czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 10

Na wstępie chciałam podziekować KateG, bo gdyby nie ona to rozdział najprawdopodobniej nie pojawił by się tutaj przez jakiś czas. Dzięki! :)
Rozdział jest wg. mnie beznadziejny, ale jak zawsze to wam pozostawiam ocenę.
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam miłego czytania! :)



Dziś czułem się znacznie lepiej. Poziom mojej energii momentalnie wzrósł, kiedy zobaczyłem piękne, jesienne słońce za oknem. Mozolnym krokiem ruszyłem do łazienki i stanąłem przed lustrem wiszącym na niebieskich kafelkach nad umywalką. Moje dobre samopoczucie miało się nijak do mojego wyglądu. Blada twarz, zaczerwienione oczy i sterczące we wszystkie możliwe strony włosy. Wyglądałem jak zombie, choroba dała się we znaki „Chyba raczej siedzenie pół nocy na komputerze..”. Postanowiłem wziąć prysznic. Wszedłem do kabiny i puściłem gorący strumień wody na moje spięte ciało. Od razu się zrelaksowałem.  Umyłem się orzeźwiającym, miętowym żelem pod prysznic, który momentalnie postawił mnie na nogi, gdy jego zapach dotarł do moich nozdrzy. Spłukałem dokładnie włosy i wyszedłem z kabiny owijając się jedynie ręcznikiem.
Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej bieliznę i ubrania na dziś. Był dzień wolny, który zamierzałem cały przesiedzieć w domu, więc mój wybór padł na ulubione dresy i luźną koszulkę. Ubrałem się i wytarłem ręcznikiem włosy, z których co chwilę skapywały mi małe, zimne kropelki na kark.
Popatrzyłem na zegar wiszący po przeciwnej stronie łóżka. Wskazywał na godzinę 12.30 „No Styles.. zaczynasz pobijać rekordy w spaniu i wstawaniu...” Jak na zawołanie, odezwał się mój pusty żołądek i wydał z siebie głośne burczenie.
Nie pozostało mi nic innego, jak zejść do kuchni i przyrządzić sobie coś do jedzenia.
Otwarłem lodówkę i zacząłem przeszukiwać jej wnętrze. Znalazłem tam tylko szynkę, żółty ser i pomidora. Wyciągnąłem wszystko na blat i zacząłem robić kanapki.
Z gotowym talerzykiem i zaparzoną herbatą, udałem się do salonu. Usiadłem na dużej, wygodnej kanapie i włączyłem telewizor. Przełączałem z kanału na kanał.
- Nudy.. Tu też nudy, kolejne nudy, nic ciekawego... – w końcu trafiłem na jakiś kanał muzyczny. Aktualnie szła piosenka jakiegoś nowego, brytyjskiego zespołu. Postanowiłem zostawić to i wziąłem się za jedzenie mojego śniadania.

Skończyłem jeść i wyłożyłem się brzuchem do góry na kanapie. Przymknąłem oczy i miałem nadzieję na krótką drzemkę, gdyby nie dzwonek do drzwi. Popatrzyłem na zegar „Świetnie, Janette znów zapomniała wziąć kluczy..” jęknąłem głośno i zwlokłem się z łóżka. Kolejny dzwonek. – Już idę – krzyknąłem zakładając pantofle na stopy.

Mozolnym krokiem poszedłem do drzwi. Otworzyłem je i zacząłem mówić.
- Znów zapomniałaś kl... – popatrzyłem na osobę stojącą przede mną, i nie była to wcale Janette. – eee.. Nathalie? Co ty tu robisz? – powiedziałem zmieszany drapiąc się w kark.
- Cześć Harry, przepraszam że nachodzę. Możemy porozmawiać? – spytała nieśmiało.
- Jasne, wchodź. – zaprosiłem dziewczynę do środka. Weszliśmy do salonu i brunetka usiadła na kanapie. – Przepraszam za bałagan. Jadłem śniadanie – wyjaśniłem zgarniając brudne naczynia po posiłku. – Zaraz wracam – rzuciłem i udałem się do kuchni.

Wstawiłem naczynia do zlewu i stanąłem na chwilę zastanawiając się nad tym co właśnie się stało. Jakoś nie mogło to do mnie dotrzeć że ONA siedzi właśnie u mnie, na mojej własnej kanapie i sama tu przyszła. „Dobra.. wdech, wydech i do dzieła”

Wróciłem do salonu. Nathalie siedziała tak samo jak ją zostawiłem. Jakby nie wykonała żadnego ruchu. Siedziała niczym posąg, patrząc w martwy punkt.
- ekhem..  a więc co Cię do mnie sprowadza? – dziewczyna oderwała się jakby z transu i kilka razy zamrugała oczami. Popatrzyła na mnie tym swoim przeszywającym wzrokiem.
- Yyy... wiesz. Chodzi o to.. to co się ostatnio stało. – ostatnie powiedziała na jednym wdechu z wielką prędkością. Jej policzki przybrały kolor dorodnego pomidora a ona sama spuściła zawstydzona głowę.
- Przepraszam za to... ja...umm.. nie chciałem Cię skrzywdzić – powiedziałem w końcu skruszony. Dziewczyna dopiero teraz podniosła głowę i znów jej lazurowe tęczówki wpatrywały się we mnie.
- Nic się nie stało. Tak właściwie to bardziej zastanawia mnie to czemu tak nagle wybiegłeś.
„Dobre pytanie. Czemu...?” zacząłem się zastanawiać.
- Wiesz.. – zacząłem – sam nie wiem. Pogubiłem się w tym wszystkim. W moich emocjach i odczuciach. Bałem się twojej reakcji. – teraz to ja spuściłem wzrok a dziewczyna zachichotała.
- Czemu? – spytała weselszym głosem.
- No bo... ty masz chłopaka, a ja jak ten debil Cię pocałowałem – popatrzyłem na dziewczynę. Jej wyraz twarzy był dość zdziwiony.
- Skąd to wytrzasnąłeś? Przecież ja nie mam chłopaka – zaśmiała się.
- Przecież widziałem Cię kiedyś w Starbucksie z wysokim brunetem.. – jęknąłem.
- Harry.. To mój brat! – powiedziała z politowaniem dziewczyna.
- Serio? – pacnąłem się z otwartej dłoni w czoło. „Styles.. jesteś debilem!” podsumowałem sam siebie. „Trzeba było choć raz posłuchać raz Louisa, a nie wymądrzać się!”

Wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy z Nathalie i długo rozmawialiśmy. Chciałem się spytać o jej siniaki i rany, ale nie chciałem psuć chwili. Dobrze nam się rozmawiało i niech tak zostanie. „Może po prostu nie miałeś odwagi, a nie, nie chciałeś...” moje jak zwykle pocieszycielskie drugie ja.

Zaproponowałem dziewczynie obiad, ale powiedziała, że się śpieszy i że musi coś załatwić o 15. „Jak to się stało, że minęły już dwie godziny, które najnormalniej w świecie przegadaliśmy?”
Odprowadziłem Nathalie do drzwi. „Nie lubię pożegnań...”
- No to cześć Harry. Fajnie się gadało. Musisz kiedyś wpaść do mnie – dziewczyna posłała mi nieśmiały uśmiech. Po czym poprosiła o komórkę i wpisała tam swój numer. „A ja wewnątrz skakałem z radości”.
- Na pewno skorzystam – mrugnąłem do niej oczkiem. – Trzymaj się.
- Pa – brunetka cmoknęła mnie w policzek, a ja mogę przysiąc, że wszystkie moje narządy zmieniły położenie, a żołądek zaczął latać za sprawą latających w nim motylów. Patrzyłem jak odchodzi i czułem to ciepło w miejscu gdzie przed chwilą znajdowały się jej usta. To aż parzyło. „Boże.. ja wariuję!” Stałem tak jak jakiś słup soli, rozmarzony do granic możliwości z bananem na twarzy i czekałem na zbawienie.

„Zbawienie nadjechało” A raczej Janette w genialnym humorze do żartów. Co ty tak stoisz? – spytała rozbawiona lustrując całą moją osobę. – przybił ci ktoś stopy do tej werandy? – minęła mnie i weszła do domu. Udałem się za nią i poszedłem do kuchni nalać sobie wody. Powietrze w domu było jeszcze przesiąknięte zapachem jej perfum. Jej zapach przyprawiał mnie o wariacje. Miałem ochotę wziąć jakiś pojemnik, i zamknąć w nim ten zapach. Na zawsze. „Nie lepszą alternatywą byłoby częstsze spotykanie się..?”.
Dzisiejszy dzień był dla mnie zdecydowanie szczęśliwy. Po pierwsze - wyjaśniłem sobie wszystko z Nathalie. Po drugie – Zaproponowała kolejne spotkanie. A po trzecie, i dla mnie najlepsze – Louis miał rację i okazało się, że Nat nie ma chłopaka. „A Ty Styles jesteś zdecydowanie przewrażliwiony!”. Teraz trzeba podjąć tylko odpowiednie kroki i przedsięwzięcia.

Następnego dnia napisałem rano do Nathalie sms’a, czy nie zechciałaby podwózki do szkoły. Długo nie musiałem czekać na jej odpowiedź.
„Sama nie wiem czy to będzie bezpieczna jazda, ale co mi szkodzi? :p „
„Podaj swój adres, będę o 7.30 xx. „
Dziewczyna napisała mi dokładny adres. Okazało się, że jej dom znajdował się 5 minut jazdy samochodem od mojego. Zatrzymałem się na brukowanym podjeździe i czekałem na brunetkę.
Wyszła z domu cała uśmiechnięta. Można by powiedzieć, że wręcz promieniowała radością i pozytywnym nastawieniem. Wsiadła na miejsce pasażera, przywitała się i ruszyliśmy do szkoły.
Pierwsze cztery lekcje zdawały się być katorgą. Oczywiście jak na złość, czas dłużył się i dłużył. Zastanawiałem się, czy przypadkiem te lekcje zamiast 45 minut, nie trwały 2 godzin. W końcu nadeszło zbawienie w postaci dzwonka na przerwę i jak z procy wystrzeliłem w kierunku drzwi, a potem sali językowej. Dzisiejsza ostatnia lekcja – moja ulubiona – język francuski.
Wszedłem szybkim krokiem do sali i zmierzyłem ją wzrokiem. Brunetka siedziała na miejscu tym co zwykle i pisała coś na komórce. Podszedłem ją z zaskoku od tyłu i wystraszyłem. Dziewczyna podskoczyła przestraszona i gdy zorientowała się, ze to ja zaczęła krzyczeć.
- Harry! Do reszty zgłupiałeś?! Chcesz, żebym przez Ciebie zawału dostała?!
- Gdybym cię mógł reanimować to czemu nie – pokiwałem brwiami, za co dostałem kuksańca w bok.
- Ładnie to tak bić starszych? – powiedziałem z udawanym obrażeniem.
- Ja nie biję. Ja przemawiam Ci do twojego pustego łba – zaśmiała się dziewczyna i na potwierdzenie swoich słów poczochrała mnie po głowie.
- To był już cios poniżej pasa! – powiedziałem oburzony.
- Nie wiedziałam że poniżej pasa znajduje się Twoja głowa. – zachichotała, po czym dodała poważnym tonem – Przepraszam, zapamiętam, że Pana Harrego Stylesa kategorycznie nie wolno czochrać po włosach – kiwnęła znacząco głową, po czym znów mnie poczochrała. „No jak z dzieckiem...” westchnąłem w myślach.
- Ojj.. stąpasz po cienkim lodzie – ostrzegłem.
- Sorki... ale ty robisz takie śmieszne miny jak się obrażasz... Przepraszam – pogładziła mnie po głowie i wyszczerzyła równe ząbki w szerokim uśmiechu. Już miałem wymyślić karę, gdy do sali wszedł pan Coldman.
- Ja to sobie zapamiętam! – szepnąłem w jej stronę.
- Okejj – powiedziała niczym nie wzruszona i wystawiła język w moją stronę.

