama nie oglądała tego albumu.
- Yyy.. właśnie - zaczął drapać się po karku - chyba oglądała. A potem skomentowała że musiałem się dobrze bawić na tym wyjeździe, ale myślałem jej o normalną zabawę, nie wiedziałem że są tak takie zdjęcia - jęknął i spalił totalnego buraka. Nie potrzebowałem już więcej żeby zacząć się turlikać po ziemi ze śmiechu. Louis siedział zażenowany na moim łóżku i nie wiedział co powiedzieć. Do pokoju wparowała Jane.
- Harry! Dziecko zaraz dom mi się zawali! - krzyknęła łapiąc się za głowę gdy zobaczyła w jakim jestem stanie. - Co tu się dzieje? - spytała podejrzliwie.
- Bo Loui... - Lou zatkał mi ręką usta i spalił kolejnego buraka. - Nic takiego, po prostu oglądaliśmy zdjęcia z weekendu. - powiedział spokojnie.
- Dobra, to ja wam nie przeszkadzam. Tylko Harry błagam Cię. Nie rozwal mi domu! - powiedziała błagalnym tonem i wyszła z pokoju.
- Harry, ja już lecę. - powiedział patrząc na zegarek znajdujący się na nadgarstku - Już późno. A to - wziął i pokazał pendriv'a - biorę ze sobą. Muszę skasować dowody zbrodni i policzyć się z Eleanor - powiedział zacierając ręce.
- Ejjj.. - jęknąłem przeciągle - ja chciałem mieć to zdjęcie !
- Po moim trupie! - powiedział Lou i wyszedł unikając lecącej poduszki.



Nie wiem jak wam, ale mnie się średnio podoba ten rozdział. W połowie tak w połowie nie.
Poprawiałam go kilka razy, ale nie potrafię inaczej tego napisać.
Miejmy nadzieję, że następny wyjdzie lepszy. ;)
Dziękuję za wszytskie komentarze, kocham was! <3
zapraszam na twittera ->  charls_grey

Całuję,
greenapple xx.