Po szkole odwiozłem dziewczynę do domu. Przez całą drogę powrotną rozmawialiśmy i śmialiśmy się z wszystkiego. „To się nazywa głupawka!”
W końcu dojechaliśmy i zaparkowałem pod jej domem.
- Wejdziesz – Nat popatrzyła w moją stronę.
- Przepraszam, ale nie dziś. Umówiłem się z przyjacielem, że do niego wpadnę. – powiedziałem trochę zasmucony. „Ten to ma wyczucie czasu...”
- Nic, innym razem. Dzięki za podwózkę, hej! – powiedziała wychodząc z samochodu.
- Cześć, do jutra! – uśmiechnąłem się, po czym dziewczyna zatrzasnęła swoje drzwi i widząc jak odchodzi w stronę drzwi, odjechałem w stronę swojego domu.

Dom Louisa, wieczór.

Tak jak obiecałem mojemu przyjacielowi, przyjechałem go odwiedzić. Siedzieliśmy z Louisem i Eleanor w salonie i rozmawialiśmy przy nastrojowej muzyce grającej gdzieś z tyłu z głośników.
- Macie może ochotę na coś ciepłego do picia? Idę sobie zrobić kawę - spytała brunetka, wstając z kolan Louisa.
- Ja w takim razie też poprosze kawę - uśmiechnąłem się do dziewczyny.
- I ja! - odezwał się Lou. El udała się do kuchni i zostawiła nas samych w salonie. Tak jak myślałem, Louis był nad wyraz ciekaw, co sprawiło taką nagłą poprawę mojego humoru. Zapewne nie chciał rozmawiać o tym przy Eleanor, więc teraz jak wyszła, nie czekając ani chwili dłużej zaczęło się przesłuchanie detektywa Louisa Williama Tomlinsona. "Jak ja to uwielbiam..." prychnąłem w myślach.
- Co dziś ciekawego robiłeś? -  nowość, czyżby bał się zapytać wprost? zrobiłem młynka oczami.
- Lou, mógłbyś spytać się "Dlaczego masz taki dobry humor?" Lub coś w tym stylu, a nie bawić się w podchody. Na twoje nieszczęście, znam Cię nie od dziś i wiem do czego zmierzasz. - widocznie zaskoczyłem bruneta takim obrotem spraw. Byłem po prostu szczery.
- No dobra, chciałem delikatniej, ale skoro sam zacząłeś, to teraz rozwiń temat - wyszczerzył się chłopak.
- Hmm... za sprawą pewnej osoby - wystawiłem do niego język.
- No nie bądź już taki tajemniczy... - jęknął chłopak.
- Nathalie.
- Wiedziałem - ucieszył się jak małe dziecko - Tylko ona chyba mogła sprawić, że nie będziesz chodził smętny jak duch po świecie.
- Brawo Sherlocku! - wywróciłem oczami i zacząłem bić brawo.
- Ejj.. - oburzył się - to powiedz chociaż, co takiego zrobiła ta tajemnicza brunetka, że chodzisz uśmiechnięty od ucha do ucha przez cały czas?
- Po prostu rozmawialiśmy.. - powiedziałem ogółem.
- Mnie się tam wydaje, że nie tylko.
- No to dalej możesz snuć domysły, bo już więcej ode mnie nie wyciągniesz - powiedziałem triumfalnym głosem.
- Dobra, dobra...
- A jak tam w ogóle u was się mają sprawy? Gadałeś z El o zdjęciu - na samą myśl wyszczerzyłem się i miałem ochotę znów się śmiać.
- Tak. - powiedział krótko z zawstydzeniem.
- Może więcej konkretów?
- Nie - wystawił język - Ty nie chcesz mi więcej zdradzić, to ja Tobie też nie powiem.
- Szantażysta - przymknąłem powieki i pokręciłem z niedowierzaniem głową.
Ani Louis, ani Ja nie dowiedziałem się szczegółów, bo do salonu weszła Eleanor z kawą. Potem nie wracaliśmy już do tych tematów, tylko normalnie rozmawialiśmy o innych rzeczach. Siedziałem u nich do późnej nocy, a potem zmęczony wróciłem do domu, położyłem się do łóżka i w sekundzie usnąłem.
A jakie rzeczy mi się śniły...


No to tyle na dziś. Dziękuję za wytrwałość w czekaniu na ten rozdział.
Udanego długiego weekendu kochani! :*

greenapple xx.



(twitter:  charls_grey   ask: PYTANIA? )

środa, 22 maja 2013

Rozdział 9

Kilka dni później. Sobota, dom Nathalie.

Weekend. Nareszcie wymarzony weekend. Chwila by odpocząć od wszystkiego. By odetchnąć i się zbawić. Po ostatnim 'incydencie' nie widziałam się z Harrym ani razu. Codziennie gdy siedziałam na korytarzu, wypatrywałam chłopaka z burzą loków na głowie, zielonymi oczami i ślicznym uśmiechem. Na darmo. Na próżno wyczekiwałam aż zjawi się na lekcji francuskiego, usiądzie obok mnie i tak po prostu zagada. Nie miałam pojęcia co mogło się stać. Nie tylko dlatego że nie było go tyle czasu w szkole. Dlatego że poszedł sobie. Najpierw powiedział mi to co czuje, pocałował a potem zostawił, ze sprzecznymi emocjami kumulującymi się we mnie. Nawet nie dał mi nic powiedzieć...
- Nat.. - usłyszałam głos Danego gdzieś z kuchni. Poszłam szybkim krokiem w tamtą stronę i popatrzyłam na chłopaka stojącego przy blacie i zawzięcie coś krojącego.
- Słucham? - uśmiechnęłam się na jego widok i bacznie obserwowałam jego poczynania.
- Mogłabyś przeczytać mi jeszcze raz ten przepis z 19 strony? mam brudne ręce - wskazał na kolorową książkę leżącą na wyspie kuchennej. Podeszłam i otwarłam książkę. Hmm strona 19.. Mam!
- A więc tak.. warzywa wrzuć do miski - popatrzyłam na prawie pełną miskę, do której w tym samym momencie Dany wsypał ostatnią porcję pokrojonych warzyw. - Okejj.. to mamy. Teraz zostało Ci zrobić sos czosnkowo-ziołowy, wstawić do lodówki i w tym czasie usmażyć kurczaka z tymi przyprawami - podniosłam torebeczkę przypraw stojąca obok i pokazałam chłopakowi.
- Pomożesz? - spytał z błagalnym wzrokiem. Żaden z niego kucharz, ale doceniam to co robił. Jedyna rzecz która popchnęła go w stronę gotowania "I bycia trzeźwym.." To zapewne to, że dziś przyjeżdża rodzinka w odwiedziny "A raczej na inspekcje domową.." Nie chodzi o to że ich nie lubię, czy coś w tym stylu. Po prostu jest to dla mnie irytujące. Od czasu wypadku i śmierci rodziców oni przyjeżdżają do Londynu, a my musimy się wzorowo zachowywać, żeby nie 'przygarnęli' nas pod swój dach. Ciocia była na prawdę sympatyczną i miłą osobą. Tu bardziej chodziło o to, że przeprowadzka, równałaby się z porzuceniem nauki w najlepszej muzycznej szkole w Londynie. Ja chciałam spełnić moje marzenia, a jeden błąd z naszej strony i wszystko by przepadło. Dany również nie chciał się przeprowadzać i wiedział jak zależy mi na tej szkole. Zapewne dlatego tak się starał, i nie powiem, bardzo lubiłam i doceniałam jego starania "Szkoda że nie może być taki zawsze... taki stary i dobry. Taki jak przed..."
- To jak, pomożesz? - spytał robiąc oczka kotka ze Shreka. Ja na to tylko pokiwałam głową i spytałam co mam robić.
- Więc tak - zarządzał - Ty młoda, zrób sos z jogurtu, czosnku i jarzynki, a ja w tym czasie usmażę kurczaka, może być? - puścił w moją stronę oczko.
- Jasne, już się robi szefie! - uśmiechnęłam się do niego i zasalutowałam. Poszłam do łazienki umyć porządnie ręce. Znalazłam kilka ząbków czosnku i zaczęłam je obierać z różowo-białej łupki.
- Dany... o której dokładnie mają przyjechać? - spytałam patrząc na brata, który właśnie mieszał mięso na patelni.
- O 16. - odpowiedział krótko i wrócił do wykonywania swojej czynności. Nie wydawał się być z tego powodu szczęśliwy. "Zresztą ja też" Niecałe 15 minut później, sałatka była już gotowa. Dany zabrał się za robienia kanapek i innych przekąsek, a ja za sprzątanie domu.

Godzina 15.50, dom Nathalie.

Właśnie się przebrałam i zeszłam na dół do Danego. Nakrywał mały stolik w salonie i poprawiał inne szczegóły. Poszłam do kuchni i zaczęłam znosić przekąski na stół. Układałam wszystko tak, żeby wyglądało ładnie "Musi być idealnie, nie możemy sobie pozwolić na jakieś niedopatrzenie". Nagle po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk domofonu. Spojrzałam na zegarek "Cóż za punktualność.." stwierdziłam. Pobiegłam szybko otworzyć.
- Cześć słonko - ciocia wyściskała mnie za wszystkie czasy.
- Hej - mruknęłam z udawanym uśmiechem. Podbiegły do mnie moje dwie kuzynki, jedna w moim wieku druga młodsza. One z tej całej pokręconej rodzinki były na prawdę spoko.
- Cześć Nat.. jak się masz? - uśmiechnęła się do mnie czarnowłosa.
- U mnie wszystko dobrze. Na ile przyjechaliście do Londynu? - spytałam zaciekawiona.
- Na tydzień, na razie mieszkamy w starym domu rodziców, bo nie jest wynajmowany w tym czasie, dlatego możemy zostać tydzień - uśmiechnęła się czarnowłosa.
- No tak... a jak tam wujek Robert? - spytałam. Tata dziewczyn pracował często za granicą, delegacje czy inne tam wyjazdy.
- Dobrze się trzyma. Za dwa tygodnie przyjeżdża - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Będziemy musieli do was wpaść w takim razie - mrugnęłam do niej oczkiem. - Wchodź dalej, nie będziemy tu stać.. - zaproponowałam i zaprowadziłam dziewczynę do salonu. Usiadła na kanapie i wzięła małą na kolana. - Może coś co picia? Ciociu? - zwróciłam się do siostry mamy.
- Ja jeżeli mogę prosić kawę, taką jak zawsze. - ciocia oderwała się od rozmowy z Danym.
- A wy? - popatrzyłam w stronę Lily i Maddie.
- My prosimy herbatkę - odezwała się starsza - Chodź Maddie, pomożemy Nathalie zrobić picie - wzięła małą za rączkę i zaprowadziła do kuchni. Nastawiłam wodę w czajniku i przygotowałam kubki. Usiadłam przy wyspie kuchennej i rozmawiałam z Lily. Mała wskoczyła mi na kolana i dopiero teraz zobaczyłam poprzyklejane plasterki na kolankach dziecka i łokciu.
- A co Ci się stało Maddie? - spytałam.
- Wywluciłam się - odpowiedziała mała i ścisnęła mocniej swojego pluszowego misia.
- Zgadnij co nam się wczoraj przydarzyło.. - zaczęła Lily.
- Maddie się wywróciła? - parsknęłam śmiechem - To było takieee trudne do wymyślenia Lils.. serio. - skwitowałam.
- No poza tym że wywróciła się na oczach młodego, ładnego chłopaka który nam pomógł... i mam nawet jego numer - wystawiła język i pokiwała zabawnie brwiami.
- Dobra, dobra szczęściaro. Przyjeżdżasz do Londynu na tydzień i chcesz mi powiedzieć że już wyrwałaś chłopaka na małą? - zaśmiałam się
- Ejj.. ja wcale nie wysługuje się małą - prychnęła oburzona - on był na tyle miły i fajny że sam z siebie pomógł Maddie. - wyszczerzyła swoje równe, śnieżnobiałe ząbki.
- No Hally jest fajny - powiedziała blondyneczka, a mnie na dźwięk tego imienia serce stanęło.
- On się nazywa Harry? - spytałam zaskoczona próbując ukryć lekkie zdenerwowanie.
- Tak Harry - uśmiechnęła się przyjaźnie Lily a mnie mina całkowicie zrzedła. "Nat.. przecież w Londynie jest pewnie milion Harrych. To nie może być on".- próbowałam się uspokoić. Woda w czajniku się zagotowała a ja wstałam i zalałam kubki parującą cieczą.
- Coś nie tak? - spytała Lily.
- Niee.. wszystko w porządku - starałam się aby moja wypowiedź brzmiała jak najbardziej realnie i chyba mi się to udało, bo Lily już się nie dopytywała.
- Jak on wyglądał? - spytałam z nadzieją że nie zobaczy drugiego dna w tej wypowiedzi.
- Hmm..-  zamyśliła się - Ładny..
- To już wiem. - powiedziałam nieco zirytowana biorąc kubki i zanosząc do salonu.
- Daj mi dokończyć. A więc ładny, brunet, loki i zielone oczy z tego co pamiętam. A co?
- Nie.. nic - kogo ja oszukuje. Teraz miałam już stu-procentową pewność co do tego, że tajemniczym chłopakiem z parku był on. Tsaa.. był miły i dał jej swój numer telefonu.." W co on pogrywa? Najpierw wyznaje mi takie rzeczy, namiętnie mnie całuje, żeby potem pójść i wyrywać w parku dziewczyny. Dawać im swoje numery telefonu..." wiem że jestem niesprawiedliwa i może źle to oceniam, ale czuję się trochę oszukana.
- Nathalie.. - ponagliła ciocia.
- Słucham? Coś mówiłaś? - powiedziałam zwracając ku niej mój wzrok, wlepiony poprzednio w dywan.
- Pytałam się jak Ci idzie w szkole?
- aa.. dobrze. - posłałam jej udawany uśmiech - Przepraszam was, jakoś źle się czuje. Pójdę już do siebie - powiedziałam wstając, żegnając się z ciocią i dziewczynami i wyszłam z pokoju. Poszłam do swojej sypialni, wzięłam długą, gorącą kąpiel i położyłam się do łóżka.

W tym samym czasie, dom Harrego.


Leżałem w swoim łóżku z laptopem na kolanach i co chwilę popijałem gorącą herbatę z kubka. Od kilku dni siedzę chory w domu, przez co nie mam jak porozmawiać z Nathalie "Chociaż to może i lepiej.." Sam nie wiem czy jestem gotowy na tą rozmowę. Co miałbym jej powiedzieć?
Louis wychodził dziś ze szpitala, a ja nie mogłem przy nim być. Wszystko przez to, że zachciało mi się tułać po deszczowym Londynie przez kilka godzin... Pisałem z Liamem z mojej klasy. Chciałem dowiedzieć się co było w szkole. Okazało się że dużo nie przegapiłem. Zresztą... nawet gdyby, to spokojnie bym po nadrabiał. Mój telefon zawibrował. "1 nowa wiadomość od LILY". kliknąłem w dymek i uważnie przeczytałem wiadomość.
" Jak tam Harry? Postanowiłam że spłacę swój dług pyszną kawą i ciastkiem, co ty na to? :) " - szczerze to nie spodziewałem się tak szybko wiadomości od niej. No ale mimo wszystko miło mi się zrobiło, jak pomyślałem że kogokolwiek obchodzi to "Co u mnie słychać". Szybko wklepałem w dotykowy ekran i wysłałem: " Jasne, kawa i ciastko świetnie brzmi. Jednak nie w najbliższym czasie bo jestem chory :c " nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
" Co się stało? ;c " 
" Nic poważnego, grypa. Przemoczyłem się porządnie na tym spacerze po parku ;) "
" OK. W takim razie napisz jak będziesz miał czas i wyzdrowiejesz. Trzymaj się! :) "
" Dzięki. Miłego dnia! ;-) "
 - odłożyłem komórkę na bok i wróciłem do pisania z Liamem na Facebooku, czytania tweetów i słuchania muzyki. Kolejny raz ktoś mi przerwał. W tym wypadku była ta Janette. Zapukała delikatnie w drzwi i gdy usłyszała "Proszę" lekko uchyliła drzwi. Ściągnąłem słuchawki z uszu i popatrzyłem na nią.
- Nie chce przeszkadzać Harry, ale masz gościa. - uśmiechnęła się i otwarła szerzej drzwi. Do pokoju kuśtykał nie kto inny jak Louis.
- Widzisz Harry, teraz na to wychodzi że ja Cię muszę odwiedzać w Twoim domowym szpitalu. - zaśmiał się.
- Cześć Lou - przywitałem się z przyjacielem po czym zrobiłem mu miejsce obok siebie, żeby mógł wygodnie usiąść.
- Jak się czujesz?
- Nawet OK. Gardło mnie trochę boli i głowa, ale poza tym jest spoko - posłałem mu uśmiech.
- Mam coś dla Ciebie.
- Cooo? - zacząłem wypytywać jak małe, niecierpliwe dziecko.
- Pamiętasz ten nasz wypad na weekend?
- Tak - przytaknąłem.
- Mam dla Ciebie zdjęcia, taa daamm - wyciągnął z kieszeni spodni pendriv'a. Szybko włożyłem go do wejścia USB i zaczęliśmy oglądać zdjęcia. Na nich uśmiechnięty Louis z El i ja z Caroline "No tak.. wtedy była jeszcze moją dziewczyną" Kolejne zdjęcie jak wrzucamy z Louisem Eleanor do wody. Następne zdjęcie z ogniska i masa innych. Oglądaliśmy tak wspominając chyba z godzinę. Nie wiedziałem nawet że Louis ma tyle zdjęć. Taak.. to był zdecydowanie udany weekend - uśmiechnąłem się pod nosem. Dalej przesuwałem zdjęcia, których zostało jeszcze kilkanaście, gdy moim i Louisa oczom ukazało się takie zdjęcie że popadłem w gigantyczna głupawkę. Po prostu nie mogłem przestać się śmiać. Louis mruknął tylko ciche 'Cholera' pod nosem i zamknął laptopa. Zdjęcie przestawiało Louisa. Nie dość że spał na nim nagi, to do tego całą twarz i ciało wymalowane miał bitą śmietaną... wyglądało to co najmniej komicznie.
- To już wiem czemu 'śniły' mi się wtedy takie rzeczy uff.. to była gorąca noc - mruknął Louis a ja jeszcze bardziej zacząłem się śmiać. Łapałem się za brzuch bo tak mnie bolał od śmiechu i miałem wrażenie, że moja przepona zaraz pęknie. Przyjacielowi wcale nie było do śmiechu. Chwycił telefon i zaczął gdzieś dzwonić. Ja cały popłakany ze śmiechu próbowałem na chwilę się uspokoić żeby słyszeć rozmowę.
- Halo.. Cześć kochanie... Eleonor skarbie, mogłabyś mi wytłumaczyć co robi TAKIE (z naciskiem na takie) zdjęcie w naszym albumie z weekendu??? - mówił wkurzonym głosem a ja znów musiałem się powstrzymywać od nagłego napadu głupawki. Przez chwilę nic nie było słychać i widocznie El coś mówiła, a ja nie mogłem wytrzymać i widząc jego zdeterminowaną minę znów zacząłem się chichrać. - Masz pozdrowienia od Els - mruknął Lou.
- Dzięki też ją pozdrów - mówiłem pomiędzy śmiechem.
- Dobra, pogadamy o tym w domu - powiedział do telefonu. - Tak ja też pomimo TEGO Cię kocham. Pa - powiedział dość obojętnym tonem.
- Hahahahahahahaha... nie no nie mogę. Co powiedziała?
- Że to była swego rodzaju zielona noc dla mnie, za to że wrzuciłem ją do wody - mruknął niezadowolony.
- A nie było Ci przyjemnie tej nocy? - powiedziałem chichocząc.
- No niby tak ale..
- No właśnie! To nie miej do niej wyrzutów sumienia. Masz szczęście, że twoja mama nie oglądała tego albumu.
- Yyy.. właśnie - zaczął drapać się po karku - chyba oglądała. A potem skomentowała że musiałem się dobrze bawić na tym wyjeździe, ale myślałem jej o normalną zabawę, nie wiedziałem że są tak takie zdjęcia - jęknął i spalił totalnego buraka. Nie potrzebowałem już więcej żeby zacząć się turlikać po ziemi ze śmiechu. Louis siedział zażenowany na moim łóżku i nie wiedział co powiedzieć. Do pokoju wparowała Jane.
- Harry! Dziecko zaraz dom mi się zawali! - krzyknęła łapiąc się za głowę gdy zobaczyła w jakim jestem stanie. - Co tu się dzieje? - spytała podejrzliwie.
- Bo Loui... - Lou zatkał mi ręką usta i spalił kolejnego buraka. - Nic takiego, po prostu oglądaliśmy zdjęcia z weekendu. - powiedział spokojnie.
- Dobra, to ja wam nie przeszkadzam. Tylko Harry błagam Cię. Nie rozwal mi domu! - powiedziała błagalnym tonem i wyszła z pokoju.
- Harry, ja już lecę. - powiedział patrząc na zegarek znajdujący się na nadgarstku - Już późno. A to - wziął i pokazał pendriv'a - biorę ze sobą. Muszę skasować dowody zbrodni i policzyć się z Eleanor - powiedział zacierając ręce.
- Ejjj.. - jęknąłem przeciągle - ja chciałem mieć to zdjęcie !
- Po moim trupie! - powiedział Lou i wyszedł unikając lecącej poduszki.



Nie wiem jak wam, ale mnie się średnio podoba ten rozdział. W połowie tak w połowie nie.
Poprawiałam go kilka razy, ale nie potrafię inaczej tego napisać.
Miejmy nadzieję, że następny wyjdzie lepszy. ;)
Dziękuję za wszytskie komentarze, kocham was! <3
zapraszam na twittera ->  charls_grey

Całuję,
greenapple xx.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 8

Oderwałem się od jej aksamitnych ust, ledwo łapiąc oddech. „Co ja najlepszego zrobiłem?”. Teraz to mogę już zapomnieć o jej przyjaźni. Wczoraj wystarczająco dała mi do zrozumienia, że tego nie chce. „A poza tym Ona ma chłopaka”. Patrzyłem się w jej lazurowe tęczówki. Nie umiałem z nich nic odczytać, jakby nic nie czuła. Moje serce biło jeszcze nierównomiernym rytmem. Nie mam pojęcia co mnie napadło i wzięło na takie wyznania „Oszalałem...”. Jedyne na co miałem w tej chwili ochotę, to zapaść się pod ziemie, uciec, lub po prostu znaleźć się jak najdalej stąd. Chwyciłem plecak leżący gdzieś na ziemi i po prostu wyszedłem, zostawiając samą, nadal zszokowaną dziewczynę. Pomimo tego, że dopiero przyjechałem do szkoły, nie miałem najmniejszej ochoty tam wracać. Zastanawiałem się chwilę gdzie pojechać. Janette wychodziła do pracy dopiero za godzinę, więc to odpadało. Postanowiłem pójść na spacer po deszczowym Londynie. Szedłem przed siebie nie zważając nawet w jakim kierunku. Nie przeszkadzały mi krople deszczu, przesiąkające przez moje ubranie i brutalnie chłodzące moje ciało. Dzisiejszy dzień nie należał do tych najcieplejszych. Mocny wiatr szarpał moje włosy i sprawiał że deszcz mocno i boleśnie kuł moją twarz. Czemu życie musi być tak cholernie pogmatwane? Raz wszystko się układa i ma się ku dobremu, żeby potem w momencie się zwalić. Przechodziłem właśnie obok grupki przedszkolaków, poubieranych w kolorowe płaszczyki i gumiaki. W rękach trzymały bukiety złotych, już przemokniętych liści. „Zapewne deszcz ich złapał na spacerze..” Mimo to, nic im nie przeszkadzało. Szły wesołe, z wielkimi uśmiechami na ustach i rozmawiały pomiędzy sobą. W tej chwili ogromnie im zazdrościłem. Były takie beztroskie i wolne. Nie miały problemów i wiodły spokojne życie ze swoimi rodzicami. Wszyscy o nich dbali, i nie musiały się przejmować problemami życia codziennego. Nic tylko zazdrościć.
Plątałem się tak bez celu i bez poczucia czasu. Obszedłem chyba pół miasta, a moje nogi nadal nie zmęczone prowadziły na przód. Szedłem teraz alejką parku i obserwowałem to co dzieje się naokoło. W parku nie było za dużo osób, pewnie ze względu na pogodę. Jedynymi żywymi duszami w taj okolicy były staruszki ze swoimi psami na spacerze i mała dziewczynka, która niestrudzenie biegała wciąż po alejkach niedaleko mnie. Wyglądała na taką pełną życia i radości. Taki promyczek tego pochmurnego, szarego dnia. Patrząc na nią człowiek sam się do siebie uśmiechał. Widząc jak się radośnie śmieje robiło się cieplej na sercu. Teraz ona była obiektem, który obserwowałem. Biegła teraz alejką po której spacerowałem i zatrzymała się przy małym piesku. Kucnęła przy nim i zaczęła coś do niego szeptać, równocześnie go głaskając. Mały czworonóg łasił się jak kot. Dziecko wstało, zawołało pupila i patrząc się za siebie pobiegło. Mały piesek pobiegł za nią i dotrzymywał jej dzielnie kroku. Ten skrawek parku, wypełniał teraz dźwięczny śmiech małej. Biegła teraz w moją stronę i niedaleko przede mną potknęła się i wywróciła. Podbiegłem szybko i podniosłem małą.
- Nic Ci nie jest? – spytałem oglądając dziecko z wszystkich stron.
- Nie – powiedziała ocierając małymi piąstkami lekko załzawione oczka.
- Sama tu przyszłaś?
- Nie z siostlą – zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu siostry dziewczynki. Jak na zawołanie z zakrętu wyłoniła się szczupła, czarnowłosa dziewczyna i gdy zobaczyła dziecko podbiegła szybko w naszą stronę. Podniosłem małą i wziąłem na ręce. Miała całe obtarte kolanka, łokieć i rączki na które najbardziej upadła.
- Co się stało? – spytała wystraszona dziewczyna. Była nieco niższa ode mnie, miała kruczoczarne, średniej długości, delikatne loki. Była ubrana w czarne rurki, podkreślające jej zgrabne nogi i szary płaszcz. Wyglądała na osobę mniej więcej w moim wieku. Oglądała siostrzyczkę i jej urazy. Po czym zwróciła się do mnie.
- Dziękuję panu za pomoc, mała tak szybko znikła mi z pola widzenia i od razu takie nieszczęście... – powiedziała kręcąc głową.
- Nic się nie stało. Byłem akurat w pobliżu – posłałem jej delikatny uśmiech – A tak w ogóle to mam na imię Harry, a nie żaden pan – zaśmiałem się wyciągając w jej stronę rękę. Uścisnęła moją dłoń -  Lilianne – przedstawiła się – Ale mów mi Lily, nie lubię pełnej wersji mojego imienia – dodała z uśmiechem.
- Nie ma sprawy – puściłem jej oczko. – A tak poza tym to nie wiem czemu nie lubisz tego imienia. Lilianne to piękne imię – powiedziałem szczerze, na co dziewczyna delikatnie się zarumieniła  „Zupełnie tak Nathalie...”
- A ty mała, jak masz na imię? – spytałem patrząc na blondyneczkę na moich rękach.
- Maddie – powiedziała nieśmiało dziewczynka.
- Jak tam skarbie, bardzo boli? – zwróciła się Lily do siostrzyczki.
- Tloszke – odpowiedziała mała obejmując mocniej moją szyję.
- To może zaniosę ją do waszego domu i opatrzymy ranki, co? – spytałem patrząc na Lily.
- Nie trzeba, poradzimy sobie. Nie chcemy zabierać Ci czasu. – powiedziała dziewczyna.
- Ale naprawdę, nie ma problemu – uśmiechnąłem się.
- Dobra, ale kiedyś Ci się odwdzięczę – powiedziała Lily i ruszyliśmy alejką przed siebie. Dom dziewczyn nie znajdował się daleko, samo dojście zajęło nam około 5 minut. Lily zaczęła przegrzebywać swoją torebkę w poszukiwaniu kluczy do domu. W końcu wyjęła pęk kluczy i podniosła rękę do góry ze swoim znaleziskiem. Otworzyła drzwi i przepuściła mnie z Maddie. Potem sama weszła i poprowadziła nas do łazienki, gdzie wyjęła apteczkę i zaczęła przeszukiwać. Wyjęła z niej kilka plastrów, gazy i wodę utlenioną i opatrzyła ranki małej. Blondyneczka była bardzo dzielna i nie płakała przy przemywaniu zadrapanych miejsc. W końcu Lily skończyła i mała o własnych siłach poszła do swojego pokoju.
- Dziękuję za pomoc Harry, pamiętaj jestem twoją dłużniczką, więc jak będziesz czegoś potrzebował to dzwoń. – podała mi swój numer, zaproponowała kawę, ale nie chciałem przeszkadzać i poszedłem. Wróciłem parkiem do domu. Okazało się że byłem na ‘spacerze’ ponad trzy godziny. Nawet nie wiem kiedy minęło tyle czasu...
Wszedłem do pustego mieszkania, wziąłem jakąś przekąskę z kuchni i siadłem przed TV. Czas spędzony z Lily i Maddie, może krótki, ale pozwolił mi choć na chwilę zapomnieć o moich problemach. Wziąłem pilota do ręki i przełączałem wszystkie kanały jak leci, nawet na nie, nie patrząc. Normalnie jak w jakimś transie, patrzyłem się na ekran telewizora, ale mój wzrok był tak naprawdę wpatrzony w przestrzeń ‘za nim’. Z totalnego zamyślenia wyciągnął mnie dzwonek mojego telefonu. Spojrzałem na ekran „Louis”. Pośpiesznie nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem aparat do ucha.
- No siema Haroldzik! – usłyszałem wesoły głos przyjaciela po drugiej stronie.
- Hej Lou – powiedziałem starając się, żeby mój głos brzmiał naturalnie, ale widocznie jestem kiepskim aktorem, bo Louis się na to nie nabrał.
- Co się dzieje młody? – spytał pełnym troski głosem. Odpowiedziała mu głucha cisza z drugiej strony. – Chyba musisz tu wpaść i musimy pogadać – powiedział.
- No chyba przyda mi się wygadać komuś – powiedziałem, nie ukrywając już smutku w głosie. – Będę za 10 minut. – rzuciłem i rozłączyłem się.



10 minut później, szpital.

Martwiłem się tym co się dzieje z Harrym. Ostatnio chodzi jakiś przybity. Myślałem że ten problem z przedwczoraj został już rozwiązany. Lecz chyba się myliłem. Sądząc po jego dobitym głosie w słuchawce, wiedziałem, że coś się stało. Może to nie problem z Nathalie? Może coś innego się stało?  Teraz tylko trzeba wyciągnąć co.
- Cześć Lou – przywitał się loczek zamykając drzwi i siadając na krześle obok mojego łóżka. 
- Hej młody. Nich zgadnę, rozchodzi się o drobną brunetkę o ‘anielskim’ głosie? – spytałem patrząc na jego reakcję. Westchnął głęboko i spuścił wzrok.
- Bo.. bo ja..yym...  – jąkał się jak dziecko.
- Wydusisz to z siebie w końcu? – zaśmiałem się.
- No kurde.. bo ja dziś powiedziałem jej co do niej czuję i ją pocałowałem – obserwował swoje conversy, jakby to była teraz najciekawsza rzecz w tym pokoju.
- Tak po prostu?- spytałem zdziwiony.
- Nie, wiesz.. po chińsku – syknął.
- Spokojnie, nie tak agresywnie. – temat tej dziewczyny zdecydowanie zmieniał Harrego. Wyglądało to tak, jakby naprawdę mu na niej zależało. – I co ona na to?
- Nic. – „teraz to już nic nie rozumiem, serio...” – Znaczy ja po prostu wyszedłem stamtąd. Bałem się tego co powie. A poza tym Lou.. ona ma chłopaka, więc powiedz mi do cholery co ja sobie myślałem?! – schował twarz w dłoniach.
- Nie wiem co sobie myślałeś, ale wiem że nie masz pewności co do tego, że ma chłopaka. – próbowałem go pocieszyć. Nie wiem.. co on się tak tego chłopaka uwiesił? Nagle honorowy się stał? Nie pojmuje tej sytuacji coraz bardziej.
- Powiem Ci tyle, i będę szczery. To co zrobiłeś było najgłupszą i najbardziej idiotyczną rzeczą którą zrobiłeś. – zrobił zdziwioną minę  – i nie chodzi mi tu o to, że ją pocałowałeś, tylko o to, że najzupełniej w świecie uciekłeś. – dodałem.
- To co mam teraz zrobić?
- Nie wiem. Myślę że powinieneś pomyśleć o tym w spokoju i sam rozważyć każdą opcję, ale na pewno nie zostawiać tego tematu – uśmiechnąłem się pocieszająco.
- Dzięki, ja w takim razie lecę... Pomyśleć – dodał z weselszą miną. – Pa Lou!
- Pa Harry, wpadnij jak będziesz miał czas. – powiedziałem na odchodne.
Nie ogarniam do końca tej sytuacji, ale wiem jedno. Harremu ta cała Nathalie nie jest obojętna. A tego u Stylesa nie widziałem. No może poza Caroline...



No to już kolejny rozdział za nami. :)
Dziękuję za komantrze pod poprzednim, to chyba one zmotywowały mnie do tak szybkiego napisania kontynuacji ;) Liczę na wasze szczere opinie również co do tego rozdziału, za które z góry dziękuję.
Zapraszam do odpowiadania na ankietę związaną z pisaniem bloga. Oraz jeżeli chcecie być informowani na twitterze o nowym rozdziale (napiszcie w komentarzu), lub po prostu do mnie napisać to zapraszam! :)
twitter: charls_grey

Życzę miłego tygodnia i całuję! ;*

greenapple xx.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 7

Siedziałam w swoim pokoju i uczyłam się matematyki. Nagle usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Moje ciało na ten dźwięk całe się spięło. Każdy mięsień z osobna odmówił posłuszeństwa gdy pomyślałam o przeszywającym bólu, którego niedawno doznałam.
- Nathalie - po całym domu rozniósł się głos Dan'a. "Nat.. spokojnie, może jest w normalnym stanie" próbowałam podnieść się na duchu, jednak nawet takie słowa nie pomagały. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Delikatnie je otwarłam i wychyliłam się. Nikogo nie było widać. Wyszłam powoli zamykając drzwi, żeby najpierw przyjrzeć się sytuacji. Nie myliłam się. Dan był znów cały nawalony prochami i upity, prawie do nieprzytomności. Nie chciałam żeby zdarzyło się to co przedwczoraj. Szybkim krokiem weszłam do pokoju i zamknęłam go od środka. Zgasiłam w pokoju światło i położyłam się do łóżka. Znów usłyszałam nawoływanie Dan'ego.
- Nathalie, wiem że jesteś w domu. - krzyczał. Leżałam skulona pod pościelą i modliłam się o cud. "Błagam niech się odczepi. Niech pomyśli że śpię. Błagam.." Usłyszałam mocne szarpnięcie za klamkę, jednak ta widocznie stawiała opór i drzwi pozostały nietknięte. "Ile ja bym dała żeby teraz ktoś tu był.." pomyślałam i w mojej głowie pokazał się obraz zielonookiego chłopaka z burzą loków na głowie. Nie wiem czemu akurat w takim momencie myślę o Harrym.. Może dlatego, że tylko on ostatnio chciał mi pomóc. Jeszcze kilka razy Dan'y szarpnął drzwiami, i odpuścił. Widocznie moje modlitwy zostały wysłuchane. Słyszałam jeszcze oddalające się kroki. "Bogu dzięki że odpuścił. Zawsze mogło się skończyć tak jak ostatnio. Wyłamanym zamkiem." pomyślałam. Siedziałam tak jeszcze jakiś czas nie wydając żadnego niepotrzebnego ruchu. Jedynymi dźwiękami było moje kołaczące w piersi serce, miarowy oddech i tykanie zegara wiszącego na przeciwległej ścianie. Upewniając się że w domu panuje bezwzględna cisza powoli, najciszej jak potrafiłam otwarłam drzwi i wyszłam na palcach z pokoju. Poszłam najpierw do salonu. Nie myliłam się.. Dan'y leżał jak nieżywy na kanapie. Jego bezwładne ciało w połowie zwisało z kanapy. W pomieszczeniu czuć było nieprzyjemny odór alkoholu. Podeszłam cicho do stołka na którym leżały poskładane koce. Wzięłam jeden z nich i przykryłam chłopaka. Co by o nim nie powiedzieć, był moim bratem. I mimo tego co mi niejednokrotnie zrobił, musiałam z tym żyć. W innym wypadku mogliby mnie wysłać do domu dziecka, lub rodziny zastępczej. Dan'y dzięki swojej pełnoletności, był moim opiekunem prawnym. Po tym jak rodzice zginęli w wypadku został mi tylko on. Pomimo jego wad, jakoś musiałam z tym żyć. Jeszcze raz spojrzałam na śpiącego chłopaka.
Wyglądał tak niewinnie. "Szkoda że to tylko pozory.." Dan'y ogólnie był fajny, lecz gdy wypił, co od śmierci rodziców zdarzało się coraz częściej tracił nad sobą kontrolę i robił różne rzeczy. Wyszłam z salonu i udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na wygodnym łóżku. Zaczęłam myśleć o dzisiejszym dniu, co nie wyszło na dobre. Wróciły wspomnienia z domu Harrego. Jego zielone jak pierwsza, wiosenna trawa tęczówki. Przeszywający na wylot wzrok i usta. Wargi które zdawały się być tak delikatne, że nawet ich nie kosztując można było to stwierdzić. Pokusa była ogromna. Czułam się wtedy jakby ogromny magnes, o niespotykanej sile przyciągał mnie do niego. Jego słodkie dołeczki kiedy się uśmiechał i te.. Dosyć Nathalie! Nie możesz tak o nim myśleć! To tylko kolega ze szkoły! "Ty wolałabyś inny 'status' nieprawdaż?" Zamknij się! "Mówię tylko to co wiesz i co myślisz. Jestem Tobą i wiem, że gdzieś tam w środku twoje wnętrze jest lepsze. Nie tak zatwardziałe, i że ono pragnie tego chłopca.." Wcale nie! "Tak.." Zamknij się w końcu! Wzięłam ogromną poduszkę i schowałam pod nią głowę. Nie ma to jak bić się ze swoimi myślami. Brawo Nath.. tylko Ty tak potrafisz - skwitowałam. Starałam się myśleć o wszystkim tylko nie o NIM. Starałam sobie wyobrażać motylki, owieczki skaczące przez płotek, psy bawiące się w parku, lekcje angielskiego, byle nie JEGO. Jednak mój mózg ze mną nie współpracował i co chwila 'podsyłał' do mojej głowy obrazy związane z NIM - Harrym Stylesem, którego bardzo lubiłam, a zarazem nienawidziłam za to co przez niego dzieje się w mojej głupiej głowie. By wyrzucić z siebie wsteczne emocje chwyciłam czystą kartkę i ołówek i zaczęłam malować. Na początku miał to być człowiek. Lecz gdy na moim obrazku nieświadomie zaczęły pojawiać się TE oczy, TE loczki, TEN uśmiech i TE dołeczki.. o zgrozo. "Powinnam się leczyć.." stwierdziłam. "Ja nawet tego nie kontroluję" jęknęłam w duchu. Odłożyłam moje 'dzieło' i walnęłam się na cieplutkie łóżko. Niedługo po tym zasnęłam.

Następny dzień. Kolejny dzień beznadziejnych zwodzeń, kłamstw i oszustw. Tak.. Oszukiwałam sama siebie, wierząc że nastanie nowe, lepsze jutro, w którym będę mogła żyć bez strachu i obawy. Zwodziłam własnego brata.  I okłamywałam Harrego- jedyną osobę, która stara się mi pomóc. Jedyną osobę, której czuje że mogę bezgranicznie zaufać. Jedyną osobę... na której mi zależy? Sama nie wiem. Moje emocje dotychczas są sprzeczne. Rozum mówi nie idź tą drogą, serce odwrotnie. Chce żebym zatopiła się w uczuciu, znalazła miłość. Jednak rozum skutecznie blokuje głos serca i jak na razie tak to wygląda. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w świeże ciuchy i pomalowałam się trochę, żeby zatuszować sińce. Wzięłam z kuchni jabłko i wodę mineralną i ruszyłam do szkoły. Na korytarzu, spotkałam nie kogo innego jak Harrego. Do mojej głowy znów, natrętnie wdarły się obrazy wczorajszego dnia. Odwróciłam się i szybkim krokiem próbowałam odejść, byleby jak najdalej od niego. Bałam się rozmowy i tłumaczeń. Bałam się że będzie zadawał zbędne pytania. Bałam się.. że się nie powstrzymam. Modliłam się, żeby mnie nie zauważył. Jednak nie. Moje modlitwy nigdy nie mogą być wysłuchane. Usłyszałam za sobą zachrypnięty głos, wołający mnie i chwilę później poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, skutecznie mnie zatrzymującą. Wzięłam głęboki wdech i powoli się obróciłam na pięcie. – Musimy porozmawiać – szepnął chłopak.
- Proszę, mów. – odpowiedziałam beznamiętnym głosem. Starałam się ukryć pod maską, co nie najlepiej mi wychodziło. Próbowałam nie patrzyć na zielone oczy, piękny uśmiech. Czułam, że gdy to zrobię, zatracę się bez pamięci i to będzie koniec ukrywania emocji pod maską obojętności.
- Nie tutaj. Na osobności – zażądał chłopak i złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Najpierw nie wiedziałam gdzie idziemy. Harry zaprowadził mnie do miejsca, o którym nie miałam zielonego pojęcia. Nie wiedziałam o jego istnieniu. Była to jakby druga część szkoły. Jedyna nie wymalowana i nie zadbana. Pod szarą ścianą stała stara, drewniana ławka. Posadził mnie na niej i zaczął nerwowo chodzić w kółko. Nie wiedziałam do czego zmierza. Trochę się go bałam. W końcu prawie w ogóle go nie znam, a on wyprowadził mnie na jakieś odludzie. Oddychałam powoli i skupiłam się na obserwowaniu bruneta. Nadal chodził tak w kółko, jakby się nad czymś zastanawiając. W końcu stanął przede mną i zaczął mówić. Chcąc nie chcąc musiałam popatrzyć na mojego rozmówce. I wtedy prawie stało się to, czego się obawiałam. Moja maska powoli upadała.
- Nat.. – zaczął powoli. – Przepraszam Cię za wczoraj. Nie wiem co się stało.. tylko wiesz co? Nie wiem co Ty ze mną robisz. Nie mam pojęcia, ale wiem tyle, że działasz na mnie w taki sposób jak nikt inny. Na Twój widok każdy element mojego ciała pragnie Twojej bliskości. Czuję się jakbym bez Ciebie nie mógł oddychać. – moje oczy zaczęły się powoli rozszerzać a on nadal kontynuował. Tym razem jednak podszedł bliżej, przykucnął i wziął moją twarz w swoje dłonie, tak żebym patrzyła mu prosto w oczy. – Z każdym dniem coraz bardziej mnie intrygujesz. Widząc co zrobił Ci ten ktoś, we mnie się aż gotowało. Miałem ochotę chronić Cię przed całym złem tego świata. Nadal mam.. – dodał - pomimo tego że nie znam twojej tajemnicy wiem, że mogę Ci zaufać. I sam nie wiem czemu teraz Ci to wszystko mówię, ale siedzi to we mnie od jakiegoś czasu i po prostu musiałem. Przepraszam.
- Ale za c... – nie dał mi dokończyć tylko wpił się namiętnie w moje usta. Na początku byłam tak zszokowana i zaskoczona, że nie wiedziałam co zrobić. Jednak gdy poczułam smak tych delikatnych, malinowych warg oddałam się cała temu pocałunkowi i równie mocno się w niego zaangażowałam. Moja maska całkowicie opadła i nie pozostało mi nic innego jak dopuścić do tego, czego się tak bałam, ale i również tego, czego pragnęłam. Przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze. Wargi bruneta sprawnie pieściły moje dając mi niepojętą przyjemność i rozkosz. Całował idealnie. Nagle Harry oderwał się ode mnie i popatrzył w moje oczy. Lustrowałam jego piękne, zielone tęczówki. Widziałam w nich tańczące iskierki. Iskierki które dawały nadzieję. Nadzieję której potrzebowałam codziennie – takiej na lepsze jutro.




Przepraszam za to że taki krótki. Mam nadzieję że wam się spodoba :)
Proszę o szczere opinie, i dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim.
Jesteście wielcy! :)
Całuję i życzę udanego weekendu.

greenapple xx

PS. Dodałam ankietę odnośnie pisania rozdziałów. To był pierwszy rozdział pisany z perspektywy Nathalie, czy chcecie takich więcej? Może chcecie tylko z perspektywy Harrego? Jest jeszcze opcja pisania na zmianę z perspektywy Harrego i Nat. Zapraszam do głosowania :)

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 6

Plan idealny Harrego Sytlesa na dziś? Wspierać Nathalie. Po wczorajszych, długich przemyśleniach i po rozmowie z Louisem, stwierdziłem że najlepiej będzie wspierać i pomagać Nat. Może wtedy mi zaufa i dowiem się czegoś więcej? Może wtedy będę mógł jej lepiej pomóc? Z tak optymistycznym podejściem wybrałem się do szkoły. Kolejny piękny dzień w Londynie. Bezchmurne niebo i wielkie, świecące na wszystkie strony słońce. Postanowiłem dziś pójść na nogach do szkoły. Świeże powietrze i nowa porcja tlenu, powinna wspomóc moje myślenie. Szedłem długą, betonową alejką parku i obserwowałem ludzi i zwierzęta dookoła. W małym stawie pływały kaczki a po trawie biegały psy. Pod moimi nogami co chwilę 'chrupały' wysuszone słońcem, jesienne liście, które przyozdabiały swoimi złotymi barwami park. Szedłem tak, aż do czasu gdy alejka zaczęła się zwężać i stała się zwyczajnym, przyulicznym chodnikiem. Dotarłem do wielkiego, starego- ale równocześnie zadbanego budynku mojej szkoły muzycznej. Wszedłem do środka, poszedłem do szafki wziąć potrzebne mi książki i udałem się do sali. Według podziału lekcji, pierwsza była lekcja śpiewu. Pani Montgomery zrobiła nam krótką rozgrzewkę i kazała każdemu zaśpiewać jakiś fragment piosenki. Później okazało się że z każdej klasy będzie wybierać kilku uczniów, którzy wystąpią w szkolnym musicalu. Każdy uczeń, w miarę swoich możliwości zaśpiewał najlepiej jak potrafi. Pani Montgomery zapisywała tylko coś w swoim dużym, grubym zeszycie i 'przesłuchiwała' następnych. Pod koniec, przerwał jej dzwonek na przerwę i w klasie zrobiło się zamieszanie.
- Proszę wszystkich o uwagę - nauczycielka zastukała w blat stołu, a wszyscy zwrócili wzrok na ciemnowłosą kobietę. - Gdy zrobię przesłuchanie we wszystkich klasach wywieszę listę głównych aktorów. Myślę że w następnym tygodniu lista powinna już wisieć na tablicy ogłoszeń szkolnych. Jeżeli ktoś jest
zainteresowany inną pracą przy musicalu, proszę się zgłosić do mnie. To wszystko na dziś. Dziękuję. - wszyscy wstali i zaczęli wychodzić z klasy.
Następna lekcja język angielski. Na tej lekcji nie działo się nic szczególnego, jak i na następnej matematyce. Gdy wszedłem do sali językowej, Nathalie już tam była. Dziś nie miała na sobie okularów. Siniaka, co mnie trochę na początku zdziwiło, nie było widać. Ukryła go skutecznie przed wzrokiem ciekawskich, pod warstwą makijażu. Nie powiem, wyglądała inaczej, ale równie ładnie. "Ładnemu we wszystkim ładnie.." - Cześć - przywitałem się z brunetką siadając obok niej. Dziewczyna posłała mi przyjazny uśmiech i szepnęła ciche "Hej".
- Jak tam oko? - spytałem głupio.
- Okej, już tak nie boli. - powiedziała smutnym głosem.
- Ładnie wyglądasz - uśmiechnąłem się do niej na co jej policzki przybrały dorodny, czerwony kolor.
- Dziękuję - szepnęła cicho. - Harry.. czy znalazłeś może wczoraj moje rysunki? nigdzie nie mogę ich znaleźć. - spytała lustrując moją twarz. Pacnąłem się w czoło "No tak.. rysunki."- Znalazłem i miałem je dzisiaj oddać, ale zapomniałem i leżą u mnie w domu. Potrzebujesz je na dzisiaj?
- Nie.. to są takie... takie moje własne - speszona spuściła głowę i obserwowała swoje buty, które wydawały się być dla niej najciekawszą rzeczą w tym pomieszczeniu.
- Jak chcesz to możemy po szkole pójść do mnie do domu, to Ci je oddam - uśmiechnąłem się delikatnie. - Masz po szkole czas?
- Tak - podniosła głowę i popatrzyła mi w oczy, jakby czegoś się w nich dopatrywała. Ja również nie byłem jej dłużny i zagłębiałem się w błękicie jej oczu. Tą chwilę przerwał nam brutalnie dzwonek. Oboje się opamiętaliśmy i usiedliśmy normalnie w ławce. Lekcja francuskiego minęła dość szybko. Jednak następne
lekcje dłużyły się niemiłosiernie. "Jak na złość.." Umówiliśmy się z Nathalie przed szkołą. Usiadłem wygodnie na zielonej ławce, stojącej przed budynkiem i cierpliwie czekałem na pojawienie się brunetki. Po chwili zauważyłem dziewczynę z długimi, brązowymi, lekko pocieniowanymi włosami zmierzającą do mnie.
- To jak idziemy? - zapytałem pełen entuzjazmu.
- Chodźmy - powiedziała dziewczyna lekko się uśmiechając. Ruszyliśmy przed siebie. Poszliśmy drogą na skróty, wiodącą przez park. Po drodze rozmawialiśmy o szkole, o muzyce i temat zszedł na jej rysunki.
- Od zawsze rysujesz? - spytałem spoglądając kontem oka na Nathalie.
- Od kiedy pamiętam, tylko jak byłam mała to te rysunki nie przypominały niczego konkretnego - zaśmiała się cicho. "Ale ona ma piękny śmiech.."- No wiesz.. ja jak byłem mały też nie umiałem ładnie śpiewać - uśmiechnąłem się do niej szeroko. - Wszystko przychodzi z czasem.
- A Ty? Ile już śpiewasz? - spytała patrząc w moją stronę.
- Od kiedy pamiętam. Mama mi mówiła że zanim zacząłem mówić już śpiewałem, to musiało być śmieszne.. - parsknąłem śmiechem i zacząłem udawać dziecięcy głos.
Nathalie patrzyła na mnie i tylko się śmiała. "Tak słodko i delikatnie.." przemknęło mi przez myśl. Nawet nie zauważyłem jak cała droga do mojego domu nam, i teraz staliśmy przed dużym, pomalowanym na pistacjowy kolor budynkiem.
- No to chyba doszliśmy. Wchodź - powiedziałem otwierając czarną furtkę. Jak na dżentelmena przystało przepuściłem Nathalie i zamknąłem za nami bramkę
Weszliśmy do domu. Ściągnęliśmy buty i płaszcze, i zaprowadziłem dziewczynę do salonu.
- Cześć Harry, już je... - do pokoju wparowała Janette.
- Cześć, poznaj to moja ciocia Janette, to koleżanka ze szkoły Nathalie - przedstawiłem sobie dziewczyny. Uścisnęły sobie dłoń i Jane się odezwała.
- To ja wam w takim razie nie przeszkadzam, chcecie coś do picia?
- Jeśli można prosić, herbatę - Nat uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ja też - dodałem i Janette wyszła z salonu zostawiając nas samych.
- Chodźmy może po twoje rysunki - zaproponowałem w końcu, na co brunetka tylko przytaknęła i razem poszliśmy na górę do mojego pokoju. Weszliśmy i Nat zaczęła oglądać pokój, podczas gdy ja szukałem jej rysunków. Jeszcze raz przyglądnąłem się ślicznie naszkicowanym pejzażom. Podszedłem do dziewczyny, właśnie oglądała ramkę ze zdjęciem.
- To twoja mama? - spytała cicho.
- Tak. Z moją siostrą Gemmą. - uśmiechnąłem się przyglądając jej niebieskim oczom, bacznie przyglądającym się ramce ze zdjęciem.
- A Twój tata? - spytała kierując swój wzrok na mnie. Przez chwilę nic nie mówiłem, zastanawiałem się co powiedzieć - Przepraszam, nie powinnam pytać.. - zmieszała się dziewczyna odkładając zdjęcie na szafkę, na której wcześniej stało.
- Nie, nic się nie stało. Tata po prostu nas zostawił - wypaliłem prosto z mostu. Szczerze nie wiedziałem czemu jej o tym mówię. Jakoś nigdy z nikim nie rozmawiałem na ten temat. Po prostu nie chciałem, to był temat którego nikt przy mnie nie poruszał. Wiedzieli że nie lubię o tym rozmawiać, ale przy niej
było inaczej. Potrafiłem się otworzyć, wiedziałem że mogę jej zaufać i że nikomu nie zdradzi żadnego mojego sekretu, ani niczego co jej powiem.
- Przykro mi - powiedziała smutnym głosem dziewczyna i popatrzyła się w moje oczy. Zagłębiłem się w jej lazurowych tęczówkach. Widziałem w nich ból, smutek ale i nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro. Nie wiem jaki, ale skrywała przede mną wielki sekret. Ona cała była jedną wielką tajemnicą, która co chwila w jednej
setnej wychodziła na wierzch. Pomimo tego co o niej wiedziałem, czułem że to nie wszystko. Chciałem całkowicie zagłębić się w tej tajemnicy i dotrzeć chociaż do jej skrawka. Dziewczyna przeszywała mnie swoim magnetyzującym wzrokiem. Jej malinowe usta przyciągały z niewyobrażalną siłą. Miałem ochotę choć na chwilę zagłębić się w nich i spróbować ich słodyczy. Wyglądały tak kusząco. Jak na złość dziewczyna nieświadomie przygryzła dolną wargę. "To wygląda tak kusząco..." Nasze twarze dzielił coraz mniejszy pułap. Coraz bardziej zaczęły się wzajemnie przyciągać. Gdy nagle dziewczyna odskoczyła jak oparzona. "Czemu..?" jęknąłem w duchu.
- yy.. to.. masz moje rysunki? - spytała zmieszana. Wiedziała do czego by zaraz doszło i na jej policzkach pojawił się wielki rumieniec.
- Aa... tak. Proszę - podałem jej kartki.
- Dziękuję. Wiesz Harry.. ja już może pójdę - powiedziała unikając mojego wzroku.
- Możesz zostać - namawiałem ją lecz była nieugięta.
- Nie. Muszę już iść. Dziękuję. - poszła przed siebie i wyszła z domu rzucając krótkie 'Do widzenia' Janette.
- Ale herbata.. - jęknęła Jane.
- Wypij sobie - rzuciłem i już miałem się odwrócić i pójść na górę, gdy Janette przytrzymała moje ramię i mnie skutecznie odwróciła w swoją stronę.
- Co się tam stało? - spytała mrużąc oczy i zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Nic, oddałem jej rysunki i powiedziała że musi iść - skłamałem.
- Harry, znam Cię nie od dziś. Serio, wiem kiedy kłamiesz.. Widzę że coś jest nie tak. - skomentowała patrząc podejrzliwym wzrokiem. Wyglądała jak jakiś detektyw na przesłuchaniu.
- Nic - zaklinałem się. - Serio, nic ważnego.
- Czyli jednak coś. - obróciłem się i wychodziłem po schodach gdy usłyszałem - Ja już mam sposoby żeby to z Ciebie wyciągnąć. - powiedziała pod nosem i wróciła do kuchni. Nie wiedziałem co robić. Po mojej głowie wciąż krążył ten obraz. Obraz jej pełnych, malinowych ust, które kusiły z każdą chwilą. Postanowiłem że muszę zrobić coś żeby zapomnieć. "Coś ty sobie myślał? Że ona na Ciebie poleci? W zasadzie to ona chyba kogoś ma więc odpuść sobie" moje drugie ja, jak zwykle podniosło mnie na duchu. (Czujecie ten sarkazm?)
Wziąłem kluczyki od samochodu i postanowiłem przejechać się do szpitala, i powłóczyć się gdzieś po okolicy. Gdy przyszedłem do Louisa był znów sam. "To chyba nawet lepiej..".- Cześć stary! - przywitałem się z przyjacielem.
- Siemka - oderwał się od jakiejś pasjonującej czynności na komórce. - Co Cię sprowadza w moje skromne progi? - powiedział grubym głosem na co oboje się zaśmialiśmy.
- To nie można już przyjść i odwiedzić przyjaciela? - spytałem podnosząc brwi.
- Jasne że można.. To dla mnie? - spytał z szeroko otwartymi oczami widząc jak kładę obok niego pojemnik z ciastem od Jane.
- Tak, z pozdrowieniami od Janette.
- Powiedz jej że ją kocham! - powiedział biorąc sobie kawałek czekoladowej słodkości. - mmm.. jakie to jest pyszne! - rozkoszował się każdym kęsem.
- Widzę że czujesz się znakomicie.
- No jeżeli mam takie dobre jedzonko i tyle osób się mną opiekuje to jak mam się czuć inaczej? - wystawił język - Coś mi się obiło o uszy że Nathalie dziś u Ciebie była... - zaczął z podejrzliwym uśmieszkiem. Ja tylko walnąłem się w czoło i ukryłem twarz w dłoniach.
- Serioo..? - jęknąłem przeciągle - Ile Janette osób już zdążyła powiadomić?
- Zadzwoniła do mnie, bo wie że tylko ja umiem z Ciebie wyciągnąć potrzebne wiadomości - Lou stanął w obronie Jane. - To jak, powiesz mi co się stało?
- Nie - wystawiłem mu język.
- Dobra, to ja mam focha - założył teatralnie ręce, zrobił obrażoną minę i odwrócił się w drugą stronę.
- Louuu..
- Dopóki nie powiesz ja mam focha.
- To jest szantaż! - prychnąłem.
- Ani mi się śni. To jest po prostu... dobry sposób na wydobycie z Ciebie informacji - wyszczerzył się.
- Wykorzystujesz to.
- Nie, no może troszeczkę.. Powiedz po prostu i będziemy to mieć za sobą.
- A może ja nie chce o tym mówić? - stwierdziłem.
- Mnie to nie obchodzi. Mam tajną misję dowiedzenia się co się stało, że mój najlepszy przyjaciel chodzi smutny - zrobił z rąk pistolet i zdmuchnął z niego pył. Niczym tajny agent w amerykańskich filmów, lub Janem Bond. - Mów! - nakazał - to dla twojego dobra.
- Powiem Ci, pod warunkiem że nie powiesz o tym nikomu. Jeżeli piśniesz o tym słówko choćby Janette lub komukolwiek, to masz przechlapane.
- Okej, mów - ponaglił.
- Prawie pocałowałem Nathalie - wydusiłem z siebie.
- Aaa.. i to jest powód do smutku? - popatrzył na mnie z politowaniem.
- Jasne, gdyby znów - z podkreśleniem na znów - nie uciekła. Jestem totalnym debilem. Ja chciałem ją pocałować, a Ona ma chyba chłopaka! - jęknąłem.
- Hmm.. - Lou się zamyślił - to zmienia postać rzeczy..
- No właśnie. Ale co ja poradzę że ona mnie tak pociąga i że działa na mnie jak cholerny magnes - westchnąłem i znów schowałem twarz w dłoniach.
- Harry.. - Lou zaczął mnie pocieszać - może nie ma chłopaka, skąd masz pewność? - uśmiechnął się pocieszająco.
- Bo ich widziałem? Nawet gdyby.. to że ja coś do niej czuję to nie znaczy że ona czuje coś do mnie. - "Właśnie.. i tu nasuwa się dobre pytanie. Co ja do niej czuję?".- Zobaczysz, wszytsko się ułoży - przyjaciel dodał mi otuchy i potem zmieniliśmy temat na jakieś błahe plotki typu co w szkole itp.
Wróciłem do domu. Janette jak jakiś szpieg kontrwywiadu siedziała czujnie przy telewizorze i widocznie na mnie czekała. "Zapewne chciała się dowiedzieć czy Lou coś ode mnie wyciągnął" - Hej, i jak tam Louis? - spytała.
- Wszystko dobrze. I od razu powiem. Nie, nie dowiesz się co się stało - oznajmiłem z triumfalnym uśmiechem.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć że Louis swoimi sposobami tego z ciebie nie wyciągnął - powiedziała mrużąc oczy i unosząc jedną brew do góry.
- No widzisz.. ja może też mam na niego sposoby - wystawiłem jej język za co dostałem kuksańca w bok - Idę do siebie, dobranoc.
- Paa.. - powiedziała Jane. Poszedłem na górę do siebie, popatrzyłem na moją gitarę, którą dostałem od mamy i Gemmy na urodziny. Stała oparta o ścianę w koncie pokoju. Lekko się zakurzyła. Od przyjazdu tutaj nie grałem na niczym. Potrafiłem grać na gitarze i na pianinie, lecz ostatnio nie miałem jakoś na to
wyrobienia. Najwyższy czas, żeby to nadrobić. Otarłem zalegający na gitarze kurz i zabrałem się za granie piosenek, których nauczyłem się grać w dzieciństwie. Muzyka zawsze dawała mi chwilę wytchnienia i odpoczynku od przytłaczającej rzeczywistości.




Tam taa daa dam! :D
Mam nadzieję że sprawiłam wam choć minimalną niespodziankę pojawieniem się dzisiejszego rozdziału :)
Mam również ogromną nadzieję, że ten rozdział wyszedł lepszy od tamtego.
Oczywiście liczę na wasze szczere opinie, które są dla mnie najważniejsze i dziękuję wszytskim tym którzy czytają moje bezsensowne wypociny i komentują rozdziały.
Jesteście kochani! <3
Całusy! ;*

greenapple xx

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 5

Jechałem do szkoły. "Chociaż nie wiem czy stanie w kilku-kilometrowym korku można nazwać jechaniem..." W radiu leciały jakieś piosenki, a ja podśpiewywałem sobie pod nosem. Byłem szczęśliwy. Czemu by nie być? Moje życie powoli zaczynało wracać do normy. Niedawno skończyłem związek z Caroline. Dopiero teraz mogłem poczuć co to jest wolność. Zobaczyć jak ten związek mnie ograniczał. Teraz mogę robić co chce, z kim chce, kiedy chce... jestem po prostu wolny. Co jeszcze? Mój najlepszy przyjaciel wybudził się ze śpiączki. Chodzę do wymarzonej szkoły i poznałem cudowną osobę. Czegóż chcieć więcej? Czy to nie wydaje się być wymarzonym życiem? Co chwilę korek się ruszał, żeby znów stanąć i tak przez kilka kilometrów. Śpiewałem pod nosem kolejny utwór lecący w radiu i cieszyłem się życiem.Pogoda tego dnia wręcz zachwycała. Londyn, co było rzadkością, obdarzył nas dziś pięknym, słońcem i bezchmurnym niebem. Pogoda była wręcz idealna. Wszystko od samego rana pozytywnie mnie nastrajało, i nawet beznadziejny korek nie popsuł mi humoru. Parkowałem samochód na szkolnym parkingu. Witałem się z wszystkimi ludźmi dookoła, zarażając ich moim pozytywnym nastrojem. Dawno nie czułem się taki radosny. Ostatnio wszystko szło ku dobrej drodze, ale wczorajsze wydarzenie przypieczętowało moją radość. Pobiegłem schodkami na drugie piętro, na którym znajdowała się sala matematyczna. Wszedłem do niej pośpiesznym krokiem, rozpakowałem rzeczy na ławce i cierpliwie czekałem na dzwonek. Jak na zawołanie z urządzenia wiszącego nad salą rozległ się przeraźliwie piskliwy dźwięk. Do sali weszła nauczycielka i tym oto sposobem zaczęła się lekcja matematyki. Tego dnia, trafiło akurat na mnie i byłem wywołany do odpowiedzi. Bez problemu zrobiłem na tablicy zadanie, za które dostałem piątkę. "Kolejny powód do radości..." Jednak mój największy powód do radości będzie na następnej lekcji - języku francuskim. Dość szybko minęła matematyka. Powolnym krokiem zmierzałem do sali językowej. Po drodze spotkałem Nathalie.- Cześć - przywitałem się z wielkim uśmiechem na twarzy.- Hej - rzuciła beznamiętnym głosem.- Coś się stało? Czemu nosisz w szkole okulary? - spytałem.- Nie Twoja sprawa - warknęła i weszła do klasy. "okejjj.. to było zdecydowanie dziwne!" stwierdziłem i poszedłem za brunetką. Dziewczyna usiadła w tym samym miejscu co poprzednio. Powoli podszedłem do stolika i usiadłem na swoim miejscu. Pomiędzy nami panowała niezręczna cisza. To było dziwne. Wczoraj miła, sympatyczna i uśmiechnięta a dziś jakaś zdołowana i opryskliwa. Bałem się aż odezwać i tym sposobem przez całe, ciągnące się w nieskończoność 45 minut siedzieliśmy w ciszy. Pod koniec lekcji Coldman zawołał ją do siebie.- Czemu nosisz okulary po szkole młoda damo? - usłyszałem w oddali jego niski, męski głos. Wziąłem plecak i już zmierzałem do drzwi gdy coś mnie tknęło żeby się obrócić i jeszcze raz spojrzeć w kierunku nauczyciela i dziewczyny.- Boo... - słyszałem jej jąkanie się.- Bo? - ponaglał nauczyciel. Usłyszałem ciche westchnięcie dziewczyny i zobaczyłem jak powoli ściąga okulary. Jej oko 'przyozdabiała' wielka śliwa. Siniec wielkości pięści. Ktoś musiał ją uderzyć "Brawo za spostrzegawczość Styles!" zakpił mój wewnętrzny głos.- Co Ci się stało? - spytał trochę przerażonym głosem nauczyciel.- yyy.. zagapiłam się i weszłam w coś. To nic poważnego - wymigiwała się dziewczyna. Coldman popatrzył w moją stronę i jakby dopiero o mnie zauważył.- Harry, wyjdź stąd proszę. - powiedział poważnym głosem i zamknął za mną drzwi.Postanowiłem że udam się do mojego 'zakątka'. Usiadłem na długiej drewnianej ławce, schowałem twarz w dłoniach i zacząłem myśleć. "Kto mógł jej to zrobić..?" Ja ani trochę nie wierzyłem w historyjkę z 'przypadkowym zderzeniem'. Takie bajki to może wciskać Coldmanowi, ale nie mnie. Jakbym tylko wiedział kto jej to zrobił too.. "To co?" to by już nie żył. "Czyżby zależało Ci na Nathalie?" Nie.. to znaczy. Tak, ale.. Zamknij się po prostu. "Jestem Tobą, Twoim wewnętrznym głosem" Nie utrudniaj tylko się przymknij. Kurde, co teraz? - jęknąłem w duchu. Dzisiejszy dzień zapowiadał się tak wspaniale... Nagle usłyszałem ciche granie fortepianu a zaraz po nim usłyszałem TEN głos. Zawładnął całym moim ciałem. Nie wiem jak ona to robi, ale gdy słyszę jak śpiewa moje serce ma ochotę wyrwać się z piersi i pobiec za nim. Za tym magicznym, anielskim głosem. To na sto procent była ona. Tylko jej głos był tak idealny. Szybko wziąłem swoje rzeczy i pobiegłem do sali. Cichym krokiem wszedłem do środka i podążyłem w jej kierunku. Nie chciałem jej wystraszyć, dlatego słuchałem jej śpiewu, dopóki nie skończyła. Jej palce zgrabnie posuwały się po klawiszach tworząc dźwięki. Jej głos był zwieńczeniem wszystkiego. Gdy skończyła powoli usiadłem obok niej. Popatrzyłem w jej niebieskie tęczówki i zobaczyłem w nich łzy. Jedno oko było całkiem sine dookoła. Po jej policzkach powoli spływały słone krople. Nie chciałem się pytać, wiedziałem że to nie najlepsza pora. Wziąłem ją w swoje ramiona i mocno przytuliłem. Kołysałem delikatnie jej ciałem i szeptałem uspakajające słowa do ucha. Dziewczyna powoli przestawała łkać. Odkleiła się ode mnie i otarła łzy. Powoli zaczęła wstawać.- Gdzie idziesz? - spytałem obserwując co robi.- Przepraszam Harry, przepraszam..- Ale za co? - spytałem zdziwiony. - przecież... - dziewczyna nie dała mi dokończyć.- Dziękuję - szepnęła i wbiegła z budynku zabierając po drodze swoje rzeczy. "Cholera.." mruknąłem pod nosem. Czemu ona zawsze ucieka? Czemu nie pozwoli sobie pomóc? czemu musi być tak cholernie tajemnicza? "I przy okazji pociągająca?" Zamknij się. Gdy wychodziłem z pomieszczenia zauważyłem kilka rozsypanych kartek przy wyjściu. Podniosłem jedną z nich i dokładnie oglądnąłem. Czyli tajemnicza Nathalie rysowała. "Brawo geniuszu!" Kolejna rzecz którą mogę dopisać do mojej wiedzy o Nathalie. Lista ta jest zadziwiająco krótka: Cudownie śpiewa, rysuje, jest śliczna i tajemnicza. "I zniewalająco pociągająca?" Powiedziałem Ci już dzisiaj żebyś się łaskawie zamknął? Zebrałem wszystkie kartki i wziąłem ze sobą.Pojechałem do szpitala. Najlepiej w takiej sytuacji wygadać się przyjacielowi. Wszedłem do sali. Ku mojemu zdziwieniu Louis był sam.- Cześć, El nie ma? - spytałem lekko zdziwiony rozglądając się po sali.- Nie, wyszła bo musiała coś załatwić. Jak Ci minął dzień?- Dziwnie...- Coś się stało? - spytał z troską w głosie.- Na początku wszystko było OK. Miałem dobry humor, ale po lekcji francuskiego... Nathalie ktoś pobił. - powiedziałem wpatrując się w oddalony punkt i przypominając sobie wygląd twarzy brunetki.- Powiedziała Ci kto?- Nie, nie rozmawiałem o tym z nią. Jak się spytałem o to czy coś się stało to strasznie na mnie naskoczyła. W sumie to sama mi tego nie pokazała, tylko zauważyłem jak ściągnęła okulary. Przy nauczycielu twierdziła że na coś wpadła, ale tylko idiota nie spostrzegłby że ktoś jej to zrobił - powiedziałem smutnym głosem. Louis chwilę nad czymś myślał, po czym w końcu się odezwał.- Myślę że powinieneś jej dać trochę czasu. Czy ty chciałbyś gadać o tym z kimś kogo praktycznie nie znasz? - spytał z delikatnym, pocieszającym uśmiechem.- No niee.. - westchnąłem przeciągle.- Właśnie. Daj jej trochę czasu. Jak będzie chciała to Ci powie - poklepał mnie po ramieniu.- Dzięki Lou. Jesteś moim wujkiem-dobrą radą - wyszczerzyłem się do przyjaciela.- Służę pomocą - Lou wypiął dumnie pierś do przodu.- A jak ty się czujesz? - spytałem po chwili.- Nie narzekam. Jeszcze żebra i noga trochę mnie boli, ale wszystko idzie ku dobrej drodze. Lekarz mówi że jak dobrze pójdzie to za tydzień może dostanę wypis.- To super - uśmiechnąłem się szeroko. Do sali weszła pielęgniarka z kolacją dla Louisa i zaraz wyszła.- Łeee... widzę że to co mówią o szpitalnym żarciu jest prawdą - popatrzyłem z obrzydzeniem na talerzyk Louisa na którym leżała jakaś papka, jak dla niemowląt. - Smacznego - poklepałem go pocieszająco po ramieniu.- Cichooo.. ja tego nie jem. Zaraz przyjdzie Eleanor. Obiecała przynieść mi coś dobrego - wyszczerzył rządek białych zębów w uśmiechu. Jak na zawołanie do sali wparowała zdyszana El.- O cześć Harry! - uśmiechnęłam się przyjaźnie.- Cześć El. Co ty taka zdyszana?- Biegłam tu na górę żeby jedzenie było jeszcze ciepłe - wyciągnęła z siatki danie na wynos. Louisowi na widok jedzenia zaiskrzyły się oczy, jak pięciolatkowi na widok nowej zabawki.- Dobra, to ja nie przeszkadzam. Wpadnę jutro, trzymajcie się! - pożegnałem się z El i zajadającym się pysznościami Louisem i pojechałem do domu. W salonie siedziała wpatrzona w telewizor Janette.- Hej, już jestem - przywitałem się.- Cześć Harry. Jak tam w szkole?- Świetnie - "Może poza pewnym szczegółem..." - dostałem piątkę z matematyki - wyszczerzyłem się triumfalnie.- Gratuluję. Byłeś dziś u Louisa?- Tak, przed chwilą od niego wróciłem.- I jak się trzyma?- Wszystko OK. Może za tydzień wyjdzie ze szpitala. - uśmiechnąłem się do niej.- To dobrze. Upiekłam ciasto, poczęstuj się i jak chcesz to mogę Ci spakować żebyś zawiózł Louisowi do szpitala. Podobno żarcie tam jest obrzydliwe. - wzdrygnąłem się na samą myśl o zielonej papce na talerzu przyjaciela.- Nie podobno... Louis chyba Cię pokocha za to ciasto - mrugnąłem do niej oczkiem. - A Jak u Ciebie w pracy?- Jak zwykle. Poza tym że szef się na mnie uwziął to spoko.- Czemu miałby to robić? Zaraz, czy ty... - nie dokończyłem.- Tak. To z nim się przedwczoraj umówiłam - przewróciła oczami. - I teraz mam za swoje. Pamiętaj Harry! Nie umawiaj się z pracodawcami.. to samo zło - zaśmiała się.- Dobra idę się wykąpać i spać! - westchnąłem. To był dzień pełen emocji.- Zdecydowanie - przytaknęła Jane.- Dobranoc - powiedziałem wychodząc z salonu.- Dobranoc Harry! - krzyknęła Janette.Udałem się na górę do łazienki i napuściłem gorącej wody do wanny. Zwykle preferowałem długie prysznice, ale postanowiłem dziś zrobić wyjątek. Zanurzyłem się w gorącej, parującej wodzie i dałem odpocząć moim pospinanym mięśniom. To był zdecydowanie trudny i męczący dzień - stwierdziłem. Umyłem dokładnie moje włosy miętowym szamponem, którego przyjemny zapach unosił się w łazience. Wyszedłem z wanny, ubrałem się i poszedłem prosto do łóżka. W niedługim czasie udałem się w krainę Morfeusza.








Od razu na wstępie chciałam powiedzieć, że rozdział jest taki sobie.
Średnio mi się podoba, i przepraszam was za niego, ale chciałam w końcu coś dodać, a nie najlepiej się dziś czułam i wyszło coś takiego... Do tego nie miałam siły żeby sprawdzić pisownię, więc jeżeli są jakieś błędy to przepraszam za nie z góry.
Jesteście megaaa kochani <3
Dziękuję wam za wszytskie komentarze. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy!
Dziękuję wszytskim za wszytskie miłe słowa! Jak to czytałam to uśmiechałam się do monitora ;)
 Poprawiliście znacznie mój humor, dziękuję! :)
Jeszcze raz przepraszam za ten rozdział, i obiecuję że następny postaram się napisać choć trochę lepszy i ciekawszy! :)
Jeżeli chcecie być informowani na Twitterze o nowym rozdziale, napiszcie w komantarzach.
To chyba tyle.
Zapraszam do komentowania i całuję!  ;*

greenapple xx.